Stali razem na łące, nieopodal Akademii. Był cichy i spokojny
wieczór. Bezchmurne niebo usłane mieniącymi się gwiazdami wyglądało niczym
rozpościerający się poprzeplatany srebrną nicią ciemny gobelin. Oboje patrzyli
na oddaloną sylwetkę zamku otulonego ze wszystkich stron dolinami i górami
Esenthor. Księżyc w trzeciej fazie świecił na tyle mocno, że byli w stanie
dostrzec najmniejsze szczegóły gotyckiego zamku: liczne gzymsy, powiewające
śnieżnobiałe flagi i kolorowe witraże. Budynek najlepiej prezentował się w nocy.
Skąpany w blasku księżyca wśród migoczących gwiazd i na tle skrzącego się
śniegu na szczytach gór wyglądał niezwykle tajemniczo i dostojnie.
- Tak – odpowiedziała szeptem.
Tristan złapał ją za dłoń i
wplótł jej palce między swoje. Spojrzeli sobie w oczy. W poświacie księżyca
rzęsy dziewczyny rzucały głębokie cienie na kości policzkowe, a blond włosy
nabrały srebrzystej barwy. Światło podkreśliło szlachetne rysy jej twarzy.
Wyglądała niczym anioł.
- W takim razie chodźmy – rzekł chłopak i utworzył Portal.
Wskoczyli do niego jedno za drugim, wciąż trzymając się za
ręce.
Dziewczyna ciężko upadła na
podłogę. Z ulgą stwierdziła, że pomieszczenie wygląda tak samo jak poprzednim
razem. Przed podróżą do Chicago bała się, co zastanie po drugiej stronie
Portalu: na przykład tego, że policjanci wyniosą wszystkie rzeczy, co
skutecznie uniemożliwiłoby jej zdobycie satynowego woreczka. Chwilę potem
pojawił się Tristan, który całą swą masą przygwoździł ją do podłogi.
Nagle Julia zdała sobie sprawę,
że już to się zdarzyło. Z Kylem. Tuż po tym, jak pierwszy raz utworzyła Portal.
Pospiesznie wygramoliła się spod Tristana, a kiedy stanęła na nogi, wyszła z
pokoju, nawet się za nim nie oglądając. Chłopak poszedł w jej ślady.
- Muszę zabrać jedną rzecz z salonu – powiedziała, kiedy do
niej dołączył.
Stali tuż przy schodach prowadzących na dół.
- Na pewno chcesz zobaczyć to miejsce? – zapytał niepewnie.
- A dlaczego nie? – spojrzała na niego. Gdy zrozumiała o co
mu chodzi, trochę się zmieszała. Nie zamierzała mówić mu całej prawdy – Masz na
myśli moją mamę…cóż … już sobie z tym poradziłam.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami - Zostanę na górze.
Wracaj szybko, w Akademii nie mogą zauważyć, że nas nie ma.
- Jasne, zaraz przyjdę.
Zbiegła szybko po schodach. Salon nic się nie zmienił, tak
samo jak jej stary pokój. Podbiegła do komody, którą wskazała jej Azola.
Otworzyła trzecią szufladę od dołu. Jej oczom ukazały się pliki dokumentów starannie
spięte w teczki i oznaczone pięknym pismem. Nie dość, że o urodzie matki mogła
pomarzyć, to jeszcze los pozbawił ją części charakteru Azoli, w tym jej
skrupulatności. Wspaniale. Chwyciła za teczki. Jej serce zaczęło mocniej bić.
Co znajdzie pod dokumentami? Broń? A może zwykłą pamiątkę rodzinną? To musi być
coś ważnego, skoro mama kazała jej odwiedzić Ziemię. W takim razie pamiątka odpada.
Wzięła wdech i podniosła dokumenty.
Otworzyła szeroko oczy. Usta rozwarły się z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć.
To niemożliwe. Dno szuflady świeciło pustkami. Spojrzała jeszcze raz. Nic.
Pusto. Zaczęła wyrzucać z szuflady całą jej zawartość - teczki z dokumentami,
karteczki samoprzylepne, zszywacze, dziurkacze, spinacze, pinezki, markery,
długopisy, wizytówki, klipsy, zszywki…jednak ani śladu po satynowym woreczku.
Otworzyła pozostałe szuflady oraz opróżniła je. Nadal nic. Jakby nigdy go tu
nie było. Dziewczyna poczuła, że robi jej się gorąco. W środku musiało
znajdować się coś bardzo ważnego. Coś, co Azola koniecznie chciała jej
przekazać.
Czy to możliwe, by się pomyliła? Nadal
pamiętała jej słowa: „W naszym starym domu, przy wejściu do salonu stoi komoda.
Trzecia szuflada od dołu, pod stertą papierów, satynowy woreczek. Weź go”.
Rozejrzała się po pokoju. Wszystko się zgadzało. Komoda przy wejściu, trzecia
szuflada od dołu, pod dokumentami. Wstała i pospiesznie zaczęła przetrząsać
wszystkie szafki w salonie. Po kilku minutach, kiedy zajrzała do każdej szuflady,
wróciła do punktu wyjścia.
Dziewczyna włożyła wyjęte
przybory biurowe do komody. Usiadła zrezygnowana i oparła się o mebel. Zajęła
się grzebaniem palcem w dziurze w ścianie, podczas gdy jej umysł przetwarzał
wiele myśli na raz. Co powie Azoli? Jak matka na to zareaguje? Czy to możliwe,
by od tego przedmiotu zależały losy całej Aesii? Miała nadzieję, że nie,
inaczej byłaby w poważnych tarapatach. Po raz pierwszy połączyła ów tajemniczy
przedmiot z pewnym faktem, który miał miejsce miesiąc temu. Kiedy w domu
pojawili się policjanci, całe mieszkanie było wywrócone do góry nogami. Do tej
pory uważała to za skutek szamotaniny między mordercą a ofiarą. Przypomniała
sobie jednak, jak Azola opowiadała jej o tamtym dniu. Mówiła, że wysłannik Aris
zaszedł ją od tyłu i uderzył w tył głowy, co oznacza…co oznacza, że nie mogło
dojść do żadnej szamotaniny. W takim razie napastnik musiał czegoś szukać.
Woreczek…to właśnie jego szukał! Kiedy pozbył się jedynej osoby, która stała mu
na drodze, zaczął szukać satynowego woreczka. Musiał go znaleźć, inaczej
leżałby tu, pod dokumentami w szufladzie. Teraz wszystko nabrało sensu.
Jednak przybyła za późno. Aris
dostała tego, co chciała. To musiało być coś naprawdę potężnego, skoro
interesowała się tym sama królowa. Julia poczuła się bardzo przybita. Liczyła
na nią matka, a także, jak się okazało, cała Aesia. Fakt, że wprawi Azolę w
rozpacz, gdy powie jej o zniknięciu sakiewki, napawał ją smutkiem. Nie
chciałaby ujrzeć jej zielonych oczu pozbawionych wszelkiej nadziei. Czułaby się
winna, choć nie miałaby ku temu powodów. Tajemniczy przedmiot zniknął dawno
temu, a ona nie miała szansy, by temu zapobiec. Jednak rozpaczanie nad sobą nic
tu nie pomoże. Wiedziała, że powinna wstać, pójść do Tristana i wrócić wraz z
nim do Akademii, ale nie mogła się zdobyć, by udać się na górę. Nie miała siły
opuścić tego domu ze świadomością, że powróci z pustymi rękami. Postanowiła, że
zaczeka, aż Tristan przyjdzie do niej pierwszy. Swoją drogą, ciekawe, że
jeszcze tego nie zrobił…
Wpatrywała się w dziurę w
ścianie, którą z każdą chwilą coraz bardziej powiększała. Wtem coś zauważyła.
Zmarszczyła brwi i przyjrzała się wybrakowanej powierzchni. Wyraźnie wystawał z
niej kawałek tynku. Podważyła go paznokciem i oderwała od ściany. Serce zabiło
jej szybciej, a na twarzy zagościł uśmiech. Ze skrytki ukrytej pod warstwą
tynku wypadł błękitny satynowy woreczek. Punkt za inwencję dla przeciwnika.
Dziewczyna weszła po schodach na
górę, ściskając w dłoni znalezisko. Przez materiał czuła, że w środku było coś gładkiego,
płaskiego i chłodnego. Nie mogła się doczekać, by sprawdzić co tam jest, jednak
postanowiła zaczekać z tym, aż wróci do Akademii. Gdy szczęśliwa przekroczyła
próg swojego pokoju, zamarła.
Stał tam wysoki chłopak, który
patrzył się na kartkę trzymaną w ręku. W ciemności rysowała się jego wysportowana
sylwetka. Julia zamrugała. Doznała déjá
vu. Przez moment zdawało jej się, że w pokoju stoi Kyle, dokładnie tak samo jak miesiąc temu. O
mało co nie wbiegła do pomieszczenia i nie rzuciła mu się na szyję. Kiedy
uzmysłowiła sobie, że to Tristan, uśmiechnęła się tylko i cicho weszła do
pokoju.
Chłopak podniósł wzrok znad
kartki i spojrzał na nią z powagą. Światło księżyca wpadające przez okno
oświetliło jego profil. Czarne włosy, zdecydowanie nie kasztanowe.
- Ładnie rysujesz – jego głos był wyjątkowo poważny, co było
całkowicie do niego niepodobne.
- Dzięki.
Julia mimowolnie porównała w
głowie obraz Kyle’a i Tristana. Miesiąc wcześniej ten pierwszy śmiertelnie ją
wystraszył, ale również zaintrygował swoim pozornie obojętnym nastawieniem do
powierzonego mu zadania. Większość dziewczyn zapewne uznałoby go za bardzo pewnego
siebie, aroganckiego i uszczypliwego łamacza serc, ale Julia wiedziała, że pod
tą ironiczną warstwą kryje się czuły i wrażliwy chłopak. Zapewne sama
należałaby do grona owych dziewczyn, gdyby nie pocałował jej ostatniego dnia tuż
przed wyjazdem. Ten głupi pocałunek sprawił, że miała mętlik w głowie. O ile
wcześniej teoretycznie wiedziała na czym stoi, teraz nie wiedziała już nic.
Najbardziej przerażała ją myśl,
że ciągle porównuje Tristana do Kyle’a: gdy go całuje, przytula, patrzy na
niego od tyłu… Nie powinna tego robić. To nie jest w porządku. Tristan jej ufa,
jest jej przyjacielem i jako jedyny pomógł jej dojść do siebie po ostatnich
wydarzeniach. Jest mu winna o wiele więcej niż tylko szczerość.
Julia zamrugała, gdyż nagle
zorientowała się, że Tristan zadał jej jakieś pytanie.
- Mhm…słucham? – zapytała rozkojarzona.
Pomimo panującego półmroku Julia dostatecznie dobrze
widziała twarz chłopaka, by dostrzec wymalowaną na niej irytację.
- Nie rozumiem cię… - powiedział rozdrażniony – Najpierw
mówisz, że zależy ci na mnie, że jesteśmy przyjaciółmi, a później widzę, że
masz stertę jego portretów w pokoju. Dobrze wiesz, co do ciebie czuję. O co w
tym wszystkim chodzi? Pogrywasz sobie ze mną?
Dziewczyna zorientowała się, że Tristan mówi o Kyle’u, a
rysunki, które przeglądał, są jeszcze sprzed czasów poznania chłopaka. Kiedy
jeszcze nie wiedziała o istnieniu Aesii ani pochodzeniu tajemniczych Wizji. Dziewczyna
zarumieniła się. Zmieszana włożyła ręce do kieszeni spodni i opuściła wzrok.
- To wcale nie tak…to znaczy masz rację, to Kyle jest na
rysunkach, ale…
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej - Wszystko
rozumiem. Jednak następnym razem zdecyduj się, zanim dasz komuś nadzieję – ton
jego głosu z każdym słowem stawał się ostrzejszy.
Julia spojrzała w oczy Tristana, szukając w nich
zrozumienia. Nie chciała go stracić. Raz prawie jej się udało. Nie może
pozwolić, by znowu do tego doszło. To prawda – nie była pewna swoich uczuć
względem Kyle’a, ale teraz miała tylko Tristana. Zależało jej na nim. Musi mu
dać powód do zostania.
Podeszła do niego, złapała za
przód koszulki i przyciągnęła go do siebie. Czuła jak żar bije z jego ciała,
jak płytki oddech owiewa jej twarz. W oczach Strażnika kryło się zaskoczenie,
które po chwili przerodziło się w czułość - kompletny kontrast wcześniejszego
gniewu.
- Tristanie… - wyszeptała, uśmiechając się lekko – …wiedz, że
jesteś dla mnie wszystkim.
- Pierwszy raz to mówisz – odpowiedział, siląc się na urażony
ton, ale jego głos drżał.
- Nie zaczynaj znowu, bo będzie to również ostatni raz.
Przez chwilę wpatrywali się sobie
w oczy. W końcu dziewczyna delikatnie przycisnęła jego wargi do swoich. Wspomnienia
pierwszego pocałunku na łące i smaku jego ust ożyły na nowo. Nagle pokój stał
się jakby jaśniejszy. Srebrne światło księżyca wpadające przez okno oświetliło
ich oboje. Nad ich głowami pojawiły się małe snopy światła. A może Julii tylko
się wydawało? Jak bardzo chwila taka jak ta wpływa na sposób postrzegania
otaczającego nas świata?
Tristanowi chyba to nie wystarczało, gdyż odwzajemnił
pocałunek bardziej namiętnie. Rysowane ołówkiem portrety Kyle’a spadły na
podłogę z cichym szelestem. Julia poczuła jak chłopak łapie ją w talii i
popycha w stronę ściany. Gdy się o nią oparła, okazała się być przyjemnie
chłodna. Założyła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Nie stawiał oporu.
Zamiast tego zaczął wodzić dłońmi po jej talii, biodrach i plecach. Dziewczyna czuła
jak jej serce łomocze w klatce piersiowej niczym uwięziony ptak, który chce się
wydostać. Zaczęła bawić się włosami Tristana, owijając je wokół palca. Zupełnie
tak samo robiła z włosami Kyle’a…
Na tę myśl jej żołądek
momentalnie się skurczył. Nie panując nad swoimi rękoma, Julia raptownie odepchnęła
od siebie bruneta. Potem, nie patrząc mu w oczy, podeszła do szafy z ubraniami.
Znalazłszy na poczekaniu pogniecioną torbę podróżną, zaczęła pakować do niej
kolejne części garderoby. Jej oddech powoli wracał do normy. Jednak żołądek
nadal był boleśnie zaciśnięty.
- Coś się stało? – usłyszała za sobą miękki głos.
- Nie… - powiedziała zbyt głośno, wkładając szary sweter do
torby. Wzięła głęboki wdech – To nie
twoja wina. Ja po prostu…nie jestem jeszcze gotowa.
Przez przypadek jej wzrok
natrafił na lustro wiszące na wewnętrznej stronie drzwi od szafy. Ujrzała w nim
Tristana – stał tuż za nią z obojętną miną. Czarne włosy sterczały na wszystkie
strony, czekoladowe oczy płonęły. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, odwróciła
pospiesznie wzrok i utkwiła go w torbie podróżnej. Kiedy zasunęła zamek,
odwróciła się do chłopaka i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Jestem gotowa. Możemy iść.
Tristan przez chwilę się w nią wpatrywał, ale wzrok miał
nieobecny, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. W końcu jakby się ocknął, po czym
przytulił ją i szepnął do ucha:
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim.
- Niedługo mam test na
Strażnika…boję się go.
Julia siedziała w pokoju Tristana. Właściciel stał oparty o
ścianę i przeglądał nieznaną jej książkę. Nie wydawał się zainteresowany
treścią.
