wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 11

Julia nie sądziła, że Tristan ponownie podejmie temat, w dodatku tutaj, na korytarzu w Akademii. Czy pocałunek na łące miał dla niej znaczenie? Chyba tak. Coś ją wtedy tknęło, to uczucie, którego nigdy wcześniej nie zaznała. Tylko czy to była miłość? Może zauroczenie?
- A dla ciebie? – spytała.
- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem…
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Mogę ci zaufać?
- Oczywiście, oddałbym za ciebie życie, przecież wiesz – nagle ściszył głos – Poza tym jesteś córką Azoli. Nie mógłbym zawieść twojego zaufania ani pozwolić, by coś ci się stało.
Co on robi? Musiał powiedzieć akurat „córka Azoli”! Przecież jak ktoś ich usłyszy, to cały plan może spalić na panewce! Już chciała go skarcić, kiedy niespodziewanie ją pocałował, zupełnie jak wówczas na łące. Wtedy gdzieś z tyłu usłyszała czyjś głos. Serce podskoczyło jej do gardła. Ten ktoś musiał słyszeć całą ich rozmowę! Szybko odepchnęła od siebie chłopaka i spojrzała za siebie. Pusto. Odetchnęła z ulgą. Musiało jej się zdawać.
- Coś się stało? – zaniepokoił się Tristan.
- Nie, nic. Wydawało mi się, że coś słyszałam – nagle poczuła, że robi się senna -  Przepraszam, ale jestem trochę zmęczona. Muszę odpocząć. Widzimy się jutro?
- Jasne.
Wstała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Uśmiechnęła się do Tristana i posłała mu buziaka. Ten wyciągnął dłoń i złapał go. Julia zaśmiała się, po czym zamknęła drzwi.
Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeszcze miesiąc temu żyła ze swoją mamą w spokojnej dzielnicy Chicago jako przeciętna nastolatka, której życie było tylko nudną rutyną. Teraz  jest prawną następczynią tronu Aesii, Strażniczką Portali, jedyną nadzieją Erry naznaczoną znakami Dża-Sę i Ta-Mir.
Dziewczyna opadła zrezygnowana na łóżko. Czuła się przytłoczona tyloma problemami: misja zgładzenia Aris, egzamin na Strażnika, sprzeczne uczucia do Kyle’a i Tristana, ewentualne usprawiedliwienie dla Rony za złamanie obietnicy… Och, czasami naprawdę tęskniła za swoim dawnym życiem. To prawda, było monotonne, ale również spokojniejsze i bezpieczniejsze. Pamiętała, jak marzyła o przeżyciu przygód bohaterów jej ulubionych książek i filmów. Chciała być kimś wielkim i ważnym. Dziś oddałaby to wszystko za cenę bycia zwykłą dziewczyną.
  Bardzo chciała, aby przy jej boku była teraz mama. Pocieszyłaby ją tak jak wtedy, kiedy została ośmieszona na tle całej szkoły albo kiedy dostała pierwszą jedynkę.
 - Tęsknię za tobą, mamo… - szepnęła.
Na policzku pojawiła się pierwsza łza. Druga. Trzecia. Wkrótce ciekły strumieniami. Rozpłakała się jak małe dziecko. Myślała, że czas zdołał zagoić rany, pozwolić zapomnieć, żyć dalej.
Niestety, wspomnienia roześmianej twarzy mamy nawiedziły ją ze zdwojoną siłą. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie potrafiła ją wspominać bez łez. Chyba nie.
Nagle w najmniej odpowiednim momencie Julia poczuła znajomy ból głowy. Wizja.
- Nie, nie teraz… nie wykorzystuj mojej słabości… - załkała i zgięła się w pół.
Ból nie ustąpił, wręcz przeciwnie – nasilił się. Dziewczyna niemal czuła jak czaszka pęka jej na pół.
Krzyknęła i bezwładnie stoczyła się z łóżka. Gdy upadła z łoskotem na podłogę, zaparło jej dech w piersi. Chciała zaczerpnąć powietrza, ale udało jej się dopiero po kilku sekundach. Dzwoniło jej w uszach, zmysły powoli przestawały odbierać obraz, dźwięk, czucie.
- Proszę… nie teraz… - zdołała tylko wyszeptać, potem pochłonęła ją ciemność.

Wszystko, co widziała w tej Wizji było ostre i wyraźne, jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy mogła odbierać inne bodźce z otoczenia, nie tylko obraz i dźwięk jak dotychczas. Julia czuła się jakby śniła na jawie. Mogła wszystkiego dotknąć, posmakować…
Znajdowała się na łące pełnej ognistoczerwonych maków, które ciągnęły się aż po horyzont. Nieopodal dostrzegła rozłożysty dąb o srebrnych liściach i złotej korze. Wyglądał bajecznie. Pod pniem rysowała się niewyraźna ludzka sylwetka. Julia ruszyła w stronę drzewa. Miała przeczucie, że to właśnie tam ma iść. Z każdą kolejną sekundą była coraz bardziej zdziwiona tak uderzającym podobieństwem Wizji do rzeczywistości. Czuła pod stopami wilgotną ziemię, kwiaty ocierające się o kolana. Jej nozdrza wdychały świeży polny zapach. Delikatny wiatr rozwiewał jej włosy. Nie mogła uwierzyć, że wciąż leży skulona na podłodze w swoim pokoju, a to wszystko to tylko iluzja, złudzenie.
Gdy znalazła się pod złoconymi konarami dębu, ludzka postać wciąż nie była wyraźna. Cień rzucany przez drzewo padał na jej twarz. Julia zrobiła jeszcze parę kroków w jej stronę. Dostrzegła długie blond loki opadające na jej ramiona…
- Azola! - wykrzyknęła zdumiona dziewczyna.
Kobieta wyszła z cienia, pozwalając, by słońce ukazało jej oblicze. Miała lekko podłużną  dojrzałą twarz o majestatycznych rysach. Uwagę przykuwały jej oczy – duże i ciemnozielone, przyozdobione długimi rzęsami. Poniżej znajdował się zgrabny nos. Malinowe usta trwały w lekkim uśmiechu. Jej cera była w odcieniu kości słoniowej. Wyjątkiem były zaróżowione policzki. Azola była piękna. Nosiła długą karmazynową suknię podszytą białym materiałem według mody XIX wieku. Wyglądała jak prawdziwa arystokratka. W poprzednich Wizjach Julia zapamiętała ją raczej jako mizerną kobietę o wystraszonym, czujnym spojrzeniu.
- Julio…-  szepnęła Azola - …zmieniłaś się.
- Skąd możesz to wiedzieć? Ostatnio widziałaś mnie jako niemowlę - odpowiedziała nieufnym tonem dziewczyna.
- Mylisz się. To ty mnie nie widziałaś - rzekła ciepło.
- O czym ty mówisz?
- Przepraszam cię za tę nieoczekiwaną Wizję. Tym razem jest inna, prawda?
I to jeszcze jak.
- Zdecydowanie. Przede wszystkim była bardziej bolesna – powiedziała urażona.
- To moja wina. Powinnam poczekać aż staniesz się silniejsza, ale nie mogłam już dłużej odwlekać tego spotkania. 
- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?
Azola uśmiechnęła się smutno. Każdy gest, każdy ruch wykonywała z taką gracją…
- Wiem, że możesz być wściekła za to, że ukrywałam przed tobą prawdę…- powiedziała kobieta, odwróciwszy wzrok.
- Przecież nawet cię nie znam – Julia nie wiedziała, do czego zmierza królowa.
Zerwał się wiatr, rozwiewając złote włosy Azoli.  Dziewczyna była zła, że nie dane jej było otrzymać pięknej urody po matce.
- Mylisz się. Znasz mnie bardzo dobrze – widząc przestraszony wyraz twarzy córki, dodała pospiesznie - Pozwól, że wszystko ci wytłumaczę.
Machnęła ręką. Nagle łąka, maki, drzewo zaczęły znikać. Cały piękny świat pożerała ciemność.
- Co się dzieje?! – wykrzyknęła Julia.
- Nie bój się…dopóki jesteś ze mną, nic ci nie grozi – uspokoiła ją Azola.
Po chwili ciemność ustąpiła miejsce nowemu otoczeniu. Z ziemi nagle zaczęły wyrastać trawy, krzewy, drzewa. Gołe gałęzie zaczęły obrastać zielone liście. Na niektórych drzewach i krzewach zaczęły rosnąć owoce – jagody, jabłka, borówki. Ziemia gdzieniegdzie pokryła się kwiatami. Pojawiły się pojedyncze prawdziwki. Julia obserwowała z niedowierzaniem, jak w parę sekund tworzy się cały las.
- Przywołałaś Wizję w Wizji? – spytała dziewczyna.
- Kiedyś też się nauczysz.
Wtem ciszę rozdarł krzyk. Julia usłyszała szelest liści i nagle spośród krzewów wyłonił się Jonatan. Oparł się o drzewo, ciężko dysząc. Musiał bardzo szybko biec. W rękach trzymał zawiniątko.
- Już widziałam tę Wizję - powiedziała Julia.
- Tak, ale nie w całości – odparła Azola.
Gdzieś za nimi ponownie rozległy się okrzyki, tym razem towarzyszył im tętent końskich kopyt. Na ten dźwięk Jonatan odwrócił się wystraszony. Spojrzał szybko na zawiniątko i utworzył Portal.
Julia nigdy nie widziała dalszej części Wizji. Zwykle urywała się w tym miejscu. Tym razem dane jej było widzieć więcej. Jonatan już miał wskoczyć do Portalu, kiedy niespodziewanie ktoś brutalnie powalił go na ziemię. Mężczyzna ciężko upadł, a dziecko, które trzymał, potoczyło się dalej. Zaczęło płakać. To cud, że jeszcze żyło. Żołnierz, który rzucił się na Jonatana, mocno złapał go za nadgarstki. Chwilę potem oboje otoczeni byli przez resztę oddziału na koniach. Zeskoczyli z wierzchowców i przytrzymali Jonatana. Jako ostatni, z ciemnego wnętrza lasu wyłonił się przywódca. Jego koń był największy i najsilniejszy ze wszystkich. Sam mężczyzna miał na sobie długą czarną pelerynę z kapturem, który zakrywał jego twarz. Nadawała mu diabolicznego wyglądu. Jednym ruchem ręki zsunął kaptur, osłaniając swe oblicze. Miał pociągłą twarz, mocno zapadnięte oczy i surowy wyraz twarzy. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego wygląd mówił sam za siebie - Julia od razu wiedziała, że jest suchy, ostry i zły do szpiku kości.  
- Witam ponownie, Jonatanie – rozległ się zimny głos przywódcy – Nie mogłem się doczekać, aż znowu się spotkamy!
- Tristan! – syknął Jonatan – Czemu zawdzięczam twą wizytę?
- Tristan? - zdziwiła się Julia.
- Był kiedyś przyjacielem Jonatana - wyjaśniła Azola - Przyjaźnił się z nimi również Jossel. Byli nierozłączni. Niestety, do czasu…
Julii ciężko było uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Tristan w Akademii i inny Tristan w Wizji? Coś tu nie gra. Postanowiła jednak na razie nic nie mówić Azoli o swoich spostrzeżeniach.
            Przywódca zsiadł z konia i podszedł do Jonatana, delektując się widokiem, jak bezskutecznie próbuje uwolnić się z uścisku żołnierzy. Po chwili jego wzrok powędrował ku płaczącemu dziecku, które nadal leżało na ziemi.
- A to zapewne Joalenna – powiedział jakby od niechcenia – Wdała się w Azolę. Jaka szkoda, że nie zobaczysz, jak dorasta.
- Wybrałeś nie tę drogę, co trzeba, Tristanie – warknął Jonatan.
Starał się obserwować każdy jego ruch w obawie, iż może zrobić coś dziecku. Było to trudne, gdyż żołnierze starali się trzymać go jak najbliżej ziemi.
- Znowu się mylisz, Jonatanie. To ty popełniłeś błąd. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że przegrałeś? Nie chcesz zawieść Azoli, mam rację? Byłaby taka załamana, gdyby dowiedziała się, że jej mąż się od niej odwrócił…
- Tu chodzi o nasze dziecko! – krzyknął Jonatan – Nigdy się od niej nie odwrócę! Kocham ją, tak samo jak Joalennę!
- Miłość…- prychnął Tristan – …to przez nią nie myślisz racjonalnie! Kiedy Katrin mnie odrzuciła, straciłem wszystko na czym mi zależało!
- Byłeś dla niej okrutny. Dobrze, że w porę się opamiętała.
- To prawda, przestałem umieć kochać, ale kto teraz triumfuje? Ja! Nie była mi do tego potrzebna…miłość – wypowiedział ostatnie słowo z odrazą – Wszystko przestało mieć znaczenie.
- Nawet twoje własne życie? – rozległ się głos Jonatana z góry.
Wszyscy łącznie z Julią i Azolą zaczęli się rozglądać po koronach drzew. Tristan jako pierwszy dostrzegł bruneta siedzącego na jednej z gałęzi pobliskiego drzewa. Jak gdyby nigdy nic skubał w dłoni mały liść.
- Mogłem się domyśleć! – syknął wściekły Tristan.
Okazało się, że zarówno Jonatan leżący na ziemi, jak i dziecko byli jedynie iluzją. Kiedy prawdziwy Jonatan pstryknął palcami, iluzje rozmyły się.
- Owszem, Tristanie… –  mężczyzna zeskoczył z gałęzi – …mogłeś się domyśleć.
- Brać go! – ryknął przywódca żołnierzy.
Lecz gdy odwrócił się do swych towarzyszy, osłupiał. Wszyscy zostali schwytani przez ekipę Jonatana. Musieli zadziałać, kiedy brunet odwrócił uwagę Tristana. 
- Mogłeś to, mogłeś tamto… - ciągnął spokojnie iluzjonista, nadal skubiąc liść – …nie sądzisz, że  mogłeś aż za dużo? Ostatnimi czasy, w porównaniu do mnie i Azoli, opływałeś w luksusy, przyjacielu.
- Pożałujesz – warknął Tristan, patrząc groźnie na Jonatana.
Miał zaciśnięte pięści. Julii wydawało się, że broni się ostatkami sił, by nie rzucić się na przeciwnika.
- Znowu się mylisz, Tristanie – Jonatan użył jego słów sprzed kilku minut - To wy pożałujecie. Ty, Aris oraz wszyscy obłudnicy, którzy zdradzili Aesję! Za kilkanaście lat, kiedy moja córka powróci, dostaniecie za swoje.
Tristan zacisnął zęby. Był taki pewien zwycięstwa…zbyt pewien…
- A będzie to powrót w wielkim stylu, zapewniam cię… - rozbawiony Jonatan patrzył jak Tristan gotuje się ze złości.
Niespodziewanie Wizja zaczęła się rozmywać. Zniknął las, Jonatan, Tristan… nim Julia się obejrzała, znów była na łące pod rozłożystym dębem. Tuż przed nią stała Azola.
- Jak Jonatanowi udało się stworzyć tak wierną iluzję? – Julia była w szoku.
- Zapewne wiesz już, że Strażnicy mogą mieć różne moce. To właśnie jest moc Jonatana – tworzenie niezwykle realistycznych iluzji. Zauważ, że żołnierze Tristana mogli je nawet dotknąć.
- W takim razie czym Strażnicy obdarzeni mocą różnią się od Czarowników? 
- Otóż Dża-Sę - znak Czarowników pozwala na rozwijanie wielu mocy, a moc Strażnika ogranicza się do jednego daru. Znasz jakichś Strażników z mocą?
Julia zastanowiła się. Jeśli urok osobisty zaliczał się jako moc, Kyle na pewno ją posiadał.
- Nie znam nikogo takiego - odpowiedziała po chwili.
- Jestem przekonana, że wkrótce poznasz.
- Rozumiem, że pokazałaś mi tę Wizję, aby udowodnić, że Jonatan…to znaczy tata…nie przeniósł mnie przez Portal, tak?
Azola przytaknęła i uśmiechnęła się. Skoro Julia zadała kobiecie już tyle pytań, postanowiła zadać też to najbardziej nurtujące:
- W takim razie co się ze mną wtedy stało? Przecież musiałam w jakiś sposób znaleźć się na Ziemi. 
Królowa westchnęła. Julia zrozumiała, że chce przekazać jej coś bardzo ważnego. Wiadomość, która jest przyczyną ich spotkania. 
- Julio… - zaczęła - …kto przez ten cały czas był przy tobie?
Dziewczyna zaczęła myśleć nad jej pytaniem. 
- Dzień w dzień…
- Mama - odpowiedziała bez wahania - …ale nie rozumiem, co to ma do rzeczy… 
Azola uśmiechnęła się smutno, wzięła Julię za ręce i spojrzała jej głęboko w oczy. Nagle zrozumiała. To te oczy spoglądały na nią każdego dnia.

