poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 16


           W pokoju słychać było jedynie szelest pergaminu i ciche skrobanie pióra. Co jakiś czas odezwało się czyjeś przeciągłe westchnienie czy szelest materiału ubrań. Oprócz tych dźwięków pomieszczenie wypełniała tylko cisza. Długa, niekończąca się cisza, która spływała po ścianach jak świeża farba, by po chwili osiąść na meblach i podłodze niczym kurz. Wypełniała każdą wolną przestrzeń. Wciskała się w najmniejszy kąt. Była paradoksalnie głośniejsza niż muzyka czy grzmot pioruna. Jej dzwonienie było irytujące, a zarazem prowokujące. Wystawiała na próbę nie tylko ciało, ale też umysł.
- Nie możesz się skupić, mam rację?
Julia zamrugała i spojrzała na dziewczynę. Siedziała na krześle przy biurku. Z jej brązowych oczu odczytała, że już od jakiegoś czasu uważnie się jej przygląda.
- Niestety – westchnęła. - Przepraszam.
- Musimy to zrobić na jutro – przypomniała Beth, przenosząc wzrok na swój pergamin. – Chyba, że znowu chcesz dostać trzy strony dodatkowej pracy.
Julia spojrzała na kartkę rudowłosej. Cała strona zapełniona była zgrabnym pismem, podczas gdy u niej zapisane było jedynie kilka zdań.
- Dlaczego zadała mi wypracowanie akurat z nekromancji...? – mruknęła z rezygnacją, na co Beth się uśmiechnęła. – Pójdę się przejść, może to odświeży mi umysł.
- W porządku, ale nie przychodź do mnie z prośbą o pomoc w napisaniu kolejnego referatu – rzuciła żartobliwie Beth, po czym wzięła swoje rzeczy, pożegnała się z Julią i wyszła z pokoju, zostawiając ją samą.
Dziewczyna zawiesiła dłoń nad pergaminem, gotowa do pisania. Utkwiła wzrok w białym puchu pióra, tańczącym wdzięcznie przy każdym ruchu powietrza. Pojedyncze kosmyki powiewały płynnie, niczym małe tancerki. Julia westchnęła, próbując się skupić nad tym, co ma teraz zrobić. Przez chwilę myślała intensywnie, w końcu jednak się poddała. Rzuciła na biurko ledwie zapisaną kartkę, pióro i kałamarz. Opuściła pokój, zamknęła drzwi i udała się na Akademickie błonia.


Julia spacerowała wzdłuż brzegu rzeki. Po drugiej stronie zaczynał się gęsty sosnowy las. Z wiadomości znalezionych w „Księdze o historii i specyfice geograficznej Doliny Trzech Strumieni” (gdyż w tym miejscu mieściła się Akademia Strażników), wiedziała, że rzeka bierze swój początek wysoko, w górach Esenthor. Woda była tak czysta, że bez problemu można było zobaczyć kamieniste dno. Wyżej poddawała się silnemu górskiemu prądowi, który dzielnie prowadził ją przez przeszkody w postaci skał obrośniętych mchem czy licznych progów. Wraz z obniżaniem się terenu zwalniała by w końcu, uspokoiwszy się, na dobre rozpocząć mozolną wędrówkę ku dalekiemu oceanowi. W tej partii rzeki o powolnym prądzie i mniejszej ilości wodospadów było dużo ryb, głównie łososi i pstrągów. Dla nielicznych mieszkańców tych terenów rybołówstwo było jedynym źródłem utrzymania.
Po jakimś czasie Julia zbliżyła się do brodu i zaczęła skakać po kamieniach częściowo zanurzonych w wodzie. Magnasis zawieszony na rzemyku obijał się o jej pierś. Odkąd zniknął, zawsze nosiła go przy sobie - na szyi, bądź ukrytego w kieszeni. Nie zamierzała kolejny raz popełniać tego samego błędu i zostawić go samego. Przekonała się na własnej skórze, że jest zbyt cenny, by choć na chwilę spuścić go z oka.
