poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 17


           „Pod Złotym Smokiem”. Mało znana gospoda, która nie cieszyła się dobrą reputacją. Mieściła się przy wąskim gościńcu biegnącym przez całe góry Esenthor. W promieniu pięćdziesięciu mil nie było śladu obecności człowieka, nie licząc pewnej większej osady. Bynajmniej nie była blisko - dzieliło ją od gościńca pełne piętnaście kilometrów. Nic dziwnego, że te okolice były tak odludne. Mieszkańcy uciekali na południe, z dala od nieprzewidywalnego północnego klimatu i niebezpiecznych gór.
Tristan przyspieszył kroku, spostrzegłszy niewielki budynek przycupnięty na skraju doliny. Karczma z daleka odpychała swoim wyglądem. Ciemne drewno było spróchniałe i zaniedbane. Nierówne dachówki wyglądały, jakby trzymały się na taśmę klejącą i słowo honoru. Potwierdzał to fakt, iż gdzieniegdzie u szczytu dachu ziały czarne dziury. Gospoda była słabo oświetlona, jedynie tuż przy wejściu jarzyły się dwie pochodnie. To jednak wystarczyło, by dostrzec ją w półmroku z dużej odległości. Posiadłość rozpaczliwie błagała o odbudowę, a przynajmniej o gruntowny remont.
          Chłopak westchnął i kontynuował wędrówkę. Późnojesienny chłodny wiatr smagał jego nogi i rozwiewał czarne włosy. Marzył o gorącej kąpieli, ale wiedział, że nie powinien się spodziewać takich luksusów w najbliższym czasie.
          Kilkanaście minut później siedział już przy barze i sączył grzane wino. W Aesii nie było prawa zabraniającego spożywania alkoholu niepełnoletnim, ale ogólnie się przyjęło, że można go sprzedawać osobom, które ukończyły szesnaście lat. Gdy Tristan zamówił grzańca, barman spojrzał na niego uważnie, ale po chwili wzruszył ramionami i podał mu napój.
          Wewnątrz lokal nie wyglądał wcale lepiej na zewnątrz. Drewniana powycierana podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Gdzieniegdzie przykryta była wysłużonymi krowimi skórami, których tani zapach wdzierał się do nozdrzy. W gospodzie panował półmrok, który przeganiały jedynie nieliczne świeczki, dogasający w kamiennym kominku ogień oraz trzy okna wielkości kartki papieru. Przyozdobione były brudnymi zasłonkami, jakby właściciel chciał rozweselić ponure wnętrze. Niestety z marnym skutkiem. Na belowych ścianach wisiały słabe reprodukcje kilku znanych aesijskich obrazów. W powietrzu unosił się dym od fajek i cygar gości oraz nieprzyjemny zapach będący mieszaniną potu, przypalonego jedzenia i tłuszczu. Przy brudnych drewnianych stołach siedziało niewielu klientów.
           Nagle obok chłopaka usiadł starszy mężczyzna o poważnej twarzy naznaczonej głębokimi bliznami i kilkudniowym zaroście. Był lekko zgarbiony i miał na sobie skórzaną kurtkę. Siwe włosy sterczały mu na wszystkie strony. Gdy podszedł do niego barman, ten burknął coś niewyraźnie. Następnie westchnął i machnął ręką w zrezygnowanym geście. Tristan przyglądał się mężczyźnie w milczeniu. Kiedy bufetowy wrócił, postawił przed nim szklankę whisky. Klient skinął głową, co najwyraźniej miało oznaczać podziękowanie i utkwił wzrok w oknie. Zaczął leniwie stukać palcami o blat baru. Zamówiony alkohol pozostał nietknięty.
           Niedługo potem Tristan skończył napój, rzucił garść monet na stół i zarzucił na ramiona płaszcz. Gdy ruszył w stronę wyjścia, nagle ktoś zagrodził mu drogę. Byli to dwaj wysocy mężczyźni, którzy siedzieli przy stole nieopodal. Pomimo podobnej budowy i wzrostu znacznie się od siebie różnili. Jeden był łysy, a od połowy policzka do krańca lewego oka biegła głęboka bruzda. Drugi natomiast miał burzę rudych loków na głowie. Chłopak zatrzymał się zaskoczony i spojrzał na nich pytająco.
