- Au!
- Uważaj jak chodzisz!
- Gdzie ty masz oczy?! Patrz przed siebie!
- Przepraszam, bardzo się spieszę! – rzucała Julia ilekroć
taranowała następnego ucznia Akademii.
Nieprzespana noc spędzona na planowaniu
przebiegu rozmowy z Kylem dawała jej się we znaki. W myślach cały czas widziała
obraz wpatrzonych w nią błękitnych oczu chłopaka, czuła smak jego ust,
przyjemny zapach... Po głowie błąkały się wspomnienia z zeszłej nocy. To one
kazały jej dzisiaj wstać z łóżka i porozmawiać z nim bez owijania w bawełnę. Przedstawić
mu wszystko czarno na białym i w końcu wytłumaczyć, że to i tak nie ma sensu.
Na początku jednak musiała zjawić
się na rozkaz Rony w jej gabinecie. I choć była myślami w chmurach, starała się
sprawiać wrażenie obecnej.
Julia wpadła na kolejną osobę,
tym razem dziewczynę. Zahaczywszy ręką, obie się wywróciły i upadły na twarde
kafelki.
- Oh! – wyrwało się poszkodowanej.
- Przepraszam, przepraszam! Powinnam bardziej uważać – Julia podała rękę dziewczynie i zaczęła
zbierać upuszczone przez nią książki – Nic ci nie jest?
- Tak, jestem cała. Nie przejmuj się, jest w porządku… -
odpowiedziała, masując rękę.
Julia spostrzegła, ze nieznajoma
jako jedyna na korytarzu nie ma mundurka Akademii.
- Jesteś tu nowa?
- Tak, rodzice dopiero mnie przywieźli… - dziewczyna wzięła
książki od Julii i podziękowała – Wiesz, gdzie odbywają się zajęcia pani Moon? Niestety
nikogo tu nie znam…
- Teraz już znasz. Jestem Julia. Jeśli chodzi o zajęcia, to
odbywają się w ogrodzie za zamkiem. Samoobrona i tym podobne. Będziesz je teraz
miała?
- O ile dobrze odczytuję te hieroglify, to tak. Dzięki.
Jestem Bethany. W skrócie Beth.
Uścisnęły sobie dłonie. Beth była drobna – nic dziwnego, że
Julia jej nie zauważyła. Miała krótkie rude włosy. Grzywka była subtelnie
spięta spinką. Niżej rysowały się orzechowe oczy w kształcie migdałów oraz
zgrabny nos. Wąskie usta były wprost stworzone do uśmiechu, który dodawał
dziewczynie pewnego uroku.
- W takim razie do zobaczenia. Ja też mam teraz samoobronę –
powiedziała Julia na pożegnanie i pomachała ręką z uśmiechem.
Beth odwzajemniła gest i rozeszły
się w przeciwnych kierunkach.
Po chwili Julia była już w
gabinecie dyrektorki. Zastała Ronę wypełniającą plik kartek grubości cegły.
Dziewczyna spojrzała z politowaniem na jej żmudną pracę.
- Nie macie w Aesii czegoś w rodzaju… nie wiem… samozapełniających
się kartek? – powiedziała na powitanie.
Dyrektorka spojrzała na Julię
znad okularów wzrokiem mówiącym „nie próbuj mnie drażnić”. W tym samym momencie
Julia nagle straciła humor.
- Usiądź, proszę – powiedziała oschle kobieta, wskazując
kanapę naprzeciwko swojego biurka.
Julia spełniła prośbę. Czuła
strach i niepokój. Nieważne jak bardzo zły humor miała Rona, zawsze była stosunkowo
miła i wyrozumiała. Tym razem jednak miała nieprzeniknioną minę pokerzysty,
ewidentnie z trudem opanowany głos i ostre spojrzenie. To nie mogło zwiastować
nic dobrego. Dziewczyna pożałowała swojego „dowcipu”, który zaserwowała na
wejściu.
- Julio… - zaczęła Rona – …wiem już o tym, że powiedziałaś
Tristanowi o naszej misji.
Młoda Strażniczka przełknęła
zdenerwowana ślinę. W myślach wypowiedziała stek przekleństw pod adresem
Kyle’a.
- To poważna sprawa. Bardzo poważna. Masz coś na swoje
usprawiedliwienie? – kobieta zadała pytanie, które prześladowało Julię przez
całą ostatnią noc.
Na początku dziewczyna zbladła i
zaniemówiła. Było jej przykro i jedyne, co przyszło jej na myśl, to okazać
skruchę. Już otwierała usta, kiedy przypomniała sobie wczorajszą kłótnię z Kyle’em.
Nadal uparcie trzymała swoją stronę. Uważała, że ma rację i to nie fair, że
nikt nie pamięta przez co ostatnio przeszła. W dodatku spotkanie z Azolą - jej
prawdziwą matką, atak na jej ojca, pocałunek Tristana. A potem Kyle’a… Oraz
wreszcie kłótnia z chłopakiem i niespodziewane rozstanie…Te wspomnienia
spotęgowały złość Julii. Postanowiła wszystko z siebie wyrzucić. Najlepszą
obroną jest atak. To nie tak, że chciała kłócić się z Roną – chciała po prostu
wszystko wreszcie z siebie wyrzucić. Wiedziała, że z perspektywy innych osób
mogła wyglądać na kapryśną damę, której nic nie pasuje, jednak miała to gdzieś.
Sytuacja powoli zaczynała ją przerastać.
- Owszem, mam. Nagle wszyscy macie do mnie pretensje. To ja
wszystkiemu jestem winna, to ja narażam innych na niebezpieczeństwo, to ja
zdradzam ciebie i Kyle’a, to ja wszystko psuję i niszczę, to ja popełniam tyle
błędów. Kiedy mi się coś nie powiedzie, od razu rzucacie się na mnie i robicie
z tego wielką aferę.
- Mówiąc o „nas”, masz na myśli…?
- Nauczycieli, ciebie, Kyle’a… - dziewczyna zaczerpnęła tchu
i próbując się uspokoić – Musicie zrozumieć. Ty musisz zrozumieć, Rono. Wszyscy
ludzie popełniają błędy, a ja…znalazłam się w nowym dla mnie świecie,
porzuciłam dawne życie. Muszę się na nowo przystosować, pamiętając o twoich
wymaganiach, oczekiwaniach i zasadach. To nie jest łatwe, ale staram się
najlepiej jak potrafię, musisz to wiedzieć.
Na dłuższą
chwilę zapadła cisza. Rona rozsiadła się na fotelu i założyła ręce na piersi.
- Wczoraj rozmawiałam z Kyle’em o naszej… współpracy –
podjęła Julia. - Sporo o tym myślałam w nocy i chcę coś mu jeszcze przekazać. Chcę
mu wszystko wytłumaczyć tak, jak wytłumaczyłam to tobie. Czy wiesz, gdzie mogę
go znaleźć?
Rona spuściła wzrok.
- Nie ma go w pokoju, ani w żadnej z sal lekcyjnych –
dokończyła dziewczyna.
- Owszem. - westchnęła kobieta. - Wyjechał na kilka tygodni.
- Na kilka tygodni?! – Julia nie dowierzała. Wstała
gwałtownie i wytrzeszczyła oczy na dyrektorkę. – Kiedy?
- Wczoraj w nocy.
- Ale…jak to? Przecież za blisko miesiąc mamy jechać do Aris!
- Potrzebował wytchnienia. Jednak nie myśl, że popija teraz
drinka na tropikalnej plaży. Ciężko pracuje i ćwiczy.
Julia stała i zszokowana
wpatrywała się w Ronę.
- Najpierw mówicie mi, że nie chcę z wami współpracować, a później
ustalacie wszystko za moimi plecami – mruknęła – Chyba nie ja tutaj potrzebuję
usprawiedliwienia.
Julia zmierzyła Ronę szybkim spojrzeniem, po czym wyszła z
gabinetu, trzaskając drzwiami.
- SAMOOBRONA! – ryknęła donośnym głosem pani Moon, a wszyscy
uczniowie podskoczyli na krzesłach. Nauczycielka była niezwykle brzydką i surową
kobietą. Stosowała prawdziwie wojskowe metody nauczania i bynajmniej nie była
typem dobrodusznej kobieciny. Jednak Julii nawet to się podobało. Przynajmniej
czegoś wymagała – Najważniejsza umiejętność, jaką musi opanować Strażnik.
- A nie jest nią otwieranie Portali? – zapytał Tristan, podnosząc
rękę.
- Śmiesz podważać moją słuszność?! – warknęła nauczycielka.
- Ja nie…
- Pięćdziesiąt pompek – oświadczyła bez słuchania jego
wyjaśnień, ucinając temat.
Julia zachichotała, a Tristan przeklął
pod nosem. Odszedł kilka metrów dalej i zdjął koszulkę, odsłaniając umięśniony
tors. Julia usłyszała jak kilka dziewczyn z grupy zaczerpnęło gwałtownie tchu, na
co przewróciła oczami. Po tej scenie chłopak zaczął wykonywać dokładne pompki.
Beth, która siedziała nieopodal
Julii, przełamała nieśmiałość i nachyliła się do niej.
- Cześć, to ja – upewniła się, że pani Moon nie patrzy w ich
stronę i spoglądając na Tristana, szepnęła – Przystojny jest.
Julia uniosła brwi.
- Tak, niektórym się podoba – mruknęła uśmiechając się.
Nauczycielka wzięła Luke’a - cherlawego chłopaka z grupy - na
pokaz i zaczęła demonstrację nowego chwytu samoobronnego z jego udziałem. Służył
oczywiście za jej worek treningowy. Za każdym razem, gdy obrywał wszyscy
wyjękiwali ciche „Uuu…” i marszczyli nosy. Co chwila dało się słyszeć jego
krzyki, zupełnie jakby przebywał na torturach. Kiedy Tristan zauważył, że
przestał być główną atrakcją, wstał, po czym ubrał koszulkę i dołączył do
Julii.
- I jak ci się podobało? – zapytał blondynkę i pocałował ją
w policzek.
- Mogłeś się bardziej postarać – odpowiedziała z udawaną
pogardą, po czym odwróciła się do Beth – Tak poza tym to jest Bethany. Dołączyła
dzisiaj do Akademii. Beth, poznaj Tristana.
- Hej… - powiedziała nieśmiało rudowłosa i uścisnęli sobie
dłonie.
- CISZA TAM! – huknęła w ich stronę pani Moon, po czym zadała
asystentowi mocny cios w nogę, na co wrzasnął piskliwie.
Po przeprosinach całej trójki nauczycielka kontynuowała:
- Dobrze, wszystkie chwyty na atak od tyłu już znacie. Teraz
dobierzcie się w pary i sami je przećwiczcie.
Beth rzuciła przelotne spojrzenie na Tristana oraz Julię i
odeszła, by znaleźć sobie kogoś do pary.
- Chcesz być ze mną? – Julia spytała retorycznie.
- Jasne – odpowiedział z uśmiechem, po czym dodał ciszej –
zawsze.
Po treningu Tristan odprowadził
dziewczynę pod jej pokój. Po pożegnaniu, kiedy otworzyła drzwi, ten
niespodziewanie złapał ją za rękę. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Wyjdziemy gdzieś razem? – zaproponował.
- Pewnie. Daj mi tylko kilka minut na umycie się i
przebranie.
Tristan przyciągnął ją do siebie
i lekko się uśmiechnął.
- Pamiętasz, co wczoraj tu się stało? – zapytał i pogłaskał
ją po policzku. Spojrzał jej w oczy. Julia po treningu była spocona, a jej
włosy sterczały we wszystkie strony i bynajmniej nie chciała, by akurat w tym
momencie chłopak się w nią wpatrywał.
- Pamiętam - szepnęła zmieszana. Wiedziała, co zamierzał
zrobić. Opierając się o drzwi, zaczęła macać je w poszukiwaniu klamki. W końcu
ją znalazła i z ulgą nacisnęła.
- Kwadrans, nie dłużej – powiedział Tristan, gdy weszła do
pokoju. W jego brązowych oczach kryło się rozczarowanie.
Zmierzyła chłopaka od stóp do
głowy.
- Tobie też się przyda – rzuciła uśmiechając się i zamknęła
drzwi, zanim zdążył odpowiedzieć.
Gdy tylko znalazła się sama
głęboko odetchnęła. Po chwili jej spojrzenie powędrowało na łóżko. Dzień
wcześniej tuż obok niego całowała się z Kylem. Na to wspomnienie poczuła ucisk
w żołądku. Wydawało jej się, że minęły wieki od tego zdarzenia, od Wizji, od
odejścia chłopaka. Podświadomie wiedziała, że odkąd zobaczyła go pierwszy raz,
marzyła o tej chwili i tęsknie jej wyczekiwała. Zdała sobie z tego sprawę
dopiero teraz, jakby jej umysł blokował tę myśl przez tyle dni. Rozpierała ją
radość na wspomnienie tego pocałunku, ale też wyrzuty sumienia wobec Tristana.
Teraz, kiedy Kyle wyjechał,
poczuła się nie w porządku również wobec niego. Może nie powinna była go tak
traktować. Przecież misja nie powinna nakazywać chłopakowi rzucania się jej na
szyję, ilekroć ją widzi. Skoro chodzi z Dianą, więc musi coś do niej czuć. Może
jest niezdecydowany w uczuciach co do swojej dziewczyny i Julii. Tak samo jak
ona co do Kyle’a i Tristana.
