poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 15



JULIA


- Magnasis?
Julia z powątpiewaniem wpatrywała się w popielaty klejnot. Takich kamieni było mnóstwo. Nie mogła uwierzyć, że jest poszukiwany od siedemnastu lat – wyglądał zbyt zwyczajnie. To tak jakby zachwycać się jednym ziarenkiem piasku na pustyni. Wokoło jest milion identycznych. Niezwykłość Kamienia Magnasis zdradzała jedynie wyszukana nazwa i nienaganny szlif.
Dziewczyna przeniosła wzrok na Tristana. Wciąż oglądał klejnot niczym fachowiec. Ważył go w dłoni i lekko pukał palcem.
- Skąd go masz? – zapytał, pieszcząc Magnasis spojrzeniem pełnym pożądania.
- Z domu… - odpowiedziała cicho. – Mama dała mi go dawno temu. Mówiła, że znalazła go nad morzem…nie wiedziałam, że pochodzi z Aesii – nie czuła się dobrze okłamując go, ale wiedziała, że całą prawdę powinna zatrzymać dla siebie.
- Jasne, nad morzem – szepnął chłopak, jednak bez cienia ironii. - Jest cudowny.
Jego oczy błyszczały z zachwytu. Nagle poderwał się, jakby o czymś sobie przypomniał i spojrzał na Julię.
- Weź go – polecił.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Dziewczyna podniosła brwi.
- Po co?
- Weź go – powtórzył, tym razem z naciskiem i z niemal nabożną czcią podał jej klejnot.
Julię zdziwiła nagła prośba Tristana, ale posłusznie wzięła przedmiot. Gdy dotknął jej skóry, poczuła bijący od niego miły chłód. Wpasował się w zagłębienie dłoni dziewczyny niczym puzzle. Nagle poczuła mrowienie w ręce, które stopniowo przerodziło się w łaskotanie. Przez chwilę myślała, że jedynie jej się to wydaje, jednak wibracje narastały. Miała dziwne przeczucie, że coś zaraz się wydarzy, zupełnie jak w filmach grozy, gdy główny bohater słyszy ciche tajemnicze stukoty, zdradzające obecność potwora gdzieś w pobliżu.
Zaskoczona, ale również trochę przestraszona, spojrzała na Tristana. Uśmiechnął się w odpowiedzi. Chyba spodziewał się takiej reakcji Kamienia Magnasis na jej dotyk. W pewnej chwili, gdy wibrowanie było tak mocne, że jej dłoń zaczęła trząść się w jego rytm, Julia doznała dziwnego uczucia. Choć wiedziała, że to niemożliwe, niemal poczuła, jakby coś dotykało jej umysłu. Chłodna i przyjemna macka, delikatne tchnienie morskiej bryzy. Doznanie jednocześnie obce, dziwne, jak i przyjemne, hipnotyzujące. Podświadomie, trochę w odruchu obronnym, odgrodziła swoje myśli od macki murem, jednak ta napierała; z początku lekko, jednak po chwili z całych sił, aż bariera nie wytrzymała i rozsypała się w popiół, zostawiając zionącą dziurę zapraszającą do wejścia.
I wtedy to się stało. Matowa powierzchnia kamienia rozbłysła błękitnym oślepiającym światłem, które zalało niemalże cały pokój.  Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła, jak Magnasis staje się biały, prawie przezroczysty. Nawierzchnia kamienia zaczęła mącić się niczym woda. Nie wiadomo skąd pojawiły się granatowe plamki. Zaczęły pochłaniać szarość, tym samym łącząc się w jednolity kolor..
Julia nigdy nie widziała podobnego odcienia niebieskiego. Był taki żywy, głęboki i czysty… Od razu przywiódł jej na myśl nie odkrytą i tajemniczą głębię oceanu. Gdy przechyliła go, udało jej się zauważyć szybko przemykający błękitno-zielony połysk, wesołe mrugnięcie. Z czasem oślepiające światło zaczęło słabnąć, aż w końcu całkiem zniknęło wraz z wibracjami. Po kredowym matowym minerale nie było śladu. Teraz Julia trzymała w dłoni piękny skarb, mieniący się delikatną zielonkawą poświatą.
- Co to było? – wydusiła wreszcie, nie kryjąc swego zdumienia.
Podniosła wzrok na Tristana i ujrzała, że nie jest zaskoczony. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Magnasis jest kamieniem Czarowników – odezwał się po kilku sekundach. – Wzmacnia działanie mocy i daje niewielką ochronę. Kiedyś było ich piętnaście, ale dużo z nich zostało zniszczonych albo zgubionych w czasie wojen. Ten, który trzymasz, jest ostatnim. Jeśli kamień rozbłyśnie oznacza to, że osoba, która go trzyma, posiada Dar.
- Dar? – dziewczyna wytrzeszczyła oczy. – Chcesz powiedzieć, że mam Dar?
- Na to wygląda – uśmiechnął się w odpowiedzi. – Co drugi Czarownik ma Dar, więc to nic dziwnego.
- Mam Dar… – Julia spojrzała na swoje dłonie. – Jak myślisz, jaki?
Czuła się szczęśliwa i wyjątkowa. Nie mogła w to uwierzyć. Wydawało jej się, że  to wszystko jest tylko szalonym snem, z którego zaraz się obudzi. Miesiąc wcześniej za nic w świecie nie poszłaby do wróżki, która przepowiadała przyszłość. Uważała, że to świetna okazja, by zbić dużo pieniędzy na zdesperowanych naiwniakach. Zawsze można wymyślić coś na poczekaniu, to nie wymaga wysiłku. Dziś natomiast okazało się, że sama posiada magiczne zdolności. Jeśli poświęci dużo czasu na ćwiczenia, będzie mogła ich używać w dowolnym miejscu i czasie. Czy to dzieje się naprawdę?
- Znając cię, obstawiałbym superszybkie zadawanie pytań. Mogłabyś tym zabić niejednego przeciwnika – rzucił z przekąsem, a gdy Julia spiorunowała go wzrokiem, zachichotał. – Dar trzeba odkryć. Nie dowiesz się jaką masz moc z dnia na dzień. To może trochę potrwać. Natomiast biorąc pod uwagę fakt, że masz Magnasis, zapewne odkryjesz go stosunkowo szybko.
Dziewczyna pokręciła w zamyśleniu głową i zacisnęła dłoń na klejnocie.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała, podnosząc wzrok na Tristana.
- Zajęcia z teorii – odpowiedział chłopak, wzruszając ramionami, jednak jej uwadze nie umknął dziwny błysk w jego brązowych oczach.



Tej nocy Julia miała koszmary. Śnił jej się Tristan, który z krzykiem ciął nożem pierś wielkiego lwa. Zraniona bestia wyła żałośnie, na twarz chłopaka tryskała krew. Lew rzucił się na swojego oprawcę. Oboje zachwiali się i przewrócili na ziemię, nie przerywając walki. Julia chciała odciągnąć Tristana od zwierzęcia, ale nie mogła zrobić ani jednego kroku wprzód. Stała i patrzyła na krwawą rzeź, niezdolna do wykonania choćby najmniejszego ruchu. Sen był przerażająco realistyczny. Bestia przykryła chłopaka swoim ciałem, gryząc na oślep. Kotłowanina była przerywana pomrukiwaniami, okrzykami i warkotem. Na ziemi pojawiła się kałuża krwi. Wokół dziewczyny zacisnęły się sidła przerażenia, przenikającego jej kręgosłup niczym olbrzymi sopel lodu. Poczuła, jak narasta w niej panika, potęgowana przez fakt, że nie wiedziała, z czyjej rany leje się krew. Dopiero, gdy Tristan zrzucił z siebie ciało lwa przebite nożem, odetchnęła z ulgą. Jednak spokój dziewczyny nie trwał długo. Kot resztkami sił odwrócił głowę w jej stronę i napotkał jej wzrok.
To nie były oczy zwierzęcia. To były oczy człowieka. Krył się w nich strach, ale i determinacja. Z ust Julii wyrwał się zduszony okrzyk. Teraz nie była już pewna, czy właśnie patrzyła na zwierzę, czy na człowieka. Chciała podbiec do niego, pomóc, zatamować wypływającą z piersi posokę, jednak wciąż nie mogła się ruszyć. Lew zadrżał i po chwili wyzionął ducha. Zamiast ulgi spowodowanej wygraną Tristana, dziewczyna poczuła przeraźliwą pustkę, wszechogarniającą rozpacz, jakby właśnie straciła kogoś bardzo bliskiego. Gdzieś w jej sercu zaczęły narastać żal i uraza , choć sama nie wiedziała do kogo były one skierowane. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na bruneta. Stał chwiejnie obok zabitego kota, ciężko dysząc. Jego czarne włosy były zlepione potem i krwią. Czekoladowe oczy stały się nienaturalnie czerwone, dawna inteligencja i czułość ustąpiły miejsca szaleństwu. To nie lew był tu bestią.
Powoli podniósł głowę i popatrzył dziewczynie w oczy.
- To dla twojego dobra…- powiedział, jakby chciał przekonać nie tylko ją, ale i samego siebie.
Potem wszystko pochłonęła ciemność.



Julia obudziła się z krzykiem i gwałtownie usiadła na łóżku. Była zlana potem, włosy przykleiły jej się do twarzy. Rozejrzała się po pokoju spodziewając się, że ujrzy w nim lwa, ale wokół stały tylko znajome meble. Odetchnęła z ulgą, jednak wciąż drżała na samą myśl o upiornym koszmarze. Bez zastanowienia otworzyła szufladę szafki nocnej. Ciemnoniebieski Kamień Magnasis jarzył się delikatnym błękitnym blaskiem. Wzięła go w dłonie. W tej samej chwili wizja Tristana i lwa odeszła w zapomnienie. Klejnot przywrócił jej spokój. Uśmiechnęła się i delikatnie odłożyła go z powrotem do szuflady. Kiedy na powrót położyła głowę na poduszce, czuła się o wiele lepiej, jednak melancholijna i straszna atmosfera snu oraz ryk bólu drapieżnika zostały w jej umyśle aż do rana.



