wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 11

Julia nie sądziła, że Tristan ponownie podejmie temat, w dodatku tutaj, na korytarzu w Akademii. Czy pocałunek na łące miał dla niej znaczenie? Chyba tak. Coś ją wtedy tknęło, to uczucie, którego nigdy wcześniej nie zaznała. Tylko czy to była miłość? Może zauroczenie?
- A dla ciebie? – spytała.
- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem…
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Mogę ci zaufać?
- Oczywiście, oddałbym za ciebie życie, przecież wiesz – nagle ściszył głos – Poza tym jesteś córką Azoli. Nie mógłbym zawieść twojego zaufania ani pozwolić, by coś ci się stało.
Co on robi? Musiał powiedzieć akurat „córka Azoli”! Przecież jak ktoś ich usłyszy, to cały plan może spalić na panewce! Już chciała go skarcić, kiedy niespodziewanie ją pocałował, zupełnie jak wówczas na łące. Wtedy gdzieś z tyłu usłyszała czyjś głos. Serce podskoczyło jej do gardła. Ten ktoś musiał słyszeć całą ich rozmowę! Szybko odepchnęła od siebie chłopaka i spojrzała za siebie. Pusto. Odetchnęła z ulgą. Musiało jej się zdawać.
- Coś się stało? – zaniepokoił się Tristan.
- Nie, nic. Wydawało mi się, że coś słyszałam – nagle poczuła, że robi się senna -  Przepraszam, ale jestem trochę zmęczona. Muszę odpocząć. Widzimy się jutro?
- Jasne.
Wstała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Uśmiechnęła się do Tristana i posłała mu buziaka. Ten wyciągnął dłoń i złapał go. Julia zaśmiała się, po czym zamknęła drzwi.
Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeszcze miesiąc temu żyła ze swoją mamą w spokojnej dzielnicy Chicago jako przeciętna nastolatka, której życie było tylko nudną rutyną. Teraz  jest prawną następczynią tronu Aesii, Strażniczką Portali, jedyną nadzieją Erry naznaczoną znakami Dża-Sę i Ta-Mir.
Dziewczyna opadła zrezygnowana na łóżko. Czuła się przytłoczona tyloma problemami: misja zgładzenia Aris, egzamin na Strażnika, sprzeczne uczucia do Kyle’a i Tristana, ewentualne usprawiedliwienie dla Rony za złamanie obietnicy… Och, czasami naprawdę tęskniła za swoim dawnym życiem. To prawda, było monotonne, ale również spokojniejsze i bezpieczniejsze. Pamiętała, jak marzyła o przeżyciu przygód bohaterów jej ulubionych książek i filmów. Chciała być kimś wielkim i ważnym. Dziś oddałaby to wszystko za cenę bycia zwykłą dziewczyną.
  Bardzo chciała, aby przy jej boku była teraz mama. Pocieszyłaby ją tak jak wtedy, kiedy została ośmieszona na tle całej szkoły albo kiedy dostała pierwszą jedynkę.
 - Tęsknię za tobą, mamo… - szepnęła.
Na policzku pojawiła się pierwsza łza. Druga. Trzecia. Wkrótce ciekły strumieniami. Rozpłakała się jak małe dziecko. Myślała, że czas zdołał zagoić rany, pozwolić zapomnieć, żyć dalej.
Niestety, wspomnienia roześmianej twarzy mamy nawiedziły ją ze zdwojoną siłą. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie potrafiła ją wspominać bez łez. Chyba nie.
Nagle w najmniej odpowiednim momencie Julia poczuła znajomy ból głowy. Wizja.
- Nie, nie teraz… nie wykorzystuj mojej słabości… - załkała i zgięła się w pół.
Ból nie ustąpił, wręcz przeciwnie – nasilił się. Dziewczyna niemal czuła jak czaszka pęka jej na pół.
Krzyknęła i bezwładnie stoczyła się z łóżka. Gdy upadła z łoskotem na podłogę, zaparło jej dech w piersi. Chciała zaczerpnąć powietrza, ale udało jej się dopiero po kilku sekundach. Dzwoniło jej w uszach, zmysły powoli przestawały odbierać obraz, dźwięk, czucie.
- Proszę… nie teraz… - zdołała tylko wyszeptać, potem pochłonęła ją ciemność.

Wszystko, co widziała w tej Wizji było ostre i wyraźne, jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy mogła odbierać inne bodźce z otoczenia, nie tylko obraz i dźwięk jak dotychczas. Julia czuła się jakby śniła na jawie. Mogła wszystkiego dotknąć, posmakować…
Znajdowała się na łące pełnej ognistoczerwonych maków, które ciągnęły się aż po horyzont. Nieopodal dostrzegła rozłożysty dąb o srebrnych liściach i złotej korze. Wyglądał bajecznie. Pod pniem rysowała się niewyraźna ludzka sylwetka. Julia ruszyła w stronę drzewa. Miała przeczucie, że to właśnie tam ma iść. Z każdą kolejną sekundą była coraz bardziej zdziwiona tak uderzającym podobieństwem Wizji do rzeczywistości. Czuła pod stopami wilgotną ziemię, kwiaty ocierające się o kolana. Jej nozdrza wdychały świeży polny zapach. Delikatny wiatr rozwiewał jej włosy. Nie mogła uwierzyć, że wciąż leży skulona na podłodze w swoim pokoju, a to wszystko to tylko iluzja, złudzenie.
Gdy znalazła się pod złoconymi konarami dębu, ludzka postać wciąż nie była wyraźna. Cień rzucany przez drzewo padał na jej twarz. Julia zrobiła jeszcze parę kroków w jej stronę. Dostrzegła długie blond loki opadające na jej ramiona…
- Azola! - wykrzyknęła zdumiona dziewczyna.
Kobieta wyszła z cienia, pozwalając, by słońce ukazało jej oblicze. Miała lekko podłużną  dojrzałą twarz o majestatycznych rysach. Uwagę przykuwały jej oczy – duże i ciemnozielone, przyozdobione długimi rzęsami. Poniżej znajdował się zgrabny nos. Malinowe usta trwały w lekkim uśmiechu. Jej cera była w odcieniu kości słoniowej. Wyjątkiem były zaróżowione policzki. Azola była piękna. Nosiła długą karmazynową suknię podszytą białym materiałem według mody XIX wieku. Wyglądała jak prawdziwa arystokratka. W poprzednich Wizjach Julia zapamiętała ją raczej jako mizerną kobietę o wystraszonym, czujnym spojrzeniu.
- Julio…-  szepnęła Azola - …zmieniłaś się.
- Skąd możesz to wiedzieć? Ostatnio widziałaś mnie jako niemowlę - odpowiedziała nieufnym tonem dziewczyna.
- Mylisz się. To ty mnie nie widziałaś - rzekła ciepło.
- O czym ty mówisz?
- Przepraszam cię za tę nieoczekiwaną Wizję. Tym razem jest inna, prawda?
I to jeszcze jak.
- Zdecydowanie. Przede wszystkim była bardziej bolesna – powiedziała urażona.
- To moja wina. Powinnam poczekać aż staniesz się silniejsza, ale nie mogłam już dłużej odwlekać tego spotkania. 
- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?
Azola uśmiechnęła się smutno. Każdy gest, każdy ruch wykonywała z taką gracją…
- Wiem, że możesz być wściekła za to, że ukrywałam przed tobą prawdę…- powiedziała kobieta, odwróciwszy wzrok.
- Przecież nawet cię nie znam – Julia nie wiedziała, do czego zmierza królowa.
Zerwał się wiatr, rozwiewając złote włosy Azoli.  Dziewczyna była zła, że nie dane jej było otrzymać pięknej urody po matce.
- Mylisz się. Znasz mnie bardzo dobrze – widząc przestraszony wyraz twarzy córki, dodała pospiesznie - Pozwól, że wszystko ci wytłumaczę.
Machnęła ręką. Nagle łąka, maki, drzewo zaczęły znikać. Cały piękny świat pożerała ciemność.
- Co się dzieje?! – wykrzyknęła Julia.
- Nie bój się…dopóki jesteś ze mną, nic ci nie grozi – uspokoiła ją Azola.
Po chwili ciemność ustąpiła miejsce nowemu otoczeniu. Z ziemi nagle zaczęły wyrastać trawy, krzewy, drzewa. Gołe gałęzie zaczęły obrastać zielone liście. Na niektórych drzewach i krzewach zaczęły rosnąć owoce – jagody, jabłka, borówki. Ziemia gdzieniegdzie pokryła się kwiatami. Pojawiły się pojedyncze prawdziwki. Julia obserwowała z niedowierzaniem, jak w parę sekund tworzy się cały las.
- Przywołałaś Wizję w Wizji? – spytała dziewczyna.
- Kiedyś też się nauczysz.
Wtem ciszę rozdarł krzyk. Julia usłyszała szelest liści i nagle spośród krzewów wyłonił się Jonatan. Oparł się o drzewo, ciężko dysząc. Musiał bardzo szybko biec. W rękach trzymał zawiniątko.
- Już widziałam tę Wizję - powiedziała Julia.
- Tak, ale nie w całości – odparła Azola.
Gdzieś za nimi ponownie rozległy się okrzyki, tym razem towarzyszył im tętent końskich kopyt. Na ten dźwięk Jonatan odwrócił się wystraszony. Spojrzał szybko na zawiniątko i utworzył Portal.
Julia nigdy nie widziała dalszej części Wizji. Zwykle urywała się w tym miejscu. Tym razem dane jej było widzieć więcej. Jonatan już miał wskoczyć do Portalu, kiedy niespodziewanie ktoś brutalnie powalił go na ziemię. Mężczyzna ciężko upadł, a dziecko, które trzymał, potoczyło się dalej. Zaczęło płakać. To cud, że jeszcze żyło. Żołnierz, który rzucił się na Jonatana, mocno złapał go za nadgarstki. Chwilę potem oboje otoczeni byli przez resztę oddziału na koniach. Zeskoczyli z wierzchowców i przytrzymali Jonatana. Jako ostatni, z ciemnego wnętrza lasu wyłonił się przywódca. Jego koń był największy i najsilniejszy ze wszystkich. Sam mężczyzna miał na sobie długą czarną pelerynę z kapturem, który zakrywał jego twarz. Nadawała mu diabolicznego wyglądu. Jednym ruchem ręki zsunął kaptur, osłaniając swe oblicze. Miał pociągłą twarz, mocno zapadnięte oczy i surowy wyraz twarzy. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego wygląd mówił sam za siebie - Julia od razu wiedziała, że jest suchy, ostry i zły do szpiku kości.  
- Witam ponownie, Jonatanie – rozległ się zimny głos przywódcy – Nie mogłem się doczekać, aż znowu się spotkamy!
- Tristan! – syknął Jonatan – Czemu zawdzięczam twą wizytę?
- Tristan? - zdziwiła się Julia.
- Był kiedyś przyjacielem Jonatana - wyjaśniła Azola - Przyjaźnił się z nimi również Jossel. Byli nierozłączni. Niestety, do czasu…
Julii ciężko było uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Tristan w Akademii i inny Tristan w Wizji? Coś tu nie gra. Postanowiła jednak na razie nic nie mówić Azoli o swoich spostrzeżeniach.
            Przywódca zsiadł z konia i podszedł do Jonatana, delektując się widokiem, jak bezskutecznie próbuje uwolnić się z uścisku żołnierzy. Po chwili jego wzrok powędrował ku płaczącemu dziecku, które nadal leżało na ziemi.
- A to zapewne Joalenna – powiedział jakby od niechcenia – Wdała się w Azolę. Jaka szkoda, że nie zobaczysz, jak dorasta.
- Wybrałeś nie tę drogę, co trzeba, Tristanie – warknął Jonatan.
Starał się obserwować każdy jego ruch w obawie, iż może zrobić coś dziecku. Było to trudne, gdyż żołnierze starali się trzymać go jak najbliżej ziemi.
- Znowu się mylisz, Jonatanie. To ty popełniłeś błąd. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że przegrałeś? Nie chcesz zawieść Azoli, mam rację? Byłaby taka załamana, gdyby dowiedziała się, że jej mąż się od niej odwrócił…
- Tu chodzi o nasze dziecko! – krzyknął Jonatan – Nigdy się od niej nie odwrócę! Kocham ją, tak samo jak Joalennę!
- Miłość…- prychnął Tristan – …to przez nią nie myślisz racjonalnie! Kiedy Katrin mnie odrzuciła, straciłem wszystko na czym mi zależało!
- Byłeś dla niej okrutny. Dobrze, że w porę się opamiętała.
- To prawda, przestałem umieć kochać, ale kto teraz triumfuje? Ja! Nie była mi do tego potrzebna…miłość – wypowiedział ostatnie słowo z odrazą – Wszystko przestało mieć znaczenie.
- Nawet twoje własne życie? – rozległ się głos Jonatana z góry.
Wszyscy łącznie z Julią i Azolą zaczęli się rozglądać po koronach drzew. Tristan jako pierwszy dostrzegł bruneta siedzącego na jednej z gałęzi pobliskiego drzewa. Jak gdyby nigdy nic skubał w dłoni mały liść.
- Mogłem się domyśleć! – syknął wściekły Tristan.
Okazało się, że zarówno Jonatan leżący na ziemi, jak i dziecko byli jedynie iluzją. Kiedy prawdziwy Jonatan pstryknął palcami, iluzje rozmyły się.
- Owszem, Tristanie… –  mężczyzna zeskoczył z gałęzi – …mogłeś się domyśleć.
- Brać go! – ryknął przywódca żołnierzy.
Lecz gdy odwrócił się do swych towarzyszy, osłupiał. Wszyscy zostali schwytani przez ekipę Jonatana. Musieli zadziałać, kiedy brunet odwrócił uwagę Tristana. 
- Mogłeś to, mogłeś tamto… - ciągnął spokojnie iluzjonista, nadal skubiąc liść – …nie sądzisz, że  mogłeś aż za dużo? Ostatnimi czasy, w porównaniu do mnie i Azoli, opływałeś w luksusy, przyjacielu.
- Pożałujesz – warknął Tristan, patrząc groźnie na Jonatana.
Miał zaciśnięte pięści. Julii wydawało się, że broni się ostatkami sił, by nie rzucić się na przeciwnika.
- Znowu się mylisz, Tristanie – Jonatan użył jego słów sprzed kilku minut - To wy pożałujecie. Ty, Aris oraz wszyscy obłudnicy, którzy zdradzili Aesję! Za kilkanaście lat, kiedy moja córka powróci, dostaniecie za swoje.
Tristan zacisnął zęby. Był taki pewien zwycięstwa…zbyt pewien…
- A będzie to powrót w wielkim stylu, zapewniam cię… - rozbawiony Jonatan patrzył jak Tristan gotuje się ze złości.
Niespodziewanie Wizja zaczęła się rozmywać. Zniknął las, Jonatan, Tristan… nim Julia się obejrzała, znów była na łące pod rozłożystym dębem. Tuż przed nią stała Azola.
- Jak Jonatanowi udało się stworzyć tak wierną iluzję? – Julia była w szoku.
- Zapewne wiesz już, że Strażnicy mogą mieć różne moce. To właśnie jest moc Jonatana – tworzenie niezwykle realistycznych iluzji. Zauważ, że żołnierze Tristana mogli je nawet dotknąć.
- W takim razie czym Strażnicy obdarzeni mocą różnią się od Czarowników? 
- Otóż Dża-Sę - znak Czarowników pozwala na rozwijanie wielu mocy, a moc Strażnika ogranicza się do jednego daru. Znasz jakichś Strażników z mocą?
Julia zastanowiła się. Jeśli urok osobisty zaliczał się jako moc, Kyle na pewno ją posiadał.
- Nie znam nikogo takiego - odpowiedziała po chwili.
- Jestem przekonana, że wkrótce poznasz.
- Rozumiem, że pokazałaś mi tę Wizję, aby udowodnić, że Jonatan…to znaczy tata…nie przeniósł mnie przez Portal, tak?
Azola przytaknęła i uśmiechnęła się. Skoro Julia zadała kobiecie już tyle pytań, postanowiła zadać też to najbardziej nurtujące:
- W takim razie co się ze mną wtedy stało? Przecież musiałam w jakiś sposób znaleźć się na Ziemi. 
Królowa westchnęła. Julia zrozumiała, że chce przekazać jej coś bardzo ważnego. Wiadomość, która jest przyczyną ich spotkania. 
- Julio… - zaczęła - …kto przez ten cały czas był przy tobie?
Dziewczyna zaczęła myśleć nad jej pytaniem. 
- Dzień w dzień…
- Mama - odpowiedziała bez wahania - …ale nie rozumiem, co to ma do rzeczy… 
Azola uśmiechnęła się smutno, wzięła Julię za ręce i spojrzała jej głęboko w oczy. Nagle zrozumiała. To te oczy spoglądały na nią każdego dnia.

- Mama… - szepnęła cicho.

3 komentarze:

  1. Wow ! Zupełnie się tego nie spodziewałam! Cudowny rozdział <3 Jestem ciekawa co będzie dalej :D

    onecityintheworld.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. jeeeeeeej ciekawe o co chodzi z tą azolą!!
    czekam na kolejne :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ;O;
    NO TO TERAZ MI SIĘ WSZYSTKO PORĄBAŁO.
    nie mam więcej słów... więc Azola była Charlotte? Czyli Azola umarła? A jej ojciec? A ten Tristan to ten sam Tristan? :/ o cholera, moment, to zmarła zrobiła wizję? Nie no, serio mi się wszystko pogmatwało.. genialne!
    Lecę dalej *o*

    OdpowiedzUsuń