Dziewczyna potrząsnęła głową, odganiając
te myśli. Wczorajsza sytuacja była tylko chwilą słabości. Nic więcej. Nie
będzie dawać mu żadnych nadziei – i tak nic by z tego nie wyszło…
Bo nie, prawda?
Po dłuższej chwili Julia poczuła,
jak ciąży na niej czyjś wzrok. Spojrzała w bok i wydała z siebie cichy pisk.
Jej usta rozchyliły się, wyrażając niedowierzanie. Nie dalej niż metr od niej
stała Azola.
- Co…skąd się wzięłaś? Co ty tu robisz? – wydukała Julia.
Azola zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią, a jej zielone
oczy błysnęły.
- Nie cieszysz się? – zapytała rozbawiona.
Julia podeszła do niej i chciała ją
przytulić, ale jej ręce swobodnie przeszły przez ciało Azoli, tak samo jak
wtedy w Wizji.
- Dlaczego nie mogę cię dotknąć? – zapytała zdumiona.
- Jestem tu tylko w postaci duchowej. Przez cały czas od
naszego spotkania pracowałam nad dostępem do twojego umysłu.
- To brzmi jak horror…
- To, o czym myślisz to czarna magia – powiedziała Azola
kręcąc głową – Wejście do cudzego umysłu w celu zawładnięcia nim czy choćby nękania
tej osoby jest surowo karane. Ja mówię o pewnym kontakcie, możliwości
nawiązania więzi pomiędzy mną a tobą. Planowałam porozumiewać się z tobą telepatycznie.
Jesteś jednak silniejsza niż sądziłam. Masz wielką moc. Jestem pod wrażeniem,
naprawdę.
Julia spuściła
wzrok. Ona i moc? Niemożliwe.
- Dlaczego cię widzę? Udało ci się wydostać z przestrzeni
między wymiarami? – po chwili spytała z nadzieją.
- Bardzo bym chciała… – powiedziała cicho Azola - …jednak na
razie nikt nie wie jak mnie stamtąd wydostać. Widzisz mnie, ponieważ udało mi
się dostać do twojej podświadomości. To ona pozwala ci na kontakt ze mną w
postaci duchowej. Innymi słowy jestem hologramem widocznym tylko dla ciebie.
- Czyli będziesz teraz wszędzie za mną chodzić? – zapytała z
trwogą dziewczyna widząc już oczami wyobraźni matkę obserwującą ją całującą
Tristana. Albo Kyle’a. „Nie! Nie jego, skup się!” – zganiła się w myślach.
Nawet w takiej chwili o tym myślała.
Azola roześmiała się.
- Nie martw się, będziemy się widywać od czasu do czasu. Nasze
spotkania nadal dużo mnie kosztują. Kiedy nauczysz się korzystać ze swojej
mocy, będziemy się spotykać częściej.
- Jak często będziemy się widywać?
- Tak często, jak to możliwe. Wykorzystuję większość mojej
energii na nasze spotkania, więc będziesz musiała dać mi trochę więcej czasu.
Azola zaczęła chodzić po pokoju
Julii z rękoma założonymi do tyłu, aż w końcu stanęła przed oknem. Nastała
cisza. Dziewczyna nie wiedziała czy powinna odezwać się czy milczeć. Przez
pewien czas wpatrywała się w Azolę, którą najwidoczniej urzekł widok gór za
szybą. Potem podeszła do okna i spojrzała na matkę. Po królewskich policzkach
ciekły łzy.
- Co się stało? – spytała Julia ze zdziwieniem.
- Boję się o niego…nie wie, co się z nami dzieje…jest tam
taki samotny…
- Kto?
- Jonatan…twój ojciec…
Strażniczka nagle sobie uświadomiła, że przez ten cały czas
prawie w ogóle o nim nie myślała. Nie pytała się Azoli o nic związanego z
Jonatanem. Na nowo ogarnęły ją wyrzuty sumienia. W końcu był jej tatą, a ona
ani razu nie zastanowiła się, czy wszystko z nim w porządku, czy jest
bezpieczny...
- Gdzie teraz jest? Co robi? Gdzie był przez te wszystkie
lata?
- Ukrywał się w Nowym Jorku –
powiedziała królowa słabym głosem – Musiał mieszkać daleko od nas, inaczej
szpiedzy Aris na pewno wytropiliby nas wszystkich. Czasami zmieniał lokalizację
dla bezpieczeństwa. Spotykałam się z nim raz na miesiąc, ale to było za rzadko.
Julia przypomniała sobie jej
rzekome wyjazdy służbowe. Teraz wiedziała, gdzie naprawdę jeździła matka.