- Przepraszam, chciałbym wyjść – powiedział.
- Och, naturalnie – rozległ się szorstki niski głos za jego plecami. Gdy się odwrócił, przekonał się, że należał on do mężczyzny, obok którego przed chwilą siedział. – Panowie, wyjdźmy proszę wszyscy.
           Jeden z mężczyzn złapał Tristana za ramię, a drugi otworzył drzwi. Żaden z nielicznych gości siedzących w gospodzie nie zwrócił uwagi na tę sytuację. Gdy cała czwórka wyszła na zewnątrz, okazało się chłodno i ciemno. O tej porze roku mrok zapadał wcześniej. Tristan sięgnął do pochwy wiszącej przy pasku, ale trzymający go rudy mężczyzna warknął basem:
- Nie radzę…
- O co wam chodzi? – prychnął chłopak, próbując się oswobodzić z uścisku, jednak na daremno. – Chcecie pieniędzy?
- Nie, mój drogi – odpowiedział tamten. – Chcemy zupełnie czego innego. Ale co ty, pupilku, możesz o tym wiedzieć?
- Mogę wam zapłacić, tylko puśćcie mnie wolno.
- Zapłacić – zaśmiał się. Jego wspólnicy również zarechotali. – Myślisz, że nie wiemy, kim jesteś?
           Tristan zbladł. Dlaczego od razu nie przeteleportował się na miejsce, zamiast iść przez góry? Odpowiedź nasunęła się sama. Ostatnio zużył zbyt dużo mocy, by móc utworzyć chociażby jeden Portal więcej. Teraz żałował, że nie przemyślał tego wcześniej.
- Kruk nie mówił, że on jest taki młody – burknął niewyraźnie łysy mężczyzna.
- Kruk...? – powtórzył Tristan, unosząc brwi.
Oprawcy nawet go nie słuchali.
- Faktycznie, dosyć młody – mruknął rudowłosy. – W sumie to jeszcze dziecko. Co on nam może zrobić?
- Dziecko? – warknął drugi wspólnik. – Jest bardziej przebiegły niż myślicie. W jego wypadku nie możemy się wahać.
- Pożałujecie – syknął chłopak. – Spróbujcie mnie tylko tknąć.
Siwy mężczyzna spiorunował go wzrokiem. Jego szare oczy były przenikliwe i zimne. Najwyraźniej niejedno już widziały.
- Polowaliśmy na ciebie, ptaszku, od kilku tygodni. Zaklęcie Rony nie pozwala zbliżać się do Akademii nikomu poza Strażnikami, więc czekaliśmy na okazję, aż sam wyjdziesz poza obszar jego działania. Szczęśliwie okazałeś się na tyle głupi i naiwny, by beztrosko opuścić swoją szkołę.
           „A więc nie są Strażnikami…” – pomyślał chłopak. Zaczął zastanawiać się czy taka informacja o przeciwniku coś zmieni w jego sytuacji. Nagle jeden z mężczyzn załapał go za nadgarstki i spętał ręce za plecami. Tristan szarpał się na wszystkie strony, jednak ten okazał się jeszcze silniejszy niż przypuszczał. Przyparł go do ściany karczmy.
- Kim jesteście i do czego wam jestem potrzebny? – wychrypiał chłopak.
- Masz wiele informacji, jak zgaduję – zaśmiał się mężczyzna, a jego srebrne oczy zalśniły wrogo. – Kruk się ucieszy.
- Kruk?! – powtórzył ze złością swoje wcześniejsze pytanie. Powoli zaczął tracić cierpliwość. – Kto to do cholery jest?!
Gdy nie otrzymał odpowiedzi, spróbował wyciągnąć od nich inną informację.
- Jest was więcej?
Tym razem wszyscy trzej zaczęli się śmiać. Rozwścieczony, ale też zdezorientowany patrzył na nich spode łba. Ręce zaczęły mu drętwieć.
- Tysiące, mój drogi, tysiące – odparł rudy. – Za kilka tygodni rozpęta się tu istne piekło.