- Mama… - szepnęła cicho.

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 10

Chłopak leżał na łóżku w swoim pokoju. Tępo wpatrywał się w sufit, jakby oczekiwał, że zobaczy tam coś ciekawego. Po głowie nadal odbijały się echem wypowiedziane kilka godzin wcześniej słowa Julii: „To, że mamy razem wypełnić misję, nie oznacza, że mam być twoją zabawką na drugim froncie”…
Na początku był zszokowany tym, co powiedziała. Kiedy spytał się, czy chce iść na spacer, spodziewał się prostej odpowiedzi w stylu: „Tak, bardzo chętnie” albo „Przepraszam, ale nie mam ochoty”. Nic więc dziwnego w tym, że ostre słowa Julii po prostu go zamurowały.
Potem przyszła złość. Gdy wrócił do pokoju, mocno kopnął nogę łóżka. Rzucił torbę na podłogę. Przeniósł ją do Aesii, wprowadził w nowy dla niej świat, wypełnia z nią misję…a jej wciąż coś nie pasuje! „Może nie widzisz, jaka Diana jest naprawdę…to nie oznacza, że mam być twoją zabawką na drugim froncie…”. Za kogo ona się uważa?! Sama wcale nie jest święta! Naraziła wszystkich uczniów Akademii na niebezpieczeństwo, kiedy przeszła przez Portal bez zgody! Doprowadza Dianę do szału! Kyle’a zresztą również. Może powinna popatrzeć na siebie, a nie wytykać błędy innym!
Po złości przyszedł czas na refleksje i analizę słów dziewczyny. Może miała rację? Czy dał jej nadzieję na coś więcej niż tylko przyjaźń? Może to nie on jest problemem, ale Diana?
Westchnął i przekręcił się na bok. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Dlaczego ludzie nie mogą mówić wprost: kocham, chowam urazę, tęsknię, nienawidzę, kłamię? Sami dzielimy włos na czworo, utrudniamy proste rzeczy. To nie ma sensu. Dlaczego wszystko nie może być łatwiejsze? Nie chciał stracić Julii właśnie przez takie błędy. Ona była…była inna niż pozostałe dziewczyny. Inna niż Diana. Nie chciała być w centrum zainteresowania, nie eksponowała przesadnie swojej urody i nie robiła z siebie gwiazdy. Była taka naturalna i zwyczajna, a przez to jedyna w swoim rodzaju… Kyle zorientował się, że się uśmiecha. Nie powinien tyle o niej myśleć. Ma przecież Dianę, i to jej powinien poświęcać całą swoją uwagę.
Spojrzał na zegarek. Musi już iść, bo inaczej się spóźni. Wstał i otworzył drzwi. Już miał wyjść za próg, kiedy niespodziewanie usłyszał przyciszony głos Julii. Zaciekawiony przymknął drzwi i zaczął nasłuchiwać. Starał się ignorować sumienie, które obwiniało go za naruszanie czyjejś prywatności.
Julia z kimś rozmawiała. Dopiero kiedy usłyszał męski głos, zdał sobie sprawę, że drugim rozmówcą jest Tristan.
- …cieszę się, że już nie muszę tego przed tobą ukrywać – to był głos Julii.
- Nie martw się, to zostanie między nami.
Co zostanie między nimi?
- Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby Rona się dowiedziała…
- Spokojnie, nie dowie się. Nie pisnę ani słówka. – chłopak na chwilę zamilkł. - …mam do ciebie pytanie. Czy to…na łące miało dla ciebie znaczenie?
Zapadła cisza. Wygląda na to, że Tristan musiał zadać jej trudne pytanie. W takim razie…co musiało zajść na łące?
- A dla ciebie? – spytała Julia.
- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem…
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Mogę ci zaufać?
- Oczywiście, oddałbym za ciebie życie, przecież wiesz – nagle ściszył głos – Poza tym jesteś córką Azoli. Nie mógłbym zawieść twojego zaufania ani pozwolić, by coś ci się stało.
Emocje wzięły górę nad rozumem i Kyle wychylił się zza drzwi. Patrzył, jak Tristan nachyla się i czule całuje Julię w usta. Dziewczyna wyraźnie się nie opierała.
            Wydał zduszony okrzyk, szybko zamknął drzwi, po czym oparł się o nie plecami. Miał nadzieję, że nic nie usłyszeli. Zrobiło mu się słabo. Kręciło mu się w głowie. Nie wiedział, co go bardziej zszokowało – to, że Julia powiedziała Tristanowi o ich misji czy to, że są razem. Nie wiedział, czy chce wykrzyczeć Julii w twarz co o niej myśli czy poinformować Ronę o jej zdradzie. Może po prostu zaszyje się pod kołdrą w łóżku i poleży tam resztę dnia? Nie. Zdecydowanie chciał wybrać pierwszą opcję. Ogarnął go gniew. Czuł, że wewnętrzna energia, jego moc, próbuje wydostać się na zewnątrz. Nie może pozwolić, by zawładnęła jego umysłem. Bał się, że stanie się nieprzewidywalny, zdemoluje cały pokój albo zrobi coś gorszego. Złapał się za włosy i mocno zacisnął powieki. Po jego policzkach zaczęły lecieć łzy. Nie wiedział czy są to łzy smutku czy gniewu.
Uspokój się.
Wziął głęboki wdech.
Zapanuj nad swą energią.
Z początku słaby, teraz coraz mocniejszy głos w jego głowie kazał wypaść z pokoju i rozszarpać Tristana na strzępy… pozwolić, by moc nim zawładnęła.
Nie.
Chwiejnie wstał i podszedł do lustra. Przeczesał palcami kasztanowe włosy i spojrzał na swoje odbicie. Był czerwony, oczy płonęły gniewem. Wszedł do ciasnej łazienki i ochlapał sobie twarz wodą z umywalki.
Musi powiedzieć o tym Ronie. Niech dowie się, co zrobiła Julia. Niech wydali ją z Akademii i każe wracać skąd przyszła. Może jest jedyną nadzieją, by zniszczyć Aris, ale…jak widać ją to przerasta. Nie jest w stanie zachować tajemnicy. W każdym razie on na pewno nie będzie działał z nią w zespole. Zawiodła jego zaufanie. Nie ma jej już nic do zaoferowania. A Tristan…sam sobie z nim poradzi. Nagle w głowie znowu rozległ się głos:
Po prostu nie potrafisz zaakceptować tego, że jest szczęśliwa z kimś innym, a nie z tobą.
Pff…przecież ona nawet nie zna Tristana. Wkrótce przekona się jaki to bałwan.
Jednak woli być z tym bałwanem niż z tobą.
- Zamknij się! – wrzasnął do siebie i złapał się za głowę.
Jesteś zbyt samolubny, by zrozumieć, że ona ciebie nie chce.
- Zamknij się, zamknij się, ZAMKNIJ SIĘ!
 Jeśli jest dla ciebie ważna, pozwól jej być szczęśliwą z innym i nie wracaj do tego, co widziałeś.
Kyle pchnął drzwi od łazienki całą siłą, przez co prawie wyłamały się z zawiasów. Kopnął w parę pierwszych rzeczy, które stanęły mu na drodze. Teraz może zrobić tylko jedno. Wiedział, że to zły pomysł, ale miał to gdzieś. Przeciął ręką powietrze, a kiedy Portal się otworzył, wskoczył do niego.