            Następnego dnia Julia wstała niewyspana. Po koszmarze z lwem i Tristanem zaznała jedynie dwóch godzin niespokojnego snu. Walcząc z sennością ubrała się, umyła zęby, parę razy przeczesała włosy szczotką i przewiesiła torbę przez ramię. Wybiegła z pokoju ze świadomością, że jest już spóźniona. Klucze były na samym dnie torby, więc wyjątkowo nie zamknęła drzwi. Wszyscy uczniowie są teraz na zajęciach, więc może być spokojna. Z czystym sumieniem popędziła przez korytarz, mając nadzieję, że nauczycielka nie będzie miała za złe jej spóźnienia.



DIANA

            Gdy Julia zniknęła za rogiem korytarza, Diana wyszła z cienia. Rozejrzała się, by upewnić się, że nikt jej nie obserwuje. Błyskawicznie podkradła się pod drzwi pokoju Julii. Otworzyła je cicho i weszła do pomieszczenia. Od razu zauważyła, że jest większy od pozostałych. Westchnęła poirytowana. „Wszyscy traktują ją jak księżniczkę” - pomyślała. Nie rozwodząc się dłużej nad myślami o Julii, zaczęła przetrząsać najbliższe półki i szuflady. Nie była pewna, czego właściwie szuka, ale wiedziała, że to znajdzie. Każdy ma swoje sekrety, a sekrety Julii muszą być bardzo kuszące. Aż same się proszą, by wyszły na światło dzienne. A ona była gotowa z radością spełnić to życzenie.
            Po przeszukaniu wszystkich półek w szafie, podeszła do biurka. Starała się odkładać wszystko na swoje miejsce, tak jak było przedtem. Nikt nie może dowiedzieć się, że tu była. Jednocześnie musiała dbać o czas. Ona także ma teraz zajęcia. Miała nadzieję, że uda jej się coś znaleźć, zanim minie pierwsza lekcja. Kiedy przeszukała pierwszą szufladę i otworzyła drugą, poczuła ściśnięcie w żołądku. Wyjęła z niej stos rysunków i z walącym sercem zaczęła je przeglądać. Na wszystkich widniała twarz Kyle’a. Było ich mnóstwo. Dianie udało się naliczyć piętnaście, póki nie upomniała się w myślach, że ma mało czasu. Gdy odłożyła kartki na swoje miejsce, w jej głowie rozbrzmiał gniewny głos: „Jakim prawem?!”. Ta mała smarkula jeszcze jej za to zapłaci. Nikt nie może odebrać jej Kyle’a. Diana miała do czynienia z dziesiątkami dziewczyn takich, jak Julia. Gdy tylko dowie się co ukrywa, dopilnuje, by już nigdy już nie weszła jej w drogę.
            Wkrótce przekonała się, że ani szafa, ani biurko nie skrywają żadnych większych tajemnic rywalki. Została już tylko szafka nocna. Otworzyła ją. Jej spojrzenie od razu przykuł kamień koloru morza, bijący delikatnym błękitnawym blaskiem. Momentalnie gniew ulotnił się z niej, jak powietrze z balonu. Zaintrygowana, wzięła go do ręki. Nie był ciężki, chociaż zajmował jedną czwartą jej dłoni. Obróciła znalezisko w dłoniach. Jego barwa była urzekająca. Klejnot był oszlifowany i wypolerowany z największą precyzją. Musiał być bardzo drogocenny i z jakiegoś powodu niezwykle ważny dla Julii. Nikt nie trzyma zwykłego kamienia tuż przy łóżku, na wyciągniecie ręki. Diana spojrzała na pozostałą zawartość szafki nocnej. Książka, parę ołówków i długopisów. Nic więcej. Ponownie zerknęła na trzymany w dłoni klejnot i uśmiechnęła się szeroko. Skoro sekrety Julii są jednak niedostępne, będzie musiała trochę zmienić strategię.
           



TRISTAN

            Chłopak wyjął z szafy kolejną bluzkę i starannie złożył ją w kostkę, po czym położył na łóżku. Przez chwilę zastanowił się, o czym jeszcze mógł zapomnieć, jednak przemyślenia przerwało mu pospieszne pukanie do drzwi. Sekundę później do pomieszczenia wpadła Julia. Jej twarz wyrażała przerażenie. Tristan wyprostował się, wiedząc, że to nie zwiastuje nic dobrego.
- Tristanie, stało się coś strasznego… - zaczęła, dysząc ciężko. Widać było, że biegła.
- Mów – ponaglił ją brunet.
- Nie wiem jak to się mogło stać…
- Powiesz mi wreszcie co się stało?
Julia popatrzyła na niego wzrokiem winowajcy. Wzięła wdech i złapała się rękoma za głowę.
- Magnasis zniknął. – wyszeptała zdesperowanym głosem.
- Jak to zniknął?! – krzyknął Tristan. Poczuł, że jego nogi słabną.
- Kiedy wróciłam z zajęć, już go nie było.
- Zgubiłaś go?!
- To nie moja wina – dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń, jednak on się odsunął. Wbił wzrok w podłogę dysząc. – Niemożliwe, bym go zgubiła. Całą noc leżał tuż obok mnie, w szafce nocnej. Ktoś musiał go wziąć.
- Kto? Kto jeszcze wiedział o Magnasis? – spytał ostro, nie podnosząc wzroku. Aż się w nim gotowało.
- Nikomu o nim nie mówiłam – Julia starała się zachować spokój, jednak w jej głosie dało się usłyszeć nutę rozpaczy.
- Może po prostu gdzieś spadł. Chodź, poszukamy go.
Oboje pobiegli do jej pokoju. Tristan otworzył szafkę nocną i przetrząsnął całą jej zawartość. Następnie przeszukał pod poduszką, na biurku i w szafie. Bez rezultatów.
- Też go szukałam – powiedziała smutno Julia.
- Jak…jak mogłaś spuścić go z oczu?! – krzyknął na dziewczynę, opierając się o drewnianą ramę łóżka.
- Był tutaj przez całą noc. Myślałeś, że będę paradować po całej Akademii z najbardziej pożądanym klejnotem Aesii?! – teraz również ona traciła nad sobą panowanie.
- Być może! Na pewno nie zostawiałbym go na wierzchu w otwartym pokoju!
- Był w szufladzie, nie na wierzchu. Nie zgubiłam go, ktoś musiał go wziąć…
- Kto?! Kto mógłby go wziąć?! Ja nie mówiłem nikomu o Magnasis i ty też nie, więc kto mógłby to zrobić?!
- Nie wiem! Masz lepszą teorię?!
- Owszem, mam – rzucił ze złością chłopak. – Zgubiłaś go i nie chcesz się przyznać.
- Przestań mnie oskarżać, nie masz podstaw! Przysięgam, nie zgubiłam go. Ktoś musiał go stąd wziąć – powtórzyła dobitnie Julia.
- Daj znać jak dowiesz się kto to taki – odparł z ironią. – Mam dość twoich tłumaczeń.
Tristan opuścił pomieszczenie. Julia pobiegła za nim. Kiedy wrócili do pokoju chłopaka, powiedziała:
- Słuchaj, nie chcę się kłócić. Wiem, że nie powinnam zostawiać go w otwartym pokoju. Bardzo się spieszyłam na zajęcia i pomyślałam, że nic się nie stanie, jeśli nie zamknę drzwi. Rozumiem, że to mnie nie usprawiedliwia., ale…stało się. Nie potrafię cofnąć czasu. Jestem pewna, że ktoś zakradł się do mojego pokoju i ukradł Magnasis.
Tristanowi cisnęły się na usta oskarżenia i obelgi, jednak jedynie westchnął.
- W porządku. Wierzę ci. Po prostu…Magnasis jest bezcenny. To, że zniknął to wielka strata. - po chwili rzekł bardziej opanowanym tonem, a w myślach dopowiedział:  „Jestem zrozpaczony, że do tego doszło. Odkryliśmy, że kamień, który masz od dziecka jest kamieniem Czarowników, poszukiwanym od ponad dekady, a my nie cieszyliśmy się nim nawet jeden dzień”.
Chłopak opadł zdołowany na łóżko. Parę koszul spadło z wierzchu starannie ułożonych stosów. Po chwili zorientował się, że Julia patrzy pytająco na rzeczy przygotowane przez niego do spakowania. Gdy już miał coś powiedzieć, dziewczyna niespodziewanie uklękła przy jego torbie podróżnej, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Sięgnęła ręką w głąb i zaczęła czegoś szukać. Tristan oparł się na łokciu, nie wiedząc, co się dzieje. Wreszcie wyjęła z torby… Kamień Magnasis.
- Czy chcesz mi coś wyjaśnić? – spytała oschle, ukazując mu błyszczący klejnot.
Brunet poderwał się z łóżka.
- Co? – zdziwił się. – Był w mojej torbie?
- Nie udawaj. Myślałeś, że uda ci się go tak po prostu zabrać?
- O czym ty mówisz? Nie miałem pojęcia, że jest u mnie.
- Z pewnością. Gdzie się wybierasz? – spytała ostro. 
- Ach, tak…- podrapał się w tył głowy, tak jak zawsze, gdy się denerwował. – Zapomniałem ci powiedzieć…muszę jechać do ciotki. Zaprosiła mnie do siebie na jakiś czas.
- Teraz? Tak nagle?
- Niegrzecznie byłoby odmawiać, rozumiesz…mieszka sama w dużym domu…czasem potrzebuje kogoś do towarzystwa.
- Hmm…ciekawe. Nigdy mi o niej nie wspominałeś. Jak się nazywa? 
- Eilidh.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Za pół godziny.
- Kradniesz Magnasis wciskając mi ściemnione imię ciotki?
- Nie ukradłem go, ani nie kłamię! - cierpliwość bruneta powoli się kończyła. - Musisz mi uwierzyć!
- Tak samo jak ty przed chwilą nie chciałeś uwierzyć mi? – zaśmiała się Julia. – W takim razie co Magnasis robił w twojej torbie?
- Nie mam pojęcia. Może ktoś go podłożył.
- Teraz wierzysz w tajemniczego złodzieja? To by się zgadzało. Ktoś ukradł z mojego pokoju kamień, by podłożyć go tobie.
- Możliwe – odparł Tristan, wiedząc, że ich kłótnia zmierza w złym kierunku. Musiał coś zrobić, jakoś jej wszystko wytłumaczyć, a razem na pewno dojdą do tego, co naprawdę się stało…
- Ty jesteś złodziejem, Tristanie, oboje dobrze to wiemy – powiedziała Julia, lustrując go zimnym spojrzeniem. Zawsze, gdy na niego patrzyła, jej wzrok był ciepły i czuły, teraz jednak było zupełnie inaczej. Cała chęć wytłumaczenia sytuacji i pogodzenia się z dziewczyną nagle całkowicie z niego wyparowała. To było poważne oskarżenie.
- Naprawdę myślisz, że zrobiłbym coś takiego?!
- A mam inne wyjście? – spytała. – Przykro mi, ale nie mam już do ciebie zaufania. Jeszcze na nikim się tak nie zawiodłam, jak na tobie.
- Nie, to ja zawiodłem się na tobie. Nie mieści mi się w głowie, że naprawdę wierzysz, iż jestem zdolny do takich rzeczy.
- Miłego pobytu u Eilidh. Pozdrów ją ode mnie.
Po tych słowach wstała, po czym wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 14