           Za kilka tygodni… nareszcie zaczynał rozumieć. Wszystko powoli ułożyło się w całość. Nagle ogarnął go strach. Wiedział, kim są ci trzej mężczyźni i wiedział, dlaczego związali mu ręce. Dopiero teraz dotarło do niego, jak głupio postąpił, wyruszając na wyprawę pieszo, nie Portalem. Jak mógł być tak nieostrożny? Całe miesiące przygotowań pójdą na marne, jeśli teraz da się tak po prostu złapać. Nie może do tego opuścić. Musi przechytrzyć tych trzech mężczyzn…tylko jak? 
           Łysy zbir wyjął zza pasa płócienny worek. Rudowłosy pchnął Tristana na ziemię tak, że uderzył kolanami o grunt. Spróbował dosięgnąć spętanymi rękoma pochwy z nożem, jednak była za daleko. To koniec. Nie uda mu się uciec. Mężczyzna otworzył wór i zaczął przybliżać się do związanego Strażnika. Torba była potrzebna zapewne po to, by włożyć go na głowę Tristana, jednak nie trafiła w zamierzone miejsce, gdyż nagle wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.
            Z mroku wystrzeliły strzały. Chłopak odruchowo zamknął oczy, przygotowany na ból. Nic jednak nie poczuł. Usłyszał jedynie świst nad głową i okrzyki zaskoczenia trzech mężczyzn. Po chwili zapanowała cisza. Gdy otworzył oczy, spojrzał na oprawców. Okazało się, że kilka strzał przygwoździło ich do ściany karczmy, nie robiąc im przy tym najmniejszej krzywdy. Wyglądało to dosyć zabawnie, jednak Tristan był zbyt zszokowany, by się zaśmiać.  
- Co do… - zaczął stary mężczyzna, umilkł jednak szybko.
            Z gęstwin po lewej stronie wyłoniła się nieznana postać. Był to wysoki chłopak, niewiele wyższy od Tristana. Miał na sobie ciemnozieloną szatę, wysokie skórzane buty, brudny i wytarty grafitowy płaszcz oraz pas z przytwierdzoną pochwą, który oplatał jego wąskie biodra. Twarz była ukryta w cieniu kaptura. W dłoni trzymał lśniący w ciemności łuk, przez pierś miał przewieszony kołczan pełen strzał. Tristan próbował dojrzeć twarz nieznajomego, jednak bez skutku.
- Toż to Altharis, Duch Esenthor – wychrypiał jeden z mężczyzn, na co reszta gwałtownie zaczerpnęła tchu.
- A więc on jednak istnieje… – wyszeptał Tristan.
- Głupi knypek – warknął łysy zbir do Strażnika.
- Jasne, że istnieje. Módl się, abyś nie spotkał go już nigdy więcej – dodał jego wspólnik.
- Nie spotka mnie już żaden z was, bo będzie to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie – rzekł Altharis. Jego głos był tajemniczy, spokojny i dźwięczny. Tristan odniósł wrażenie, że już go gdzieś słyszał.
- Panie, chyba nie zrobisz nam krzywdy…? - odezwał się zdławionym tonem rudowłosy mężczyzna.
            Wszyscy trzej byli wyraźnie przestraszeni. Tristan był co prawda wstrząśnięty, jednak nie zlękniony. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo bali się zwykłego gościa z łukiem.
- Dlaczego spętaliście tego młodzieńca? – zapytał Altharis. Ostatnie słowo wypowiedział niczym obelgę.
- Młodzieniec! – prychnął stary. – Szatański pomiot, nie młodzieniec! Rozpuszczony bachor! Opływa w luksusy podczas gdy pół Aesii głoduje! Myśli, że jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju! Żyje sobie w słodkiej niewiedzy z całą resztą, bo nawet nie chce im się zwrócić uwagi na głód, biedę i nędzę kryjące się za oknem! – po tych obelgach splunął na ziemię, wściekły. Jego wspólnicy mruknęli z uznaniem.
Zawiał silny wiatr. Duch Esenthor odwrócił się w stronę Tristana.
- W to nie wątpię – syknął.
Tristan uniósł brwi.
- Nie jestem lubiany, jak widzę – odparł.
Silił się na rozbawiony ton, ale strach powoli udzielał się i jemu.