Myśli Julii powędrowały w stronę Tristana. To przez niego zaczęła tak bardzo uważać na Magnasis. Minęły już trzy dni od jego wyjazdu i pięć dni od wyjazdu Kyle’a. Ostatnio bardzo brakowało jej obecności kogoś bliskiego. Owszem, była jeszcze Beth, ale znały się dopiero od czterech dni. Wciąż miała przed nią wiele tajemnic, których nie chciała zdradzać. Nie miała zamiaru ponownie popełniać tego samego błędu co z Tristanem. Beth była jedyną bliską jej osobą, która traktowała ją normalnie jakby naprawdę była tym, za kogo się podaje.
Tristan. Czy cała ich przyjaźń była kłamstwem? Czy ukradł kamień z powodu pożądania czy celów wyższych, o których nie miała pojęcia? Nie była w stanie uwierzyć, że mógłby zrobić coś takiego. Jednak wciąż miała nikłą nadzieję, że to może faktycznie tylko zwykłe nieporozumienie. Może ktoś naprawdę podłożył Magnasis do jego torby. Byłaby w stanie to zaakceptować, gdyby nie kolejne kłamstwo Tristana. Kiedy tłumaczył jej powód wyjazdu, miała wrażenie, że nie mówi prawdy, że zasłania ją zmyśloną ciocią, ponieważ jedzie w miejsce, o którym Julia nie powinna się dowiedzieć. W miejsce, gdzie nie powinno go być.
A jaki był powód wyjazdu Kyle’a? Wciąż nie znała odpowiedzi. Nie mogła jej udzielić nawet Rona, choć znała ją jako jedyna. Co się tu dzieje? Czyżby oboje, chłopak i dyrektorka, coś przed nią ukrywali? Przecież za półtora miesiąca wyruszają na misję do zamku Aris. Nie ma miejsca ani czasu na sekrety. Jeśli chcą odnieść sukces, powinni działać razem, nie osobno. Miała nadzieję, że wkrótce wszystko się wyjaśni i znów zobaczy Kyle’a. Choć ukrywała to nawet przed samą sobą, z tęsknotą wyczekiwała, aż znowu się zobaczą.
Nagle rozległ się dziwny przeciągły pisk. Julia zamarła. Odgłos rozległ się gdzieś zza jej pleców. Nie przypominał głosu człowieka ani żadnego znanego dziewczynie zwierzęcia. Był jednak na tyle donośny, by przebić szumienie wody w rzece. Bała się, co za chwilę zobaczy, mimo to powoli się obróciła.
To, co ujrzała, wprawiło ją w lekkie osłupienie. Kilkanaście metrów dalej siedział pies i przyglądał jej się z wyraźnym zainteresowaniem. Przypominał rozmiarem i sylwetką owczarka niemieckiego. Miał krótką sierść w odcieniu mlecznej czekolady i stojące uszy. W jego oczach dostrzegła mądrość, jakiej nigdy nie spotkała u innych psów. Siedział jakiś czas w bezruchu i tylko podnosząca się i opadająca klatka piersiowa zdradzała, że nie jest posągiem. Julia zdała sobie sprawę, że wciąż stoi na jednym z kamieni zanurzonych w wodzie. Przeszła na drugą stronę rzeki, na której znajdował się pies. Nie wiedziała, kiedy się tam pojawił ani dlaczego wcześniej go nie zauważyła.
W tym samym momencie zwierzę wolnym krokiem zaczęło iść w jej kierunku. Przerażona dziewczyna stanęła w bezruchu. Kiedy pies znalazł się przy jej nogach, zobaczyła, jakich naprawdę jest rozmiarów. W kłębie sięgał jej do połowy uda.
Nagle czworonóg wydał z siebie ten sam dziwny dźwięk, jaki przed chwilą usłyszała. Była to wyraźna próba szczeknięcia, jednak odgłos przypominał bardziej przeciągły skrzek. Po raz pierwszy Julia spotkała psa, który nie umiał szczekać. Wydało jej się to bardzo osobliwe. Zwierzę zaczęło truchtać wokół niej, merdając ogonem.
- Nie mam nic do jedzenia, jeśli o to ci chodzi – powiedziała cicho, modląc się w duchu, by nie potraktował właśnie JEJ jako pożywienia.
Nie miała ochoty na jakiekolwiek zabawy z psem. Prawdę mówiąc zawsze trochę się ich bała. Uważała je za niebezpieczne i nieprzewidywalne. Nigdy nie była w stanie zrozumieć powiedzenia „Pies to najlepszy przyjaciel człowieka”.
