poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 13

- Au!
- Uważaj jak chodzisz!
- Gdzie ty masz oczy?! Patrz przed siebie!
- Przepraszam, bardzo się spieszę! – rzucała Julia ilekroć taranowała następnego ucznia Akademii.
Nieprzespana noc spędzona na planowaniu przebiegu rozmowy z Kylem dawała jej się we znaki. W myślach cały czas widziała obraz wpatrzonych w nią błękitnych oczu chłopaka, czuła smak jego ust, przyjemny zapach... Po głowie błąkały się wspomnienia z zeszłej nocy. To one kazały jej dzisiaj wstać z łóżka i porozmawiać z nim bez owijania w bawełnę. Przedstawić mu wszystko czarno na białym i w końcu wytłumaczyć, że to i tak nie ma sensu.
Na początku jednak musiała zjawić się na rozkaz Rony w jej gabinecie. I choć była myślami w chmurach, starała się sprawiać wrażenie obecnej.
Julia wpadła na kolejną osobę, tym razem dziewczynę. Zahaczywszy ręką, obie się wywróciły i upadły na twarde kafelki.
- Oh! – wyrwało się poszkodowanej.
- Przepraszam, przepraszam! Powinnam bardziej uważać  – Julia podała rękę dziewczynie i zaczęła zbierać upuszczone przez nią książki – Nic ci nie jest?
- Tak, jestem cała. Nie przejmuj się, jest w porządku… - odpowiedziała, masując rękę.
Julia spostrzegła, ze nieznajoma jako jedyna na korytarzu nie ma mundurka Akademii.
- Jesteś tu nowa?
- Tak, rodzice dopiero mnie przywieźli… - dziewczyna wzięła książki od Julii i podziękowała – Wiesz, gdzie odbywają się zajęcia pani Moon? Niestety nikogo tu nie znam…
- Teraz już znasz. Jestem Julia. Jeśli chodzi o zajęcia, to odbywają się w ogrodzie za zamkiem. Samoobrona i tym podobne. Będziesz je teraz miała?
- O ile dobrze odczytuję te hieroglify, to tak. Dzięki. Jestem Bethany. W skrócie Beth.
Uścisnęły sobie dłonie. Beth była drobna – nic dziwnego, że Julia jej nie zauważyła. Miała krótkie rude włosy. Grzywka była subtelnie spięta spinką. Niżej rysowały się orzechowe oczy w kształcie migdałów oraz zgrabny nos. Wąskie usta były wprost stworzone do uśmiechu, który dodawał dziewczynie pewnego uroku.
- W takim razie do zobaczenia. Ja też mam teraz samoobronę – powiedziała Julia na pożegnanie i pomachała ręką z uśmiechem.
Beth odwzajemniła gest i rozeszły się w przeciwnych kierunkach.



Po chwili Julia była już w gabinecie dyrektorki. Zastała Ronę wypełniającą plik kartek grubości cegły. Dziewczyna spojrzała z politowaniem na jej żmudną pracę.
- Nie macie w Aesii czegoś w rodzaju… nie wiem… samozapełniających się kartek? – powiedziała na powitanie.
Dyrektorka spojrzała na Julię znad okularów wzrokiem mówiącym „nie próbuj mnie drażnić”. W tym samym momencie Julia nagle straciła humor.
- Usiądź, proszę – powiedziała oschle kobieta, wskazując kanapę naprzeciwko swojego biurka.
Julia spełniła prośbę. Czuła strach i niepokój. Nieważne jak bardzo zły humor miała Rona, zawsze była stosunkowo miła i wyrozumiała. Tym razem jednak miała nieprzeniknioną minę pokerzysty, ewidentnie z trudem opanowany głos i ostre spojrzenie. To nie mogło zwiastować nic dobrego. Dziewczyna pożałowała swojego „dowcipu”, który zaserwowała na wejściu.
- Julio… - zaczęła Rona – …wiem już o tym, że powiedziałaś Tristanowi o naszej misji.
Młoda Strażniczka przełknęła zdenerwowana ślinę. W myślach wypowiedziała stek przekleństw pod adresem Kyle’a.
- To poważna sprawa. Bardzo poważna. Masz coś na swoje usprawiedliwienie? – kobieta zadała pytanie, które prześladowało Julię przez całą ostatnią noc.
