Julia wylądowała na dywanie w
swoim pokoju. A więc udało się. Znowu jest w normalnym świecie, gdzie nie ma
miejsca dla Strażników i innych tego typu bzdur. Znowu może żyć zwyczajnym
życiem i udawać, że świat po drugiej stronie Portalu nigdy nie istniał. Była
tego pewna. Przecież Aesis poradzi sobie bez niej…prawda? Nagle Julia poczuła,
że coś się dzieje z Portalem. Niespodziewanie wyłonił się z niego Kyle i upadł
na dziewczynę. Czuła się, jakby przygniótł ją do ziemi ciężki worek z piaskiem.
Ile on waży?! Chłopak też chyba zdał sobie sprawę, że na niej leży, bo odwrócił
głowę w jej stronę. Patrzyli sobie w oczy. Byli blisko, zdecydowanie zbyt
blisko. Julia poczuła, jak jej żołądek wywraca fikołka.
- Zejdź ze mnie! – syknęła i wygramoliła się
spod niego.
- Coś ty zrobiła! – niemal krzyknął Kyle. – Jak
i dlaczego otworzyłaś Portal?!
- Chciałam wrócić do domu. Zresztą nikt ci nie
kazał za mną skakać.
- Musiałem, bo zrobiłabyś sobie krzywdę –
odpowiedział, wstając i otrzepując ubranie.
- Od kiedy ci na mnie zależy? Ostatnio omal
mnie nie zabiłeś – rzuciła Julia, po czym również wstała.
- Troska o ciebie to niestety mój obowiązek.
Jesteś następczynią tronu.
- Dzięki, że ktoś w ogóle zapytał, czy chcę nią być.
Była wściekła. Co on sobie myśli?!
Ciekawe, jakby on się czuł, gdyby ktoś wlazł z butami do jego życia, zmieniając
je w jedną wielką plątaninę. Sądzi, że fajnie być jedyną córką królowej? Fajnie
otwierać jakieś durne Portale? Fajnie być skazanym na wieczny gniew Aris? Złość
wypełniała każdą komórkę ciała Julii. Powstrzymując się od wymierzenia ciosu, dziewczyna
odwróciła się wściekła od chłopaka i ruszyła do drzwi. Gdy wyszła z pokoju,
usłyszała czyjeś głosy. Stanęła, nasłuchując. Na dole ewidentnie trwała jakaś
dyskusja.
- Twoja… matka ma gości? – zapytał Kyle,
doganiając Julię.
- Mam nadzieję, że to goście – odpowiedziała,
a w jej głosie miejsca furii ustąpił niepokój.
Bezszelestnie zeszli na dół. Kiedy
Julia to ujrzała, stanęła jak wryta. Salon był oblepiony taśmą policyjną,
wszędzie po pokoju chodzili policjanci. W niektórych miejscach stały tabliczki
z numerami dowodów zbrodni, jakie dziewczyna miała zwyczaj oglądać w telewizji.
Jednak nie to było powodem jej nagłego
zszokowania. Był to jakiś nieregularny kształt na podłodze. Ciało. Spod czarnej
folii, w którą było owinięte, wystawała dłoń przewieszona zrobioną przez Julię
bransoletką.
- Mamo… - szepnęła dziewczyna, zasłaniając
usta dłonią. Kyle tymczasem objął ją, pozwalając jej wtulić się w swoje ramię.
Nagle przed nimi wyrósł policjant. Chłopak mógłby przysiąc, iż sekundę temu
stał na drugim końcu pokoju. Był potężnie zbudowany, a wzrostem dorównywał
niejednemu zawodowemu koszykarzowi. Miał jednodniowy zarost i chłodny wyraz
twarzy. Kyle czuł, jak jego przenikliwe oczy wiercą mu dziurę w brzuchu. Poczuł
się niezręcznie. Pod pachą mężczyzna trzymał plik kartek.
- Witam. Państwo są…
- Jestem Robert White, a to jest Julia Jones,
córka Charlotte. – odpowiedział chłopak, jakby recytował to z pamięci.
- Córka… - powiedział do siebie policjant. –
Jak tu weszliście?
- Przez… okno. – wydukał Kyle, zbity z tropu.
- Przez okno – powtórzył zaskoczony. – Można
wiedzieć dlaczego tą drogą?
Julia wreszcie podniosła wzrok
znad ramienia towarzysza i widząc niezdecydowanie na jego twarzy uznała, że
teraz jej kolej na wyjaśnienia.
- Miałam szlaban. Ky… Robert jest moim
chłopakiem. Chciałam się z nim spotkać i… wyszłam przez okno. Tą drogą też
przyszliśmy – zdziwił ją opanowany ton własnego głosu – Proszę powiedzieć, co tu
się stało.
Policjant zawahał się, ale w końcu
rzekł:
- Sąsiadka znalazła twoją matkę godzinę temu,
tutaj w salonie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiara nie żyła wtedy od dwóch
godzin. Została uderzona w tył głowy nieznanym tępym narzędziem. Nie mogę
udzielić wam więcej informacji. Pojedziecie ze mną na komisariat.
Mężczyzna już chciał posłużyć jako
eskorta w drodze do radiowozu, kiedy Julia szybko wypaliła:
- Już idziemy, wezmę tylko z pokoju torbę…
Pociągnęła za sobą Kyle’a na górę.
Czuła, że za chwilę rozpadnie się na tysiące małych kawałków, niczym lusterko
upuszczone z dużej wysokości. Niepohamowane dreszcze wstrząsnęły nią całą,
zaczynając od nóg, przez ręce, aż do szczęki. Łzy zaczęły napływać jej do oczu,
ale dzielnie powstrzymywała się do chwili, aż przekroczyli próg jej pokoju.
Zamknęła z trzaskiem drzwi i wtedy zrozumiała, że dłużej nie wytrzyma. Osunęła
się na kolana i zaczęła szlochać. Zasłoniła twarz rękami. Popłynęły strumienie
łez, których nikt nie mógł powstrzymać.
Teraz nic nie miało znaczenia. Ból,
melancholia i rozpacz zawładnęły jej ciałem. Zaczęła kopać meble, drzeć
porozrzucane po podłodze portrety Kyle’a. Gdyby była tu kilka godzin
temu…mogłaby ochronić matkę. Wszystko byłoby w porządku, a ona nie
czułaby…czego? Pustki? Żalu? Tęsknoty? Nie mogła znaleźć słowa oddającego jej
stan. Gdyby tylko nie te cholerne Portale, te Wizje i brednie o wojnie sióstr i
jej przeznaczeniu… Kyle. To wina Kyle’a. Gdyby nie podeszła do niego wtedy, w
klubie, wszystko byłoby dobrze. To on winien jest śmierci jej matki…
Ale przecież nie ma sensu szukania winowajców.
Mama nie żyje i już nic nie przywróci jej życia…nic…ani nikt.
Kyle tymczasem przyglądał się
poczynaniom dziewczyny. Uznał, że lepiej nic nie robić, bo może tylko pogorszyć
sytuację. Kiedy zauważył, że Julia zaczyna się uspokajać, powiedział:
- Nie możemy tu zostać. Prędzej
czy później połapią się, że kłamiemy.
Dziewczyna chwiejnie wstała.
Osuszyła łzy i wydmuchała nos. Zaplotła porządny warkocz i popatrzyła w lustro.
Jej twarz nadal była koloru dojrzałego pomidora, a wzrok nieobecny, ale udało
jej się w miarę przywrócić do porządku. Gdy się odezwała, jej głos drżał.
- Kto mógł to zrobić? Mama nie miała żadnych
wrogów… Była bardzo miłą i lubianą osobą…
Kyle podszedł do niej i oboje
usiedli na łóżku.
- Sądzę, że to mogła być Aris – rzekł.
Julia spojrzała na niego
zaskoczona.
- Aris? Ale ona nie potrafi przechodzić przez
Portale. Nie posiada przecież Ta-Mir.
- Ona nie, ale jej ludzie tak. Ma po swojej
stronie wielu Strażników.
Nagle na dole rozległo się
nawoływanie policjantów.
- Posłuchaj, nie zostało nam wiele czasu.
Zaraz ktoś tu przyjdzie. Daję ci teraz wybór. Możesz zostać w świecie ludzi i
niewiele zdziałać, albo przenieść się ze mną na zawsze do Erry i stawić czoło
Aris.
Na schodach rozległy się czyjeś
kroki. Julia analizowała słowa Kyle’a. W końcu podjęła decyzję.
- Pójdę z tobą. Aris musi zapłacić za to, co
zrobiła mojej mamie – wysyczała przez zęby.
Kąciki ust chłopaka drgnęły. Wstał
i przeciął ręką powietrze. Pokój rozświetlił się błękitnym blaskiem. Kyle
wyciągnął dłoń w stronę Julii. Ona wstała z łóżka i po chwili wahania podała mu
swoją.
W momencie, gdy wskoczyli razem do
Portalu światło zgasło, a do pokoju wpadł policjant.
Dopiero po chwili zrozumiał, że
nikogo w nim nie ma.
"Sądzi, że fajnie być jedyną córką królowej? Fajnie otwierać jakieś durne Portale? Fajnie być skazanym na wieczny gniew Aris? " FAJNIE :///// ja bym chciała!
OdpowiedzUsuńO kurde ;_; nie spodziewałam się śmierci Charlotte! O.O Przynajmniej teraz Juls ma powód do walki z Aris! Teraz to ją rozgromi ;3 No i dobrze, że wracają do tamtego świata, chybabym nie wytrzymała, gdyby siedzieli jeszcze z trzy rozdziały w rzeczywistości. Za bardzo mnie uzależnił tamten świat. Chcę o nim wiedzieć więcej! ;3
Biegnę, lecę, szybuję, do następnego! ;3