Czworonóg jednak nie zamierzał jej posłuchać. Wciąż biegał i skakał wokół niej, jakby chciał zwrócić jej uwagę. W końcu Julia uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie zignorowanie go i powrót do Akademii. Już miała postawić stopę na pierwszym kamieniu w rzece, kiedy coś złapało ją za drugą nogę. Gwałtownie obróciła się i zobaczyła, jak pies trzyma w pysku nogawkę jej spodni. Zaparł się łapami i zaczął ciągnąć ją w przeciwną stronę. Julia podjęła walkę i szarpnęła kilka razy stopą, by uwolnić się od natręta. W końcu uległ i puścił spodnie dziewczyny, przez co zachwiała się i wpadła do płycizny. Chwilę potem pies zrobił coś nieoczekiwanego. Naskoczył na nią. Wyciągnęła ręce w obawie, że mógłby rzucić się jej do gardła, ale zamiast tego uczynił zupełnie coś innego. Chwycił w szczęki spoczywający na jej piersi Magnasis.
- Nie! – krzyknęła, ale było już za późno.
Rzemyk pękł. Pies chwyciwszy swą zdobycz, pognał w stronę sosnowego lasu. Julia wstała szybko z wody i nie zwracając uwagi na przemoczone ubranie klejące jej się do skóry, rzuciła się za nim w pogoń. Gdy wbiegła między drzewa, padł na nią cień. Las był bardzo gęsty, korony drzew niemal całkowicie przysłaniały słońce. Zmieniła się także temperatura – było tu o wiele chłodniej w porównaniu do otwartej przestrzeni przy rzece. Po jej plecach przebiegł dreszcz, gdy chłodny wietrzyk owiał mokrą klatkę piersiową i ręce. Dziewczyna co chwilę obijała się o gołe pnie sosen albo ślizgała na wilgotnej ściółce. Wydawało jej się, że las nie ma końca. Na czole i szyi pojawił się pot, ale nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Jeśli straci z oczu psa, może pożegnać się z klejnotem na zawsze. Chociaż ciężko było jej odróżnić czekoladową sierść złodzieja od ciemnego wnętrza lasu, kamień wskazywał jej drogę, jarząc się błękitnym blaskiem spomiędzy psich szczęk. Był jak kompas – gdy już myślała, że zgubiła czworonoga, światło Magnasisa ukazywało się gdzieś w oddali, zawsze gotowe posłużyć pomocą. Wydawało jej się, że goni niesfornego duszka, błędnego ognika. Niedługo potem las trochę się przerzedził. Słońce zdołało gdzieniegdzie przebić się przez listowia drzew. Julia zauważyła też, że pies zwolnił. On także musiał zmęczyć się ucieczką.
Wtem las się skończył. Oślepiło ją światło, do tej pory rozproszone wśród drzew. Poczuła delikatny powiew wiatru na twarzy. Z kolejnymi sekundami jej wzrok coraz bardziej przyzwyczajał się do obecności słońca. Wkrótce wyraźnie ujrzała niewielką polanę. Znajdowała się na niewielkim wzniesieniu. Ziemię porastała wysoka trawa, gdzieniegdzie spomiędzy źdźbeł wystawały pojedyncze polne kwiaty. Pagórek ze wszystkich stron otaczał taki sam gęsty sosnowy las. Polana była jedyną przestrzenią wolną od drzew. Wokół panowała niemal całkowita cisza zakłócana jedynie przez pojedyncze gwizdy leśnych ptaków.
Ku uldze Julii okazało się, że pies zatrzymał się na samym szczycie pagórka. Z jego pyska zwisał rzemyk, na którego końcu mienił się kamień. Wzięła wdech i spojrzała spokojnie na złodzieja.
- W porządku. Trochę się pobawiliśmy, a teraz oddasz mi Magnasis, prawda? – powiedziała łagodnie. Zwierzę przekrzywiło łeb, jakby wszystko zrozumiało. Dziewczyna zaczęła się do niego powoli zbliżać, krok za krokiem. Wciąż idąc, wyciągnęła rękę spodziewając się, że pies może w każdej chwili uciec, ale on nie uczynił żadnego ruchu.
Gdy była zaledwie dwa metry od czworonoga, poczuła, jak staje na czymś twardym. Spojrzała w dół. Podłoże ukryło się wśród połamanych wysokich traw. Ukucnęła i odsłoniła pędy. Ku swojemu zdumieniu zobaczyła kamienną płytę. Wyglądała na starą. Otrzepała ją z ziemi i przejechała palcami po omszonej powierzchni. Zorientowała się, że widnieją na niej dziwne litery układające się w zdania zapisane w kilku tajemniczych językach. Pierwszych trzech w ogóle nie była w stanie zrozumieć. Dziwnym trafem czwartym okazał się być angielski.

Tu spoczywa Jossel Marris z Ludzi Lodu, waleczny po mieczu, lojalny po kądzieli. Wieczny Spokój Jego Duszy.

Pod spodem wyryty został znak Ta-Mir, co mogło wskazywać na to, że pochowany tu mężczyzna był Strażnikiem. Julia miała wrażenie, że skądś zna to imię i nazwę rodu, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Podniosła wzrok na psa. Wpatrywał się w nią wyczekująco.
- To był twój pan? – spytała.
W odpowiedzi położył kamień Magnasis tuż przy jej kolanach. Był co prawda cały w ślinie, jednakże nadal wyglądał niezwykle szlachetnie.
- Przykro mi. Pewnie bardzo za nim tęsknisz.
Pies mruknął przeciągle.
- Co ja robię?! – Julia pacnęła się w czoło. – Gadam z psem!
Wzięła Magnasis i otrzepała go ze śladów użytkowania. Nie dostrzegła na nim żadnej rysy, żadnego zadrapania. Musiał być twardy niczym diament. Zawiesiła go sobie na szyi. Tym razem zawiązała rzemyk na potrójny supeł. Ukryła nagrobek pod warstwą zieleni i powoli zaczęła schodzić z pagórka. Kiedy była już na skraju lasu, usłyszała zniekształcone szczeknięcie. Odwróciła się i spojrzała na czworonoga. Stał na szczycie wzniesienia, gotów, by za nią pobiec.
- Mam cię zabrać ze sobą?
W odzewie ponownie szczeknął. Zbiegł ze szczytu i zatrzymał się tuż przed nią. Julia westchnęła.
- Wiesz, zanim zaproszę chłopaka do domu, wolę najpierw go poznać – powiedziała, a po chwili dodała ciszej z przekąsem - Chyba, że nie będzie pytał o pozwolenie i sam się włamie.
Nie może zabrać go do Akademii. Wciąż ma lekkie obawy przed psami, w dodatku Rona na pewno by się nie zgodziła. Co prawda w statucie szkoły nic nie było o zwierzętach, ale…nie może tego zrobić. Gdyby ktoś zauważył psa, a nie jest to trudne przy jego rozmiarach, byłby to koniec jej przygody w Akademii.
Czworonóg, jakby wyczuwając wahanie Julii, uniósł łeb i spojrzał smutno w jej oczy. Gdy to nie pomogło, zaskamlał z wyraźnym żalem, tym samym z miejsca podbijając jej serce.
- Dobrze, już dobrze. Możesz ze mną iść. W końcu nikt nie zasługuje na samotność – rzekła i ostrożnie pogłaskała go po boku. Na jej dotyk zareagował mrucząc z zadowoleniem. – Ale najpierw muszę cię jakoś nazwać. Pomyślmy…Finn, Bink, Magnus, Rex, Max, Chester… - zaczęła wyliczać niezliczoną ilość imion, głównie postaci z ulubionych książek i filmów. Żadne jednak nie pasowało do nowego towarzysza. Spojrzała na psa. Nagle jej oczy zalśniły. Przypomniał jej się ukochany film o fabryce czekolady.
- Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Jesteś cały czekoladowy! Zupełnie jakbyś został przez niego stworzony! Willy tak jak Willy Wonka. To twoje nowe imię. Podoba ci się?
Pies energicznie zamerdał ogonem.
- W takim razie ruszajmy do Akademii, Willy.
Przecięła ręką powietrze. Gdy pojawił się Portal, pies od razu do niego wskoczył. Zdziwiło to Julię, ale bez ociągania się poszła w jego ślady.


Podróż Portalem nie zrobiła na Willym większego wrażenia. Kiedy oboje wrócili do Akademii, pies nie był wcale zdezorientowany. Widząc jego zachowanie, dziewczyna wzruszyła ramionami. Najwidoczniej jego poprzedni właściciel już się z nim teleportował.
Willy położył się pod biurkiem, jakby mieszkał tu od lat i popatrzył na nią pytająco.