Altharis przez dłuższą chwilę milczał. Przeniósł wzrok ze Strażnika na trzech mężczyzn, po czym w końcu odwrócił się na pięcie i skoczył w mrok. Zniknął w nim bez najmniejszego szelestu. Tristan stał z otwartymi ze zdziwienia ustami.
            Altharis był ponoć tajemniczym samotnym wojownikiem mieszkającym w górach, którego widzieli tylko nieliczni. Za każdym razem, gdy gdzieś się pojawiał, działy się dziwne rzeczy. Czasem kogoś ratował, czasem strzelał do rozbójników w obronie kupców. Krążące o nim legendy dotarły do miejsc, o których istnieniu Aesijczycy nie mieli pojęcia. Każde dziecko znało opowieści o Walecznym Duchu Esenthor. Ludzie zawdzięczający mu życie przekazywali wszystkim niestworzone historie, dzięki czemu przyjęło się, że Altharis jest władcą gór i potrafi nimi rządzić. Jeśli jakiemuś wędrowcowi nie sprzyjała pogoda, mówiono, że zapewne musiał obrazić Ducha Esenthor. Tristan nie sądził, że pogłoski o nim są prawdziwe. Przynajmniej do tego momentu.
            Odwrócił się do trzech mężczyzn. Próbowali się wyswobodzić, ale strzały utkwiły tak głęboko w drewnianej ścianie karczmy, że nie sposób było je wyciągnąć. Chłopak postanowił skorzystać z okazji. Złapał swoją torbę niezdarnie z powodu związanych rąk i puścił się biegiem przez gościniec, zostawiając za sobą wrzeszczących oprawców. To, że jakimś cudem udało mu się teraz, nie oznacza, że może się udać następnym razem. Z tego, co mówili ci mężczyźni, było więcej takich jak ci trzej i na pewno nie odpuszczą mu tak łatwo ucieczki.  
            Przystanął na chwilę, łapiąc oddech. Spróbował parę razy dosięgnąć do pochwy. W końcu udało mu się wyciągnąć nóż i przeciąć liny wiążące mu dłonie. Przez kilka sekund napawał się swobodą ruchów rąk, po czym schował broń. W tym samym momencie usłyszał w oddali tupot końskich kopyt i męskie okrzyki. Skąd tak szybko zdobyli wierzchowce?
            Przerażony rozejrzał się w poszukiwaniu najmniejszego krzaka, za którym mógłby się schować, ale wokół były tylko gołe strome zbocza gór. Poczuł narastającą panikę. Nie może uciekać pieszo, z łatwością złapie go konny pościg. Będąc w świadomości, że to jego jedyna szansa, zebrał ostatki mocy i przeciął ręką powietrze. Pojawiła się mała fioletowa iskra, ale po chwili zniknęła. Przeklął pod nosem. Konie się zbliżały. Ponownie wyciągnął nóż, gotowy do walki. Marna broń na kilku napakowanych zbirów, ale lepsza niż gołe pięści. Stał i czekał na nieuniknione. Nagle usłyszał coś za plecami. Myśląc, że to przeciwnik, obrócił się i uniósł ostrze. Nikogo tam nie było. Był jednak Portal. Odetchnął z ulgą i wskoczył do niego w chwili, gdy zza zakrętu galopem wybiegły pierwsze konie z pościgu.

12 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział :) Widzę, że zbliża się wojna. Jestem bardzo ciekawa, kiedy wróci Kyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz <3 Nie zdradzam żadnych szczegółów, żeby nie psuć niespodzianki :D

      Usuń
  2. świetnie ;) czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochana :) !
