„Pod
Złotym Smokiem”. Mało znana gospoda, która nie cieszyła się dobrą reputacją.
Mieściła się przy wąskim gościńcu biegnącym przez całe góry Esenthor. W
promieniu pięćdziesięciu mil nie było śladu obecności człowieka, nie licząc pewnej
większej osady. Bynajmniej nie była blisko - dzieliło ją od gościńca pełne
piętnaście kilometrów. Nic dziwnego, że te okolice były tak odludne. Mieszkańcy
uciekali na południe, z dala od nieprzewidywalnego północnego klimatu i
niebezpiecznych gór.
Tristan
przyspieszył kroku, spostrzegłszy niewielki budynek przycupnięty na skraju
doliny. Karczma z daleka odpychała swoim wyglądem. Ciemne drewno było
spróchniałe i zaniedbane. Nierówne dachówki wyglądały, jakby trzymały się na
taśmę klejącą i słowo honoru. Potwierdzał to fakt, iż gdzieniegdzie u szczytu
dachu ziały czarne dziury. Gospoda była słabo oświetlona, jedynie tuż przy
wejściu jarzyły się dwie pochodnie. To jednak wystarczyło, by dostrzec ją w
półmroku z dużej odległości. Posiadłość rozpaczliwie błagała o odbudowę, a
przynajmniej o gruntowny remont.
Chłopak
westchnął i kontynuował wędrówkę. Późnojesienny chłodny wiatr smagał jego nogi
i rozwiewał czarne włosy. Marzył o gorącej kąpieli, ale wiedział, że nie
powinien się spodziewać takich luksusów w najbliższym czasie.
Kilkanaście
minut później siedział już przy barze i sączył grzane wino. W Aesii nie było
prawa zabraniającego spożywania alkoholu niepełnoletnim, ale ogólnie się
przyjęło, że można go sprzedawać osobom, które ukończyły szesnaście lat. Gdy
Tristan zamówił grzańca, barman spojrzał na niego uważnie, ale po chwili wzruszył
ramionami i podał mu napój.
Wewnątrz lokal nie wyglądał wcale
lepiej na zewnątrz. Drewniana powycierana podłoga skrzypiała przy każdym kroku.
Gdzieniegdzie przykryta była wysłużonymi krowimi skórami, których tani zapach
wdzierał się do nozdrzy. W gospodzie panował półmrok, który przeganiały jedynie
nieliczne świeczki, dogasający w kamiennym kominku ogień oraz trzy okna
wielkości kartki papieru. Przyozdobione były brudnymi zasłonkami, jakby
właściciel chciał rozweselić ponure wnętrze. Niestety z marnym skutkiem. Na
belowych ścianach wisiały słabe reprodukcje kilku znanych aesijskich obrazów. W
powietrzu unosił się dym od fajek i cygar gości oraz nieprzyjemny zapach będący
mieszaniną potu, przypalonego jedzenia i tłuszczu. Przy brudnych drewnianych
stołach siedziało niewielu klientów.
Nagle obok chłopaka usiadł starszy mężczyzna o poważnej
twarzy naznaczonej głębokimi bliznami i kilkudniowym zaroście. Był lekko
zgarbiony i miał na sobie skórzaną kurtkę. Siwe włosy sterczały mu na wszystkie
strony. Gdy podszedł do niego barman, ten burknął coś niewyraźnie. Następnie westchnął
i machnął ręką w zrezygnowanym geście. Tristan przyglądał się mężczyźnie w milczeniu.
Kiedy bufetowy wrócił, postawił przed nim szklankę whisky. Klient skinął głową,
co najwyraźniej miało oznaczać podziękowanie i utkwił wzrok w oknie. Zaczął
leniwie stukać palcami o blat baru. Zamówiony alkohol pozostał nietknięty.