- Kyle, jak zawsze wspaniałe wejście – powiedziała Rona bez zbytniego zainteresowania.
- Chciałaś mnie widzieć – uciął ostro chłopak.
- Owszem.
Kyle stał i wyczekująco wpatrywał się w kobietę. Rona właśnie zapełniała puste strony starej kroniki atramentem. Nie przerywała sobie, jakby zapomniała, że wezwała Strażnika do siebie. Chłopak powstrzymywał się, by nie wybuchnąć, nie wykrzyczeć, że Julia złamała obietnicę. Emocje rozsadzały go od wewnątrz. Nadal miał przed oczami Tristana i Julię trwających w pocałunku… Zachowanie dyrektorki wyraźnie go irytowało.
- Więc? – ponaglił ją.
- Nie bądź taki niecierpliwy – zaśmiała się w odpowiedzi, po czym spojrzała na niego spod okularów – Usiądź, proszę.
Chłopak posłusznie usiadł na krześle przed biurkiem.
 - Za półtora miesiąca wraz z Julią idziesz do zamku Aris. Dziewczyna robi duże postępy w nauce tworzenia Portali. Oby tak dalej. Niedługo będzie miała egzamin. Jeśli go nie zda, jesteśmy trzy tygodnie w plecy. Nie będziemy mogli tak długo czekać.  
Kyle nie mógł się skupić na tym, co mówi Rona. Prawie jej nie słuchał. Zniecierpliwiony, czekał na moment, aż dopuści go do głosu…
- Ty również nie możesz próżnować – ciągnęła kobieta – Kiedy Julia będzie się doskonalić w teleportacji, ty musisz poćwiczyć własne moce. Dobrze wiesz, że nie mogę tak po prostu zwolnić cię z lekcji, a tutaj, w Akademii nie jestem w stanie zapewnić ci odpowiedniego otoczenia. W tej sytuacji będziesz musiał opuścić Akademię na jakiś czas.
- Słucham? Ale…gdzie mam ćwiczyć? – ta wiadomość jako jedyna sprawiła, że Kyle przestał na chwilę myśleć o Julii i Tristanie.
- Możesz zatrzymać się w jakiejś dalekiej gospodzie. W ciągu dnia możesz udać się na polanę, gdzie będziesz trenował. Pamiętaj, aby to wszystko odbywało się z dala od ludzi. Nauczycielom powiem, że miałeś poważne problemy rodzinne i musiałeś wyjechać jak najszybciej.
- Cudownie.
- Wyczuwam sarkazm.
- Doprawdy?
- Kyle, ta misja to nasza jedyna nadzieja na wolne państwo. Przyjmij do wiadomości, że nie będzie to miła wycieczka towarzyska. Zapoczątkuje ona wojnę, którą mamy zamiar wygrać – ton Rony był ostry.
- I oczywiście ja muszę brać w tym udział –  skomentował.
- Myślałam, że chcesz zapisać się w historii Aesii, być jak twój ojciec. Poza tym zrozum, że tylko tak jesteśmy w stanie zachować twoją moc w tajemnicy. – po tych słowach powróciła do zapełniania kroniki. – Szczerze mówiąc nie wiem, czy możemy ufać Julii. W ogóle jej nie znamy, zresztą ona nas też nie. – głos Rony brzmiał, jakby mówiła sama do siebie. - Jednak jest naszą jedyną szansą na zakończenie tego terroru. Ale żeby wszystko się udało, nikt nie może się dowiedzieć o naszym planie.
- Niestety za późno…
Rona momentalnie zbladła. Pióro wypadło jej z dłoni i potoczyło się po biurku.
- Co masz na myśli?...

- Julia zdradziła wszystko Tristanowi – powiedział zdecydowanym tonem.

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 9


            Julia podpierając głowę na łokciu, leniwie wpatrywała się w wielki zegar. Zajmował jedną trzecią ściany. Właśnie trwał wykład nauczyciela na temat prawidłowych pozycji wskakiwania do Portali, który dłużył się w nieskończoność. Dziewczyna wlepiła wzrok w złote wskazówki zegara. Było ich w sumie sześć. Ponadto, po prawej stronie od godziny dziewiątej znajdowała się okrągła dziurka przesłonięta szybką, przez którą widać było cały mechanizm. Gdy wskazówka odpowiedzialna za sekundy dobiła do dwunastki, za szybką  zapalał się złoty płomień, który gasł tak szybko, jak się pojawił. Dobrze, że Tristan nauczył ją czytać z Aesijskich zegarów.
Z osłupienia wyrwał ją dzwonek na przerwę. Uczniowie zaczęli pakować swoje rzeczy i powoli wychodzić z klasy. Kyle siedzący kilka rzędów dalej od Julii podszedł do niej, gdy zostali sami.
 - Masz ochotę iść dzisiaj ze mną na spacer? – zaproponował niepewnie.
Dziewczyna nie odpowiedziała. W milczeniu chowała przybory szkolne do torby ze spuszczoną głową.
 - Julia…
Ta, niewzruszona pakowała dalej. Chwycił ją za podbródek i zmusił, by na niego spojrzała.
- O co chodzi? – spytał, tym razem rzeczowym tonem.
- Słuchaj, ograniczmy swoje kontakty do minimum – rzekła zdecydowanie.
Wytrzymała parę sekund spojrzenia Kyle’a, po czym delikatnie odsunęła jego dłoń.
- Ale ja…                                                           
- Twoja dziewczyna dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce, abym się do ciebie zbliżała – odparła zimnym tonem – A ja mam przeczucie, że nie powinnam jej się narażać. To, że mamy razem wypełnić misję, nie oznacza, że mam być twoją zabawką na drugim froncie.
- Źle mnie zrozumiałaś… - wtrącił, ale Julia nie dała mu dojść do głosu.
- Nie chcę czuć się wykorzystana i niepotrzebna. Jesteś z Dianą i niech tak będzie. Może nie widzisz, jaka jest naprawdę, ale to nie mój problem. Ja jestem jedynie… - przerwała, szukając odpowiedniego słowa – …twoją wspólniczką. Tego się trzymajmy.
Skończywszy mówić, wyszła szybko z sali nie odwracając się za Kyle’m i skierowała się do wyjścia z zamku.
            To, co przed chwilą powiedziała, sprawiło jej ból. Ale taka była prawda. Jeszcze kilka dni temu chciała mu wszystko wybaczyć, chociaż tak naprawdę wyrządził krzywdę Tristanowi, nie jej. Tamtego dnia również przytuliła się do niego po kłótni… Teraz jednak miała do niego wielki żal. Czuła, że to właśnie Kyle jest winowajcą, to on powinien za wszystko przeprosić. Jak może nie widzieć, kim naprawdę jest Diana? Nie – jak mówiła: to nie jej problem. Kyle jest jedynie wspólnikiem, jedynie kompanem w ich misji. Nie łączy ich nawet przyjaźń. Julia powtarzała sobie te słowa w myślach, ale ciągle miała przed oczyma jego smutny wyraz twarzy.
Kiedy wyszła z zamku, zaczęła się rozglądać. Dostrzegła go tuż przy lesie opartego o jedno z drzew. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w jego stronę.
 - Cześć – powiedziała i przytuliła Tristana.
 - Jak tam kolejny dzień w szkole? – zapytał z uśmiechem.
 - Może być. Nawet nie wiesz, jak się nudziłam. A ty nie byłeś na lekcjach?
 - Nie miałem ochoty – odparł.
Julia wywróciła oczami i zaśmiała się.
 - Wolny duch – stwierdziła – Gdzie chciałeś mnie zabrać?
 - Jest jedno miejsce. Nie martw się, to niedaleko.
Dziewczyna spojrzała na niebo. Gęste deszczowe chmury kłębiły się tuż nad jego sklepieniem..
 - Będzie padać – powiedziała - Nie możemy się teleportować?
 - Spacer dobrze ci zrobi – zaśmiał się brunet i pociągnął ją za sobą.
 - Wyglądam aż tak źle? – odparła żartobliwie.
Szli w milczeniu tuż obok siebie. Julia podziwiała piękną okolicę, którą przemierzali. Były to głównie gołe pagórki przecięte strumieniami i iglaste zagajniki. Nie dostrzegła tu jednak żadnych zwierząt, choćby owadów. Dziwne. Po jakimś czasie droga zaczęła skręcać w lewo i piąć się w górę. W miarę wysokości było mniej drzew, a więcej łąk porośniętych kwiatami i wysoką trawą. Zaczął wiać mocniejszy wiatr. Tristan narzucał szybkie tempo.
- Nie masz kondycji Strażnika – skwitował, widząc pojedyncze krople potu na twarzy Julii.
Dziewczyna odpowiedziała mu kuksańcem. Kiedy drzewa całkowicie zniknęły i wyszli na równinę, Tristan zatrzymał się i powiedział:
 - To tutaj.
 Przed nimi ziemia nagle urywała się. Łąka była jedynym obszarem położonym wyżej, znajdowali się więc parędziesiąt metrów nad ziemią. W dole kwitł gęsty iglasty las.
- Nie rozumiem, co w tym miejscu jest takiego wyjątkowego – wysapała zmęczona Julia.
- Zamknij oczy. Zaraz się dowiesz.
Strażniczka posłusznie spełniła prośbę. Tristan obrócił ją kilka razy, by straciła orientację, po czym złapał ją za rękę i poprowadził po łące. Julia czuła łagodny zapach traw i kwiatów. Stąpała ostrożnie, aby się nie przewrócić. Bała się, że zsunie się z równiny w dół, gdzie znajdował się las, jednak całkowicie ufała Tristanowi. Wiedziała, że z nim nic jej się nie stanie. Po dłuższej chwili poczuła, jak przewodnik ciągnie jej rękę w dół, więc usiadła obok niego. To chyba tu. Ciekawe, co takiego Tristan chce jej pokazać…
- Możesz już patrzeć – rozległ się miękki głos.
Dziewczyna otworzyła oczy i oniemiała. Przed nimi roztaczał się widok na całą dolinę. Tak samo jak w przypadku lasu, znajdowali się wysoko nad ziemią. Na tle wysokich białych gór otoczonych chmurami wznosiła się Akademia. Z tej perspektywy wyglądała zupełnie inaczej. Była to potężna budowla, przy której ludzie wyglądali jak mrówki. Miała wiele strzelistych wież, na których dumnie powiewały białe flagi. Wyglądała trochę jak średniowieczny kościół. Niestety Diana nie zaliczała się do zakonnic. Akademia posiadała też coś na kształt rozety – okrągły kolorowy witraż z godłem. Przed zamkiem, na błoniach, widać było mnóstwo czarnych punkcików, którymi okazali się uczniowie. Budynek był otoczony przez pagórki poprzecinane zagajnikami. Między wzniesieniami biegła cienka wstążka – rzeka. Cały krajobraz wyglądał jak namalowany przez jakiegoś sławnego malarza.
- Jak tu pięknie… - wyszeptała Julia.
Gdy zawiał zimny wiatr halowy, zadrżała. Tristan objął ją ramieniem.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – powiedział – Jesteś bardzo wrażliwa.
- Nie będę się spierać - przyznała i oparła głowę o jego pierś.
Nic nie mąciło ciszy, którą się otaczali. Julia i Tristan trwali w bezruchu ciesząc się wspólnie spędzanym czasem.
Dziewczyna ostatnimi czasy bardzo zbliżyła się do Tristana. Incydent na stołówce uświadomił jej, że nie ma co liczyć na Kyle’a. Tylko Tristan był jej teraz przyjacielem. Z tęsknotą wyczekiwała na każde ich następne spotkanie. A kiedy już nadeszło – to były najpiękniejsze chwile w całym jej życiu. Razem jedli, rozmawiali, śmiali się, wygłupiali, spacerowali, odrabiali zadania… Julię dziwiło to, iż poznała chłopaka zaledwie kilka dni temu, a już czuła się, jakby znała go całe życie. Zawsze byli ze sobą szczerzy. No, prawie zawsze.
Julii bardzo ciążyło to, że ukrywa przed przyjacielem całą prawdę. Rozumiała, że Rona nakazała jej zachować tajemnicę misji, jednak Tristan był dla niej bardzo ważny, był jedyną osobą, przy której dziewczyna nie musiała udawać kogoś, kim nie jest. Nie chciała zatajać przed nim tak ważnej rzeczy, choć wiedziała, że wyjawienie jej byłoby poważnym błędem.
Z zamyślenia wyrwał ją głos bruneta. Zaskoczona odkryła, że przez pewien czas Tristan coś do niej mówił.
 - …słuchasz mnie w ogóle? – zapytał i popatrzył na nią z uwagą – Halo! Ziemia do Julii!
 - Eee… tak… - dziewczyna z roztargnieniem założyła złoty kosmyk włosów za ucho.
 - Mnie tak łatwo nie oszukasz – zaśmiał się chłopak – Co jest?
Julia prowadziła wewnętrzną walkę.
 - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
 - Ja… - zaczęła niepewnie, ale po chwili zrezygnowała – Nie, to nic ważnego.
 - Julia, nie kłam.
 - Problem w tym, że ja… nie mogę ci nic powiedzieć. To sekret. Musi pozostać między mną, a Kyle’em.
 - Oh… - ton jego głosu nagle stał się ponury – A więc coś was łączy.
 - Źle mnie zrozumiałeś…
 - Sądzę, że aż za dobrze – bąknął i wstał – Powinniśmy wracać.
 - Tristan, proszę… - dziewczyna próbowała go zatrzymać, ale on już ruszył w dół hali.
Przez głowę Julii przewijało się tysiące myśli na sekundę. Niezdecydowana siedziała na łące i nie wiedziała, co ma teraz robić. Zawieść Ronę czy dać cierpieć Tristanowi? Chłopak zniknął w leśnej alejce. Co robić? CO ROBIĆ?
- Tristan! Zaczekaj! – wstała i popędziła za nim.
Dogoniła go, kiedy już schodził w dół ścieżką, którą przyszli.
- Tristan, słuchaj…
Chłopak nadal szedł, nie zwalniając kroku.
- Czekaj, nie idź tak szybko…
Brak reakcji.
- Tristan, wysłuchaj mnie…
Bezczelnie ją ignorował i kpił sobie z niej. Julia się zagotowała i zacisnęła zęby ze złości. Szarpnęła go za ramię, aż ten się zatrzymał.
- Możesz mnie wysłuchać?! To, że się zezłościłeś to jedno, ale to, że gardzisz mną, kiedy chcę ci powiedzieć prawdę, to drugie! Jeśli chcesz żyć w błędzie, to proszę, droga wolna! – krzyczała, pokazując ręką na zamek w oddali – Tylko potem nie miej do mnie żadnych pretensji!
Tristan był zszokowany wybuchem dziewczyny. Patrzył się na nią z szeroko otwartymi oczyma i otwartymi ustami.
- Dobrze, opowiedz mi wszystko – powiedział głosem pełnym skruchy.
Wrócili na łąkę, gdzie usiedli. Zaczęła od początku, czyli odkąd Kyle niespodziewanie pojawił się w jej domu. Opowiedziała mu o prawdziwym świecie, z którego pochodzi, o jej matce Azoli, o Aris, a w końcu o planie zgładzenia złej królowej autorstwa Rony i Kyle’a . Powiedziała mu o Dża-Sę, o przyszywanej matce, o problemie z Dianą, o przyspieszonym kursie na Strażnika. Jej wywód trwał dwadzieścia minut, w którym uwzględniła najdrobniejsze szczegóły. Mówiąc prawdę, poczuła jak wszystkie złe emocji ją opuszczają. Zrzuciła z siebie ciężar, „wygadała się” i teraz było jej lepiej. Wiedziała, że poniesie konsekwencje wyjawienia tajemnicy, ale cieszyła się, że może być całkowicie szczera z Tristanem.  
 - Teraz wszystko wiesz… – szepnęła, a z oka spłynęła jej łza – Zrozumiem, jeśli już nie będziesz chciał się ze mną przyjaźnić. Cały czas cię okłamywałam.
Tristan nawet nie drgnął. Całą opowieść Julii wysłuchał w całkowitym milczeniu ze skamieniałą twarzą. Dziewczyna spuściła głowę i zatkała dłonią usta, by stłumić gwałtowny szloch. Właśnie straciła kolejną osobę, na której jej zależało. Jednak nie miała wyboru. Gdyby pozostawiła tajemnicę dla siebie, wyrządziłaby Tristanowi krzywdę. Gdy powiedziała całą prawdę, zadała mu ból. Za co to wszystko? Dlaczego…?
Nagle Tristan złapał ją za rękę. Spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich…zrozumienie. Uśmiechnęła się.
- Doceniam to, że postanowiłaś złamać obietnicę tylko po to, by mnie nie stracić – powiedział cicho – Ale uwierz mi, nawet gdybym nadal o tym wszystkim nie wiedział, to nic by się nie zmieniło.
- Naprawdę? – Julia nie dowierzała.
Na potwierdzenie swych słów chłopak zrobił coś nieoczekiwanego. Pocałował ją. Nie przyjacielsko w policzek, ale prawdziwie, w usta. Julia była zaskoczona. Czuła jego słodkie, a jednocześnie ciepłe wargi. Zaskoczona odwzajemniła pocałunek. Wplotła palce między jego włosy. Nagle wszystko się zatrzymało. W tym momencie liczyli się tylko oni. Oboje delektowali się tą chwilą. Wtedy Julia odsunęła się od chłopaka i spojrzała mu w oczy. Bił w nich żywy ogień.
 - Marzyłem o tej chwili odkąd cię spotkałem – szepnął.
Julia objęła go i przytuliła. Byłą najszczęśliwszą osobą na świecie. Pragnęła, by czas się zatrzymał. Chciała spędzić całą wieczność tu, na łące z Tristanem u boku. Położyła się na jego klatce piersiowej i patrzyła na Akademię. Nieświadomie nawinęła jeden kosmyk włosów chłopaka na palec i zaczęła się nim bawić. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że zaczął padać deszcz. Ciepło ciała Tristana, jego bicie serca, pulsowanie żył, zapach… to wszystko sprawiało, że miała zawroty głowy.
 - Ja też – odpowiedziała po dłuższej chwili.
Sama nie była pewna czy mówi prawdę. Wspomnienie chwili pocałunku, smaku jego ust, towarzyszącej temu adrenaliny - to wszystko sprawiało, że nie mogła myśleć racjonalnie.
Jednego była pewna. To już nie była przyjaźń.


sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 8



Pierwszą rzeczą, jaką Julia zrobiła po wejściu do pokoju, było rzucenie się na łóżko. Pchnięta torba uderzyła całym impetem w szafę, aż wyleciały z niej zeszyty, pióra i kałamarz. Dziewczyna jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Musiała dać odpocząć rękom, nogom i umysłowi po całym dniu. Pierwsze zajęcia w Akademii Strażników okazały się o wiele bardziej męczące niż w jej starej szkole Winnipeg Hudson. Ciekawe czy uczniowie z Aesii też są tak wyczerpani po każdym dniu… Może to kwestia przyzwyczajenia? W końcu styl nauczania był tutaj trochę inny niż ten w świecie normalnych ludzi.
Spojrzała na zegarek. Okazało się, że minęło dziesięć minut odkąd weszła do pokoju. Westchnęła. Trzeba się w końcu doprowadzić do porządku. Ociągając się, usiadła na łóżku. Miała wrażenie, jakby jej ciało ważyło dwukrotnie więcej. Weszła do łazienki i wzięła długi ciepły prysznic. Może na pierwszy rzut oka Aesia wyglądała jak świat ludzi z późnego średniowiecza, jednak było tu wiele rzeczy, których ona sama używała w Chicago, chociażby prysznic, toaleta czy kosmetyki.
Po kąpieli Julii od razu poprawił się nastrój. Przebrała się i usiadła przy biurku. Po śmierci jej mamy coraz rzadziej zdarzały jej się chwile otępienia, co nie znaczy, że w ogóle ich nie było. Zazwyczaj w takich momentach siedziała przez jakiś czas i bezsensownie wpatrywała się w jakiś punkt. Kyle mówił, że jest wtedy nieobecna i ma wzrok pozbawiony wyrazu. Wyobraziła sobie jak musi w takich chwilach wyglądać. Cień człowieka, chłodna maszyna, zimna kukła, którą ciąga się za sznurki. Na tę myśl przeszył ją dreszcz. Nagle rozległo się tak głośne pukanie, aż podskoczyła na krześle.
- Otwarte! – zawołała.                                                                     
Drzwi uchyliły się i wyjrzała zza nich głowa Kyle’a.
- Cześć… - odezwał się cicho.
- Co tak się skradasz? – zaśmiała się Julia – Zapraszam do środka.
Chłopak nieśmiało wszedł, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Wyraźnie coś go trapiło lub nie dawało mu spokoju. Dziewczyna starała się wyczytać z jego twarzy powód wizyty. Bez rezultatu. Zauważyła jednak coś, na co wcześniej zbytnio nie zwracała uwagi. W nikłym złotym świetle świec włosy Kyle’a mieniły się miedzianym połyskiem. Jak mogła tego nie dostrzec? Kasztanowe proste kosmyki łagodnie opadały mu na czoło, niektóre wpadały na oczy. Gdy przeniosła wzrok na jego profil, wydał jej się bez żadnej skazy. Wydatne kości policzkowe, szlachetny kształt nosa, pełne usta.Podobno nie ma ludzi idealnych…ale czy to dotyczy również Kyle’a?
W pewnej chwili poczuła na sobie jego wzrok. Musiał zauważyć, że się mu przygląda. Lekko się zarumieniła, gdy zorientowała się, że chłopak przygląda jej się swoimi błękitnymi oczami.
- Przepraszam – mruknęła zmieszana – Po co właściwie przyszedłeś?
- Zastanawiałem się nad tym, co mówiłaś tydzień temu – odpowiedział powoli, jakby analizował każde słowo.
- I co o tym myślisz?
- Sądzę, że to może mieć związek z ochroną błękitnej krwi.
- Nie bardzo rozumiem…
- Zazwyczaj jest tak, że członkowie rodziny królewskiej, błękitnokrwiści, mają własnego Strażnika. Doszedłem do tego, analizując historie kilkunastu kolejnych władców Aesii i innych krajów Erry.
- Po co królowi Strażnik? To nie ma sensu – Julia nie wiedziała, czy kiedykolwiek nadąży za krętą ścieżką toku rozumowania Kyle’a.
- Z jednej strony masz rację… – przyznał ku jej zaskoczeniu – …ale z drugiej słowo „Strażnik” nabiera swojego pełnego znaczenia, kiedy chroni błękitnokrwistego. Strażnik, który strzeże nie tylko Portali, ale i swego pana, któremu jest oddany.
- Rozumiem, ale przed czym miałby go niby chronić? Strażnik Portali powinien się zajmować Portalami, a nie błękitnokrwistymi.
- Taki Strażnik mógłby teleportować się ze swym panem w razie zagrożenia w inne miejsce. Może nawet w inny wymiar. Zauważ, że tylko Strażnicy posiadają zdolność teleportacji, chyba, że obejmą nią jeszcze kogoś innego.
Julia była jednocześnie zafascynowana i zdziwiona bystrością Kyle’a.
- A jak to się ma do moich rysunków? – spytała.
- Nadal nie rozumiesz? Ja jestem twoim Strażnikiem, tak samo jak Jonatan był Strażnikiem twojej matki, Azoli.
Dziewczyna zamarła.
- Ale to chyba niczego między nami nie zmienia? – zaniepokoiła się.
- Nic, oprócz tego, że teraz mogę nazywać cię swą panią…
Niespodziewanie Kyle uklęknął przed Julią, położywszy obie dłonie na sercu. Dziewczyna mocniej wbiła się w oparcie krzesła. Co on robi?
- Julio z rodu Arheów, córko wielkiej władczyni Azoli, czy sprawisz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie swym Strażnikiem? – spojrzał jej w oczy.
Zszokowana dziewczyna kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. W pierwszej chwili chciała kazać mu wstać, ale w końcu postanowiła wziąć udział w tej absurdalnej ceremonii.
Położyła dłoń na głowie Kyle’a. Wzięła głęboki wdech i patrząc mu w oczy, najbardziej opanowanym tonem na jaki się zdobyła, rzekła:
 - Kyle’u, ja, Julia z rodu Arheów, córka Azoli czynię cię mym Strażnikiem.
Kyle uśmiechnął się. Dziewczyna dotknęła drugą ręką jego policzka i czule go pogładziła. Chłopak położył swoją dłoń na jej dłoni.
- To dla mnie zaszczyt – szepnął.
- Według mnie to najdziwniejsza ceremonia wyznaczenia Strażnika w dziejach dziwnych ceremonii – wykrztusiła Julia, z trudem powstrzymując śmiech.
- Istnieje szansa, że w ogóle nie było takiej funkcji jak czyjś Strażnik – odpowiedział rzeczowym tonem i usiadł z powrotem na łóżku – Tak czy owak już jest. Musisz wiedzieć, że od teraz moim obowiązkiem jest ochrona ciebie przed niebezpieczeństwem.
- No to wiele się nie zmieni – sprostowała i oboje wybuchli śmiechem.
- Przyszedłem tu również, żeby ci przekazać, iż kolacja zaraz się zacznie – rzekł chłopak.
- Nareszcie! Umieram z głodu! – wykrzyknęła dziewczyna i wstała, by się uczesać. Jej gość obserwował w milczeniu, jak zaplata długie blond włosy w warkocz.
- Gotowa? – zapytał, gdy skończyła.
- Tak, możemy iść – odpowiedziała, po czym oboje wyszli z pokoju.