    Jest to rozdział siedemnasty i niezbyt orientuje się w tej całej sytuacji,musiałabym się cofnąć do początku,co oczywiście zrobię w wolnych chwilach. Mam teraz ferie,wiec znajdę trochę czasu by nadrobić te szesnaście rozdziałów :)
    Pierwsza reakcja po przeczytaniu to,to iż jest bardzo dużo opisów. Myślę, ze chyba troszkę ich za dużo,bo opowiadanie robi się monotonne. Spodobała mi się tematyka,jest zupełnie inna niż opowiadania, które czytałam dotychczas.Wyłapałam kilka powtórzeń,ale naprawdę niewielka ilość :)
    + w odpowiedzi na Twój komentarz przyjmuje Twoja ''ofertę''
    Do usłyszenia kochana,buziaki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagi, uwzględnimy je w następnych rozdziałach :) jednak jeśli chodzi o opisy, uważam, że są one niezbędne przy kreowaniu świata przedstawionego, a co za tym idzie, dobrego opowiadania. Rozumiem, jeśli przez nie akcja wydaje się monotonna, jednak zdradzę, że już niedługo nabierze tempa ;) cieszę się, że przyjęłaś moją "ofertę" ;) dziękuję bardzo za miły komentarz <3

      Usuń
  4. zapraszam na nowy rozdział na: http://nieodkryta-kraina.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Wpadłam tu przypadkiem, ale zamierzam przeczytać wszystkie zaległe rozdziały c; Mam ferie, to mi to zejdzie góra w dwa dni. Postaram się dodawać komentarze na bieżąco, więc będziesz znać moje zdanie i uwagi ^w^ *będziesz... będziecie? ;_;*
    O i nawiązując do komentarzy powyżej. Zdecydowanie też jestem za umieszczaniem opisów. Przecież historie to nie tylko akcja, ale opis miejsca. Bez niego zupełnie nie miałabym szkicu świata przedstawionego, a to przecież jest ważne! Oczywiście, opis z umiarem. Bo całego rozdziału opisów, to trochę trudno doczytać. :D
    Dobra, nie plotę więcej. W najbliższym możliwym czasie biorę się za prolog c;
    Zapraszam też Ciebie *Was? O.o* do mnie c;
    Pozdrawiam!
    ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i opinię :) Co do Twojej niepewności - bloga prowadzimy we dwie, ja - Akwarela i moja koleżanka - A.K.P :)
      Na pewno zajrzę na Twojego bloga ;))

      Usuń
    2. No dobra, wcale mi się nie wyjaśniło, czy ten piesek to zmiennokształtny kim jest i co u licha robi...
      Jednak teraz wiadomo co tam u Tristana! Gdyby nie Altharis to już byłoby po nim... nadal nie rozumiem po co tak właściwie wyruszył, przynajmniej wiadomo, że nie do ciotki...
      I kto mu do cholery otworzył ten portal?! Zawsze jak czytam Wasze rozdziały to mam tryliard pytań i siedzę jak na szpilkach bez tchu :C no i na dodatek skończyły mi się zaległości do czytania! Co ja teraz będę robić?! :cc
      Rozdział genialny... opowiadanie genialne! Wręcz je uwielbiam ;w;
      Ale moment, hola, hola... dzisiaj jest poniedziałek! *w* to ja czekam na nowy rozdział :D whoa, nie było źle. Historia mnie tak pochłonęła, że przeczytałam w niecałe 4 godziny :D
      Nadal mam brak słów po ostatnich wydarzeniach. Jak czytam wszystko mi się wydaje takie realne... genialne przedstawienie świata! Nie wiem aż co napisać... mogłabym tak słodzić i cukrzyć, ale lepiej nie, bo któraś jeszcze się cukrzycy nabawi! hahah :D
      W niektórych momentach chichrałam się jak głupia, a w innych siedziałam z otwartą gębą i z zapartym tchem śledziłam tekst. Jesteście genialne! Tyle Wam powiem ;3
      Pozdrawiam! Mam nadzieję, że 18 już tutaj leci ;3
      ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

      Usuń
  6. Ha ha ha ;D No cóż, musimy zasiać ziarno niepewności, żebyście chętniej czytali opowiadanie ;D Cieszę się, że tak bardzo Ci się podoba nasza powieść i nie martw się, możesz cukrzyć ile chcesz, to dla nas czysta przyjemność ;)
    Dziękujemy bardzo za pozytywne komentarze i zastrzyk pozytywności <3 Rozdział 18 opublikuję późnym popołudniem. Jeszcze raz dziękujemy i zapraszamy do dalszego czytania i komentowania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham twojego bloga <3 Mogłabyś wydać książke
    Polecam mojego bloga choć dopiero zaczynam

    dont-worry-dont-cry.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń