poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 14

            - Jesteś pewna? – zapytał cicho Tristan - Jeszcze możemy się wycofać.
Stali razem na łące, nieopodal Akademii. Był cichy i spokojny wieczór. Bezchmurne niebo usłane mieniącymi się gwiazdami wyglądało niczym rozpościerający się poprzeplatany srebrną nicią ciemny gobelin. Oboje patrzyli na oddaloną sylwetkę zamku otulonego ze wszystkich stron dolinami i górami Esenthor. Księżyc w trzeciej fazie świecił na tyle mocno, że byli w stanie dostrzec najmniejsze szczegóły gotyckiego zamku: liczne gzymsy, powiewające śnieżnobiałe flagi i kolorowe witraże. Budynek najlepiej prezentował się w nocy. Skąpany w blasku księżyca wśród migoczących gwiazd i na tle skrzącego się śniegu na szczytach gór wyglądał niezwykle tajemniczo i dostojnie.   
- Tak – odpowiedziała szeptem.
Tristan złapał ją za dłoń i wplótł jej palce między swoje. Spojrzeli sobie w oczy. W poświacie księżyca rzęsy dziewczyny rzucały głębokie cienie na kości policzkowe, a blond włosy nabrały srebrzystej barwy. Światło podkreśliło szlachetne rysy jej twarzy. Wyglądała niczym anioł.
- W takim razie chodźmy – rzekł chłopak i utworzył Portal.
Wskoczyli do niego jedno za drugim, wciąż trzymając się za ręce.


Dziewczyna ciężko upadła na podłogę. Z ulgą stwierdziła, że pomieszczenie wygląda tak samo jak poprzednim razem. Przed podróżą do Chicago bała się, co zastanie po drugiej stronie Portalu: na przykład tego, że policjanci wyniosą wszystkie rzeczy, co skutecznie uniemożliwiłoby jej zdobycie satynowego woreczka. Chwilę potem pojawił się Tristan, który całą swą masą przygwoździł ją do podłogi.
Nagle Julia zdała sobie sprawę, że już to się zdarzyło. Z Kylem. Tuż po tym, jak pierwszy raz utworzyła Portal. Pospiesznie wygramoliła się spod Tristana, a kiedy stanęła na nogi, wyszła z pokoju, nawet się za nim nie oglądając. Chłopak poszedł w jej ślady.
- Muszę zabrać jedną rzecz z salonu – powiedziała, kiedy do niej dołączył.
Stali tuż przy schodach prowadzących na dół.
- Na pewno chcesz zobaczyć to miejsce? – zapytał niepewnie.
- A dlaczego nie? – spojrzała na niego. Gdy zrozumiała o co mu chodzi, trochę się zmieszała. Nie zamierzała mówić mu całej prawdy – Masz na myśli moją mamę…cóż … już sobie z tym poradziłam.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami - Zostanę na górze. Wracaj szybko, w Akademii nie mogą zauważyć, że nas nie ma.
- Jasne, zaraz przyjdę.
Zbiegła szybko po schodach. Salon nic się nie zmienił, tak samo jak jej stary pokój. Podbiegła do komody, którą wskazała jej Azola. Otworzyła trzecią szufladę od dołu. Jej oczom ukazały się pliki dokumentów starannie spięte w teczki i oznaczone pięknym pismem. Nie dość, że o urodzie matki mogła pomarzyć, to jeszcze los pozbawił ją części charakteru Azoli, w tym jej skrupulatności. Wspaniale. Chwyciła za teczki. Jej serce zaczęło mocniej bić. Co znajdzie pod dokumentami? Broń? A może zwykłą pamiątkę rodzinną? To musi być coś ważnego, skoro mama kazała jej odwiedzić Ziemię. W takim razie pamiątka odpada.
Wzięła wdech i podniosła dokumenty. Otworzyła szeroko oczy. Usta rozwarły się z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć. To niemożliwe. Dno szuflady świeciło pustkami. Spojrzała jeszcze raz. Nic. Pusto. Zaczęła wyrzucać z szuflady całą jej zawartość - teczki z dokumentami, karteczki samoprzylepne, zszywacze, dziurkacze, spinacze, pinezki, markery, długopisy, wizytówki, klipsy, zszywki…jednak ani śladu po satynowym woreczku. Otworzyła pozostałe szuflady oraz opróżniła je. Nadal nic. Jakby nigdy go tu nie było. Dziewczyna poczuła, że robi jej się gorąco. W środku musiało znajdować się coś bardzo ważnego. Coś, co Azola koniecznie chciała jej przekazać.  
Czy to możliwe, by się pomyliła? Nadal pamiętała jej słowa: „W naszym starym domu, przy wejściu do salonu stoi komoda. Trzecia szuflada od dołu, pod stertą papierów, satynowy woreczek. Weź go”. Rozejrzała się po pokoju. Wszystko się zgadzało. Komoda przy wejściu, trzecia szuflada od dołu, pod dokumentami. Wstała i pospiesznie zaczęła przetrząsać wszystkie szafki w salonie. Po kilku minutach, kiedy zajrzała do każdej szuflady, wróciła do punktu wyjścia.
Dziewczyna włożyła wyjęte przybory biurowe do komody. Usiadła zrezygnowana i oparła się o mebel. Zajęła się grzebaniem palcem w dziurze w ścianie, podczas gdy jej umysł przetwarzał wiele myśli na raz. Co powie Azoli? Jak matka na to zareaguje? Czy to możliwe, by od tego przedmiotu zależały losy całej Aesii? Miała nadzieję, że nie, inaczej byłaby w poważnych tarapatach. Po raz pierwszy połączyła ów tajemniczy przedmiot z pewnym faktem, który miał miejsce miesiąc temu. Kiedy w domu pojawili się policjanci, całe mieszkanie było wywrócone do góry nogami. Do tej pory uważała to za skutek szamotaniny między mordercą a ofiarą. Przypomniała sobie jednak, jak Azola opowiadała jej o tamtym dniu. Mówiła, że wysłannik Aris zaszedł ją od tyłu i uderzył w tył głowy, co oznacza…co oznacza, że nie mogło dojść do żadnej szamotaniny. W takim razie napastnik musiał czegoś szukać. Woreczek…to właśnie jego szukał! Kiedy pozbył się jedynej osoby, która stała mu na drodze, zaczął szukać satynowego woreczka. Musiał go znaleźć, inaczej leżałby tu, pod dokumentami w szufladzie. Teraz wszystko nabrało sensu.
Jednak przybyła za późno. Aris dostała tego, co chciała. To musiało być coś naprawdę potężnego, skoro interesowała się tym sama królowa. Julia poczuła się bardzo przybita. Liczyła na nią matka, a także, jak się okazało, cała Aesia. Fakt, że wprawi Azolę w rozpacz, gdy powie jej o zniknięciu sakiewki, napawał ją smutkiem. Nie chciałaby ujrzeć jej zielonych oczu pozbawionych wszelkiej nadziei. Czułaby się winna, choć nie miałaby ku temu powodów. Tajemniczy przedmiot zniknął dawno temu, a ona nie miała szansy, by temu zapobiec. Jednak rozpaczanie nad sobą nic tu nie pomoże. Wiedziała, że powinna wstać, pójść do Tristana i wrócić wraz z nim do Akademii, ale nie mogła się zdobyć, by udać się na górę. Nie miała siły opuścić tego domu ze świadomością, że powróci z pustymi rękami. Postanowiła, że zaczeka, aż Tristan przyjdzie do niej pierwszy. Swoją drogą, ciekawe, że jeszcze tego nie zrobił…
Wpatrywała się w dziurę w ścianie, którą z każdą chwilą coraz bardziej powiększała. Wtem coś zauważyła. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się wybrakowanej powierzchni. Wyraźnie wystawał z niej kawałek tynku. Podważyła go paznokciem i oderwała od ściany. Serce zabiło jej szybciej, a na twarzy zagościł uśmiech. Ze skrytki ukrytej pod warstwą tynku wypadł błękitny satynowy woreczek. Punkt za inwencję dla przeciwnika.  