            - Jesteś pewna? – zapytał cicho Tristan - Jeszcze możemy się wycofać.
Stali razem na łące, nieopodal Akademii. Był cichy i spokojny wieczór. Bezchmurne niebo usłane mieniącymi się gwiazdami wyglądało niczym rozpościerający się poprzeplatany srebrną nicią ciemny gobelin. Oboje patrzyli na oddaloną sylwetkę zamku otulonego ze wszystkich stron dolinami i górami Esenthor. Księżyc w trzeciej fazie świecił na tyle mocno, że byli w stanie dostrzec najmniejsze szczegóły gotyckiego zamku: liczne gzymsy, powiewające śnieżnobiałe flagi i kolorowe witraże. Budynek najlepiej prezentował się w nocy. Skąpany w blasku księżyca wśród migoczących gwiazd i na tle skrzącego się śniegu na szczytach gór wyglądał niezwykle tajemniczo i dostojnie.   
- Tak – odpowiedziała szeptem.
Tristan złapał ją za dłoń i wplótł jej palce między swoje. Spojrzeli sobie w oczy. W poświacie księżyca rzęsy dziewczyny rzucały głębokie cienie na kości policzkowe, a blond włosy nabrały srebrzystej barwy. Światło podkreśliło szlachetne rysy jej twarzy. Wyglądała niczym anioł.
- W takim razie chodźmy – rzekł chłopak i utworzył Portal.
Wskoczyli do niego jedno za drugim, wciąż trzymając się za ręce.


Dziewczyna ciężko upadła na podłogę. Z ulgą stwierdziła, że pomieszczenie wygląda tak samo jak poprzednim razem. Przed podróżą do Chicago bała się, co zastanie po drugiej stronie Portalu: na przykład tego, że policjanci wyniosą wszystkie rzeczy, co skutecznie uniemożliwiłoby jej zdobycie satynowego woreczka. Chwilę potem pojawił się Tristan, który całą swą masą przygwoździł ją do podłogi.
Nagle Julia zdała sobie sprawę, że już to się zdarzyło. Z Kylem. Tuż po tym, jak pierwszy raz utworzyła Portal. Pospiesznie wygramoliła się spod Tristana, a kiedy stanęła na nogi, wyszła z pokoju, nawet się za nim nie oglądając. Chłopak poszedł w jej ślady.
- Muszę zabrać jedną rzecz z salonu – powiedziała, kiedy do niej dołączył.
Stali tuż przy schodach prowadzących na dół.
- Na pewno chcesz zobaczyć to miejsce? – zapytał niepewnie.
- A dlaczego nie? – spojrzała na niego. Gdy zrozumiała o co mu chodzi, trochę się zmieszała. Nie zamierzała mówić mu całej prawdy – Masz na myśli moją mamę…cóż … już sobie z tym poradziłam.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami - Zostanę na górze. Wracaj szybko, w Akademii nie mogą zauważyć, że nas nie ma.
- Jasne, zaraz przyjdę.
Zbiegła szybko po schodach. Salon nic się nie zmienił, tak samo jak jej stary pokój. Podbiegła do komody, którą wskazała jej Azola. Otworzyła trzecią szufladę od dołu. Jej oczom ukazały się pliki dokumentów starannie spięte w teczki i oznaczone pięknym pismem. Nie dość, że o urodzie matki mogła pomarzyć, to jeszcze los pozbawił ją części charakteru Azoli, w tym jej skrupulatności. Wspaniale. Chwyciła za teczki. Jej serce zaczęło mocniej bić. Co znajdzie pod dokumentami? Broń? A może zwykłą pamiątkę rodzinną? To musi być coś ważnego, skoro mama kazała jej odwiedzić Ziemię. W takim razie pamiątka odpada.
Wzięła wdech i podniosła dokumenty. Otworzyła szeroko oczy. Usta rozwarły się z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć. To niemożliwe. Dno szuflady świeciło pustkami. Spojrzała jeszcze raz. Nic. Pusto. Zaczęła wyrzucać z szuflady całą jej zawartość - teczki z dokumentami, karteczki samoprzylepne, zszywacze, dziurkacze, spinacze, pinezki, markery, długopisy, wizytówki, klipsy, zszywki…jednak ani śladu po satynowym woreczku. Otworzyła pozostałe szuflady oraz opróżniła je. Nadal nic. Jakby nigdy go tu nie było. Dziewczyna poczuła, że robi jej się gorąco. W środku musiało znajdować się coś bardzo ważnego. Coś, co Azola koniecznie chciała jej przekazać.  
Czy to możliwe, by się pomyliła? Nadal pamiętała jej słowa: „W naszym starym domu, przy wejściu do salonu stoi komoda. Trzecia szuflada od dołu, pod stertą papierów, satynowy woreczek. Weź go”. Rozejrzała się po pokoju. Wszystko się zgadzało. Komoda przy wejściu, trzecia szuflada od dołu, pod dokumentami. Wstała i pospiesznie zaczęła przetrząsać wszystkie szafki w salonie. Po kilku minutach, kiedy zajrzała do każdej szuflady, wróciła do punktu wyjścia.
Dziewczyna włożyła wyjęte przybory biurowe do komody. Usiadła zrezygnowana i oparła się o mebel. Zajęła się grzebaniem palcem w dziurze w ścianie, podczas gdy jej umysł przetwarzał wiele myśli na raz. Co powie Azoli? Jak matka na to zareaguje? Czy to możliwe, by od tego przedmiotu zależały losy całej Aesii? Miała nadzieję, że nie, inaczej byłaby w poważnych tarapatach. Po raz pierwszy połączyła ów tajemniczy przedmiot z pewnym faktem, który miał miejsce miesiąc temu. Kiedy w domu pojawili się policjanci, całe mieszkanie było wywrócone do góry nogami. Do tej pory uważała to za skutek szamotaniny między mordercą a ofiarą. Przypomniała sobie jednak, jak Azola opowiadała jej o tamtym dniu. Mówiła, że wysłannik Aris zaszedł ją od tyłu i uderzył w tył głowy, co oznacza…co oznacza, że nie mogło dojść do żadnej szamotaniny. W takim razie napastnik musiał czegoś szukać. Woreczek…to właśnie jego szukał! Kiedy pozbył się jedynej osoby, która stała mu na drodze, zaczął szukać satynowego woreczka. Musiał go znaleźć, inaczej leżałby tu, pod dokumentami w szufladzie. Teraz wszystko nabrało sensu.
Jednak przybyła za późno. Aris dostała tego, co chciała. To musiało być coś naprawdę potężnego, skoro interesowała się tym sama królowa. Julia poczuła się bardzo przybita. Liczyła na nią matka, a także, jak się okazało, cała Aesia. Fakt, że wprawi Azolę w rozpacz, gdy powie jej o zniknięciu sakiewki, napawał ją smutkiem. Nie chciałaby ujrzeć jej zielonych oczu pozbawionych wszelkiej nadziei. Czułaby się winna, choć nie miałaby ku temu powodów. Tajemniczy przedmiot zniknął dawno temu, a ona nie miała szansy, by temu zapobiec. Jednak rozpaczanie nad sobą nic tu nie pomoże. Wiedziała, że powinna wstać, pójść do Tristana i wrócić wraz z nim do Akademii, ale nie mogła się zdobyć, by udać się na górę. Nie miała siły opuścić tego domu ze świadomością, że powróci z pustymi rękami. Postanowiła, że zaczeka, aż Tristan przyjdzie do niej pierwszy. Swoją drogą, ciekawe, że jeszcze tego nie zrobił…
Wpatrywała się w dziurę w ścianie, którą z każdą chwilą coraz bardziej powiększała. Wtem coś zauważyła. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się wybrakowanej powierzchni. Wyraźnie wystawał z niej kawałek tynku. Podważyła go paznokciem i oderwała od ściany. Serce zabiło jej szybciej, a na twarzy zagościł uśmiech. Ze skrytki ukrytej pod warstwą tynku wypadł błękitny satynowy woreczek. Punkt za inwencję dla przeciwnika.  