- Nie przejmuj się – rzucił tomik na stół – To nic trudnego.
- Skąd to wiesz? Miałeś już ten test?
- Tak, rok temu – odparł – Mówiłem ci. Siedzę w tej szkole
tylko dlatego, że jestem jeszcze niepełnoletni. Nie mają co ze mną zrobić.
Tristan mówił obojętnym tonem,
zupełnie jakby uważał to za coś normalnego. Nie przyszło mu nawet na myśl, że
Julia może mu współczuć. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak trudne musiał mieć
dzieciństwo. Nie miała pojęcia co stało się z jego rodzicami, ale nie
zamierzała go wypytywać, przynajmniej na razie. Chłopak wyraźnie unikał tego
tematu. Zanim pojawiła się w Akademii, nie miał nikogo bliskiego. Miała
wrażenie, że życie w tym miejscu było dla niego udręką. Teraz jest lepiej. Spędza
z nią mnóstwo czasu. To miłe być kimś ważnym w życiu innego człowieka.
Julia w akcie wsparcia i
zrozumienia przytuliła Tristana. Odwzajemnił gest z szerokim uśmiechem na
twarzy. Przez jakiś czas trwali w swoich objęciach, potem odsunęli się od
siebie. W tym samym momencie coś uderzyło w podłogę. Julia spojrzała w dół i
zobaczyła błękitny satynowy woreczek. Odruchowo złapała za pustą kieszeń spodni.
Niemal zapomniała o cennym znalezisku. Schyliła się po sakiewkę, ale Tristan ją
wyprzedził. Bez pytania otworzył woreczek. Gdy ujrzał zawartość, jego oczy
błysnęły dziko.
- Tristanie, oddaj mi to…
Julia wyciągnęła rękę, ale chłopak nie zareagował.
- Nie mogę uwierzyć…to przecież Kamień Magnasis… - szepnął
zafascynowany.
Wziął klejnot w dłoń i spojrzał na niego pod światło. Był
płaski, miał kształt lekko rozciągniętego sześcianu. Wyglądał jak pierwsza
lepsza skała – szary i matowy. Nic godnego większej uwagi. Jednak Tristan
patrzył na Kamień Magnasis z wyraźnym pożądaniem. Julia dostrzegła w jego ciemnych
oczach chciwość i zachłanność. Nie był tym samym chłopakiem sprzed kilku
sekund. Ten inny Tristan ją przerażał.
- Powiedziałam: oddaj mi to – powtórzyła, kładąc nacisk na
ostatnie słowa.
Zdezorientowany podniósł wzrok na dziewczynę, zupełnie jakby
dopiero co wyszedł z transu. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Czy ty w ogóle wiesz, co to jest? Julio, odnalazłaś
największy skarb Aesii poszukiwany od siedemnastu lat!
Łohoho, nie spodziewałam się, że to tak się potoczy. Rozdział był po prostu... cudowny <3 Wow.. Ale ty mass talent.. !
OdpowiedzUsuńonecityintheworld.blogspot.com
Wow, wow, wow. Genialne. Piszesz świetnie i masz niesamowity styl. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to nie mam zaufania do Tristana wolę Kyle'a.
Pozdrawiam
UsuńHmmm, z Tristanem mi coś nie gra od paru rozdziałów. Ta jego zapalczywość względem kamienia tylko potwierdza moje obawy. Czy to przypadek, że mężczyzna z Wizji i jej chłopak to Tristan? Nie wiem, nie mam do niego zaufania :/
OdpowiedzUsuńDobrze, że Juls udało się to znaleźć! Już myślałam, że się podda, a tymczasem... wydłubanie ściany wystarcza :D
Hmmm, o co chodzi z tym kamieniem ;-;
Rany, lecę czytać dalej. Nie wiem co ja zrobię, jak mi zabraknie rozdziałów :-: chyba będę leżeć skulona i czekać aż napiszecie ;__; nie mam życia...
Biegnę ;3