Na początku dziewczyna zbladła i zaniemówiła. Było jej przykro i jedyne, co przyszło jej na myśl, to okazać skruchę. Już otwierała usta, kiedy przypomniała sobie wczorajszą kłótnię z Kyle’em. Nadal uparcie trzymała swoją stronę. Uważała, że ma rację i to nie fair, że nikt nie pamięta przez co ostatnio przeszła. W dodatku spotkanie z Azolą - jej prawdziwą matką, atak na jej ojca, pocałunek Tristana. A potem Kyle’a… Oraz wreszcie kłótnia z chłopakiem i niespodziewane rozstanie…Te wspomnienia spotęgowały złość Julii. Postanowiła wszystko z siebie wyrzucić. Najlepszą obroną jest atak. To nie tak, że chciała kłócić się z Roną – chciała po prostu wszystko wreszcie z siebie wyrzucić. Wiedziała, że z perspektywy innych osób mogła wyglądać na kapryśną damę, której nic nie pasuje, jednak miała to gdzieś. Sytuacja powoli zaczynała ją przerastać.
- Owszem, mam. Nagle wszyscy macie do mnie pretensje. To ja wszystkiemu jestem winna, to ja narażam innych na niebezpieczeństwo, to ja zdradzam ciebie i Kyle’a, to ja wszystko psuję i niszczę, to ja popełniam tyle błędów. Kiedy mi się coś nie powiedzie, od razu rzucacie się na mnie i robicie z tego wielką aferę.
- Mówiąc o „nas”, masz na myśli…?
- Nauczycieli, ciebie, Kyle’a… - dziewczyna zaczerpnęła tchu i próbując się uspokoić – Musicie zrozumieć. Ty musisz zrozumieć, Rono. Wszyscy ludzie popełniają błędy, a ja…znalazłam się w nowym dla mnie świecie, porzuciłam dawne życie. Muszę się na nowo przystosować, pamiętając o twoich wymaganiach, oczekiwaniach i zasadach. To nie jest łatwe, ale staram się najlepiej jak potrafię, musisz to wiedzieć.
            Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Rona rozsiadła się na fotelu i założyła ręce na piersi.
- Wczoraj rozmawiałam z Kyle’em o naszej… współpracy – podjęła Julia. - Sporo o tym myślałam w nocy i chcę coś mu jeszcze przekazać. Chcę mu wszystko wytłumaczyć tak, jak wytłumaczyłam to tobie. Czy wiesz, gdzie mogę go znaleźć?
Rona spuściła wzrok.
- Nie ma go w pokoju, ani w żadnej z sal lekcyjnych – dokończyła dziewczyna.
- Owszem. - westchnęła kobieta. - Wyjechał na kilka tygodni.
- Na kilka tygodni?! – Julia nie dowierzała. Wstała gwałtownie i wytrzeszczyła oczy na dyrektorkę.  – Kiedy?
- Wczoraj w nocy.
- Ale…jak to? Przecież za blisko miesiąc mamy jechać do Aris!
- Potrzebował wytchnienia. Jednak nie myśl, że popija teraz drinka na tropikalnej plaży. Ciężko pracuje i ćwiczy.
Julia stała i zszokowana wpatrywała się w Ronę.
- Najpierw mówicie mi, że nie chcę z wami współpracować, a później ustalacie wszystko za moimi plecami – mruknęła – Chyba nie ja tutaj potrzebuję usprawiedliwienia.
Julia zmierzyła Ronę szybkim spojrzeniem, po czym wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami.
                                                                                                           

- SAMOOBRONA! – ryknęła donośnym głosem pani Moon, a wszyscy uczniowie podskoczyli na krzesłach. Nauczycielka była niezwykle brzydką i surową kobietą. Stosowała prawdziwie wojskowe metody nauczania i bynajmniej nie była typem dobrodusznej kobieciny. Jednak Julii nawet to się podobało. Przynajmniej czegoś wymagała – Najważniejsza umiejętność, jaką musi opanować Strażnik.
- A nie jest nią otwieranie Portali? – zapytał Tristan, podnosząc rękę.
- Śmiesz podważać moją słuszność?! – warknęła nauczycielka.
- Ja nie…
- Pięćdziesiąt pompek – oświadczyła bez słuchania jego wyjaśnień, ucinając temat.
Julia zachichotała, a Tristan przeklął pod nosem. Odszedł kilka metrów dalej i zdjął koszulkę, odsłaniając umięśniony tors. Julia usłyszała jak kilka dziewczyn z grupy zaczerpnęło gwałtownie tchu, na co przewróciła oczami. Po tej scenie chłopak zaczął wykonywać dokładne pompki.
Beth, która siedziała nieopodal Julii, przełamała nieśmiałość i nachyliła się do niej.
- Cześć, to ja – upewniła się, że pani Moon nie patrzy w ich stronę i spoglądając na Tristana, szepnęła – Przystojny jest.
Julia uniosła brwi.
- Tak, niektórym się podoba – mruknęła uśmiechając się.
           Nauczycielka wzięła Luke’a - cherlawego chłopaka z grupy - na pokaz i zaczęła demonstrację nowego chwytu samoobronnego z jego udziałem. Służył oczywiście za jej worek treningowy. Za każdym razem, gdy obrywał wszyscy wyjękiwali ciche „Uuu…” i marszczyli nosy. Co chwila dało się słyszeć jego krzyki, zupełnie jakby przebywał na torturach. Kiedy Tristan zauważył, że przestał być główną atrakcją, wstał, po czym ubrał koszulkę i dołączył do Julii.
- I jak ci się podobało? – zapytał blondynkę i pocałował ją w policzek.
- Mogłeś się bardziej postarać – odpowiedziała z udawaną pogardą, po czym odwróciła się do Beth – Tak poza tym to jest Bethany. Dołączyła dzisiaj do Akademii. Beth, poznaj Tristana.
- Hej… - powiedziała nieśmiało rudowłosa i uścisnęli sobie dłonie.
- CISZA TAM! – huknęła w ich stronę pani Moon, po czym zadała asystentowi mocny cios w nogę, na co wrzasnął piskliwie.
               Po przeprosinach całej trójki nauczycielka kontynuowała:
- Dobrze, wszystkie chwyty na atak od tyłu już znacie. Teraz dobierzcie się w pary i sami je przećwiczcie.
Beth rzuciła przelotne spojrzenie na Tristana oraz Julię i odeszła, by znaleźć sobie kogoś do pary.
- Chcesz być ze mną? – Julia spytała retorycznie.
- Jasne – odpowiedział z uśmiechem, po czym dodał ciszej – zawsze.



Po treningu Tristan odprowadził dziewczynę pod jej pokój. Po pożegnaniu, kiedy otworzyła drzwi, ten niespodziewanie złapał ją za rękę. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Wyjdziemy gdzieś razem? – zaproponował.
- Pewnie. Daj mi tylko kilka minut na umycie się i przebranie.
Tristan przyciągnął ją do siebie i lekko się uśmiechnął.
- Pamiętasz, co wczoraj tu się stało? – zapytał i pogłaskał ją po policzku. Spojrzał jej w oczy. Julia po treningu była spocona, a jej włosy sterczały we wszystkie strony i bynajmniej nie chciała, by akurat w tym momencie chłopak się w nią wpatrywał.
- Pamiętam - szepnęła zmieszana. Wiedziała, co zamierzał zrobić. Opierając się o drzwi, zaczęła macać je w poszukiwaniu klamki. W końcu ją znalazła i z ulgą nacisnęła.
- Kwadrans, nie dłużej – powiedział Tristan, gdy weszła do pokoju. W jego brązowych oczach kryło się rozczarowanie.
Zmierzyła chłopaka od stóp do głowy.
- Tobie też się przyda – rzuciła uśmiechając się i zamknęła drzwi, zanim zdążył odpowiedzieć.
Gdy tylko znalazła się sama głęboko odetchnęła. Po chwili jej spojrzenie powędrowało na łóżko. Dzień wcześniej tuż obok niego całowała się z Kylem. Na to wspomnienie poczuła ucisk w żołądku. Wydawało jej się, że minęły wieki od tego zdarzenia, od Wizji, od odejścia chłopaka. Podświadomie wiedziała, że odkąd zobaczyła go pierwszy raz, marzyła o tej chwili i tęsknie jej wyczekiwała. Zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz, jakby jej umysł blokował tę myśl przez tyle dni. Rozpierała ją radość na wspomnienie tego pocałunku, ale też wyrzuty sumienia wobec Tristana.   
Teraz, kiedy Kyle wyjechał, poczuła się nie w porządku również wobec niego. Może nie powinna była go tak traktować. Przecież misja nie powinna nakazywać chłopakowi rzucania się jej na szyję, ilekroć ją widzi. Skoro chodzi z Dianą, więc musi coś do niej czuć. Może jest niezdecydowany w uczuciach co do swojej dziewczyny i Julii. Tak samo jak ona co do Kyle’a i Tristana.