Stołówka mieściła się na końcu jednego z korytarzy w zamku. Kiedy Julia weszła do środka, oniemiała. Była to bowiem ogromna sala o wysokim suficie podpieranym przez pięknie zdobione filary. Prawie całą przestrzeń zajmowały dziesiątki okrągłych stolików. Na przeciwległej ścianie mieściło się serce stołówki – lada, gdzie wydawano posiłki. Za nią widać było drzwi prowadzące do kuchni. Cała podłoga była z litego marmuru, a ściany i sufit po prostu otynkowane. Nastroju dodawały czerwone zasłony otulające okienne ramy. Stołówka była urządzona z wielkim rozmachem.
Julia spodziewała się pomieszczenia, które bardziej przypomina…stołówkę. Parę drewnianych stolików z krzesłami. Małe okienko, gdzie wydaje się posiłki. To do tego typu widoków przywykła. Akademia Strażników okazała się być jeszcze bardziej niezwykła, niż do tej pory myślała.
 Oczywiście musiała coś jeść przez ten tydzień, kiedy oswajała się z nowym światem. Przez ten czas Kyle przynosił jej porcję zupy, kawałek chleba lub gorący napój. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż zasady w zamku były bardzo elastyczne. Julia nie była w nastroju, by przebywać wśród tych roześmianych ludzi, kiedy ona opłakiwała swoją mamę. Poza tym mogłaby spotkać Dianę. Ten argument o wiele bardziej przekonywał ją samą i Kyle’a.
 Kiedy Julia otrząsnęła się ze zdumienia, zauważyła, iż stołówka jest bardzo zatłoczona. Posiłki były jedyną okazją, by zobaczyć wszystkich uczniów Akademii w jednym pomieszczeniu. Niektórzy jedli przyniesione na tackach dania, inni bezsensownie grzebali łyżką w zupie lub wygłupiali się w grupkach. W tle z głośników leciała wesoła muzyka.
- Nie wiedziałam, że macie w Aesis elektronikę – powiedziała Julia.
- Nasi inżynierowie sami wszystko tworzą, jedynie wzorując się na waszych. Tak naprawdę głośniki nie działają na zasadzie prądu, tylko magii – powiedział Kyle.
- Niesamowite – stwierdziła zafascynowana.
Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się i zobaczyła kilkanaście metrów od nich Dianę. Stała osłupiała z tacką w rękach. Zmierzyła Julię morderczym wzrokiem, ale tym razem w jej zimnych oczach widoczne było również niedowierzanie.
- Strażniku, chyba jestem zagrożona… - powiedziała Julia.
Diana ruszyła w ich stronę z wściekłością odmalowaną na twarzy.
- Co? – Kyle był myślami w chmurach – Co mówiłaś?
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na brunetkę. Chłopak podążył za jej wzrokiem i gdy zobaczył swoją dziewczynę, jego twarz przybrała nieokreślony wyraz.  
            Kiedy w końcu przed nimi stanęła, zamiast zwykłego „cześć” rzuciła…
- Kyle, spotykasz się z nią?
Powiedziała to opanowanym głosem, aczkolwiek zbyt donośnym jak ma zwykłą ciekawość. To jasne, że chciała zwrócić na siebie uwagę wszystkich uczniów. Udało jej się. Wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę. Muzyka ucichła, w stołówce zapadła grobowa cisza. Julia już od początku wiedziała, że Diana uwielbia robić sceny przed wszystkimi. Tylko co chciała przez to osiągnąć? Jeśli planowała zrobić Kyle’owi wstyd, to odniosła sukces.
- Nie, kochanie, chciałem ją jedynie zaprowadzić do stołówki… – odpowiedział zmieszany chłopak.
- Mieszka tu od tygodnia i nadal nie wie, gdzie jest stołówka? – podniosła teatralnie głos.
- Dotąd jadłam w pokoju – wtrąciła Julia, chcąc usprawiedliwić Kyle’a.
Diana uciszyła ją wzrokiem. Potem jednak uśmiechnęła się i rzekła troskliwym tonem:
- Jesteś głodna, skarbie?
To wydarzyło się tak szybko, że Julia nie miała czasu zareagować. W jednej sekundzie jej włosy, bluzka, a nawet spodnie były całe oblane sosem od spaghetti. Makaron wleciał jej za plecy i dekolt. Parę nitek zwisało z czubka głowy.
Przez stołówkę przebiegł odgłos niedowierzania. Julia stała jak słup soli, a Diana z drwiącym uśmiechem obserwowała reakcję ofiary. Kyle zatkał usta dłonią i wyglądał jak zahipnotyzowany.
Nagle przed tłum uczniów wystąpił Tristan.
- Hej, czarnowłosa jędzo! – zawołał, a gdy Diana odwróciła się w jego stronę, stworzył  Portal i wrzucił w niego zawartość talerza trzymanego w ręce. Nim dziewczyna Kyle’a zorientowała się co chłopak chce zrobić,  jej twarz była cała w sosie bolognese.
Sala wybuchła śmiechem, a brunetka zrobiła się czerwona. Bynajmniej przez przecier pomidorowy.  Kyle stał jak wryty i patrzył się na bruneta. Julię zdziwiła ta reakcja na wyczyn Tristana. Przecież zawsze był taki impulsywny…
- Ty…nadal to robisz? – wykrztusił z siebie.
Tristan odpowiedział mu smutnym uśmiechem.
- Kyle! – wrzasnęła Diana – Pomóż mi! Zlej go! On mnie ośmieszył!
- Może sama się na nim zemścisz, co, Diano? – powiedział Kyle, na co opadła jej szczęka – Chodźmy – rzucił do Julii i Tristana, po czym wybiegli ze stołówki zostawiając zszokowaną brunetkę w ogólnym harmidrze wywołanym przez całą tę sytuację.


- Niemożliwe, że nadal to robisz! – wykrzyknął Kyle.
Razem z Julią siedział na łóżku w jej pokoju. Tristan zajął krzesło.
- A jednak – odpowiedział brunet.
- Chwila, o co wam chodzi? – zniecierpliwiła się Julia.
Kyle zawahał się, ale Tristan dał mu do zrozumienia, że może mówić.
- Kiedyś się przyjaźniliśmy. Mieliśmy taką zabawę – wysyłanie przez Portale różnych rzeczy i odbieranie ich w innym miejscu. To dawało wiele możliwości zabawy.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła zdziwiona dziewczyna.
Nadal miała na sobie brudne ubrania, które wycierała ręcznikiem.
- My to wymyśliliśmy – mruknął Tristan – Była przy tym kupa zabawy. Szkoda, że Kyle z czasem zapomniał o naszej przyjaźni.
Sfrustrowany Kyle nagle wstał i zaczął krzyczeć:
- Co takiego?!  Zapomniałeś, że to ty nasłałeś na mnie tę bandę?!
Widząc zdziwioną minę Tristana, ciągnął dalej:
- Nie udawaj! Myślałeś, że o niczym nie wiem?! Masz mnie za kretyna?! Masz szczęście, że nie poszedłem z tym do dyrektorki! Ale teraz widzę, że popełniłem błąd!
- O czym ty mówisz człowieku? – teraz także Tristan wstał – Jaka banda?
- Ta, która pobiła mnie wieczorem w ogrodach za zamkiem! Diana powiedziała, że słyszała, jak obiecywałeś im kasę za to, że mnie napadną!
Julia stanęła między nimi piorunując obu wzrokiem. Nie chciała, by doszło w końcu do bójki. Oboje mieli silne charaktery i cięty język. Byli niczym dwa płomienie reagujące na siebie z sykiem. Bała się impulsywności Kyle’a oraz tego, że w porywie emocji może wyrządzić Tristanowi krzywdę, oraz odwrotnej sytuacji. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Kyle, to nie było tak… - popatrzyła na niego błagalnie, ale chłopak miał niewzruszoną minę. - Tristan mówił mi o tym. Z jego strony to wyglądało zupełnie inaczej…
 - Zaraz po tym, jak zacząłeś chodzić z Dianą – rzekł Tristan - przestałeś się do mnie odzywać. Unikałeś mnie i udawałeś, że nie istnieję. Wychowaliśmy się razem, byliśmy jak bracia, nasi ojcowie zginęli razem w bitwie, oboje byliśmy zagubieni, a ty tak po prostu mnie odtrąciłeś! – z każdym słowem jego ton głosu stawał się mocniejszy. Kyle był atakowany słowami ostrymi jak noże.
 - Nie, to niepra-
 - Ta jędza nigdy ci się nie podobała – przerwał mu - Pamiętasz, jak się z niej nabijaliśmy? Jak przedrzeźniałeś ją na lekcji? Nie wierzę w to, że nagle się w niej zakochałeś. Owinęła cię sobie wokół palca tymi samymi sztuczkami, co nauczycieli. Zaimponowała ci bystrością i sprytem. W końcu kiedy ciebie miała, nabrała pewności siebie i zaczęła rozstawiać innych po kątach. Ile ludzi przez nią się załamało! Zniszczyła naszą przyjaźń. Ale ty tego nie widziałeś, byłeś zaślepiony… no właśnie czym?
Pytanie zawisło w powietrzu. W głosie Tristana wyraźnie dało się słyszeć żal. Kyle ze spuszczoną głową, niczym dziecko ganione przez rodzica, stał i nic nie mówił, jedynie zaciskał mocno pięści. Julia również czekała na jego odpowiedź. Miała cichą nadzieję, że Kyle potwierdzi słowa dawnego przyjaciela. Pragnęła, aby ich przyjaźń przetrwała tę próbę. Po długiej chwili milczenia odezwał się cichym głosem:
 - Nie znasz jej, Tristanie. Zależy mi na niej. Nigdy nie chciałem, aby coś nas poróżniło, ale zrozum…jeśli nawet skłamała, to tylko dlatego, że bała się mnie stracić. Naprawdę mnie kocha. Nie mogę jej opuścić i złamać serce tylko dlatego, że zraniła twoje uczucia – jego głos drżał z emocji.
Julia odzyskała nadzieję. Kyle okazał skruchę, więc Tristan powinien mu wybaczyć. Przecież wciąż mogą się przyjaźnić…
- Już nie jesteś tym Kyle’em, który kiedyś był moim bratem – powiedział brunet.
Rzucił mu przeciągłe smutne spojrzenie, po czym bez słowa opuścił pokój. Julia chciała go zawołać, pobiec za nim i błagać, by wybaczył Kyle’owi. Tylko czy był sens? Czy to by coś zmieniło? Objęła chłopaka. Po chwili poczuła, jak odwzajemnia uścisk. W jej oczach pojawiły się łzy. Właśnie bezpowrotnie rozpadła się jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie – przyjaźń.    

