Pierwszą rzeczą, jaką Julia
zrobiła po wejściu do pokoju, było rzucenie się na łóżko. Pchnięta torba
uderzyła całym impetem w szafę, aż wyleciały z niej zeszyty, pióra i kałamarz.
Dziewczyna jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Musiała dać odpocząć
rękom, nogom i umysłowi po całym dniu. Pierwsze zajęcia w Akademii Strażników
okazały się o wiele bardziej męczące niż w jej starej szkole Winnipeg Hudson.
Ciekawe czy uczniowie z Aesii też są tak wyczerpani po każdym dniu… Może to
kwestia przyzwyczajenia? W końcu styl nauczania był tutaj trochę inny niż ten w
świecie normalnych ludzi.
Spojrzała na zegarek. Okazało
się, że minęło dziesięć minut odkąd weszła do pokoju. Westchnęła. Trzeba się w
końcu doprowadzić do porządku. Ociągając się, usiadła na łóżku. Miała wrażenie,
jakby jej ciało ważyło dwukrotnie więcej. Weszła do łazienki i wzięła długi
ciepły prysznic. Może na pierwszy rzut oka Aesia wyglądała jak świat ludzi z
późnego średniowiecza, jednak było tu wiele rzeczy, których ona sama używała w
Chicago, chociażby prysznic, toaleta czy kosmetyki.
Po kąpieli Julii od razu poprawił
się nastrój. Przebrała się i usiadła przy biurku. Po śmierci jej mamy coraz rzadziej
zdarzały jej się chwile otępienia, co nie znaczy, że w ogóle ich nie było. Zazwyczaj
w takich momentach siedziała przez jakiś czas i bezsensownie wpatrywała się w
jakiś punkt. Kyle mówił, że jest wtedy nieobecna i ma wzrok pozbawiony wyrazu. Wyobraziła
sobie jak musi w takich chwilach wyglądać. Cień człowieka, chłodna maszyna, zimna
kukła, którą ciąga się za sznurki. Na tę myśl przeszył ją dreszcz. Nagle rozległo
się tak głośne pukanie, aż podskoczyła na krześle.
- Otwarte! – zawołała.
Drzwi uchyliły się i wyjrzała zza nich głowa Kyle’a.
- Cześć… - odezwał się cicho.
- Co tak się skradasz? – zaśmiała się Julia – Zapraszam do
środka.
Chłopak nieśmiało wszedł, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Wyraźnie
coś go trapiło lub nie dawało mu spokoju. Dziewczyna starała się wyczytać z
jego twarzy powód wizyty. Bez rezultatu. Zauważyła jednak coś, na co wcześniej zbytnio nie
zwracała uwagi. W nikłym złotym świetle świec włosy Kyle’a mieniły się miedzianym połyskiem. Jak
mogła tego nie dostrzec? Kasztanowe proste kosmyki łagodnie
opadały mu na czoło, niektóre wpadały na oczy. Gdy przeniosła wzrok na jego profil, wydał jej się bez
żadnej skazy. Wydatne kości policzkowe, szlachetny kształt nosa, pełne usta.Podobno nie ma ludzi idealnych…ale czy to dotyczy również Kyle’a?
W pewnej chwili poczuła na sobie jego wzrok.
Musiał zauważyć, że się mu przygląda. Lekko się zarumieniła, gdy zorientowała się, że chłopak przygląda jej się swoimi błękitnymi oczami.
- Przepraszam – mruknęła zmieszana – Po co właściwie
przyszedłeś?
- Zastanawiałem się nad tym, co mówiłaś tydzień temu –
odpowiedział powoli, jakby analizował każde słowo.
- I co o tym myślisz?
- Sądzę, że to może mieć związek z ochroną błękitnej krwi.
- Nie bardzo rozumiem…
- Zazwyczaj jest tak, że członkowie rodziny królewskiej,
błękitnokrwiści, mają własnego Strażnika. Doszedłem do tego, analizując historie
kilkunastu kolejnych władców Aesii i innych krajów Erry.
- Po co królowi Strażnik? To nie ma sensu – Julia nie
wiedziała, czy kiedykolwiek nadąży za krętą ścieżką toku rozumowania Kyle’a.
- Z jednej strony masz rację… – przyznał ku jej zaskoczeniu
– …ale z drugiej słowo „Strażnik” nabiera swojego pełnego znaczenia, kiedy chroni
błękitnokrwistego. Strażnik, który strzeże nie tylko Portali, ale i swego pana,
któremu jest oddany.
- Rozumiem, ale przed czym miałby go niby chronić? Strażnik
Portali powinien się zajmować Portalami, a nie błękitnokrwistymi.
- Taki Strażnik mógłby teleportować się ze swym panem w
razie zagrożenia w inne miejsce. Może nawet w inny wymiar. Zauważ, że tylko
Strażnicy posiadają zdolność teleportacji, chyba, że obejmą nią jeszcze kogoś
innego.
Julia była jednocześnie zafascynowana i zdziwiona bystrością
Kyle’a.
- A jak to się ma do moich rysunków? – spytała.
- Nadal nie rozumiesz? Ja jestem twoim Strażnikiem, tak samo
jak Jonatan był Strażnikiem twojej matki, Azoli.
Dziewczyna zamarła.
- Ale to chyba niczego między nami nie zmienia? – zaniepokoiła się.
- Ale to chyba niczego między nami nie zmienia? – zaniepokoiła się.
- Nic, oprócz tego, że teraz mogę nazywać cię swą panią…
Niespodziewanie Kyle uklęknął przed Julią, położywszy obie
dłonie na sercu. Dziewczyna mocniej wbiła się w oparcie krzesła. Co on robi?
- Julio z rodu Arheów, córko wielkiej władczyni Azoli, czy
sprawisz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie swym Strażnikiem? – spojrzał jej w
oczy.
Zszokowana dziewczyna kompletnie nie wiedziała, co
powiedzieć. W pierwszej chwili chciała kazać mu wstać, ale w końcu postanowiła
wziąć udział w tej absurdalnej ceremonii.
Położyła dłoń na głowie Kyle’a.
Wzięła głęboki wdech i patrząc mu w oczy, najbardziej opanowanym tonem na jaki
się zdobyła, rzekła:
- Kyle’u, ja, Julia z
rodu Arheów, córka Azoli czynię cię mym Strażnikiem.
Kyle uśmiechnął się. Dziewczyna dotknęła drugą ręką jego
policzka i czule go pogładziła. Chłopak położył swoją dłoń na jej dłoni.
- To dla mnie zaszczyt – szepnął.
- Według mnie to najdziwniejsza ceremonia wyznaczenia
Strażnika w dziejach dziwnych ceremonii – wykrztusiła Julia, z trudem powstrzymując
śmiech.
- Istnieje szansa, że w ogóle nie było takiej funkcji jak
czyjś Strażnik – odpowiedział rzeczowym tonem i usiadł z powrotem na łóżku –
Tak czy owak już jest. Musisz wiedzieć, że od teraz moim obowiązkiem jest
ochrona ciebie przed niebezpieczeństwem.
- No to wiele się nie zmieni – sprostowała i oboje wybuchli
śmiechem.
- Przyszedłem tu również, żeby ci przekazać, iż kolacja
zaraz się zacznie – rzekł chłopak.
- Nareszcie! Umieram z głodu! – wykrzyknęła dziewczyna i
wstała, by się uczesać. Jej gość obserwował w milczeniu, jak zaplata długie
blond włosy w warkocz.
- Gotowa? – zapytał, gdy skończyła.
- Tak, możemy iść – odpowiedziała, po czym oboje wyszli z
pokoju.
Stołówka mieściła się na końcu
jednego z korytarzy w zamku. Kiedy Julia weszła do środka, oniemiała. Była to
bowiem ogromna sala o wysokim suficie podpieranym przez pięknie zdobione
filary. Prawie całą przestrzeń zajmowały dziesiątki okrągłych stolików. Na
przeciwległej ścianie mieściło się serce stołówki – lada, gdzie wydawano
posiłki. Za nią widać było drzwi prowadzące do kuchni. Cała podłoga była z
litego marmuru, a ściany i sufit po prostu otynkowane. Nastroju dodawały
czerwone zasłony otulające okienne ramy. Stołówka była urządzona z wielkim
rozmachem.
Julia spodziewała się
pomieszczenia, które bardziej przypomina…stołówkę. Parę drewnianych stolików z
krzesłami. Małe okienko, gdzie wydaje się posiłki. To do tego typu widoków
przywykła. Akademia Strażników okazała się być jeszcze bardziej niezwykła, niż
do tej pory myślała.
Oczywiście musiała coś jeść przez ten tydzień,
kiedy oswajała się z nowym światem. Przez ten czas Kyle przynosił jej porcję
zupy, kawałek chleba lub gorący napój. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż zasady w
zamku były bardzo elastyczne. Julia nie była w nastroju, by przebywać wśród
tych roześmianych ludzi, kiedy ona opłakiwała swoją mamę. Poza tym mogłaby
spotkać Dianę. Ten argument o wiele bardziej przekonywał ją samą i Kyle’a.
Kiedy Julia otrząsnęła się ze zdumienia,
zauważyła, iż stołówka jest bardzo zatłoczona. Posiłki były jedyną okazją, by
zobaczyć wszystkich uczniów Akademii w jednym pomieszczeniu. Niektórzy jedli
przyniesione na tackach dania, inni bezsensownie grzebali łyżką w zupie lub wygłupiali
się w grupkach. W tle z głośników leciała wesoła muzyka.
- Nie wiedziałam, że macie w Aesis elektronikę – powiedziała
Julia.
- Nasi inżynierowie sami wszystko tworzą, jedynie wzorując
się na waszych. Tak naprawdę głośniki nie działają na zasadzie prądu, tylko
magii – powiedział Kyle.
- Niesamowite – stwierdziła zafascynowana.
Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się i
zobaczyła kilkanaście metrów od nich Dianę. Stała osłupiała z tacką w rękach. Zmierzyła
Julię morderczym wzrokiem, ale tym razem w jej zimnych oczach widoczne było
również niedowierzanie.
- Strażniku, chyba jestem zagrożona… - powiedziała Julia.
Diana ruszyła w ich stronę z wściekłością odmalowaną na twarzy.
- Co? – Kyle był myślami w chmurach – Co mówiłaś?
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na brunetkę. Chłopak
podążył za jej wzrokiem i gdy zobaczył swoją dziewczynę, jego twarz przybrała
nieokreślony wyraz.
Kiedy w
końcu przed nimi stanęła, zamiast zwykłego „cześć” rzuciła…
- Kyle, spotykasz się z nią?
Powiedziała to opanowanym głosem, aczkolwiek zbyt donośnym
jak ma zwykłą ciekawość. To jasne, że chciała zwrócić na siebie uwagę
wszystkich uczniów. Udało jej się. Wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę.
Muzyka ucichła, w stołówce zapadła grobowa cisza. Julia już od początku
wiedziała, że Diana uwielbia robić sceny przed wszystkimi. Tylko co chciała
przez to osiągnąć? Jeśli planowała zrobić Kyle’owi wstyd, to odniosła sukces.
- Nie, kochanie, chciałem ją jedynie zaprowadzić do stołówki…
– odpowiedział zmieszany chłopak.
- Mieszka tu od tygodnia i nadal nie wie, gdzie jest
stołówka? – podniosła teatralnie głos.
- Dotąd jadłam w pokoju – wtrąciła Julia, chcąc
usprawiedliwić Kyle’a.
Diana uciszyła ją wzrokiem. Potem jednak uśmiechnęła się i
rzekła troskliwym tonem:
- Jesteś głodna, skarbie?
To wydarzyło się tak szybko, że Julia nie miała czasu
zareagować. W jednej sekundzie jej włosy, bluzka, a nawet spodnie były całe
oblane sosem od spaghetti. Makaron wleciał jej za plecy i dekolt. Parę nitek
zwisało z czubka głowy.
Przez stołówkę przebiegł odgłos
niedowierzania. Julia stała jak słup soli, a Diana z drwiącym uśmiechem
obserwowała reakcję ofiary. Kyle zatkał usta dłonią i wyglądał jak
zahipnotyzowany.
Nagle przed tłum uczniów wystąpił Tristan.
- Hej, czarnowłosa jędzo! – zawołał, a gdy Diana odwróciła
się w jego stronę, stworzył Portal i
wrzucił w niego zawartość talerza trzymanego w ręce. Nim dziewczyna Kyle’a
zorientowała się co chłopak chce zrobić, jej twarz była cała w sosie bolognese.
Sala wybuchła śmiechem, a
brunetka zrobiła się czerwona. Bynajmniej przez przecier pomidorowy. Kyle stał jak wryty i patrzył się na bruneta. Julię
zdziwiła ta reakcja na wyczyn Tristana. Przecież zawsze był taki impulsywny…
- Ty…nadal to robisz? – wykrztusił z siebie.
Tristan odpowiedział mu smutnym uśmiechem.
- Kyle! – wrzasnęła Diana – Pomóż mi! Zlej go! On mnie
ośmieszył!
- Może sama się na nim zemścisz, co, Diano? – powiedział
Kyle, na co opadła jej szczęka – Chodźmy – rzucił do Julii i Tristana, po czym
wybiegli ze stołówki zostawiając zszokowaną brunetkę w ogólnym harmidrze
wywołanym przez całą tę sytuację.
- Niemożliwe, że nadal to robisz! – wykrzyknął Kyle.
Razem z Julią siedział na łóżku w jej pokoju. Tristan zajął
krzesło.
- A jednak – odpowiedział brunet.
- Chwila, o co wam chodzi? – zniecierpliwiła się Julia.
Kyle zawahał się, ale Tristan dał mu do zrozumienia, że może
mówić.
- Kiedyś się przyjaźniliśmy. Mieliśmy taką zabawę –
wysyłanie przez Portale różnych rzeczy i odbieranie ich w innym miejscu. To
dawało wiele możliwości zabawy.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła zdziwiona
dziewczyna.
Nadal miała na sobie brudne ubrania, które wycierała
ręcznikiem.
- My to wymyśliliśmy – mruknął Tristan – Była przy tym kupa
zabawy. Szkoda, że Kyle z czasem zapomniał o naszej przyjaźni.
Sfrustrowany Kyle nagle wstał i zaczął krzyczeć:
- Co takiego?! Zapomniałeś,
że to ty nasłałeś na mnie tę bandę?!
Widząc zdziwioną minę Tristana, ciągnął dalej:
- Nie udawaj! Myślałeś, że o niczym nie wiem?! Masz mnie za
kretyna?! Masz szczęście, że nie poszedłem z tym do dyrektorki! Ale teraz
widzę, że popełniłem błąd!
- O czym ty mówisz człowieku? – teraz także Tristan wstał –
Jaka banda?
- Ta, która pobiła mnie wieczorem w ogrodach za zamkiem!
Diana powiedziała, że słyszała, jak obiecywałeś im kasę za to, że mnie napadną!
Julia stanęła między nimi piorunując obu wzrokiem. Nie chciała, by doszło w końcu do bójki. Oboje mieli silne charaktery i cięty język. Byli niczym dwa płomienie reagujące na siebie z sykiem. Bała się impulsywności Kyle’a oraz tego, że w porywie emocji może wyrządzić
Tristanowi krzywdę, oraz odwrotnej sytuacji. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Kyle, to nie było tak… - popatrzyła na niego błagalnie, ale chłopak miał niewzruszoną minę. - Tristan mówił mi o tym. Z jego
strony to wyglądało zupełnie inaczej…
- Zaraz po tym, jak
zacząłeś chodzić z Dianą – rzekł Tristan - przestałeś się do mnie odzywać.
Unikałeś mnie i udawałeś, że nie istnieję. Wychowaliśmy się razem, byliśmy jak
bracia, nasi ojcowie zginęli razem w bitwie, oboje byliśmy zagubieni, a ty tak
po prostu mnie odtrąciłeś! – z każdym słowem jego ton głosu stawał się
mocniejszy. Kyle był atakowany słowami ostrymi jak noże.
- Nie, to niepra-
- Ta jędza nigdy ci
się nie podobała – przerwał mu - Pamiętasz, jak się z niej nabijaliśmy? Jak
przedrzeźniałeś ją na lekcji? Nie wierzę w to, że nagle się w niej zakochałeś.
Owinęła cię sobie wokół palca tymi samymi sztuczkami, co nauczycieli.
Zaimponowała ci bystrością i sprytem. W końcu kiedy ciebie miała, nabrała
pewności siebie i zaczęła rozstawiać innych po kątach. Ile ludzi przez nią się
załamało! Zniszczyła naszą przyjaźń. Ale ty tego nie widziałeś, byłeś
zaślepiony… no właśnie czym?
Pytanie zawisło w powietrzu. W głosie
Tristana wyraźnie dało się słyszeć żal. Kyle ze spuszczoną głową, niczym dziecko
ganione przez rodzica, stał i nic nie mówił, jedynie zaciskał mocno pięści. Julia również czekała na jego odpowiedź. Miała
cichą nadzieję, że Kyle potwierdzi słowa dawnego przyjaciela. Pragnęła, aby ich
przyjaźń przetrwała tę próbę. Po długiej chwili milczenia odezwał się cichym
głosem:
- Nie znasz jej,
Tristanie. Zależy mi na niej. Nigdy nie chciałem, aby coś nas poróżniło, ale
zrozum…jeśli nawet skłamała, to tylko dlatego, że bała się mnie stracić. Naprawdę
mnie kocha. Nie mogę jej opuścić i złamać serce tylko dlatego, że zraniła twoje
uczucia – jego głos drżał z emocji.
Julia odzyskała nadzieję. Kyle
okazał skruchę, więc Tristan powinien mu wybaczyć. Przecież wciąż mogą się
przyjaźnić…
- Już nie jesteś tym Kyle’em, który kiedyś był moim bratem –
powiedział brunet.
Rzucił mu przeciągłe smutne spojrzenie, po czym bez słowa
opuścił pokój. Julia chciała go zawołać, pobiec za nim i błagać, by wybaczył
Kyle’owi. Tylko czy był sens? Czy to by coś zmieniło? Objęła chłopaka. Po
chwili poczuła, jak odwzajemnia uścisk. W jej oczach pojawiły się łzy. Właśnie
bezpowrotnie rozpadła się jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie –
przyjaźń.
super rozdział<3<3<3 czekam na kolejne z nie cierpliwoscia !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMalvina :*
Świetny ! Opowiadanie coraz bardziej się rozkręca :) Nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńonecityintheworld.blogspot.com
Taak, wiem, wcześniej to było trochę lanie wody, ale jakoś trzeba było zrobić wprowadzenie :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą Wam się coraz bardziej podobać :)
UsuńO... niezwykle emocjonalny rozdział ;_;
OdpowiedzUsuńNormalnie siedziałam jak zahipnotyzowana jak go czytałam. Ta Diana to nie suka... to jest zdzira *pseplasam? ;c* a Kyle jest tak w nią wpatrzony, że ni widzi szkód jakie robi! Swoją drogą CO mu się w niej podoba? To, że wszystkich rani? To że jest szmatą? To, że knuje spiski po to tylko, żeby go przy sobie zatrzymać? A może po prostu ma duże cycki ;___; chyba stawiam na tą ostatnią opcję :D w każdym razie to wszystko nie zmienia faktu, że Kyle to idiota, skoro tak bardzo jest urzeczony Dianą!
A ta tępa zdzira zrobiła przedstawienie z niczego! Dobrze, że Tristan był w pobliżu i odezwał mu się głos rozsądku! Biedna Juls!
Ahh, chłopcy. Ostatni fragment był strasznie smutny! Jednak liczę na to, że ich drogi jeszcze się zejdą! Kyle powinien zerwać z tą ofermą :c
Lecę dalej! *w*