Na pewno chodziło jej o ciepłe
posady w wielkich korporacjach, własne domy, rodziny i spokojną przyszłość, a
nie skazaną na porażkę walkę z bezduszną królową zaczarowanej krainy czy
zapanowanie nad Portalami i mocami Czarownika. Jednak pomijając ten fakt, Julia
mimowolnie porównała dążenie do dorosłego życia we własnym wykonaniu i w
wykonaniu jej znajomych z Chicago. Na ten moment zdecydowanie wolała tamte
życie.
Widziała inny wymiar i Strażników
otwierających Portale. Ba, sama szkoliła się na takiego Strażnika. Widziała
zamordowane ciało jej matki, zdewastowany rodzinny dom. Widziała czarodziejskie
znaki Ta-Mir i Dża-Sę, które potrafią
obdarzyć mocą osobę nimi naznaczoną. Miewała za każdym razem bardziej
realistyczne Wizje. Dowiedziała się, że jest córką zaginionej władczyni
tajemniczej i pięknej Aesii…
Widziała i przeżyła więcej niż
jakakolwiek inna dziewczyna w jej wieku, dość dużo, by wylądować już dawno w
zakładzie psychiatrycznym. W tak krótkim czasie dowiedziała się tyle rzeczy,
odkryła tyle tajemnic, że spokojnie można by pomyśleć, że zna już całą prawdę o
swojej przeszłości, pochodzeniu i przeznaczeniu. Jednakże najwidoczniej los
miał w zanadrzu jeszcze sporo niespodzianek i to, co dotychczas przeżyła, było
dopiero marną ich zapowiedzią.
Z drugiej strony czy powinna tyle
się nad sobą użalać? Jest wyjątkowa, narodziła się, by dokonać wielkich czynów,
zmienić los wielu ludzi, uczynić ten zaczarowany świat lepszym. Dążenie do celu
bez względu na porażki, wiara we własne możliwości aż do samego końca...
Wypowiedziane wieki temu słowa nauczycielki dopiero teraz w pełni dotarły do
Julii.
Piękna
refleksja, ale niestety rzeczywistość jest mniej optymistyczna. Właśnie
dziewczyna dowiedziała się, że przez całe życie była okłamywana. Mogła
zrozumieć, że obcy ludzie ukrywali przed nią inny wymiar i jej przeznaczenie,
ale teraz chodziło o jej matkę, osobę, z którą żyła na co dzień, którą kochała
i darzyła zaufaniem. Kobietę będącą jednocześnie jej opiekunką, nauczycielką i
przyjaciółką. Dzielącą się wszystkimi sekretami z córką, otwartą przed nią
niczym księga, bez tajemnic. Skoro, jak się okazuje ta szczerość też była
fałszywa, to co w takim razie nie było kłamstwem w życiu dziewczyny? Czego
mogła być pewna na sto procent?
Julia
uświadomiła sobie, że jej rozmyślania idą w niebezpiecznym kierunku. Aby
zrozumieć powód kłamstwa, trzeba wpierw poznać prawdę. Może wtedy jej
dotychczasowe życie i czyny nabiorą wiarygodności.
- Powiedz mi…
Powiedz mi całą prawdę… - Wyszeptała beznamiętnym tonem.
Azola wzięła głęboki wdech, przywołując chowane głęboko wspomnienia. Po
chwili zaczęła mówić:
- To ja
przeprowadziłam cię przez Portal. Nie będę ukrywać - to było naprawdę duże ryzyko. Jonatan i ja nie
wiedzieliśmy czy się uda, ponieważ nie posiadam Ta-Mir. Okazało się jednak, że
twój znak objął nas obie w przejściu do wymiaru innych ludzi. Jonatan utworzył
Portal, a ja wzięłam cię na ręce i weszłam do niego… W ten sposób znalazłyśmy
się w Chicago. Jednak nie mogłam wychowywać cię pod moją prawdziwą tożsamością.
To byłoby zbyt niebezpieczne dla nas obu. Aris wszędzie ma swoich szpiegów,
nawet tam. Musisz wiedzieć, że każdy Czarownik, który posiada znak Dża-Sę, dysponuje
swoją własną mocą. Jest ona charakterystyczna dla danego Czarownika. Wkrótce
zapewne poznasz i swoją. Dzięki mojej mocy mogę opuścić ciało i wejść w każde
inne. Tak więc uczyniłam. Moi przyjaciele Strażnicy, mieszkający w Chicago,
zajęli się tobą przez krótki czas oraz zatrzymali moje ciało. Tymczasem ja szukałam
innego. Niewybaczalne byłoby odebrać życie ludziom, sama rozumiesz. Musiałam
znaleźć kobietę,, której nie dało się uratować. Dlatego odwiedziłam szpital.
Julia słuchała uważnie, łapiąc każde słowo wypowiedziane
przez Azolę. Serce zaczęło jej szybciej bić. Wiedziała, do czego zmierza matka.
- Udało mi się.
Znalazłam czarnowłosą drobną kobietę. Przeczytałam w jej kartotekach, że próbowała
się otruć. Miała depresję. Była w strasznym stanie. Czekałam przy jej łóżku
całe dwa dni. Nikt jej nie odwiedził, nie przysłał prezentu. Najwidoczniej nie
miała żadnych bliskich. Biedna kobieta. Drugiego dnia, wieczorem, zaczęła
umierać. Ludziom wydaje się, że to tylko chwila, ale tak naprawdę to długi
proces. Rozłączenie ducha i ciała jest trudne. To drugie broni się, do końca
walczy o życie. Kiedy jednak połączenie jest za słabe, nic nie da się zrobić. Tak
było w przypadku tej kobiety. W momencie, kiedy jej duch opuścił ciało, ja w
nie wniknęłam. Zregenerowało się, odzyskało siły i kolor. Lekarze mówili, że to
cud. Wypisali mnie ze szpitala po wnikliwych badaniach. Odebrałam cię od Strażników.
Potem musiałam zapewnić ci odpowiednie warunki do życia. Przybrałam imię
Charlotte, wymieniłam złoto na amerykańskie dolary i kupiłam dom. Obserwowałam
jak zmieniasz się i dorastasz. Czekałam, aż osiągniesz odpowiedni wiek i
poznasz prawdę, której nie mogłam ci ujawnić ze względu na bezpieczeństwo.
- A co ze śmiercią…ciała? – spytała Julia.
- Tamtego dnia Aris
musiała się dowiedzieć, gdzie jestem. Wysłała swego poddanego, by raz na zawsze
ze mną skończyć. Nie wiedziała jednak, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć.
Jej wysłannik napadł mnie tego wieczora i zabił moje ciało, zmuszając mnie, bym
je opuściła. Następnie otworzył powrotny Portal. Bez namysłu wskoczyłam do
niego jako duch. Był to poważny błąd, za który teraz płacę wysoką cenę. To, że
jestem duchem, nie oznacza, że mogę się teleportować. Nikt bez znaku Ta-Mir nie
może w pełni korzystać z Portali. Co prawda może do nich wskoczyć, ale nie
pojawi się po drugiej stronie. Tak było w moim przypadku. Znalazłam się tutaj, w nieokreślonej przestrzeni
między wymiarami. Nie wiem, jak się stąd wydostać. Nie wiem, czy kiedykolwiek
mi się to uda.
- Musisz tu tkwić, aż ktoś znajdzie sposób jak cię
wyciągnąć?
- Niestety tak.
- To…straszne. Okropne...
- Nie martw się o
mnie. Dam sobie radę – Azola lekko się uśmiechnęła - Chcę, abyś wiedziała, że bardzo cię kocham. Kochałam przez te
wszystkie lata i będę kochać aż do końca świata. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Zawsze chciałam cię chronić, również przed całą prawdą. Z biegiem lat zrozumiałam,
że spokojne życie w Chicago w nieświadomości, że istnieje magiczny wymiar,
którego obie jesteśmy częściami, będzie dla ciebie lepsze.
Julia trawiła słowa Azoli. Dostała to, czego chciała -
prawdę, i jak się okazało, nie była tak pesymistyczna, jak się obawiała. Nagle
zapragnęła przytulić matkę. Wyciągnęła w jej stronę ręce, ale natrafiła na
pustkę.
- Jestem tylko duszą,
nie możesz mnie dotknąć.
- Tak…wiem.
Dziewczyna zalała się łzami. Tak bardzo chciała poczuć
delikatne dłonie matki, jej uścisk. To dziwne być tak blisko kogoś, kogo nie
można nawet dotknąć.
- Ja też. Ja też bardzo cię kocham - powiedziała Julia, a po
jej policzku spłynęła kolejna łza – Kiedy znowu się zobaczymy?
- To spotkanie mnie
osłabiło. Kiedy odzyskam siły, znów się zobaczymy. Na razie niestety tylko w
Wizjach.
- Mam nadzieję, że nastąpi to niebawem.
- Gdy wyćwiczysz
umysł, ty też będziesz mogła przywołać Wizje. Zdobędziesz także inne
umiejętności. Wszystkie płyną z mocy znaku Dża-Sę – zobaczywszy przerażoną
minę córki, uspokoiła ją z uśmiechem – Spokojnie,
wszystko przed tobą. Na razie skup się na odkryciu swojej własnej mocy.