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 7


            Słońce chyliło się ku horyzontowi, zmieniając niebo w paletę pełną barw. Pojedyncze chmury leniwie sunęły po niekończącym się oceanie błękitu. Było ciepło. Delikatny wietrzyk odziewał gołą ziemię w kolorowe liście. Jeziora mieniły się najprzeróżniejszymi odcieniami szkarłatu, zieleni i brązu. Wiewiórki skakały od drzewa do drzewa, robiąc pierwsze zapasy. Była jesień.
Na ramie okna usiadł drozd. Przez szybę dokładnie obejrzał wnętrze pokoju. Było ciasne i skromnie urządzone. Ściany pokrywała wyblakła farba, zaś podłogę ciemne drewno. W rogu stało jednoosobowe łóżko, a po przeciwległej stronie szafa. Były też drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki. Tuż obok łóżka mieściło się nieduże biurko wraz z krzesłem. Tu i ówdzie ściany ozdobione były proporczykami z godłem Akademii. Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie małego, aczkolwiek przytulnego.
Uwagę ptaka przykuła powoli obracająca się klamka. Po chwili do pokoju wkroczyły dwie postacie: chłopak i dziewczyna.
 - Wszystkie pokoje tak wyglądają? – zapytała Julia, siadając na łóżku.
Kyle oparł się o drzwi i kiwnął głową.
 - W porównaniu do innych i tak trafił ci się dość duży – powiedział, ogarniając ponownie spojrzeniem całe pomieszczenie.
 - Naprawdę? – zaśmiała się dziewczyna – Myślę, że zaraz dostanę klaustrofobii.
Chłopak uśmiechnął się.
- Potrzebujesz odpoczynku. Daj znać, jak coś będzie nie tak i…widzimy się jutro.
Otworzył drzwi i już miał wyjść, kiedy zatrzymał go cichy szept Julii:
 - Kyle…
 - Tak?
Wyczuł, iż dużo kosztuje ją zadanie tego pytania.
- Zastanawiałam się nad tym od dłuższego czasu…ale wiesz…najpierw śmierć mamy, potem plan Rony…Czy wiesz, dlaczego rysowałam cię za każdym razem, kiedy miałam Wizje?
 Kyle zamyślił się.
- Sama zadaj sobie to pytanie – odpowiedział po dłuższej chwili.
- Nawet nie wiesz jak często to robiłam– odparła – Z tą różnicą, że nigdy nie wiedziałam co to za chłopak, a teraz już wiem.
Zapadła niezręczna cisza.
- Może chodziło o przeznaczenie? Może twoja podświadomość chciała cię nakierować kim jesteś? – pierwszy odezwał się chłopak.
- Tylko dlaczego rysowałam akurat ciebie?
Wzruszył ramionami. W tym momencie Julia zrozumiała, iż Kyle niestety nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie nurtujące ją pytania.
 - Dobranoc – zakończyła rozmowę.
 - Dobranoc – odparł, po czym zniknął za drzwiami.
Dziewczyna położyła się na łóżku i głośno westchnęła. Miała mętlik w głowie. W tej chwili jedynym jej marzeniem było pójście spać. Wkrótce tak też się stało. W chwili, kiedy zapadła już w sen, drozd wzbił się w powietrze i po chwili zniknął za horyzontem.

Tydzień minął Julii bardzo szybko. Przez ten czas zdążyła poznać najskrytsze zakamarki Akademii, przeczytać książki o historii Aesii i Erry oraz oswoić się z tutejszą roślinnością. I choć te czynności pochłaniały ją bez reszty, nie zdołały jednak oderwać jej myśli od śmierci matki. Często nawiedzały ją w najmniej odpowiednich chwilach – kiedy chodziła po zatłoczonych korytarzach Akademii lub spędzała czas z Kyle’m. Wtenczas szybko biegła do swojego pokoju, zamykała się i płakała w poduszkę. Niekiedy chłopak słyszał jej gorzkie łkania dochodzące zza drzwi. Jednak czasowi udało się zasklepić rany Julii. Częściej rozmawiała o swojej mamie. Kyle nie musiał już obawiać się jej nagłych napadów melancholii.
Kiedy tydzień minął, Julia zaczęła szkolenie na Strażnika. Była pewna, że będzie mieć zajęcia indywidualnie, ale okazało się, że będzie ćwiczyć z innymi studentami.
Uczniowie Akademii byli podzieleni na grupy, aby usprawnić zajęcia. Na grupę dziedziczki tronu składało się sześć innych osób – identyczne bliźniaczki o rudych włosach i piegowatych twarzach, których imion nie znała, wysoki i dobrze zbudowany chłopak Tristan, cherlawy i kościsty chłopak – Luke oraz Diana i Kyle.
            Kiedy Julia szła na swoje pierwsze zajęcia, była bardzo zdenerwowana. Nie wiedziała, jak sobie poradzi wśród tylu świetnie wyszkolonych Strażników. Co prawda kiedyś udało jej się stworzyć Portal, ale nie była pewna, czy uda jej się to drugi raz. Gdy pogrążona w myślach mijała grupki studentów na korytarzach Akademii, nagle wyrósł przed nią Kyle.
- Jak tam? – zagadnął.
- Jestem trochę zdenerwowana.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Też tak się czułem przed pierwszą lekcją – pocieszył ją.
Przez pewien czas przeciskali się między uczniami w milczeniu, kiedy Julia ni stąd, ni zowąd powiedziała jakby do siebie:
 - Skąd tutaj tylu uczniów?
- Przybywają z całej Aesii – rzekł Kyle, nie dostrzegłszy w pytaniu żadnej odmiennej nuty -  Jesteśmy jedną z trzech szkół dla Strażników w całym kraju. W dodatku według wielu najlepszą. Są tu zarówno dzieci bogaczy, jak i zwykłe szaraki.
- A ty do których się zaliczasz? – zapytała dziewczyna, obserwując jego reakcję.
- Nie wiem…ja tkwię jakoś pomiędzy – odpowiedział, wzruszając ramionami.
            Nagle z sąsiedniego korytarza wypadła Diana, trzymając w ręku cały stos książek.
 - Cześć, kochanie…pomożesz mi? - poprosiła słodkim głosem.
Chłopak od razu się zreflektował i przejął od Diany lektury, po czym cmoknął ją w policzek. Julia zdołała zauważyć, iż torba dziewczyny jest w połowie pusta i spokojnie mogłaby włożyć tam parę ksiąg. Powstrzymała się jednak od komentarza i uśmiechnęła się. Diana postanowiła otwarcie wyznać swój stosunek do blondynki, obrzucajac ją swym spojrzeniem pełnym zniesmaczenia.
- Za chwilę zaczyna się lekcja – przypomniał Kyle.
- Masz rację, kotku, lepiej chodźmy, bo się spóźnimy – odpowiedziała Diana, po czym wzięła go pod rękę i ruszyła szybkim krokiem przed siebie, ignorując Julię. Ta zaś zgrzytnęła zębami ze złości i udała się za parą. 