- Właśnie miałam powiedzieć żebyś się rozgościł, ale najwidoczniej nie musiałam – powiedziała Julia. Wbrew jej obawom, nowy współlokator chyba nie miał zamiaru sprawiać większych problemów.
Dziewczyna położyła się na łóżku i utkwiła wzrok w suficie. Ciekawe co robi teraz Kyle albo Tristan. Czy też o niej myślą? A może oboje chcieli od niej uciec? Wyjechali jeden za drugim, jakby się zmówili. „Gratulacje” – pomyślała z goryczą. – „Udało mi się odstraszyć od siebie dwóch przystojnych chłopców w tym samym tygodniu.” Westchnęła ciężko.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że obok niej na pościeli leży Willy. Spojrzał na nią niewinnie, jakby chciał powiedzieć: „Zabronisz tak rozkosznemu psiakowi, jak ja?”.
- Ty ode mnie nie uciekniesz, prawda? – powiedziała i przytuliła go.
Miał gładką i czystą sierść. Był zadbany i oswojony. Nie mógł być dziki. Jego pan musiał umrzeć niedawno. Pewnie dlatego za nią poszedł – potrzebował bliskości człowieka. Czuł się samotny, zupełnie tak jak ona. Pasowali do siebie.
Nagle drzwi do pokoju stanęły otworem. Nim Julia zdążyła zareagować, do środka wkroczyła Beth.
- O, już wróciłaś! Trochę mi się nudziło, więc pomyślałam, że… - urwała, spostrzegłszy Willy’ego. - Co do…
- Beth! – syknęła Julia. – Zamknij drzwi, zanim ktoś go zobaczy!
Dziewczyna posłusznie spełniła prośbę. Jej wzrok znów powędrował na psa, który bezkarnie leżał na łóżku Julii.
- Czy to jest… pies?
- Nazywa się Willy – powiedziała Julia z lekkim wahaniem. - Znalazłam go.
- Co?! Gdzie go znalazłaś?
- Przy rzece...
Twarz Beth stężała.
- Pozbądź się go – powiedziała ostro.
- Dlaczego? – zdziwiła się Julia.
- Fauna i flora gór Esenthor nigdy nie zostały w pełni zbadane. Nikt tak naprawdę nie wie, co się tam kryje. Równie dobrze to może być puk, pixie albo… - urwała, a jej oczy zalśniły groźnie. – …albo Zmiennokształtny.
- Zmiennokształtny? – powtórzyła Julia. Willy ziewnął, średnio zainteresowany rozmową dziewczyn.
- Podobno dawno temu w górach Esenthor żył dziki lud. Nie byli ani Strażnikami, ani Czarownikami, ale niektórzy z nich byli obdarzeni potężną mocą – jej głos był coraz cichszy. Ostatnie zdanie powiedziała szeptem, jakby mówiła coś zakazanego. - Potrafili zmieniać się w zwierzęta.
Blondynka spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Nie wydaje ci się, że to po prostu zwykły pies? – spytała.
- Mogłabym w to uwierzyć, gdybyś znalazła go w południowej części Aesii.
- Dlaczego ludzie tak nie lubią północnych ziem?
- Mają raczej słabą reputację. Aesijczycy od zawsze woleli cieplejszą i przyjaźniejszą okolicę wokół Ur-Haar.
- Nie rozumiem dlaczego – mruknęła Julia i z powrotem opadła na poduszki. - Dziewicze tereny, nietknięte ludzką ręką lasy, wysokie góry pełne tylu tajemnic… Sądzę, że to fascynujące.
Beth spojrzała na nią uważnie i uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Dziewczyna kontynuowała, niezrażona:
- Wyobraź sobie, że siadasz na hali górskiej. Słońce oświetla ci twarz, delikatny wiatr rozwiewa włosy. Otacza cię tyle roślinności, że nie starczyłoby książek, by opisać każdy gatunek. Wciągasz w płuca świeże powietrze. Jest cicho, słychać jedynie szum drzew. Zero zmartwień, zero obowiązków, tylko odpoczynek i swoboda. Cieszysz się samotnością i bliskością natury. Przed tobą rozciąga się piękny widok na całą dolinę, na góry, lasy i strumienie. W końcu zdajesz sobie sprawę z potęgi matki natury. Wszystko, co cię otacza, to jej dzieło. Wstępuje w ciebie nowa energia. Biegniesz po rozległych łąkach, czujesz się lekka i wolna. Słońce grzeje w plecy, góry dumnie stoją i obserwują cię w milczeniu, nikt nie zakłóca tej pięknej chwili – Julia mówiła z zamkniętymi oczyma, kreując w myślach opisywany przez siebie krajobraz. Zapomniała, że nie jest w pokoju sama. Duchem przeniosła się na nieznane dzikie ziemie, na szczyty gór, z których widać było cały świat, na porośnięte trawą hale będące idealnym miejscem do obserwacji nocnego rozgwieżdżonego nieba i zorzy polarnych. Dopiero głos Beth przywołał ją z powrotem do świata żywych.
- Cóż…czujesz się wolna właśnie w górach. To twoje miejsce. Moje jest na Ziemi.
- Na Ziemi? – blondynka od razu pomyślała o głośnym Chicago, brudnym i ciężkim powietrzu, gwarze ulicznym i hałasie. Wszystko to stanowiło kompletny kontrast jej wymarzonej krainy.
- Całe życie spędziłam w Aesii. Mam dość magii. Dość rutynowego życia. Chcę spróbować czegoś innego - cywilizacji. Chcę otaczać się rzeczami wolnymi od czarów. Chcę móc zachwycać się wynalazkami, które dla nas bez magii byłyby niemożliwe. Potęga umysłu ludzi jest wielka. Potrafią przekraczać własne bariery bez pomocy nadprzyrodzonych zdolności. Potrafią tworzyć coś z niczego i uzyskiwać nieosiągalne. Poza tym mogą czuć się bezpieczni. My jesteśmy podporządkowani dyktaturze Aris, oni mogą robić to, co chcą. Nie chcę martwić się czy przeżyję zimę. Nie chcę obawiać się, czy mojego domu nie zaatakuje którejś nocy smok alb gryf albo czy elfy nie zatrują dla żartów bydła. Nie chcę żyć w ciągłym strachu. Chcę wiedzieć na czym stoję, być pewną mojej przyszłości. Chcę zobaczyć Ziemię – teraz ona mówiła z pasją i z wzrokiem utkwionym w wizji lepszej rzeczywistości. - Nie mogę się doczekać, aż nauczę się tworzyć błękitne Portale.
Julia milczała. Obie marzyły o innym życiu od tego, jakiego zaznały dotychczas. Pomimo tego, że pragnęły zupełnie innych rzeczy, łączyły je marzenia.
- W każdym razie…uważaj na tego psa - Beth po dłuższej chwili przerwała ciszę, w czasie której obie były pogrążone w myślach. - Może być niebezpieczny. A tak właściwie…jak ci się udało przyprowadzić go tutaj niezauważonym?
- Użyłam Portalu – Julia wzruszyła ramionami.
- Co takiego?! – Beth pobladła.
- Co się stało?
Rudowłosa przez jakiś czas patrzyła na Willy’ego wystraszonym spojrzeniem.
- Zwierzęta nie potrafią przechodzić przez Portale.
- Co?! – Julia zerwała się z łóżka, odsuwając się od psa.
Willy spojrzał na nią niespokojnie. Beth wzięła oddech i powiedziała:
- Obawiam się, że to, co sprowadziłaś do Akademii, nie jest wcale psem.

5 komentarzy:

  1. I znów - nie spodziewałam się tego ! :o Świetne! Ciekawe kto to jest i co z Kyle'em i Tristanem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko w swoim czasie :)
    Bardzo dziękujemy za komentarze!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne i ciekawe opowiadanie :)
    nie mogę doczekać się kolejnej części ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo za miły komentarz :) Kolejny rozdział za tydzień, jak zawsze w poniedziałek ;)

      Usuń
  4. "Nie chcę obawiać się, czy mojego domu nie zaatakuje którejś nocy smok alb gryf albo czy elfy nie zatrują dla żartów bydła." NO A JA CHCĘ I NIE MOGĘ :C
    Rany ;__; to to jednak jest zmiennokształtny?! Może dlatego nie umie szczekać...
    Nie no, nie napiszę długiego komentarza, nie tu. Lecę dalej, bo nie wysiedzę, tam się trochę rozpiszę podsumowując! :D

    OdpowiedzUsuń