- Boję się, że nie sprostam oczekiwaniom was wszystkich. Boję
się, że to mnie przerośnie. Jednego dnia uczę się na test z historii Europy, a
drugiego walczę ze złą siostrą mojej mamy, która wniknęła w ciało innej
kobiety.
- Dasz radę, wiem to.
Musisz pamiętać - twym największym
wrogiem jest strach.
Azola miała rację. Jedyną rzeczą, która potrafi ją
sparaliżować jest strach. Tylu rzeczy mogłaby się od niej nauczyć! Chciała
zostać tu na zawsze. Tylko ona i mama – same na łące maków, jednak zbyt
stęsknione za sobą, by czuły się samotne.
Nagle łąkę zaczęła pożerać
ciemność, tak samo jak przed Wizją o Jonatanie i Tristanie.
- Co się dzieje? Przywołujesz kolejną Wizję? – spytała
zdziwiona Julia.
- To nie ja. Ktoś chce
cię obudzić.
Zniknęła łąka, maki, srebrne drzewo… Przed Strażniczką
majaczyła już tylko postać Azoli, która stopniowo się zacierała. Ciemność zaczęła
pochłaniać dół jej sukni.
- Nie! Zatrzymaj to!
- Nie mogę.
Suknia zniknęła, została tylko twarz królowej…
- Kiedy się znowu zobaczymy?
- Cały czas jestem
przy tobie…
Azola chciała dodać coś jeszcze, ale pochłonęła ją ciemność.
Pierwsze, co poczuła, to tępy ból w
całym ciele. Podczas Wizji leżała skulona z rękoma przyciśniętymi do klatki
piersiowej i podkulonymi nogami. Nie wiedziała ile dokładnie trwała w takiej
pozycji, ale sądząc po odrętwieniu, całkiem sporo. Usłyszała głos dochodzący
jakby z oddali:
- Julia…nic ci nie jest?
To był Kyle. Gwałtownie otworzyła oczy, zaczerpnęła tchu i
rozprostowała kończyny. Leżała na podłodze, tuż przy swoim łóżku, w tym samym
miejscu, gdzie z niego spadła. Obok niej siedział Kyle.
- Wyglądasz jakbyś dopiero co wybudziła się ze śmierci
klinicznej – skwitował.
Podparła się na łokciu i przetarła oczy. Nadal nie widziała
wyraźnie.
- Dzięki – powiedziała łypiąc na niego spode łba – Nie ma to
jak miły komplement.
Kyle uśmiechnął się lekko, ale po chwili spochmurniał.
- Pewnie zasnęłaś. Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem.
- Nic nie szkodzi – mruknęła, po czym wstała i usiadła na
krześle. Po potężnej Wizji czuła się osowiała i słaba – Czemu przyszedłeś?
Kyle w milczeniu wpatrywał się w podłogę.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytała, czując, że nie ma
siły na kolejne humory chłopaka.
- Dlaczego to zrobiłaś? – szepnął.
- O co ci chodzi?
- Powiedziałaś Tristanowi o misji, od której zależy nasze
życie, ba, losy całej Aesii! – wykrzyknął jednym tchem.
Julię zatkało. Nie spodziewała się, że Kyle dowie się o tym
w tak krótkim czasie. Skoro słyszał ich rozmowę to…czy wie też o pocałunku?
Przypomniała sobie, jak wydawało jej się, że słyszała jakiś głos. To na pewno
musiał być on! Że też o tym nie pomyślała! Przecież pokój Kyle’a jest niedaleko
jej pokoju. Musiał podglądać ich za drzwiami. Ale on ma tupet!
Chłopak wziął wdech i bardziej opanowanym tonem zapytał:
- Jak wiele cię z nim łączy?
- Nie twoja sprawa – warknęła – Kto kazał ci podsłuchiwać?
- Nie próbuj mi wmówić, że komuś tym zaszkodziłem! Wręcz
przeciwnie, teraz przynajmniej wiem, komu mogę jeszcze ufać. Poza tym radzę ci
uważać na Tristana.
- O co ci chodzi do cholery?! – wykrzyknęła wściekła i
wstała. Kyle zrobił to samo. Stali teraz dwa metry od siebie i piorunowali się
wzrokiem - Daj mi normalnie żyć! To moja
sprawa, co robię i z kim się spotykam. Mam dość tego, że nikt nie liczy się z
moimi uczuciami. Wiesz ile ostatnio przeżyłam. W przeciwieństwie do ciebie, ja
byłam okłamywana przez całe życie.
- To nie ma nic wspólnego z dotrzymaniem tajemnicy!
Zdradziłaś mnie i Ronę! Jak w ogóle możesz patrzeć na siebie w lustrze?!
Zaniemówiła. Nigdy nie słyszała takiej obelgi, ale
wypowiedziana przez Kyle’a, była niczym cios sztyletem prosto w serce. Chłopak
chyba zrozumiał, że sprawił jej ogromną przykrość, bo spuścił wzrok i wetknął
dłonie w kieszenie spodni, jednak nic nie powiedział.
- Wiedziałam, że nie zrozumiesz – powiedziała po chwili
opanowanym tonem - Potrzebuję wsparcia, a od ciebie nie mogę go dostać. Przed misją
miałam cię poznać i zrozumieć. Ale jak mam to zrobić, kiedy Diana, która spędza
z tobą większość czasu, uważa mnie za arcywroga? Dopóki będziesz dawał się jej
hipnotyzować, nasz plan nie wypali, bo polega na współpracy. Jak mam z tobą
współdziałać i cię zrozumieć, mając utkwiony na sobie lodowaty wzrok Diany? Nie
mów do mnie takim tonem, jakbym popełniła zbrodnię. Znalazłam przyjaciela w
kimś innym, bo ty mi nie pozwoliłeś, bym znalazła go w tobie…
Zapadła cisza. Kyle wyglądał, jakby słowa dziewczyny nie
zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Stał wpatrzony w podłogę, dopiero po
kilkunastu sekundach podniósł na nią wzrok.
- Przepraszam – powiedział
bez cienia arogancji i wyższości. Zwykłe słowo wypowiedziane zwykłym tonem
brzmiało w jego ustach obco. Tym samym normalnym tonem kontynuował - Ostatnio powiedziałaś, że chcesz, abyśmy byli
jedynie wspólnikami… Starałem się myśleć o tobie w takich kategoriach, ale nie
mogę. Po prostu nie mogę. Czuję coś do ciebie i nie potrafię sprawić, by było
inaczej. Nie potrafię…tego ukrywać.
Julia miała coś odpowiedzieć, ale
on jej przerwał. Niespodziewanie podszedł do niej pocałował ją w usta. Nie robił
tego tak namiętnie jak Tristan. Był delikatniejszy i bardziej czuły. To
nadawało tej chwili…magii. Była to magia, której nie odczuła wtedy na łące. Ani
na korytarzu w Akademii. Oplotła rękoma szyję Kyle’a, a on przyciągnął ją,
łapiąc za talię. Julia czuła jak po jej ciele rozlewa się miłe ciepło, jak
powoli ogarnia każdą komórkę jej ciała.
Nagle odezwało się sumienie.
Dziewczyna czuła się nie w porządku wobec Tristana. Nie chciała, by myślał o
niej jak o typie „z kwiatka na kwiatek”. Nie chciała, by czuł się wykorzystany.
Zależało jej na nim i czuła się źle na myśl, że może sprawić mu ból. Nie była
pewna swoich uczuć, ale nie mogła zranić tym chłopaka. Nie mógł płacić za jej
brak zdecydowania.
Kyle, jakby słysząc jej myśli,
wyplątał się z wspólnych objęć i spojrzał jej w oczy. Dziewczyna chciała coś
powiedzieć, ale znowu jej przerwał. Odwrócił się i podszedł do drzwi ze
spuszczonym wzrokiem. Położył dłoń na klamce i wziął wdech. Po chwili na nią
spojrzał.
- Niczego ci nie zabraniam. Masz prawo żyć jak chcesz i z
kim chcesz. Chyba lepiej będzie, jeśli…odejdę na jakiś czas. Oboje mamy dużo do
przemyślenia.
Po tych słowach otworzył drzwi i
wyszedł z pokoju. Tak po prostu. Julia stała oszołomiona, a kiedy jego kroki
ucichły na korytarzu, ona nadal wpatrywała się w drzwi, za którymi dopiero co
zniknął.
Rozdział napisany rewelacyjnie ! Masz ogromny talent ! Coraz więcej się dzieje i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńonecityintheworld.blogspot.com
Nominacja.
OdpowiedzUsuńWięcej na http://rapwmoichsnach.blogspot.com/
No i co ja mam napisać?
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zdziwiona :C Czo ten Kyle!
No i przynajmniej wiem, że Azola nie umarła... może Juls znajdzie sposób na uwolnienie matki spomiędzy światów? ;_; Ciekawi mnie też jaką moc ma Juls, albo Kyle...
Ale mi mieszacie w głowie! :C Nawet nie wiem co napisać... serio, brak mi słów...
Lecę dalej ;___;