Klasy, gdzie odbywały się lekcje przypominały sale wykładowe w świecie normalnych ludzi. Środek pracowni zajmowało biurko nauczyciela oraz ogromna tablica. Aż do końca sali ciągnęły się stopniowane ławki na kształt loży.
Wykładowcą okazał się być pan Grove, pulchny mężczyzna w średnim wieku. Jego owalna twarz, okrągłe okulary oraz długie wąsy sprawiały, iż Julii ciężko było brać go na poważnie. Był łysy, nie licząc małych kępek włosów przyprószonych siwizną. Całość uzupełniała pożółkła koszula wciągnięta w spodnie, które z pewnością były o dwa rozmiary za małe, jaskrawy krawat w zielone grochy oraz dokładnie wypastowane buty. Nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie, widząc go pierwszy raz.
Julia wraz z Kylem i Dianą siedzieli w pierwszym rzędzie. Kilka dni wcześniej Rona wspomniała Julii, że niezbędne jest bliższe poznanie „chłopaka z Wizji”, skoro razem mają wypełniać tajny plan. Z pewnością będzie to o wiele trudniejsze z nieustannie trajkoczącą brunetką u boku.
Kiedy wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca, lekcja zaczęła się od przywitania:
 - Witam wszystkich – pan Grove zatrzymał wzrok na Julii  – Widzę, że mamy nową uczennicę.
Dziewczyna poczuła na sobie spojrzenia wszystkich osób na sali.
- Proszę, przedstaw nam się – zachęcił nauczyciel.
Julia spojrzała na Kyle’a. Chłopak uśmiechnął się do niej. Wzięła głęboki wdech i wstała.
 - Nazywam się Julia Travis. Pochodzę z wioski Xar, która mieści się na południu Aesis. Przybyłam do tej Akademii, ponieważ chcę zostać Strażniczką, jak moi rodzice i dziadkowie – mówiła pewnym głosem, ponieważ ćwiczyła tę kwestię już wiele razy.
 - Dobrze. Zapewne Lady Rona już cię o to prosiła, ale według regulaminu powinnaś mi pokazać swoje Znamię – powiedział mężczyzna.
- Oczywiście – odpowiedziała i podwinęła rękaw koszuli.
Przygotowana na konieczność pokazania znamienia, zamaskowała wcześniej Dża-Sę, mieszczący się tuż nad Ta-Mir, farbą otrzymaną od Kyle’a. Niestety musiała się wykruszyć, bo nad znakiem Strażnika już malowało się kolejne. Dziewczyna delikatnie opuściła rękaw, zakrywając wystający fragment. Miała nadzieję, że nikt go nie zauważył, inaczej cały plan może wziąć w łeb.
 - Dziękuję. Możesz usiąść – nauczyciel rozwiał obawy Julii – Dzisiaj powtórzymy sobie tworzenie krótkich Portali, czyli takich, które służą jedynie do teleportacji.
Julia przełknęła ślinę. Nie czuła się pewnie.
- Jak pamiętacie, cała sztuka polega na tym, że skupiacie się na miejscu, do którego chcecie się udać, ale musi się znajdować w naszym wymiarze. Nie zapomnijcie też, że prawidłowo stworzony Portal Teleportacji ma barwę fioletu, a nie błękitu – dodał nauczyciel.
Zauważywszy wyciągnięta rękę Diany, skinął głową, dając pozwolenie na prezentację.
Dziewczyna wyszła na środek klasy. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, koncentrując się na wybranym celu. Kilka sekund upłynęło w całkowitym milczeniu. Kiedy wydawało się, że nic więcej się nie stanie, ta niespodziewanie zamachnęła się i przecięła ręką powietrze. Wszystkich oślepiło fioletowe światło. Kiedy Diana przeszła przez Portal, ten zniknął. Sekundę później siedziała na kolanach Kyle’a. Julia głośno westchnęła i przekręciła oczami.
- Świetna demonstracja, Diano! – nauczyciel zaklaskał w dłonie – Może teraz ty, Tristanie?
Chłopak drgnął. Odłożył pióro, którym się bawił i stanął na środku sali. Julia miała okazję mu się przyjrzeć, kiedy przechodził obok niej. Tristan był  przystojny i wysportowany, sprawiał wrażenie cynicznego. Jego zachowanie intrygowało Julię do takiego stopnia, iż za wszelką cenę zamierzała poznać go bliżej.
Jednym szybkim ruchem ręki przeciął pustą przestrzeń. Wkroczył do Portalu, po czym zniknął. Po chwili pojawił się niecały metr dalej, trzymając przed sobą różowe damskie majtki. Na jego twarzy zagościł kpiący uśmieszek.
- Skąd to masz? – pan Grove starał się być poważny. Z marnym skutkiem.
- Szczerze? Z pokoju Diany.
Wszyscy w klasie, poza drobnymi wyjątkami, ryknęli śmiechem. Diana zrobiła się purpurowa. Dalsza część lekcji upłynęła na wykładzie nauczyciela o nieodpowiednim zachowaniu chłopaka i w konsekwencji obniżeniu jego oceny z Teleportacji.
            Gdy zabrzmiał dzwonek, Diana podeszła do Tristana, odebrała bieliznę i krzyknęła coś niezrozumiałego. Potem pospiesznie opuściła salę. Korzystając z chwili, iż jest teraz sam, Julia podeszła do niego i posłała komplement:
 - Odważny byłeś. - obserwując jego reakcję dodała: - Dlaczego to zrobiłeś?
 - Nienawidzę tej jędzy – stwierdził z uśmiechem – Może i dostałem słabą ocenę, ale przynajmniej odegrałem się.
- Za co jej nie lubisz? – zaciekawiła się dziewczyna.
Gdy uniósł na nią wzrok, przez jego twarz przemknął ledwo zauważalny cień, jednak zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Porozmawiajmy o tym na zewnątrz – zaproponował.
Oboje wyszli z sali i udali się na główny dziedziniec. Było przyjemnie ciepło. Słońce oświetlało ich twarze. Trawa, gdzieniegdzie wystająca spod warstwy spróchniałych liści, była przesycona zielenią. Szum drzew i śpiewy ptaków razem tworzyły wspaniałą kompozycję przyjemną dla ucha. Przez pierwsze minuty Julia i Tristan delektowali się urokami przyrody w ciszy i spokoju, spacerując po zamkowych błoniach. Potem oboje usiedli się na trawie w cieniu jednego z drzew. 
- Co do tego, o co się pytałaś… - zaczął Tristan – Nie lubię Diany, bo jest wredna w stosunku do mnie i innych. Jest najlepszą uczennicą i na tej podstawie sądzi, że może z nami robić, co zechce.
Zerwał jedno źdźbło i zaczął obracać je między palcami.
- Odkąd pamiętam była zakochana w Kyle’u. Kiedyś przyjaźniłem się z nim. Byliśmy jak bracia. Wspieraliśmy się nawzajem, byliśmy sobie bliżsi niż ktokolwiek inny.  Nigdy mu się nie podobała. Do dziś nie wiem, jak udało jej się go do siebie przekonać. Nagadała mu jakichś bzdur o mnie i z czasem przestał się do mnie odzywać. To straszne stracić jedynego przyjaciela. Od tamtego czasu nie zamieniłem z nim choćby jednego słowa. Nasi ojcowie również się przyjaźnili, walczyli razem przeciwko Aris w jednym z powstań.
 - Powstań? – zdziwiła się Julia.
 - Było kilka nieoficjalnych zaraz po tym, jak Aris przejęła władzę. Dziwne, że nie wiesz tego od swoich rodziców, skoro też byli Strażnikami.
 - Oni… - dziewczyna przygryzła wargę, nie wiedząc, co odpowiedzieć – …niewiele mi opowiadali o historii.
 - Rozumiem – odparł – Gniję w tej budzie od sześciu lat. Akademia w końcu jest szkołą z internatem. Przeniosłem się tu, gdy moi rodzice…- urwał w połowie zdania.
Julia wyrozumiale milczała, by pozwolić mu samemu uporać się z bolesnymi wspomnieniami.
 – Diana nie odstępuje Kyle’a na krok – rzekł, jakby zapomniał o czym przed chwilą mówił - Jest w niego zapatrzona jak w obrazek. Jeśli on ci się podoba to uważaj, bo ta wariatka jest nieobliczalna i eliminuje każdą konkurencję.
- Mogę to sobie wyobrazić – odpowiedziała wymijająco dziewczyna – Czy nie zaczęła się już kolejna lekcja?
- Pewnie tak. Jedna lekcja w tę czy w tamtą stronę i tak nic nie zmieni, w końcu uczę się tu sześć lat. Mają obowiązek opiekować się mną aż skończę osiemnastkę. Jednak pójdę na następne zajęcia…aby ci towarzyszyć – Tristan wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jeśli miałabyś jakieś pytania lub problemy, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Wiem, że pewnie nikogo tu nie znasz.
 - Dzięki. – uśmiechnęła się dziewczyna. Tristan zrobił na niej miłe wrażenie.
Chłopak odwzajemnił uśmiech, po czym wstał i przeciął ręką powietrze. Otworzył się Portal, bijąc po twarzach fioletowym blaskiem. Tristan złapał Julię za rękę i powiedział:
- Zróbmy użytek z dzisiejszej lekcji i ruszajmy na kolejną.
Po czym pociągnął ją ku Portalowi, w nicość.



niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 6

 Julia poczuła, jak zatapia się w czymś bardzo miękkim. Dotychczas przechodzenie przez
Portale kojarzyło jej się z bolesnymi upadkami, które nierzadko kończyły się siniakami.
Teraz jednak było inaczej. Podróżowanie między światami z wykwalifikowanym Strażnikiem
okazało się być o wiele przyjemniejsze, szczególnie, jeśli masz zapewnione odpowiednie
lądowanie. Oślepiona jasnym światłem, nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Kiedy jednak
oczy zaczęły się przyzwyczajać, strzępki obrazu ułożyły się w całość, zupełnie jak puzzle.
Leżała na kanapach w zamku Rony. Obok niej doprowadzał się do porządku Kyle.
Pierwszy raz miała okazję dokładnie przyjrzeć się wnętrzu budynku. Choć znajdowali się w salonie, części reprezentacyjnej zamku, Julia nie czuła się tu przyjemnie, ani tym bardziej przytulnie. Z betonowych ścian bił przeraźliwy chłód. Ręcznie tkany dywan wielkości małego pokoju był jak wyjęty ze średniowiecza: szorstki i staroświecki. Kanapy, na których wylądowali, były co prawda wygodne, ale zupełnie nie pasowały do całego wystroju pomieszczenia. Z salonu wychodziły liczne korytarze, nasuwając przypuszczenie, iż jest to centrum całego zamku. Ściany były gołe, nie licząc dwóch wypłowiałych gobelinów z godłem Akademii Strażników.
Julia nie miała ochoty zostać tu ani minuty dłużej.
- Nic ci nie jest? – zapytał znienacka Kyle, odciągając myśli dziewczyny od kiepskiego
wystroju wnętrza.
 - Fizycznie czy psychicznie? – mruknęła, pociągając nosem.
Poczuła lekkie pieczenie w kącikach oczu. Jakie to niesprawiedliwe, że los nie daje nam się
pożegnać z tymi, których kochamy. Każe czekać w cierpieniu całą wieczność na ponowne
spotkanie. Dlaczego śmierć najbliższych osób tak bardzo boli? Dlaczego gdy ich zabraknie,
nasze życie przestaje mieć sens? Jak to się dzieje, że jedna osoba może zmienić tak wiele?
Nagle zdała sobie sprawę, że przez blisko minutę patrzy się tępo w jeden punkt. Kyle musiał zauważyć jej pozbawiony wyrazu wzrok.
Chłopak ujął delikatnie jej dłoń. Zaskoczona Julia spojrzała na niego i po chwili wahania przytuliła go. Opierając głowę o jego ramię zaczęła szlochać. Czuła się w tym momencie tak krucha, tak słaba.  
- Będzie dobrze – szepnął jej do ucha, łaskocząc je wydychanym powietrzem.
Dziewczyna pociągnęła nosem przy okazji wdychając przyjemny zapach Kyle’a. Uśmiechnęła się z trudem.
 - Wierzę w to… - odpowiedziała cicho.
Nagle rozległ się czyjś wrzask:
- Kyle!
Szybko odskoczyli od siebie. U wylotu jednego z korytarzy pojawiła się Diana. Za nią
kroczyła Rona. Dziewczyna podbiegła do chłopaka i pocałowała go namiętnie. Julia poczuła
niemiłe ukłucie w sercu.
Przez krótką chwilę Diana patrzyła Kyle’owi w oczy. Potem jej wzrok prześliznął się ponad jego ramieniem i zatrzymał się na Julii.
- Jak mogłaś! – syknęła, mijając ukochanego i stając naprzeciwko niej – Naraziłaś Kyle’a i
nas wszystkich na niebezpieczeństwo! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, ze możesz sobie tak
skakać między światami, kiedy tylko masz ochotę, ty nieodpowiedzialna…
 - Diano… - zaczął Kyle.
 - …bezmyślna…
 - Diano, przestań… - przerwała Rona.
Dziewczyna zamilkła, zgaszona. Jej rozwścieczony wzrok nadal był jednak utkwiony w Julii.
 - Rono, ja i Julia chcemy z tobą pomówić – powiedział cicho Kyle, przerywając niezręczną
ciszę.
 - A co ze mną? – zapytała urażonym tonem Diana.
 - Diano, ty możesz już iść do swojego pokoju. Jest późno – powiedziała Rona.
Dziewczyna spojrzała na Julię takim wzrokiem, jakby chciała ją zamordować, po czym bez
słowa odwróciła się na pięcie i poszła w stronę jednego z korytarzy. Echo niosło jej ciche
przekleństwa rzucane pod nosem.