Dziewczyna potrząsnęła głową, odganiając te myśli. Wczorajsza sytuacja była tylko chwilą słabości. Nic więcej. Nie będzie dawać mu żadnych nadziei – i tak nic by z tego nie wyszło…
Bo nie, prawda?
Po dłuższej chwili Julia poczuła, jak ciąży na niej czyjś wzrok. Spojrzała w bok i wydała z siebie cichy pisk. Jej usta rozchyliły się, wyrażając niedowierzanie. Nie dalej niż metr od niej stała Azola.
- Co…skąd się wzięłaś? Co ty tu robisz? – wydukała Julia.
Azola zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią, a jej zielone oczy błysnęły. 
- Nie cieszysz się? – zapytała rozbawiona.
Julia podeszła do niej i chciała ją przytulić, ale jej ręce swobodnie przeszły przez ciało Azoli, tak samo jak wtedy w Wizji.
- Dlaczego nie mogę cię dotknąć? – zapytała zdumiona.
- Jestem tu tylko w postaci duchowej. Przez cały czas od naszego spotkania pracowałam nad dostępem do twojego umysłu.
- To brzmi jak horror…
- To, o czym myślisz to czarna magia – powiedziała Azola kręcąc głową – Wejście do cudzego umysłu w celu zawładnięcia nim czy choćby nękania tej osoby jest surowo karane. Ja mówię o pewnym kontakcie, możliwości nawiązania więzi pomiędzy mną a tobą. Planowałam porozumiewać się z tobą telepatycznie. Jesteś jednak silniejsza niż sądziłam. Masz wielką moc. Jestem pod wrażeniem, naprawdę.
            Julia spuściła wzrok. Ona i moc? Niemożliwe.
- Dlaczego cię widzę? Udało ci się wydostać z przestrzeni między wymiarami? – po chwili spytała z nadzieją.
- Bardzo bym chciała… – powiedziała cicho Azola - …jednak na razie nikt nie wie jak mnie stamtąd wydostać. Widzisz mnie, ponieważ udało mi się dostać do twojej podświadomości. To ona pozwala ci na kontakt ze mną w postaci duchowej. Innymi słowy jestem hologramem widocznym tylko dla ciebie.
- Czyli będziesz teraz wszędzie za mną chodzić? – zapytała z trwogą dziewczyna widząc już oczami wyobraźni matkę obserwującą ją całującą Tristana. Albo Kyle’a. „Nie! Nie jego, skup się!” – zganiła się w myślach. Nawet w takiej chwili o tym myślała.
Azola roześmiała się.
- Nie martw się, będziemy się widywać od czasu do czasu. Nasze spotkania nadal dużo mnie kosztują. Kiedy nauczysz się korzystać ze swojej mocy, będziemy się spotykać częściej.
- Jak często będziemy się widywać?
- Tak często, jak to możliwe. Wykorzystuję większość mojej energii na nasze spotkania, więc będziesz musiała dać mi trochę więcej czasu.
Azola zaczęła chodzić po pokoju Julii z rękoma założonymi do tyłu, aż w końcu stanęła przed oknem. Nastała cisza. Dziewczyna nie wiedziała czy powinna odezwać się czy milczeć. Przez pewien czas wpatrywała się w Azolę, którą najwidoczniej urzekł widok gór za szybą. Potem podeszła do okna i spojrzała na matkę. Po królewskich policzkach ciekły łzy.  
- Co się stało? – spytała Julia ze zdziwieniem.
- Boję się o niego…nie wie, co się z nami dzieje…jest tam taki samotny…
- Kto?
- Jonatan…twój ojciec…
Strażniczka nagle sobie uświadomiła, że przez ten cały czas prawie w ogóle o nim nie myślała. Nie pytała się Azoli o nic związanego z Jonatanem. Na nowo ogarnęły ją wyrzuty sumienia. W końcu był jej tatą, a ona ani razu nie zastanowiła się, czy wszystko z nim w porządku, czy jest bezpieczny...
- Gdzie teraz jest? Co robi? Gdzie był przez te wszystkie lata?
- Ukrywał się w Nowym Jorku – powiedziała królowa słabym głosem – Musiał mieszkać daleko od nas, inaczej szpiedzy Aris na pewno wytropiliby nas wszystkich. Czasami zmieniał lokalizację dla bezpieczeństwa. Spotykałam się z nim raz na miesiąc, ale to było za rzadko.
Julia przypomniała sobie jej rzekome wyjazdy służbowe. Teraz wiedziała, gdzie naprawdę jeździła matka.