Dziewczyna weszła po schodach na górę, ściskając w dłoni znalezisko. Przez materiał czuła, że w środku było coś gładkiego, płaskiego i chłodnego. Nie mogła się doczekać, by sprawdzić co tam jest, jednak postanowiła zaczekać z tym, aż wróci do Akademii. Gdy szczęśliwa przekroczyła próg swojego pokoju, zamarła.
Stał tam wysoki chłopak, który patrzył się na kartkę trzymaną w ręku. W ciemności rysowała się jego wysportowana sylwetka. Julia zamrugała. Doznała déjá vu. Przez moment zdawało jej się, że w pokoju stoi  Kyle, dokładnie tak samo jak miesiąc temu. O mało co nie wbiegła do pomieszczenia i nie rzuciła mu się na szyję. Kiedy uzmysłowiła sobie, że to Tristan, uśmiechnęła się tylko i cicho weszła do pokoju.
Chłopak podniósł wzrok znad kartki i spojrzał na nią z powagą. Światło księżyca wpadające przez okno oświetliło jego profil. Czarne włosy, zdecydowanie nie kasztanowe.
- Ładnie rysujesz – jego głos był wyjątkowo poważny, co było całkowicie do niego niepodobne.  
- Dzięki.
Julia mimowolnie porównała w głowie obraz Kyle’a i Tristana. Miesiąc wcześniej ten pierwszy śmiertelnie ją wystraszył, ale również zaintrygował swoim pozornie obojętnym nastawieniem do powierzonego mu zadania. Większość dziewczyn zapewne uznałoby go za bardzo pewnego siebie, aroganckiego i uszczypliwego łamacza serc, ale Julia wiedziała, że pod tą ironiczną warstwą kryje się czuły i wrażliwy chłopak. Zapewne sama należałaby do grona owych dziewczyn, gdyby nie pocałował jej ostatniego dnia tuż przed wyjazdem. Ten głupi pocałunek sprawił, że miała mętlik w głowie. O ile wcześniej teoretycznie wiedziała na czym stoi, teraz nie wiedziała już nic.
Najbardziej przerażała ją myśl, że ciągle porównuje Tristana do Kyle’a: gdy go całuje, przytula, patrzy na niego od tyłu… Nie powinna tego robić. To nie jest w porządku. Tristan jej ufa, jest jej przyjacielem i jako jedyny pomógł jej dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. Jest mu winna o wiele więcej niż tylko szczerość.
Julia zamrugała, gdyż nagle zorientowała się, że Tristan zadał jej jakieś pytanie.
- Mhm…słucham? – zapytała rozkojarzona.
Pomimo panującego półmroku Julia dostatecznie dobrze widziała twarz chłopaka, by dostrzec wymalowaną na niej irytację.
- Nie rozumiem cię… - powiedział rozdrażniony – Najpierw mówisz, że zależy ci na mnie, że jesteśmy przyjaciółmi, a później widzę, że masz stertę jego portretów w pokoju. Dobrze wiesz, co do ciebie czuję. O co w tym wszystkim chodzi? Pogrywasz sobie ze mną?
Dziewczyna zorientowała się, że Tristan mówi o Kyle’u, a rysunki, które przeglądał, są jeszcze sprzed czasów poznania chłopaka. Kiedy jeszcze nie wiedziała o istnieniu Aesii ani pochodzeniu tajemniczych Wizji. Dziewczyna zarumieniła się. Zmieszana włożyła ręce do kieszeni spodni i opuściła wzrok.
- To wcale nie tak…to znaczy masz rację, to Kyle jest na rysunkach, ale…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej - Wszystko rozumiem. Jednak następnym razem zdecyduj się, zanim dasz komuś nadzieję – ton jego głosu z każdym słowem stawał się ostrzejszy.
Julia spojrzała w oczy Tristana, szukając w nich zrozumienia. Nie chciała go stracić. Raz prawie jej się udało. Nie może pozwolić, by znowu do tego doszło. To prawda – nie była pewna swoich uczuć względem Kyle’a, ale teraz miała tylko Tristana. Zależało jej na nim. Musi mu dać powód do zostania.  
Podeszła do niego, złapała za przód koszulki i przyciągnęła go do siebie. Czuła jak żar bije z jego ciała, jak płytki oddech owiewa jej twarz. W oczach Strażnika kryło się zaskoczenie, które po chwili przerodziło się w czułość - kompletny kontrast wcześniejszego gniewu.
- Tristanie… - wyszeptała, uśmiechając się lekko – …wiedz, że jesteś dla mnie wszystkim.
- Pierwszy raz to mówisz – odpowiedział, siląc się na urażony ton, ale jego głos drżał.
- Nie zaczynaj znowu, bo będzie to również ostatni raz.
Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy. W końcu dziewczyna delikatnie przycisnęła jego wargi do swoich. Wspomnienia pierwszego pocałunku na łące i smaku jego ust ożyły na nowo. Nagle pokój stał się jakby jaśniejszy. Srebrne światło księżyca wpadające przez okno oświetliło ich oboje. Nad ich głowami pojawiły się małe snopy światła. A może Julii tylko się wydawało? Jak bardzo chwila taka jak ta wpływa na sposób postrzegania otaczającego nas świata?
 Tristanowi chyba to nie wystarczało, gdyż odwzajemnił pocałunek bardziej namiętnie. Rysowane ołówkiem portrety Kyle’a spadły na podłogę z cichym szelestem. Julia poczuła jak chłopak łapie ją w talii i popycha w stronę ściany. Gdy się o nią oparła, okazała się być przyjemnie chłodna. Założyła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Nie stawiał oporu. Zamiast tego zaczął wodzić dłońmi po jej talii, biodrach i plecach. Dziewczyna czuła jak jej serce łomocze w klatce piersiowej niczym uwięziony ptak, który chce się wydostać. Zaczęła bawić się włosami Tristana, owijając je wokół palca. Zupełnie tak samo robiła z włosami Kyle’a…
Na tę myśl jej żołądek momentalnie się skurczył. Nie panując nad swoimi rękoma, Julia raptownie odepchnęła od siebie bruneta. Potem, nie patrząc mu w oczy, podeszła do szafy z ubraniami. Znalazłszy na poczekaniu pogniecioną torbę podróżną, zaczęła pakować do niej kolejne części garderoby. Jej oddech powoli wracał do normy. Jednak żołądek nadal był boleśnie zaciśnięty.
- Coś się stało? – usłyszała za sobą miękki głos.
- Nie… - powiedziała zbyt głośno, wkładając szary sweter do torby. Wzięła głęboki wdech  – To nie twoja wina. Ja po prostu…nie jestem jeszcze gotowa.
Przez przypadek jej wzrok natrafił na lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi od szafy. Ujrzała w nim Tristana – stał tuż za nią z obojętną miną. Czarne włosy sterczały na wszystkie strony, czekoladowe oczy płonęły. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, odwróciła pospiesznie wzrok i utkwiła go w torbie podróżnej. Kiedy zasunęła zamek, odwróciła się do chłopaka i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Jestem gotowa. Możemy iść.
Tristan przez chwilę się w nią wpatrywał, ale wzrok miał nieobecny, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. W końcu jakby się ocknął, po czym przytulił ją i szepnął do ucha:
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim.



- Niedługo mam test na Strażnika…boję się go.
Julia siedziała w pokoju Tristana. Właściciel stał oparty o ścianę i przeglądał nieznaną jej książkę. Nie wydawał się zainteresowany treścią.
- Nie przejmuj się – rzucił tomik na stół – To nic trudnego.
- Skąd to wiesz? Miałeś już ten test?
- Tak, rok temu – odparł – Mówiłem ci. Siedzę w tej szkole tylko dlatego, że jestem jeszcze niepełnoletni. Nie mają co ze mną zrobić.
Tristan mówił obojętnym tonem, zupełnie jakby uważał to za coś normalnego. Nie przyszło mu nawet na myśl, że Julia może mu współczuć. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak trudne musiał mieć dzieciństwo. Nie miała pojęcia co stało się z jego rodzicami, ale nie zamierzała go wypytywać, przynajmniej na razie. Chłopak wyraźnie unikał tego tematu. Zanim pojawiła się w Akademii, nie miał nikogo bliskiego. Miała wrażenie, że życie w tym miejscu było dla niego udręką. Teraz jest lepiej. Spędza z nią mnóstwo czasu. To miłe być kimś ważnym w życiu innego człowieka.  
Julia w akcie wsparcia i zrozumienia przytuliła Tristana. Odwzajemnił gest z szerokim uśmiechem na twarzy. Przez jakiś czas trwali w swoich objęciach, potem odsunęli się od siebie. W tym samym momencie coś uderzyło w podłogę. Julia spojrzała w dół i zobaczyła błękitny satynowy woreczek. Odruchowo złapała za pustą kieszeń spodni. Niemal zapomniała o cennym znalezisku. Schyliła się po sakiewkę, ale Tristan ją wyprzedził. Bez pytania otworzył woreczek. Gdy ujrzał zawartość, jego oczy błysnęły dziko.
- Tristanie, oddaj mi to…
Julia wyciągnęła rękę, ale chłopak nie zareagował.
- Nie mogę uwierzyć…to przecież Kamień Magnasis… - szepnął zafascynowany.
Wziął klejnot w dłoń i spojrzał na niego pod światło. Był płaski, miał kształt lekko rozciągniętego sześcianu. Wyglądał jak pierwsza lepsza skała – szary i matowy. Nic godnego większej uwagi. Jednak Tristan patrzył na Kamień Magnasis z wyraźnym pożądaniem. Julia dostrzegła w jego ciemnych oczach chciwość i zachłanność. Nie był tym samym chłopakiem sprzed kilku sekund. Ten inny Tristan ją przerażał.
- Powiedziałam: oddaj mi to – powtórzyła, kładąc nacisk na ostatnie słowa.
Zdezorientowany podniósł wzrok na dziewczynę, zupełnie jakby dopiero co wyszedł z transu. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Czy ty w ogóle wiesz, co to jest? Julio, odnalazłaś największy skarb Aesii poszukiwany od siedemnastu lat!

4 komentarze:

  1. Łohoho, nie spodziewałam się, że to tak się potoczy. Rozdział był po prostu... cudowny <3 Wow.. Ale ty mass talent.. !

    onecityintheworld.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wow, wow. Genialne. Piszesz świetnie i masz niesamowity styl. Zazdroszczę.
    A co do rozdziału to nie mam zaufania do Tristana wolę Kyle'a.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm, z Tristanem mi coś nie gra od paru rozdziałów. Ta jego zapalczywość względem kamienia tylko potwierdza moje obawy. Czy to przypadek, że mężczyzna z Wizji i jej chłopak to Tristan? Nie wiem, nie mam do niego zaufania :/
    Dobrze, że Juls udało się to znaleźć! Już myślałam, że się podda, a tymczasem... wydłubanie ściany wystarcza :D
    Hmmm, o co chodzi z tym kamieniem ;-;
    Rany, lecę czytać dalej. Nie wiem co ja zrobię, jak mi zabraknie rozdziałów :-: chyba będę leżeć skulona i czekać aż napiszecie ;__; nie mam życia...
    Biegnę ;3

    OdpowiedzUsuń