 - Uznałam, że zostanę w Aesii i pomogę wam obalić Aris - wymamrotała Julia, wbijając
wzrok w podłogę.
Siedziała z Kylem w gabinecie Rony. Sama dyrektorka stała przy oknie tyłem do nich.
- Rozumiem, że jest to dla ciebie bardzo ciężka sytuacja – powiedziała po chwili milczenia Rona – Jednak muszę wytłumaczyć ci, na czym polegałaby twoja rola w naszym planie.
 - Oczywiście, słucham.
 - Mamy zamiar przechytrzyć Aris. My to znaczy ja, kilkoro wtajemniczonych w plan nauczycieli z naszej Akademii i Kyle.
Julia uniosła brwi, zdziwiona.
- Dlaczego akurat on? – zapytała, nie ukrywając zaskoczenia.
Kobieta nagle zamilkła. Dziewczyna po raz pierwszy zobaczyła Ronę w sytuacji, na którą
nie miała przygotowanej odpowiedzi.
- Nie mogę ci teraz udzielić tej informacji – odpowiedziała wymijająco - Nasz plan polega na
tym, że wstawimy kogoś do zamku Aris, jako wtyczkę, następnie zdobędziemy jej zaufanie,
po czym zniszczymy ją od wewnątrz.
Odwróciła się do nich, po czym kontynuowała:
 - To ty właśnie będziesz tą wtyczką. Jesteś idealną osobą do tej roli. Na razie odpoczniesz
kilka dni. Przemyśl sobie wszystko, ale pamiętaj, ze mamy coraz mniej czasu. Aris
przygotowuje się do ataku na kolejne państwo. Jeśli zdążymy przed rozpoczęciem kolejnej
wojny, wykorzystamy jej moment nieuwagi. Za tydzień rozpoczniesz przyspieszone szkolenie
na Strażnika, za miesiąc na Czarownika, a za dwa miesiące rozpoczniemy realizację naszego
planu.
Julia w milczeniu pokiwała głową.
 - Mam do ciebie dwie prośby. Pierwsza – ciężko westchnęła Rona - nie twórz Portali. Aris
dzięki swoim szpiegom dokładnie wie, kiedy zostały otworzone, a ponadto prosi mnie co
miesiąc o raporty kto i kiedy się przez nie transportował. Muszę znaleźć wytłumaczenie
na Portal, który przeniósł cię do świata ludzi. Jeśli Aris wyczuje kłamstwo, może ukarać
wszystkich uczniów Akademii.
 - Dlatego Diana powiedziała, że wszystkich naraziłam – szepnęła Julia.
 - Tak. To ona zawiadomiła mi o tym, że otworzyłaś Portal oraz że oboje z niego
skorzystaliście. Teraz jednak przejdźmy do mojej drugiej prośby. Dotyczy ona również
ciebie, Kyle. Proszę o to, żebyście nikogo nie wtajemniczali w nasz plan. To, co
uzgodniliśmy, zostaje między nami. Tak będzie bezpieczniej.
 - Nikt nie wie, że jestem dziedziczką tronu? – upewniła się Julia.
Rona przytaknęła. Podeszła do komody stojącej w rogu pokoju, po czym otworzyła jedną z szuflad i coś z niej wyjęła. Gdy podeszła do Kyle’a i Julii okazało się, że jest to mały woreczek z niebieskiego jedwabiu.
- Proszę, to dla ciebie – rzekła i podała go dziewczynie.
Julia ostrożnie wzięła go do rąk i otworzyła. W środku skrzył się srebrny klucz.
- Pokój 113, o ile dobrze pamiętam. Witaj w Akademii Strażników, Julio – rzekła uroczyście
kobieta. 
Julia spojrzała na Kyle'a. Chłopak uśmiechnął się i kiwnął głową. 
Zrozumiała, że wszyscy czekali na tę chwilę od wielu lat.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 5

Julia wylądowała na dywanie w swoim pokoju. A więc udało się. Znowu jest w normalnym świecie, gdzie nie ma miejsca dla Strażników i innych tego typu bzdur. Znowu może żyć zwyczajnym życiem i udawać, że świat po drugiej stronie Portalu nigdy nie istniał. Była tego pewna. Przecież Aesis poradzi sobie bez niej…prawda? Nagle Julia poczuła, że coś się dzieje z Portalem. Niespodziewanie wyłonił się z niego Kyle i upadł na dziewczynę. Czuła się, jakby przygniótł ją do ziemi ciężki worek z piaskiem. Ile on waży?! Chłopak też chyba zdał sobie sprawę, że na niej leży, bo odwrócił głowę w jej stronę. Patrzyli sobie w oczy. Byli blisko, zdecydowanie zbyt blisko. Julia poczuła, jak jej żołądek wywraca fikołka.
 - Zejdź ze mnie! – syknęła i wygramoliła się spod niego.
 - Coś ty zrobiła! – niemal krzyknął Kyle. – Jak i dlaczego otworzyłaś Portal?!
 - Chciałam wrócić do domu. Zresztą nikt ci nie kazał za mną skakać.
 - Musiałem, bo zrobiłabyś sobie krzywdę – odpowiedział, wstając i otrzepując ubranie.
 - Od kiedy ci na mnie zależy? Ostatnio omal mnie nie zabiłeś – rzuciła Julia, po czym również wstała.
 - Troska o ciebie to niestety mój obowiązek. Jesteś następczynią tronu.
 - Dzięki, że ktoś  w ogóle zapytał, czy chcę nią być.
Była wściekła. Co on sobie myśli?! Ciekawe, jakby on się czuł, gdyby ktoś wlazł z butami do jego życia, zmieniając je w jedną wielką plątaninę. Sądzi, że fajnie być jedyną córką królowej? Fajnie otwierać jakieś durne Portale? Fajnie być skazanym na wieczny gniew Aris? Złość wypełniała każdą komórkę ciała Julii. Powstrzymując się od wymierzenia ciosu, dziewczyna odwróciła się wściekła od chłopaka i ruszyła do drzwi. Gdy wyszła z pokoju, usłyszała czyjeś głosy. Stanęła, nasłuchując. Na dole ewidentnie trwała jakaś dyskusja.
 - Twoja… matka ma gości? – zapytał Kyle, doganiając Julię.
 - Mam nadzieję, że to goście – odpowiedziała, a w jej głosie miejsca furii ustąpił niepokój.
Bezszelestnie zeszli na dół. Kiedy Julia to ujrzała, stanęła jak wryta. Salon był oblepiony taśmą policyjną, wszędzie po pokoju chodzili policjanci. W niektórych miejscach stały tabliczki z numerami dowodów zbrodni, jakie dziewczyna miała zwyczaj oglądać w telewizji.  Jednak nie to było powodem jej nagłego zszokowania. Był to jakiś nieregularny kształt na podłodze. Ciało. Spod czarnej folii, w którą było owinięte, wystawała dłoń przewieszona zrobioną przez Julię bransoletką.
 - Mamo… - szepnęła dziewczyna, zasłaniając usta dłonią. Kyle tymczasem objął ją, pozwalając jej wtulić się w swoje ramię. Nagle przed nimi wyrósł policjant. Chłopak mógłby przysiąc, iż sekundę temu stał na drugim końcu pokoju. Był potężnie zbudowany, a wzrostem dorównywał niejednemu zawodowemu koszykarzowi. Miał jednodniowy zarost i chłodny wyraz twarzy. Kyle czuł, jak jego przenikliwe oczy wiercą mu dziurę w brzuchu. Poczuł się niezręcznie. Pod pachą mężczyzna trzymał plik kartek.
 - Witam. Państwo są…
 - Jestem Robert White, a to jest Julia Jones, córka Charlotte. – odpowiedział chłopak, jakby recytował to z pamięci.
 - Córka… - powiedział do siebie policjant. – Jak tu weszliście?
 - Przez… okno. – wydukał Kyle, zbity z tropu.
 - Przez okno – powtórzył zaskoczony. – Można wiedzieć dlaczego tą drogą?
Julia wreszcie podniosła wzrok znad ramienia towarzysza i widząc niezdecydowanie na jego twarzy uznała, że teraz jej kolej na wyjaśnienia.
 - Miałam szlaban. Ky… Robert jest moim chłopakiem. Chciałam się z nim spotkać i… wyszłam przez okno. Tą drogą też przyszliśmy – zdziwił ją opanowany ton własnego głosu – Proszę powiedzieć, co tu się stało.
Policjant zawahał się, ale w końcu rzekł:
 - Sąsiadka znalazła twoją matkę godzinę temu, tutaj w salonie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiara nie żyła wtedy od dwóch godzin. Została uderzona w tył głowy nieznanym tępym narzędziem. Nie mogę udzielić wam więcej informacji. Pojedziecie ze mną na komisariat.
Mężczyzna już chciał posłużyć jako eskorta w drodze do radiowozu, kiedy Julia szybko wypaliła:
 - Już idziemy, wezmę tylko z pokoju torbę…
Pociągnęła za sobą Kyle’a na górę. Czuła, że za chwilę rozpadnie się na tysiące małych kawałków, niczym lusterko upuszczone z dużej wysokości. Niepohamowane dreszcze wstrząsnęły nią całą, zaczynając od nóg, przez ręce, aż do szczęki. Łzy zaczęły napływać jej do oczu, ale dzielnie powstrzymywała się do chwili, aż przekroczyli próg jej pokoju. Zamknęła z trzaskiem drzwi i wtedy zrozumiała, że dłużej nie wytrzyma. Osunęła się na kolana i zaczęła szlochać. Zasłoniła twarz rękami. Popłynęły strumienie łez, których nikt nie mógł powstrzymać.
Teraz nic nie miało znaczenia. Ból, melancholia i rozpacz zawładnęły jej ciałem. Zaczęła kopać meble, drzeć porozrzucane po podłodze portrety Kyle’a. Gdyby była tu kilka godzin temu…mogłaby ochronić matkę. Wszystko byłoby w porządku, a ona nie czułaby…czego? Pustki? Żalu? Tęsknoty? Nie mogła znaleźć słowa oddającego jej stan. Gdyby tylko nie te cholerne Portale, te Wizje i brednie o wojnie sióstr i jej przeznaczeniu… Kyle. To wina Kyle’a. Gdyby nie podeszła do niego wtedy, w klubie, wszystko byłoby dobrze. To on winien jest śmierci jej matki…
Ale  przecież nie ma sensu szukania winowajców. Mama nie żyje i już nic nie przywróci jej życia…nic…ani nikt.
Kyle tymczasem przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Uznał, że lepiej nic nie robić, bo może tylko pogorszyć sytuację. Kiedy zauważył, że Julia zaczyna się uspokajać, powiedział:
- Nie możemy tu zostać. Prędzej czy później połapią się, że kłamiemy.
Dziewczyna chwiejnie wstała. Osuszyła łzy i wydmuchała nos. Zaplotła porządny warkocz i popatrzyła w lustro. Jej twarz nadal była koloru dojrzałego pomidora, a wzrok nieobecny, ale udało jej się w miarę przywrócić do porządku. Gdy się odezwała, jej głos drżał.
 - Kto mógł to zrobić? Mama nie miała żadnych wrogów… Była bardzo miłą i lubianą osobą…
Kyle podszedł do niej i oboje usiedli na łóżku.
 - Sądzę, że to mogła być Aris – rzekł.
Julia spojrzała na niego zaskoczona.
 - Aris? Ale ona nie potrafi przechodzić przez Portale. Nie posiada przecież Ta-Mir.
 - Ona nie, ale jej ludzie tak. Ma po swojej stronie wielu Strażników.
Nagle na dole rozległo się nawoływanie policjantów.
 - Posłuchaj, nie zostało nam wiele czasu. Zaraz ktoś tu przyjdzie. Daję ci teraz wybór. Możesz zostać w świecie ludzi i niewiele zdziałać, albo przenieść się ze mną na zawsze do Erry i stawić czoło Aris.
Na schodach rozległy się czyjeś kroki. Julia analizowała słowa Kyle’a. W końcu podjęła decyzję.
 - Pójdę z tobą. Aris musi zapłacić za to, co zrobiła mojej mamie – wysyczała przez zęby.
Kąciki ust chłopaka drgnęły. Wstał i przeciął ręką powietrze. Pokój rozświetlił się błękitnym blaskiem. Kyle wyciągnął dłoń w stronę Julii. Ona wstała z łóżka i po chwili wahania podała mu swoją.
W momencie, gdy wskoczyli razem do Portalu światło zgasło, a do pokoju wpadł policjant.

Dopiero po chwili zrozumiał, że nikogo w nim nie ma.