Dziewczyna weszła po schodach na górę, ściskając w dłoni znalezisko. Przez materiał czuła, że w środku było coś gładkiego, płaskiego i chłodnego. Nie mogła się doczekać, by sprawdzić co tam jest, jednak postanowiła zaczekać z tym, aż wróci do Akademii. Gdy szczęśliwa przekroczyła próg swojego pokoju, zamarła.
Stał tam wysoki chłopak, który patrzył się na kartkę trzymaną w ręku. W ciemności rysowała się jego wysportowana sylwetka. Julia zamrugała. Doznała déjá vu. Przez moment zdawało jej się, że w pokoju stoi  Kyle, dokładnie tak samo jak miesiąc temu. O mało co nie wbiegła do pomieszczenia i nie rzuciła mu się na szyję. Kiedy uzmysłowiła sobie, że to Tristan, uśmiechnęła się tylko i cicho weszła do pokoju.
Chłopak podniósł wzrok znad kartki i spojrzał na nią z powagą. Światło księżyca wpadające przez okno oświetliło jego profil. Czarne włosy, zdecydowanie nie kasztanowe.
- Ładnie rysujesz – jego głos był wyjątkowo poważny, co było całkowicie do niego niepodobne.  
- Dzięki.
Julia mimowolnie porównała w głowie obraz Kyle’a i Tristana. Miesiąc wcześniej ten pierwszy śmiertelnie ją wystraszył, ale również zaintrygował swoim pozornie obojętnym nastawieniem do powierzonego mu zadania. Większość dziewczyn zapewne uznałoby go za bardzo pewnego siebie, aroganckiego i uszczypliwego łamacza serc, ale Julia wiedziała, że pod tą ironiczną warstwą kryje się czuły i wrażliwy chłopak. Zapewne sama należałaby do grona owych dziewczyn, gdyby nie pocałował jej ostatniego dnia tuż przed wyjazdem. Ten głupi pocałunek sprawił, że miała mętlik w głowie. O ile wcześniej teoretycznie wiedziała na czym stoi, teraz nie wiedziała już nic.
Najbardziej przerażała ją myśl, że ciągle porównuje Tristana do Kyle’a: gdy go całuje, przytula, patrzy na niego od tyłu… Nie powinna tego robić. To nie jest w porządku. Tristan jej ufa, jest jej przyjacielem i jako jedyny pomógł jej dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. Jest mu winna o wiele więcej niż tylko szczerość.
Julia zamrugała, gdyż nagle zorientowała się, że Tristan zadał jej jakieś pytanie.
- Mhm…słucham? – zapytała rozkojarzona.
Pomimo panującego półmroku Julia dostatecznie dobrze widziała twarz chłopaka, by dostrzec wymalowaną na niej irytację.
- Nie rozumiem cię… - powiedział rozdrażniony – Najpierw mówisz, że zależy ci na mnie, że jesteśmy przyjaciółmi, a później widzę, że masz stertę jego portretów w pokoju. Dobrze wiesz, co do ciebie czuję. O co w tym wszystkim chodzi? Pogrywasz sobie ze mną?
Dziewczyna zorientowała się, że Tristan mówi o Kyle’u, a rysunki, które przeglądał, są jeszcze sprzed czasów poznania chłopaka. Kiedy jeszcze nie wiedziała o istnieniu Aesii ani pochodzeniu tajemniczych Wizji. Dziewczyna zarumieniła się. Zmieszana włożyła ręce do kieszeni spodni i opuściła wzrok.
- To wcale nie tak…to znaczy masz rację, to Kyle jest na rysunkach, ale…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej - Wszystko rozumiem. Jednak następnym razem zdecyduj się, zanim dasz komuś nadzieję – ton jego głosu z każdym słowem stawał się ostrzejszy.
Julia spojrzała w oczy Tristana, szukając w nich zrozumienia. Nie chciała go stracić. Raz prawie jej się udało. Nie może pozwolić, by znowu do tego doszło. To prawda – nie była pewna swoich uczuć względem Kyle’a, ale teraz miała tylko Tristana. Zależało jej na nim. Musi mu dać powód do zostania.  
Podeszła do niego, złapała za przód koszulki i przyciągnęła go do siebie. Czuła jak żar bije z jego ciała, jak płytki oddech owiewa jej twarz. W oczach Strażnika kryło się zaskoczenie, które po chwili przerodziło się w czułość - kompletny kontrast wcześniejszego gniewu.
- Tristanie… - wyszeptała, uśmiechając się lekko – …wiedz, że jesteś dla mnie wszystkim.
- Pierwszy raz to mówisz – odpowiedział, siląc się na urażony ton, ale jego głos drżał.
- Nie zaczynaj znowu, bo będzie to również ostatni raz.
Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy. W końcu dziewczyna delikatnie przycisnęła jego wargi do swoich. Wspomnienia pierwszego pocałunku na łące i smaku jego ust ożyły na nowo. Nagle pokój stał się jakby jaśniejszy. Srebrne światło księżyca wpadające przez okno oświetliło ich oboje. Nad ich głowami pojawiły się małe snopy światła. A może Julii tylko się wydawało? Jak bardzo chwila taka jak ta wpływa na sposób postrzegania otaczającego nas świata?
 Tristanowi chyba to nie wystarczało, gdyż odwzajemnił pocałunek bardziej namiętnie. Rysowane ołówkiem portrety Kyle’a spadły na podłogę z cichym szelestem. Julia poczuła jak chłopak łapie ją w talii i popycha w stronę ściany. Gdy się o nią oparła, okazała się być przyjemnie chłodna. Założyła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Nie stawiał oporu. Zamiast tego zaczął wodzić dłońmi po jej talii, biodrach i plecach. Dziewczyna czuła jak jej serce łomocze w klatce piersiowej niczym uwięziony ptak, który chce się wydostać. Zaczęła bawić się włosami Tristana, owijając je wokół palca. Zupełnie tak samo robiła z włosami Kyle’a…
Na tę myśl jej żołądek momentalnie się skurczył. Nie panując nad swoimi rękoma, Julia raptownie odepchnęła od siebie bruneta. Potem, nie patrząc mu w oczy, podeszła do szafy z ubraniami. Znalazłszy na poczekaniu pogniecioną torbę podróżną, zaczęła pakować do niej kolejne części garderoby. Jej oddech powoli wracał do normy. Jednak żołądek nadal był boleśnie zaciśnięty.
- Coś się stało? – usłyszała za sobą miękki głos.
- Nie… - powiedziała zbyt głośno, wkładając szary sweter do torby. Wzięła głęboki wdech  – To nie twoja wina. Ja po prostu…nie jestem jeszcze gotowa.
Przez przypadek jej wzrok natrafił na lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi od szafy. Ujrzała w nim Tristana – stał tuż za nią z obojętną miną. Czarne włosy sterczały na wszystkie strony, czekoladowe oczy płonęły. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, odwróciła pospiesznie wzrok i utkwiła go w torbie podróżnej. Kiedy zasunęła zamek, odwróciła się do chłopaka i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Jestem gotowa. Możemy iść.
Tristan przez chwilę się w nią wpatrywał, ale wzrok miał nieobecny, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. W końcu jakby się ocknął, po czym przytulił ją i szepnął do ucha:
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim.



- Niedługo mam test na Strażnika…boję się go.
Julia siedziała w pokoju Tristana. Właściciel stał oparty o ścianę i przeglądał nieznaną jej książkę. Nie wydawał się zainteresowany treścią.
- Nie przejmuj się – rzucił tomik na stół – To nic trudnego.
- Skąd to wiesz? Miałeś już ten test?
- Tak, rok temu – odparł – Mówiłem ci. Siedzę w tej szkole tylko dlatego, że jestem jeszcze niepełnoletni. Nie mają co ze mną zrobić.
Tristan mówił obojętnym tonem, zupełnie jakby uważał to za coś normalnego. Nie przyszło mu nawet na myśl, że Julia może mu współczuć. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak trudne musiał mieć dzieciństwo. Nie miała pojęcia co stało się z jego rodzicami, ale nie zamierzała go wypytywać, przynajmniej na razie. Chłopak wyraźnie unikał tego tematu. Zanim pojawiła się w Akademii, nie miał nikogo bliskiego. Miała wrażenie, że życie w tym miejscu było dla niego udręką. Teraz jest lepiej. Spędza z nią mnóstwo czasu. To miłe być kimś ważnym w życiu innego człowieka.  
Julia w akcie wsparcia i zrozumienia przytuliła Tristana. Odwzajemnił gest z szerokim uśmiechem na twarzy. Przez jakiś czas trwali w swoich objęciach, potem odsunęli się od siebie. W tym samym momencie coś uderzyło w podłogę. Julia spojrzała w dół i zobaczyła błękitny satynowy woreczek. Odruchowo złapała za pustą kieszeń spodni. Niemal zapomniała o cennym znalezisku. Schyliła się po sakiewkę, ale Tristan ją wyprzedził. Bez pytania otworzył woreczek. Gdy ujrzał zawartość, jego oczy błysnęły dziko.
- Tristanie, oddaj mi to…
Julia wyciągnęła rękę, ale chłopak nie zareagował.
- Nie mogę uwierzyć…to przecież Kamień Magnasis… - szepnął zafascynowany.
Wziął klejnot w dłoń i spojrzał na niego pod światło. Był płaski, miał kształt lekko rozciągniętego sześcianu. Wyglądał jak pierwsza lepsza skała – szary i matowy. Nic godnego większej uwagi. Jednak Tristan patrzył na Kamień Magnasis z wyraźnym pożądaniem. Julia dostrzegła w jego ciemnych oczach chciwość i zachłanność. Nie był tym samym chłopakiem sprzed kilku sekund. Ten inny Tristan ją przerażał.
- Powiedziałam: oddaj mi to – powtórzyła, kładąc nacisk na ostatnie słowa.
Zdezorientowany podniósł wzrok na dziewczynę, zupełnie jakby dopiero co wyszedł z transu. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Czy ty w ogóle wiesz, co to jest? Julio, odnalazłaś największy skarb Aesii poszukiwany od siedemnastu lat!

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 13

- Au!
- Uważaj jak chodzisz!
- Gdzie ty masz oczy?! Patrz przed siebie!
- Przepraszam, bardzo się spieszę! – rzucała Julia ilekroć taranowała następnego ucznia Akademii.
Nieprzespana noc spędzona na planowaniu przebiegu rozmowy z Kylem dawała jej się we znaki. W myślach cały czas widziała obraz wpatrzonych w nią błękitnych oczu chłopaka, czuła smak jego ust, przyjemny zapach... Po głowie błąkały się wspomnienia z zeszłej nocy. To one kazały jej dzisiaj wstać z łóżka i porozmawiać z nim bez owijania w bawełnę. Przedstawić mu wszystko czarno na białym i w końcu wytłumaczyć, że to i tak nie ma sensu.
Na początku jednak musiała zjawić się na rozkaz Rony w jej gabinecie. I choć była myślami w chmurach, starała się sprawiać wrażenie obecnej.
Julia wpadła na kolejną osobę, tym razem dziewczynę. Zahaczywszy ręką, obie się wywróciły i upadły na twarde kafelki.
- Oh! – wyrwało się poszkodowanej.
- Przepraszam, przepraszam! Powinnam bardziej uważać  – Julia podała rękę dziewczynie i zaczęła zbierać upuszczone przez nią książki – Nic ci nie jest?
- Tak, jestem cała. Nie przejmuj się, jest w porządku… - odpowiedziała, masując rękę.
Julia spostrzegła, ze nieznajoma jako jedyna na korytarzu nie ma mundurka Akademii.
- Jesteś tu nowa?
- Tak, rodzice dopiero mnie przywieźli… - dziewczyna wzięła książki od Julii i podziękowała – Wiesz, gdzie odbywają się zajęcia pani Moon? Niestety nikogo tu nie znam…
- Teraz już znasz. Jestem Julia. Jeśli chodzi o zajęcia, to odbywają się w ogrodzie za zamkiem. Samoobrona i tym podobne. Będziesz je teraz miała?
- O ile dobrze odczytuję te hieroglify, to tak. Dzięki. Jestem Bethany. W skrócie Beth.
Uścisnęły sobie dłonie. Beth była drobna – nic dziwnego, że Julia jej nie zauważyła. Miała krótkie rude włosy. Grzywka była subtelnie spięta spinką. Niżej rysowały się orzechowe oczy w kształcie migdałów oraz zgrabny nos. Wąskie usta były wprost stworzone do uśmiechu, który dodawał dziewczynie pewnego uroku.
- W takim razie do zobaczenia. Ja też mam teraz samoobronę – powiedziała Julia na pożegnanie i pomachała ręką z uśmiechem.
Beth odwzajemniła gest i rozeszły się w przeciwnych kierunkach.



Po chwili Julia była już w gabinecie dyrektorki. Zastała Ronę wypełniającą plik kartek grubości cegły. Dziewczyna spojrzała z politowaniem na jej żmudną pracę.
- Nie macie w Aesii czegoś w rodzaju… nie wiem… samozapełniających się kartek? – powiedziała na powitanie.
Dyrektorka spojrzała na Julię znad okularów wzrokiem mówiącym „nie próbuj mnie drażnić”. W tym samym momencie Julia nagle straciła humor.
- Usiądź, proszę – powiedziała oschle kobieta, wskazując kanapę naprzeciwko swojego biurka.
Julia spełniła prośbę. Czuła strach i niepokój. Nieważne jak bardzo zły humor miała Rona, zawsze była stosunkowo miła i wyrozumiała. Tym razem jednak miała nieprzeniknioną minę pokerzysty, ewidentnie z trudem opanowany głos i ostre spojrzenie. To nie mogło zwiastować nic dobrego. Dziewczyna pożałowała swojego „dowcipu”, który zaserwowała na wejściu.
- Julio… - zaczęła Rona – …wiem już o tym, że powiedziałaś Tristanowi o naszej misji.
Młoda Strażniczka przełknęła zdenerwowana ślinę. W myślach wypowiedziała stek przekleństw pod adresem Kyle’a.
- To poważna sprawa. Bardzo poważna. Masz coś na swoje usprawiedliwienie? – kobieta zadała pytanie, które prześladowało Julię przez całą ostatnią noc.
Na początku dziewczyna zbladła i zaniemówiła. Było jej przykro i jedyne, co przyszło jej na myśl, to okazać skruchę. Już otwierała usta, kiedy przypomniała sobie wczorajszą kłótnię z Kyle’em. Nadal uparcie trzymała swoją stronę. Uważała, że ma rację i to nie fair, że nikt nie pamięta przez co ostatnio przeszła. W dodatku spotkanie z Azolą - jej prawdziwą matką, atak na jej ojca, pocałunek Tristana. A potem Kyle’a… Oraz wreszcie kłótnia z chłopakiem i niespodziewane rozstanie…Te wspomnienia spotęgowały złość Julii. Postanowiła wszystko z siebie wyrzucić. Najlepszą obroną jest atak. To nie tak, że chciała kłócić się z Roną – chciała po prostu wszystko wreszcie z siebie wyrzucić. Wiedziała, że z perspektywy innych osób mogła wyglądać na kapryśną damę, której nic nie pasuje, jednak miała to gdzieś. Sytuacja powoli zaczynała ją przerastać.
- Owszem, mam. Nagle wszyscy macie do mnie pretensje. To ja wszystkiemu jestem winna, to ja narażam innych na niebezpieczeństwo, to ja zdradzam ciebie i Kyle’a, to ja wszystko psuję i niszczę, to ja popełniam tyle błędów. Kiedy mi się coś nie powiedzie, od razu rzucacie się na mnie i robicie z tego wielką aferę.
- Mówiąc o „nas”, masz na myśli…?
- Nauczycieli, ciebie, Kyle’a… - dziewczyna zaczerpnęła tchu i próbując się uspokoić – Musicie zrozumieć. Ty musisz zrozumieć, Rono. Wszyscy ludzie popełniają błędy, a ja…znalazłam się w nowym dla mnie świecie, porzuciłam dawne życie. Muszę się na nowo przystosować, pamiętając o twoich wymaganiach, oczekiwaniach i zasadach. To nie jest łatwe, ale staram się najlepiej jak potrafię, musisz to wiedzieć.
            Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Rona rozsiadła się na fotelu i założyła ręce na piersi.
- Wczoraj rozmawiałam z Kyle’em o naszej… współpracy – podjęła Julia. - Sporo o tym myślałam w nocy i chcę coś mu jeszcze przekazać. Chcę mu wszystko wytłumaczyć tak, jak wytłumaczyłam to tobie. Czy wiesz, gdzie mogę go znaleźć?
Rona spuściła wzrok.
- Nie ma go w pokoju, ani w żadnej z sal lekcyjnych – dokończyła dziewczyna.
- Owszem. - westchnęła kobieta. - Wyjechał na kilka tygodni.
- Na kilka tygodni?! – Julia nie dowierzała. Wstała gwałtownie i wytrzeszczyła oczy na dyrektorkę.  – Kiedy?
- Wczoraj w nocy.
- Ale…jak to? Przecież za blisko miesiąc mamy jechać do Aris!
- Potrzebował wytchnienia. Jednak nie myśl, że popija teraz drinka na tropikalnej plaży. Ciężko pracuje i ćwiczy.
Julia stała i zszokowana wpatrywała się w Ronę.
- Najpierw mówicie mi, że nie chcę z wami współpracować, a później ustalacie wszystko za moimi plecami – mruknęła – Chyba nie ja tutaj potrzebuję usprawiedliwienia.
Julia zmierzyła Ronę szybkim spojrzeniem, po czym wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami.
                                                                                                           

- SAMOOBRONA! – ryknęła donośnym głosem pani Moon, a wszyscy uczniowie podskoczyli na krzesłach. Nauczycielka była niezwykle brzydką i surową kobietą. Stosowała prawdziwie wojskowe metody nauczania i bynajmniej nie była typem dobrodusznej kobieciny. Jednak Julii nawet to się podobało. Przynajmniej czegoś wymagała – Najważniejsza umiejętność, jaką musi opanować Strażnik.
- A nie jest nią otwieranie Portali? – zapytał Tristan, podnosząc rękę.
- Śmiesz podważać moją słuszność?! – warknęła nauczycielka.
- Ja nie…
- Pięćdziesiąt pompek – oświadczyła bez słuchania jego wyjaśnień, ucinając temat.
Julia zachichotała, a Tristan przeklął pod nosem. Odszedł kilka metrów dalej i zdjął koszulkę, odsłaniając umięśniony tors. Julia usłyszała jak kilka dziewczyn z grupy zaczerpnęło gwałtownie tchu, na co przewróciła oczami. Po tej scenie chłopak zaczął wykonywać dokładne pompki.
Beth, która siedziała nieopodal Julii, przełamała nieśmiałość i nachyliła się do niej.
- Cześć, to ja – upewniła się, że pani Moon nie patrzy w ich stronę i spoglądając na Tristana, szepnęła – Przystojny jest.
Julia uniosła brwi.
- Tak, niektórym się podoba – mruknęła uśmiechając się.
           Nauczycielka wzięła Luke’a - cherlawego chłopaka z grupy - na pokaz i zaczęła demonstrację nowego chwytu samoobronnego z jego udziałem. Służył oczywiście za jej worek treningowy. Za każdym razem, gdy obrywał wszyscy wyjękiwali ciche „Uuu…” i marszczyli nosy. Co chwila dało się słyszeć jego krzyki, zupełnie jakby przebywał na torturach. Kiedy Tristan zauważył, że przestał być główną atrakcją, wstał, po czym ubrał koszulkę i dołączył do Julii.
- I jak ci się podobało? – zapytał blondynkę i pocałował ją w policzek.
- Mogłeś się bardziej postarać – odpowiedziała z udawaną pogardą, po czym odwróciła się do Beth – Tak poza tym to jest Bethany. Dołączyła dzisiaj do Akademii. Beth, poznaj Tristana.
- Hej… - powiedziała nieśmiało rudowłosa i uścisnęli sobie dłonie.
- CISZA TAM! – huknęła w ich stronę pani Moon, po czym zadała asystentowi mocny cios w nogę, na co wrzasnął piskliwie.
               Po przeprosinach całej trójki nauczycielka kontynuowała:
- Dobrze, wszystkie chwyty na atak od tyłu już znacie. Teraz dobierzcie się w pary i sami je przećwiczcie.
Beth rzuciła przelotne spojrzenie na Tristana oraz Julię i odeszła, by znaleźć sobie kogoś do pary.
- Chcesz być ze mną? – Julia spytała retorycznie.
- Jasne – odpowiedział z uśmiechem, po czym dodał ciszej – zawsze.



Po treningu Tristan odprowadził dziewczynę pod jej pokój. Po pożegnaniu, kiedy otworzyła drzwi, ten niespodziewanie złapał ją za rękę. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Wyjdziemy gdzieś razem? – zaproponował.
- Pewnie. Daj mi tylko kilka minut na umycie się i przebranie.
Tristan przyciągnął ją do siebie i lekko się uśmiechnął.
- Pamiętasz, co wczoraj tu się stało? – zapytał i pogłaskał ją po policzku. Spojrzał jej w oczy. Julia po treningu była spocona, a jej włosy sterczały we wszystkie strony i bynajmniej nie chciała, by akurat w tym momencie chłopak się w nią wpatrywał.
- Pamiętam - szepnęła zmieszana. Wiedziała, co zamierzał zrobić. Opierając się o drzwi, zaczęła macać je w poszukiwaniu klamki. W końcu ją znalazła i z ulgą nacisnęła.
- Kwadrans, nie dłużej – powiedział Tristan, gdy weszła do pokoju. W jego brązowych oczach kryło się rozczarowanie.
Zmierzyła chłopaka od stóp do głowy.
- Tobie też się przyda – rzuciła uśmiechając się i zamknęła drzwi, zanim zdążył odpowiedzieć.
Gdy tylko znalazła się sama głęboko odetchnęła. Po chwili jej spojrzenie powędrowało na łóżko. Dzień wcześniej tuż obok niego całowała się z Kylem. Na to wspomnienie poczuła ucisk w żołądku. Wydawało jej się, że minęły wieki od tego zdarzenia, od Wizji, od odejścia chłopaka. Podświadomie wiedziała, że odkąd zobaczyła go pierwszy raz, marzyła o tej chwili i tęsknie jej wyczekiwała. Zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz, jakby jej umysł blokował tę myśl przez tyle dni. Rozpierała ją radość na wspomnienie tego pocałunku, ale też wyrzuty sumienia wobec Tristana.   
Teraz, kiedy Kyle wyjechał, poczuła się nie w porządku również wobec niego. Może nie powinna była go tak traktować. Przecież misja nie powinna nakazywać chłopakowi rzucania się jej na szyję, ilekroć ją widzi. Skoro chodzi z Dianą, więc musi coś do niej czuć. Może jest niezdecydowany w uczuciach co do swojej dziewczyny i Julii. Tak samo jak ona co do Kyle’a i Tristana.
Dziewczyna potrząsnęła głową, odganiając te myśli. Wczorajsza sytuacja była tylko chwilą słabości. Nic więcej. Nie będzie dawać mu żadnych nadziei – i tak nic by z tego nie wyszło…
Bo nie, prawda?
Po dłuższej chwili Julia poczuła, jak ciąży na niej czyjś wzrok. Spojrzała w bok i wydała z siebie cichy pisk. Jej usta rozchyliły się, wyrażając niedowierzanie. Nie dalej niż metr od niej stała Azola.
- Co…skąd się wzięłaś? Co ty tu robisz? – wydukała Julia.
Azola zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią, a jej zielone oczy błysnęły. 
- Nie cieszysz się? – zapytała rozbawiona.
Julia podeszła do niej i chciała ją przytulić, ale jej ręce swobodnie przeszły przez ciało Azoli, tak samo jak wtedy w Wizji.
- Dlaczego nie mogę cię dotknąć? – zapytała zdumiona.
- Jestem tu tylko w postaci duchowej. Przez cały czas od naszego spotkania pracowałam nad dostępem do twojego umysłu.
- To brzmi jak horror…
- To, o czym myślisz to czarna magia – powiedziała Azola kręcąc głową – Wejście do cudzego umysłu w celu zawładnięcia nim czy choćby nękania tej osoby jest surowo karane. Ja mówię o pewnym kontakcie, możliwości nawiązania więzi pomiędzy mną a tobą. Planowałam porozumiewać się z tobą telepatycznie. Jesteś jednak silniejsza niż sądziłam. Masz wielką moc. Jestem pod wrażeniem, naprawdę.
            Julia spuściła wzrok. Ona i moc? Niemożliwe.
- Dlaczego cię widzę? Udało ci się wydostać z przestrzeni między wymiarami? – po chwili spytała z nadzieją.
- Bardzo bym chciała… – powiedziała cicho Azola - …jednak na razie nikt nie wie jak mnie stamtąd wydostać. Widzisz mnie, ponieważ udało mi się dostać do twojej podświadomości. To ona pozwala ci na kontakt ze mną w postaci duchowej. Innymi słowy jestem hologramem widocznym tylko dla ciebie.
- Czyli będziesz teraz wszędzie za mną chodzić? – zapytała z trwogą dziewczyna widząc już oczami wyobraźni matkę obserwującą ją całującą Tristana. Albo Kyle’a. „Nie! Nie jego, skup się!” – zganiła się w myślach. Nawet w takiej chwili o tym myślała.
Azola roześmiała się.
- Nie martw się, będziemy się widywać od czasu do czasu. Nasze spotkania nadal dużo mnie kosztują. Kiedy nauczysz się korzystać ze swojej mocy, będziemy się spotykać częściej.
- Jak często będziemy się widywać?
- Tak często, jak to możliwe. Wykorzystuję większość mojej energii na nasze spotkania, więc będziesz musiała dać mi trochę więcej czasu.
Azola zaczęła chodzić po pokoju Julii z rękoma założonymi do tyłu, aż w końcu stanęła przed oknem. Nastała cisza. Dziewczyna nie wiedziała czy powinna odezwać się czy milczeć. Przez pewien czas wpatrywała się w Azolę, którą najwidoczniej urzekł widok gór za szybą. Potem podeszła do okna i spojrzała na matkę. Po królewskich policzkach ciekły łzy.  
- Co się stało? – spytała Julia ze zdziwieniem.
- Boję się o niego…nie wie, co się z nami dzieje…jest tam taki samotny…
- Kto?
- Jonatan…twój ojciec…
Strażniczka nagle sobie uświadomiła, że przez ten cały czas prawie w ogóle o nim nie myślała. Nie pytała się Azoli o nic związanego z Jonatanem. Na nowo ogarnęły ją wyrzuty sumienia. W końcu był jej tatą, a ona ani razu nie zastanowiła się, czy wszystko z nim w porządku, czy jest bezpieczny...
- Gdzie teraz jest? Co robi? Gdzie był przez te wszystkie lata?
- Ukrywał się w Nowym Jorku – powiedziała królowa słabym głosem – Musiał mieszkać daleko od nas, inaczej szpiedzy Aris na pewno wytropiliby nas wszystkich. Czasami zmieniał lokalizację dla bezpieczeństwa. Spotykałam się z nim raz na miesiąc, ale to było za rzadko.
Julia przypomniała sobie jej rzekome wyjazdy służbowe. Teraz wiedziała, gdzie naprawdę jeździła matka.
- Gdy byłaś mała, brałam cię ze sobą – ciągnęła Azola. - Te wspólne spotkania były tak piękne, chciałam, aby trwały wiecznie. Jonatan był dumny, że ma córkę, pokochał cię i pragnął, abyś była bezpieczna. Widziałam ból w jego oczach, gdy musiałam zabierać cię z powrotem do Chicago. Po dwóch latach, zaczęłam jeździć do niego sama, abyś jako dziecko go nie zapamiętała, a tym bardziej tego, że jest twoim ojcem.
            Przez chwilę obie milczały. Julia trawiła słowa matki.
- Dwa miesiące przed tym, jak się tu znalazłaś, dostał wiadomość z Aesii. Zaczęła się tworzyć armia rebeliantów przeciwko mojej siostrze. Jonatan został powołany na jednego z dowódców. Próbowałam go przekonać, aby został na Ziemi, jednak był zbyt mocno podekscytowany tą informacją. Obiecał, że w ten sposób Aesia odzyska wolność… że my odzyskamy wolność – Azola wytarła dłonią łzę lśniącą na policzku - Jedno spotkanie na miesiąc…przez siedemnaście lat… Rozłąka z nim powoli mnie niszczyła. Tak bardzo chciałam, żebyśmy mogli wreszcie żyć razem…we troje, jak prawdziwa rodzina… ale wszyscy byliśmy poszukiwani przez szpiegów Aris…
Nagle postać Azoli zaczęła migotać, wyrywając królową z rozpaczy.
- Posłuchaj – powiedziała nerwowo - W naszym starym domu, przy wejściu do salonu stoi komoda. Trzecia szuflada od dołu, pod stertą papierów, satynowy woreczek. Weź go.
- Co w nim jest?
- Kocham cię.
To były ostatnie słowa Azoli, potem zniknęła.  
Julia przez kilka sekund stała jak wryta, zszokowana nagłym spotkaniem i tajemniczą instrukcją usłyszanymi przed chwilą. Musiała to wszystko przetrawić. Cała ta historia z Jonatanem… Przez te wszystkie lata nie sądziła, że ma ojca. Charlotte mówiła jej, że zginął w wypadku samochodowym, jeszcze przed narodzinami dziewczyny.
Pomimo wrażeń i sprzecznych uczuć, jakie to wszystko wywołało w Julii, wiedziała na pewno jedno - musiała się dowiedzieć, co mama kazała jej znaleźć w domu.