- Gdy byłaś mała, brałam cię ze sobą – ciągnęła Azola. - Te wspólne spotkania były tak piękne, chciałam, aby trwały wiecznie. Jonatan był dumny, że ma córkę, pokochał cię i pragnął, abyś była bezpieczna. Widziałam ból w jego oczach, gdy musiałam zabierać cię z powrotem do Chicago. Po dwóch latach, zaczęłam jeździć do niego sama, abyś jako dziecko go nie zapamiętała, a tym bardziej tego, że jest twoim ojcem.
            Przez chwilę obie milczały. Julia trawiła słowa matki.
- Dwa miesiące przed tym, jak się tu znalazłaś, dostał wiadomość z Aesii. Zaczęła się tworzyć armia rebeliantów przeciwko mojej siostrze. Jonatan został powołany na jednego z dowódców. Próbowałam go przekonać, aby został na Ziemi, jednak był zbyt mocno podekscytowany tą informacją. Obiecał, że w ten sposób Aesia odzyska wolność… że my odzyskamy wolność – Azola wytarła dłonią łzę lśniącą na policzku - Jedno spotkanie na miesiąc…przez siedemnaście lat… Rozłąka z nim powoli mnie niszczyła. Tak bardzo chciałam, żebyśmy mogli wreszcie żyć razem…we troje, jak prawdziwa rodzina… ale wszyscy byliśmy poszukiwani przez szpiegów Aris…
Nagle postać Azoli zaczęła migotać, wyrywając królową z rozpaczy.
- Posłuchaj – powiedziała nerwowo - W naszym starym domu, przy wejściu do salonu stoi komoda. Trzecia szuflada od dołu, pod stertą papierów, satynowy woreczek. Weź go.
- Co w nim jest?
- Kocham cię.
To były ostatnie słowa Azoli, potem zniknęła.  
Julia przez kilka sekund stała jak wryta, zszokowana nagłym spotkaniem i tajemniczą instrukcją usłyszanymi przed chwilą. Musiała to wszystko przetrawić. Cała ta historia z Jonatanem… Przez te wszystkie lata nie sądziła, że ma ojca. Charlotte mówiła jej, że zginął w wypadku samochodowym, jeszcze przed narodzinami dziewczyny.
Pomimo wrażeń i sprzecznych uczuć, jakie to wszystko wywołało w Julii, wiedziała na pewno jedno - musiała się dowiedzieć, co mama kazała jej znaleźć w domu.


Po wzięciu prysznica, uczesaniu się i przebraniu Julia stanęła przed drzwiami do pokoju Tristana. Otworzyła je bez pukania. Zastała chłopaka tuż przy łóżku bez koszulki, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Padające na niego złote światło świecy idealnie podkreślało oliwkową cerę, umięśnione ręce i idealnie płaski brzuch. Połyskujące krople wody na jego torsie i szyi zdradzały, że przed chwilą brał prysznic.
W innych okolicznościach Julia od razu oblałaby się rumieńcem, jednak tym razem ledwo to zauważyła.
- Już wiem, gdzie możemy iść – powiedziała podekscytowana.
- Mogłaś z tym zaczekać, aż się ubiorę, ale doskonale rozumiem, że nie potrafiłaś – zgiął rękę w łokciu i popisowo napiął biceps.
Julia wywróciła oczami zirytowana. Chłopak zobaczywszy jej zniecierpliwienie, uśmiechnął się i zapytał ze spokojem:
- No dobrze. Gdzie chcesz iść?
- Do mojego domu. W Chicago.

3 komentarze:

  1. Siema !
    Masz świetnego bloga. Moja koleżanka właśnie organizuje konkurs na swoim blogu. Może chcesz wpaść ?
    Zapraszam -------. http://mywonderfullife123.blogspot.com/2014/01/konkurs-z-okazji-1000-wyswietlen.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ! *-* Tak w ogóle, pięknie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojjjjjjjj nie! Znowu sprawi problemy :/
    Dobrze, że jej ojciec żyje. Rany, jedno spotkanie na miesiąc? Ja jeśli nie spotykam się codziennie ze swoim chłopakiem to mnie to rozwala... ;__; Awww w sumie brzmi jak taki piękny romans ;3
    A z tym przejściem to nie wydaje mi się zbyt dobry pomysł... cóż, kolejny rozdział pokaże ;3
    btw. Beth wydaje mi się fajna, może Juls będzie mieć koleżankę c;
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń