poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 5

Julia wylądowała na dywanie w swoim pokoju. A więc udało się. Znowu jest w normalnym świecie, gdzie nie ma miejsca dla Strażników i innych tego typu bzdur. Znowu może żyć zwyczajnym życiem i udawać, że świat po drugiej stronie Portalu nigdy nie istniał. Była tego pewna. Przecież Aesis poradzi sobie bez niej…prawda? Nagle Julia poczuła, że coś się dzieje z Portalem. Niespodziewanie wyłonił się z niego Kyle i upadł na dziewczynę. Czuła się, jakby przygniótł ją do ziemi ciężki worek z piaskiem. Ile on waży?! Chłopak też chyba zdał sobie sprawę, że na niej leży, bo odwrócił głowę w jej stronę. Patrzyli sobie w oczy. Byli blisko, zdecydowanie zbyt blisko. Julia poczuła, jak jej żołądek wywraca fikołka.
 - Zejdź ze mnie! – syknęła i wygramoliła się spod niego.
 - Coś ty zrobiła! – niemal krzyknął Kyle. – Jak i dlaczego otworzyłaś Portal?!
 - Chciałam wrócić do domu. Zresztą nikt ci nie kazał za mną skakać.
 - Musiałem, bo zrobiłabyś sobie krzywdę – odpowiedział, wstając i otrzepując ubranie.
 - Od kiedy ci na mnie zależy? Ostatnio omal mnie nie zabiłeś – rzuciła Julia, po czym również wstała.
 - Troska o ciebie to niestety mój obowiązek. Jesteś następczynią tronu.
 - Dzięki, że ktoś  w ogóle zapytał, czy chcę nią być.
Była wściekła. Co on sobie myśli?! Ciekawe, jakby on się czuł, gdyby ktoś wlazł z butami do jego życia, zmieniając je w jedną wielką plątaninę. Sądzi, że fajnie być jedyną córką królowej? Fajnie otwierać jakieś durne Portale? Fajnie być skazanym na wieczny gniew Aris? Złość wypełniała każdą komórkę ciała Julii. Powstrzymując się od wymierzenia ciosu, dziewczyna odwróciła się wściekła od chłopaka i ruszyła do drzwi. Gdy wyszła z pokoju, usłyszała czyjeś głosy. Stanęła, nasłuchując. Na dole ewidentnie trwała jakaś dyskusja.
 - Twoja… matka ma gości? – zapytał Kyle, doganiając Julię.
 - Mam nadzieję, że to goście – odpowiedziała, a w jej głosie miejsca furii ustąpił niepokój.
Bezszelestnie zeszli na dół. Kiedy Julia to ujrzała, stanęła jak wryta. Salon był oblepiony taśmą policyjną, wszędzie po pokoju chodzili policjanci. W niektórych miejscach stały tabliczki z numerami dowodów zbrodni, jakie dziewczyna miała zwyczaj oglądać w telewizji.  Jednak nie to było powodem jej nagłego zszokowania. Był to jakiś nieregularny kształt na podłodze. Ciało. Spod czarnej folii, w którą było owinięte, wystawała dłoń przewieszona zrobioną przez Julię bransoletką.
 - Mamo… - szepnęła dziewczyna, zasłaniając usta dłonią. Kyle tymczasem objął ją, pozwalając jej wtulić się w swoje ramię. Nagle przed nimi wyrósł policjant. Chłopak mógłby przysiąc, iż sekundę temu stał na drugim końcu pokoju. Był potężnie zbudowany, a wzrostem dorównywał niejednemu zawodowemu koszykarzowi. Miał jednodniowy zarost i chłodny wyraz twarzy. Kyle czuł, jak jego przenikliwe oczy wiercą mu dziurę w brzuchu. Poczuł się niezręcznie. Pod pachą mężczyzna trzymał plik kartek.
 - Witam. Państwo są…
 - Jestem Robert White, a to jest Julia Jones, córka Charlotte. – odpowiedział chłopak, jakby recytował to z pamięci.
 - Córka… - powiedział do siebie policjant. – Jak tu weszliście?
 - Przez… okno. – wydukał Kyle, zbity z tropu.
 - Przez okno – powtórzył zaskoczony. – Można wiedzieć dlaczego tą drogą?
Julia wreszcie podniosła wzrok znad ramienia towarzysza i widząc niezdecydowanie na jego twarzy uznała, że teraz jej kolej na wyjaśnienia.
 - Miałam szlaban. Ky… Robert jest moim chłopakiem. Chciałam się z nim spotkać i… wyszłam przez okno. Tą drogą też przyszliśmy – zdziwił ją opanowany ton własnego głosu – Proszę powiedzieć, co tu się stało.
Policjant zawahał się, ale w końcu rzekł:
 - Sąsiadka znalazła twoją matkę godzinę temu, tutaj w salonie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiara nie żyła wtedy od dwóch godzin. Została uderzona w tył głowy nieznanym tępym narzędziem. Nie mogę udzielić wam więcej informacji. Pojedziecie ze mną na komisariat.
Mężczyzna już chciał posłużyć jako eskorta w drodze do radiowozu, kiedy Julia szybko wypaliła:
 - Już idziemy, wezmę tylko z pokoju torbę…
Pociągnęła za sobą Kyle’a na górę. Czuła, że za chwilę rozpadnie się na tysiące małych kawałków, niczym lusterko upuszczone z dużej wysokości. Niepohamowane dreszcze wstrząsnęły nią całą, zaczynając od nóg, przez ręce, aż do szczęki. Łzy zaczęły napływać jej do oczu, ale dzielnie powstrzymywała się do chwili, aż przekroczyli próg jej pokoju. Zamknęła z trzaskiem drzwi i wtedy zrozumiała, że dłużej nie wytrzyma. Osunęła się na kolana i zaczęła szlochać. Zasłoniła twarz rękami. Popłynęły strumienie łez, których nikt nie mógł powstrzymać.
Teraz nic nie miało znaczenia. Ból, melancholia i rozpacz zawładnęły jej ciałem. Zaczęła kopać meble, drzeć porozrzucane po podłodze portrety Kyle’a. Gdyby była tu kilka godzin temu…mogłaby ochronić matkę. Wszystko byłoby w porządku, a ona nie czułaby…czego? Pustki? Żalu? Tęsknoty? Nie mogła znaleźć słowa oddającego jej stan. Gdyby tylko nie te cholerne Portale, te Wizje i brednie o wojnie sióstr i jej przeznaczeniu… Kyle. To wina Kyle’a. Gdyby nie podeszła do niego wtedy, w klubie, wszystko byłoby dobrze. To on winien jest śmierci jej matki…
Ale  przecież nie ma sensu szukania winowajców. Mama nie żyje i już nic nie przywróci jej życia…nic…ani nikt.
Kyle tymczasem przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Uznał, że lepiej nic nie robić, bo może tylko pogorszyć sytuację. Kiedy zauważył, że Julia zaczyna się uspokajać, powiedział:
- Nie możemy tu zostać. Prędzej czy później połapią się, że kłamiemy.
Dziewczyna chwiejnie wstała. Osuszyła łzy i wydmuchała nos. Zaplotła porządny warkocz i popatrzyła w lustro. Jej twarz nadal była koloru dojrzałego pomidora, a wzrok nieobecny, ale udało jej się w miarę przywrócić do porządku. Gdy się odezwała, jej głos drżał.
 - Kto mógł to zrobić? Mama nie miała żadnych wrogów… Była bardzo miłą i lubianą osobą…
Kyle podszedł do niej i oboje usiedli na łóżku.
 - Sądzę, że to mogła być Aris – rzekł.
Julia spojrzała na niego zaskoczona.
 - Aris? Ale ona nie potrafi przechodzić przez Portale. Nie posiada przecież Ta-Mir.
 - Ona nie, ale jej ludzie tak. Ma po swojej stronie wielu Strażników.
Nagle na dole rozległo się nawoływanie policjantów.
 - Posłuchaj, nie zostało nam wiele czasu. Zaraz ktoś tu przyjdzie. Daję ci teraz wybór. Możesz zostać w świecie ludzi i niewiele zdziałać, albo przenieść się ze mną na zawsze do Erry i stawić czoło Aris.
Na schodach rozległy się czyjeś kroki. Julia analizowała słowa Kyle’a. W końcu podjęła decyzję.
 - Pójdę z tobą. Aris musi zapłacić za to, co zrobiła mojej mamie – wysyczała przez zęby.
Kąciki ust chłopaka drgnęły. Wstał i przeciął ręką powietrze. Pokój rozświetlił się błękitnym blaskiem. Kyle wyciągnął dłoń w stronę Julii. Ona wstała z łóżka i po chwili wahania podała mu swoją.
W momencie, gdy wskoczyli razem do Portalu światło zgasło, a do pokoju wpadł policjant.

Dopiero po chwili zrozumiał, że nikogo w nim nie ma.

1 komentarz:

  1. "Sądzi, że fajnie być jedyną córką królowej? Fajnie otwierać jakieś durne Portale? Fajnie być skazanym na wieczny gniew Aris? " FAJNIE :///// ja bym chciała!
    O kurde ;_; nie spodziewałam się śmierci Charlotte! O.O Przynajmniej teraz Juls ma powód do walki z Aris! Teraz to ją rozgromi ;3 No i dobrze, że wracają do tamtego świata, chybabym nie wytrzymała, gdyby siedzieli jeszcze z trzy rozdziały w rzeczywistości. Za bardzo mnie uzależnił tamten świat. Chcę o nim wiedzieć więcej! ;3
    Biegnę, lecę, szybuję, do następnego! ;3

    OdpowiedzUsuń