- Gdy byłaś mała, brałam cię ze sobą – ciągnęła Azola. - Te
wspólne spotkania były tak piękne, chciałam, aby trwały wiecznie. Jonatan był
dumny, że ma córkę, pokochał cię i pragnął, abyś była bezpieczna. Widziałam ból
w jego oczach, gdy musiałam zabierać cię z powrotem do Chicago. Po dwóch
latach, zaczęłam jeździć do niego sama, abyś jako dziecko go nie zapamiętała, a
tym bardziej tego, że jest twoim ojcem.
Przez
chwilę obie milczały. Julia trawiła słowa matki.
- Dwa miesiące przed tym, jak się tu znalazłaś, dostał
wiadomość z Aesii. Zaczęła się tworzyć armia rebeliantów przeciwko mojej
siostrze. Jonatan został powołany na jednego z dowódców. Próbowałam go
przekonać, aby został na Ziemi, jednak był zbyt mocno podekscytowany tą
informacją. Obiecał, że w ten sposób Aesia odzyska wolność… że my odzyskamy
wolność – Azola wytarła dłonią łzę lśniącą na policzku - Jedno spotkanie na
miesiąc…przez siedemnaście lat… Rozłąka z nim powoli mnie niszczyła. Tak bardzo
chciałam, żebyśmy mogli wreszcie żyć razem…we troje, jak prawdziwa rodzina… ale
wszyscy byliśmy poszukiwani przez szpiegów Aris…
Nagle postać Azoli zaczęła
migotać, wyrywając królową z rozpaczy.
- Posłuchaj – powiedziała nerwowo - W naszym starym domu,
przy wejściu do salonu stoi komoda. Trzecia szuflada od dołu, pod stertą
papierów, satynowy woreczek. Weź go.
- Co w nim jest?
- Kocham cię.
To były ostatnie słowa Azoli, potem zniknęła.
Julia przez kilka sekund stała
jak wryta, zszokowana nagłym spotkaniem i tajemniczą instrukcją usłyszanymi przed
chwilą. Musiała to wszystko przetrawić. Cała ta historia z Jonatanem… Przez te
wszystkie lata nie sądziła, że ma ojca. Charlotte mówiła jej, że zginął w
wypadku samochodowym, jeszcze przed narodzinami dziewczyny.
Pomimo wrażeń i sprzecznych
uczuć, jakie to wszystko wywołało w Julii, wiedziała na pewno jedno - musiała
się dowiedzieć, co mama kazała jej znaleźć w domu.
Po wzięciu prysznica, uczesaniu
się i przebraniu Julia stanęła przed drzwiami do pokoju Tristana. Otworzyła je
bez pukania. Zastała chłopaka tuż przy łóżku bez koszulki, z ręcznikiem
przewieszonym przez ramię. Padające na niego złote światło świecy idealnie
podkreślało oliwkową cerę, umięśnione ręce i idealnie płaski brzuch. Połyskujące
krople wody na jego torsie i szyi zdradzały, że przed chwilą brał prysznic.
W innych okolicznościach Julia od
razu oblałaby się rumieńcem, jednak tym razem ledwo to zauważyła.
- Już wiem, gdzie możemy iść – powiedziała podekscytowana.
- Mogłaś z tym zaczekać, aż się ubiorę, ale doskonale
rozumiem, że nie potrafiłaś – zgiął rękę w łokciu i popisowo napiął biceps.
Julia wywróciła oczami zirytowana. Chłopak zobaczywszy jej
zniecierpliwienie, uśmiechnął się i zapytał ze spokojem:
- No dobrze. Gdzie chcesz iść?
- Do mojego domu. W Chicago.
Siema !
OdpowiedzUsuńMasz świetnego bloga. Moja koleżanka właśnie organizuje konkurs na swoim blogu. Może chcesz wpaść ?
Zapraszam -------. http://mywonderfullife123.blogspot.com/2014/01/konkurs-z-okazji-1000-wyswietlen.html
Świetny! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ! *-* Tak w ogóle, pięknie piszesz <3
OdpowiedzUsuńOjjjjjjjj nie! Znowu sprawi problemy :/
OdpowiedzUsuńDobrze, że jej ojciec żyje. Rany, jedno spotkanie na miesiąc? Ja jeśli nie spotykam się codziennie ze swoim chłopakiem to mnie to rozwala... ;__; Awww w sumie brzmi jak taki piękny romans ;3
A z tym przejściem to nie wydaje mi się zbyt dobry pomysł... cóż, kolejny rozdział pokaże ;3
btw. Beth wydaje mi się fajna, może Juls będzie mieć koleżankę c;
Lecę dalej!