Po wzięciu prysznica, uczesaniu się i przebraniu Julia stanęła przed drzwiami do pokoju Tristana. Otworzyła je bez pukania. Zastała chłopaka tuż przy łóżku bez koszulki, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Padające na niego złote światło świecy idealnie podkreślało oliwkową cerę, umięśnione ręce i idealnie płaski brzuch. Połyskujące krople wody na jego torsie i szyi zdradzały, że przed chwilą brał prysznic.
W innych okolicznościach Julia od razu oblałaby się rumieńcem, jednak tym razem ledwo to zauważyła.
- Już wiem, gdzie możemy iść – powiedziała podekscytowana.
- Mogłaś z tym zaczekać, aż się ubiorę, ale doskonale rozumiem, że nie potrafiłaś – zgiął rękę w łokciu i popisowo napiął biceps.
Julia wywróciła oczami zirytowana. Chłopak zobaczywszy jej zniecierpliwienie, uśmiechnął się i zapytał ze spokojem:
- No dobrze. Gdzie chcesz iść?
- Do mojego domu. W Chicago.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 12

           Kiedyś na zakończeniu dziesiątych klas wychowawczyni klasy Julii w uroczystej mowie pożegnalnej wspomniała o tym, że wierzy, iż każdy z jej uczniów coś w życiu osiągnie. Ważne, by kierował się marzeniami i nigdy nie tracił wiary.
Na pewno chodziło jej o ciepłe posady w wielkich korporacjach, własne domy, rodziny i spokojną przyszłość, a nie skazaną na porażkę walkę z bezduszną królową zaczarowanej krainy czy zapanowanie nad Portalami i mocami Czarownika. Jednak pomijając ten fakt, Julia mimowolnie porównała dążenie do dorosłego życia we własnym wykonaniu i w wykonaniu jej znajomych z Chicago. Na ten moment zdecydowanie wolała tamte życie.
Widziała inny wymiar i Strażników otwierających Portale. Ba, sama szkoliła się na takiego Strażnika. Widziała zamordowane ciało jej matki, zdewastowany rodzinny dom. Widziała czarodziejskie znaki Ta-Mir i Dża-Sę, które potrafią obdarzyć mocą osobę nimi naznaczoną. Miewała za każdym razem bardziej realistyczne Wizje. Dowiedziała się, że jest córką zaginionej władczyni tajemniczej i pięknej Aesii…
Widziała i przeżyła więcej niż jakakolwiek inna dziewczyna w jej wieku, dość dużo, by wylądować już dawno w zakładzie psychiatrycznym. W tak krótkim czasie dowiedziała się tyle rzeczy, odkryła tyle tajemnic, że spokojnie można by pomyśleć, że zna już całą prawdę o swojej przeszłości, pochodzeniu i przeznaczeniu. Jednakże najwidoczniej los miał w zanadrzu jeszcze sporo niespodzianek i to, co dotychczas przeżyła, było dopiero marną ich zapowiedzią.
Z drugiej strony czy powinna tyle się nad sobą użalać? Jest wyjątkowa, narodziła się, by dokonać wielkich czynów, zmienić los wielu ludzi, uczynić ten zaczarowany świat lepszym. Dążenie do celu bez względu na porażki, wiara we własne możliwości aż do samego końca... Wypowiedziane wieki temu słowa nauczycielki dopiero teraz w pełni dotarły do Julii.
            Piękna refleksja, ale niestety rzeczywistość jest mniej optymistyczna. Właśnie dziewczyna dowiedziała się, że przez całe życie była okłamywana. Mogła zrozumieć, że obcy ludzie ukrywali przed nią inny wymiar i jej przeznaczenie, ale teraz chodziło o jej matkę, osobę, z którą żyła na co dzień, którą kochała i darzyła zaufaniem. Kobietę będącą jednocześnie jej opiekunką, nauczycielką i przyjaciółką. Dzielącą się wszystkimi sekretami z córką, otwartą przed nią niczym księga, bez tajemnic. Skoro, jak się okazuje ta szczerość też była fałszywa, to co w takim razie nie było kłamstwem w życiu dziewczyny? Czego mogła być pewna na sto procent?
            Julia uświadomiła sobie, że jej rozmyślania idą w niebezpiecznym kierunku. Aby zrozumieć powód kłamstwa, trzeba wpierw poznać prawdę. Może wtedy jej dotychczasowe życie i czyny nabiorą wiarygodności.
- Powiedz mi… Powiedz mi całą prawdę… - Wyszeptała beznamiętnym tonem.
Azola wzięła głęboki wdech,  przywołując chowane głęboko wspomnienia. Po chwili zaczęła mówić:
- To ja przeprowadziłam cię przez Portal. Nie będę ukrywać -  to było naprawdę duże ryzyko. Jonatan i ja nie wiedzieliśmy czy się uda, ponieważ nie posiadam Ta-Mir. Okazało się jednak, że twój znak objął nas obie w przejściu do wymiaru innych ludzi. Jonatan utworzył Portal, a ja wzięłam cię na ręce i weszłam do niego… W ten sposób znalazłyśmy się w Chicago. Jednak nie mogłam wychowywać cię pod moją prawdziwą tożsamością. To byłoby zbyt niebezpieczne dla nas obu. Aris wszędzie ma swoich szpiegów, nawet tam. Musisz wiedzieć, że każdy Czarownik, który posiada znak Dża-Sę, dysponuje swoją własną mocą. Jest ona charakterystyczna dla danego Czarownika. Wkrótce zapewne poznasz i swoją. Dzięki mojej mocy mogę opuścić ciało i wejść w każde inne. Tak więc uczyniłam. Moi przyjaciele Strażnicy, mieszkający w Chicago, zajęli się tobą przez krótki czas oraz zatrzymali moje ciało. Tymczasem ja szukałam innego. Niewybaczalne byłoby odebrać życie ludziom, sama rozumiesz. Musiałam znaleźć kobietę,, której nie dało się uratować. Dlatego odwiedziłam szpital.  
Julia słuchała uważnie, łapiąc każde słowo wypowiedziane przez Azolę. Serce zaczęło jej szybciej bić. Wiedziała, do czego zmierza matka.
- Udało mi się. Znalazłam czarnowłosą drobną kobietę. Przeczytałam w jej kartotekach, że próbowała się otruć. Miała depresję. Była w strasznym stanie. Czekałam przy jej łóżku całe dwa dni. Nikt jej nie odwiedził, nie przysłał prezentu. Najwidoczniej nie miała żadnych bliskich. Biedna kobieta. Drugiego dnia, wieczorem, zaczęła umierać. Ludziom wydaje się, że to tylko chwila, ale tak naprawdę to długi proces. Rozłączenie ducha i ciała jest trudne. To drugie broni się, do końca walczy o życie. Kiedy jednak połączenie jest za słabe, nic nie da się zrobić. Tak było w przypadku tej kobiety. W momencie, kiedy jej duch opuścił ciało, ja w nie wniknęłam. Zregenerowało się, odzyskało siły i kolor. Lekarze mówili, że to cud. Wypisali mnie ze szpitala po wnikliwych badaniach. Odebrałam cię od Strażników. Potem musiałam zapewnić ci odpowiednie warunki do życia. Przybrałam imię Charlotte, wymieniłam złoto na amerykańskie dolary i kupiłam dom. Obserwowałam jak zmieniasz się i dorastasz. Czekałam, aż osiągniesz odpowiedni wiek i poznasz prawdę, której nie mogłam ci ujawnić ze względu na bezpieczeństwo. 
- A co ze śmiercią…ciała? – spytała Julia.
- Tamtego dnia Aris musiała się dowiedzieć, gdzie jestem. Wysłała swego poddanego, by raz na zawsze ze mną skończyć. Nie wiedziała jednak, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. Jej wysłannik napadł mnie tego wieczora i zabił moje ciało, zmuszając mnie, bym je opuściła. Następnie otworzył powrotny Portal. Bez namysłu wskoczyłam do niego jako duch. Był to poważny błąd, za który teraz płacę wysoką cenę. To, że jestem duchem, nie oznacza, że mogę się teleportować. Nikt bez znaku Ta-Mir nie może w pełni korzystać z Portali. Co prawda może do nich wskoczyć, ale nie pojawi się po drugiej stronie. Tak było w moim przypadku.  Znalazłam się tutaj, w nieokreślonej przestrzeni między wymiarami. Nie wiem, jak się stąd wydostać. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda.
- Musisz tu tkwić, aż ktoś znajdzie sposób jak cię wyciągnąć?
- Niestety tak.
- To…straszne. Okropne...
- Nie martw się o mnie. Dam sobie radę – Azola lekko się uśmiechnęła - Chcę, abyś wiedziała, że bardzo cię kocham. Kochałam przez te wszystkie lata i będę kochać aż do końca świata. Jesteś dla mnie najważniejsza. Zawsze chciałam cię chronić, również przed całą prawdą. Z biegiem lat zrozumiałam, że spokojne życie w Chicago w nieświadomości, że istnieje magiczny wymiar, którego obie jesteśmy częściami, będzie dla ciebie lepsze.
Julia trawiła słowa Azoli. Dostała to, czego chciała - prawdę, i jak się okazało, nie była tak pesymistyczna, jak się obawiała. Nagle zapragnęła przytulić matkę. Wyciągnęła w jej stronę ręce, ale natrafiła na pustkę.
- Jestem tylko duszą, nie możesz mnie dotknąć.
- Tak…wiem.
Dziewczyna zalała się łzami. Tak bardzo chciała poczuć delikatne dłonie matki, jej uścisk. To dziwne być tak blisko kogoś, kogo nie można nawet dotknąć.
- Ja też. Ja też bardzo cię kocham - powiedziała Julia, a po jej policzku spłynęła kolejna łza – Kiedy znowu się zobaczymy?
- To spotkanie mnie osłabiło. Kiedy odzyskam siły, znów się zobaczymy. Na razie niestety tylko w Wizjach.  
- Mam nadzieję, że nastąpi to niebawem.
- Gdy wyćwiczysz umysł, ty też będziesz mogła przywołać Wizje. Zdobędziesz także inne umiejętności. Wszystkie płyną z mocy znaku Dża-Sę – zobaczywszy przerażoną minę córki, uspokoiła ją z uśmiechem – Spokojnie, wszystko przed tobą. Na razie skup się na odkryciu swojej własnej mocy.
- Boję się, że nie sprostam oczekiwaniom was wszystkich. Boję się, że to mnie przerośnie. Jednego dnia uczę się na test z historii Europy, a drugiego walczę ze złą siostrą mojej mamy, która wniknęła w ciało innej kobiety.
- Dasz radę, wiem to. Musisz pamiętać -  twym największym wrogiem jest strach.  
Azola miała rację. Jedyną rzeczą, która potrafi ją sparaliżować jest strach. Tylu rzeczy mogłaby się od niej nauczyć! Chciała zostać tu na zawsze. Tylko ona i mama – same na łące maków, jednak zbyt stęsknione za sobą, by czuły się samotne.
Nagle łąkę zaczęła pożerać ciemność, tak samo jak przed Wizją o Jonatanie i Tristanie.  
- Co się dzieje? Przywołujesz kolejną Wizję? – spytała zdziwiona Julia.
- To nie ja. Ktoś chce cię obudzić.
Zniknęła łąka, maki, srebrne drzewo… Przed Strażniczką majaczyła już tylko postać Azoli, która stopniowo się zacierała. Ciemność zaczęła pochłaniać dół jej sukni.
- Nie! Zatrzymaj to!
- Nie mogę.
Suknia zniknęła, została tylko twarz królowej…
- Kiedy się znowu zobaczymy?
- Cały czas jestem przy tobie…
Azola chciała dodać coś jeszcze, ale pochłonęła ją ciemność.  


            Pierwsze, co poczuła, to tępy ból w całym ciele. Podczas Wizji leżała skulona z rękoma przyciśniętymi do klatki piersiowej i podkulonymi nogami. Nie wiedziała ile dokładnie trwała w takiej pozycji, ale sądząc po odrętwieniu, całkiem sporo. Usłyszała głos dochodzący jakby z oddali:
- Julia…nic ci nie jest?
To był Kyle. Gwałtownie otworzyła oczy, zaczerpnęła tchu i rozprostowała kończyny. Leżała na podłodze, tuż przy swoim łóżku, w tym samym miejscu, gdzie z niego spadła. Obok niej siedział Kyle.   
- Wyglądasz jakbyś dopiero co wybudziła się ze śmierci klinicznej – skwitował.
Podparła się na łokciu i przetarła oczy. Nadal nie widziała wyraźnie.
- Dzięki – powiedziała łypiąc na niego spode łba – Nie ma to jak miły komplement.
Kyle uśmiechnął się lekko, ale po chwili spochmurniał.
- Pewnie zasnęłaś. Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem.
- Nic nie szkodzi – mruknęła, po czym wstała i usiadła na krześle. Po potężnej Wizji czuła się osowiała i słaba – Czemu przyszedłeś?
Kyle w milczeniu wpatrywał się w podłogę.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytała, czując, że nie ma siły na kolejne humory chłopaka.
- Dlaczego to zrobiłaś? – szepnął.
- O co ci chodzi?
- Powiedziałaś Tristanowi o misji, od której zależy nasze życie, ba, losy całej Aesii! – wykrzyknął jednym tchem.
Julię zatkało. Nie spodziewała się, że Kyle dowie się o tym w tak krótkim czasie. Skoro słyszał ich rozmowę to…czy wie też o pocałunku? Przypomniała sobie, jak wydawało jej się, że słyszała jakiś głos. To na pewno musiał być on! Że też o tym nie pomyślała! Przecież pokój Kyle’a jest niedaleko jej pokoju. Musiał podglądać ich za drzwiami. Ale on ma tupet! 
Chłopak wziął wdech i bardziej opanowanym tonem zapytał:
- Jak wiele cię z nim łączy?
- Nie twoja sprawa – warknęła – Kto kazał ci podsłuchiwać?
- Nie próbuj mi wmówić, że komuś tym zaszkodziłem! Wręcz przeciwnie, teraz przynajmniej wiem, komu mogę jeszcze ufać. Poza tym radzę ci uważać na Tristana.
- O co ci chodzi do cholery?! – wykrzyknęła wściekła i wstała. Kyle zrobił to samo. Stali teraz dwa metry od siebie i piorunowali się wzrokiem -  Daj mi normalnie żyć! To moja sprawa, co robię i z kim się spotykam. Mam dość tego, że nikt nie liczy się z moimi uczuciami. Wiesz ile ostatnio przeżyłam. W przeciwieństwie do ciebie, ja byłam okłamywana przez całe życie.
- To nie ma nic wspólnego z dotrzymaniem tajemnicy! Zdradziłaś mnie i Ronę! Jak w ogóle możesz patrzeć na siebie w lustrze?!
Zaniemówiła. Nigdy nie słyszała takiej obelgi, ale wypowiedziana przez Kyle’a, była niczym cios sztyletem prosto w serce. Chłopak chyba zrozumiał, że sprawił jej ogromną przykrość, bo spuścił wzrok i wetknął dłonie w kieszenie spodni, jednak nic nie powiedział.
- Wiedziałam, że nie zrozumiesz – powiedziała po chwili opanowanym tonem - Potrzebuję wsparcia, a od ciebie nie mogę go dostać. Przed misją miałam cię poznać i zrozumieć. Ale jak mam to zrobić, kiedy Diana, która spędza z tobą większość czasu, uważa mnie za arcywroga? Dopóki będziesz dawał się jej hipnotyzować, nasz plan nie wypali, bo polega na współpracy. Jak mam z tobą współdziałać i cię zrozumieć, mając utkwiony na sobie lodowaty wzrok Diany? Nie mów do mnie takim tonem, jakbym popełniła zbrodnię. Znalazłam przyjaciela w kimś innym, bo ty mi nie pozwoliłeś, bym znalazła go w tobie…
Zapadła cisza. Kyle wyglądał, jakby słowa dziewczyny nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Stał wpatrzony w podłogę, dopiero po kilkunastu sekundach podniósł na nią wzrok.
- Przepraszam –  powiedział bez cienia arogancji i wyższości. Zwykłe słowo wypowiedziane zwykłym tonem brzmiało w jego ustach obco. Tym samym normalnym tonem kontynuował -  Ostatnio powiedziałaś, że chcesz, abyśmy byli jedynie wspólnikami… Starałem się myśleć o tobie w takich kategoriach, ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Czuję coś do ciebie i nie potrafię sprawić, by było inaczej. Nie potrafię…tego ukrywać.
Julia miała coś odpowiedzieć, ale on jej przerwał. Niespodziewanie podszedł do niej pocałował ją w usta. Nie robił tego tak namiętnie jak Tristan. Był delikatniejszy i bardziej czuły. To nadawało tej chwili…magii. Była to magia, której nie odczuła wtedy na łące. Ani na korytarzu w Akademii. Oplotła rękoma szyję Kyle’a, a on przyciągnął ją, łapiąc za talię. Julia czuła jak po jej ciele rozlewa się miłe ciepło, jak powoli ogarnia każdą komórkę jej ciała.
Nagle odezwało się sumienie. Dziewczyna czuła się nie w porządku wobec Tristana. Nie chciała, by myślał o niej jak o typie „z kwiatka na kwiatek”. Nie chciała, by czuł się wykorzystany. Zależało jej na nim i czuła się źle na myśl, że może sprawić mu ból. Nie była pewna swoich uczuć, ale nie mogła zranić tym chłopaka. Nie mógł płacić za jej brak zdecydowania.
Kyle, jakby słysząc jej myśli, wyplątał się z wspólnych objęć i spojrzał jej w oczy. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale znowu jej przerwał. Odwrócił się i podszedł do drzwi ze spuszczonym wzrokiem. Położył dłoń na klamce i wziął wdech. Po chwili na nią spojrzał.
- Niczego ci nie zabraniam. Masz prawo żyć jak chcesz i z kim chcesz. Chyba lepiej będzie, jeśli…odejdę na jakiś czas. Oboje mamy dużo do przemyślenia.
Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł z pokoju. Tak po prostu. Julia stała oszołomiona, a kiedy jego kroki ucichły na korytarzu, ona nadal wpatrywała się w drzwi, za którymi dopiero co zniknął.