Niedługo
potem Tristan skończył napój, rzucił garść monet na stół i zarzucił na ramiona
płaszcz. Gdy ruszył w stronę wyjścia, nagle ktoś zagrodził mu drogę. Byli to
dwaj wysocy mężczyźni, którzy siedzieli przy stole nieopodal. Pomimo podobnej
budowy i wzrostu znacznie się od siebie różnili. Jeden był łysy, a od połowy
policzka do krańca lewego oka biegła głęboka bruzda. Drugi natomiast miał burzę
rudych loków na głowie. Chłopak zatrzymał się zaskoczony i spojrzał na nich
pytająco.
- Przepraszam, chciałbym wyjść –
powiedział.
- Och, naturalnie – rozległ się
szorstki niski głos za jego plecami. Gdy się odwrócił, przekonał się, że należał
on do mężczyzny, obok którego przed chwilą siedział. – Panowie, wyjdźmy proszę
wszyscy.
Jeden z
mężczyzn złapał Tristana za ramię, a drugi otworzył drzwi. Żaden z nielicznych
gości siedzących w gospodzie nie zwrócił uwagi na tę sytuację. Gdy cała czwórka
wyszła na zewnątrz, okazało się chłodno i ciemno. O tej porze roku mrok zapadał
wcześniej. Tristan sięgnął do pochwy wiszącej przy pasku, ale trzymający go rudy
mężczyzna warknął basem:
- Nie radzę…
- O co wam chodzi? – prychnął
chłopak, próbując się oswobodzić z uścisku, jednak na daremno. – Chcecie
pieniędzy?
- Nie, mój drogi – odpowiedział tamten.
– Chcemy zupełnie czego innego. Ale co ty, pupilku, możesz o tym wiedzieć?
- Mogę wam zapłacić, tylko puśćcie
mnie wolno.
- Zapłacić – zaśmiał się. Jego
wspólnicy również zarechotali. – Myślisz, że nie wiemy, kim jesteś?
Tristan
zbladł. Dlaczego od razu nie przeteleportował się na miejsce, zamiast iść przez
góry? Odpowiedź nasunęła się sama. Ostatnio zużył zbyt dużo mocy, by móc
utworzyć chociażby jeden Portal więcej. Teraz żałował, że nie przemyślał tego
wcześniej.
- Kruk nie mówił, że on jest taki
młody – burknął niewyraźnie łysy mężczyzna.
- Kruk...? – powtórzył Tristan,
unosząc brwi.
Oprawcy nawet go nie słuchali.
- Faktycznie, dosyć młody – mruknął
rudowłosy. – W sumie to jeszcze dziecko. Co on nam może zrobić?
- Dziecko? – warknął drugi
wspólnik. – Jest bardziej przebiegły niż myślicie. W jego wypadku nie możemy
się wahać.
- Pożałujecie – syknął chłopak. –
Spróbujcie mnie tylko tknąć.
Siwy mężczyzna spiorunował go
wzrokiem. Jego szare oczy były przenikliwe i zimne. Najwyraźniej niejedno już
widziały.
- Polowaliśmy na ciebie, ptaszku,
od kilku tygodni. Zaklęcie Rony nie pozwala zbliżać się do Akademii nikomu poza
Strażnikami, więc czekaliśmy na okazję, aż sam wyjdziesz poza obszar jego
działania. Szczęśliwie okazałeś się na tyle głupi i naiwny, by beztrosko
opuścić swoją szkołę.
„A więc
nie są Strażnikami…” – pomyślał chłopak. Zaczął zastanawiać się czy taka
informacja o przeciwniku coś zmieni w jego sytuacji. Nagle jeden z mężczyzn załapał
go za nadgarstki i spętał ręce za plecami. Tristan szarpał się na wszystkie
strony, jednak ten okazał się jeszcze silniejszy niż przypuszczał. Przyparł go
do ściany karczmy.
- Kim jesteście i do czego wam
jestem potrzebny? – wychrypiał chłopak.
- Masz wiele informacji, jak zgaduję
– zaśmiał się mężczyzna, a jego srebrne oczy zalśniły wrogo. – Kruk się ucieszy.
- Kruk?! – powtórzył ze złością swoje
wcześniejsze pytanie. Powoli zaczął tracić cierpliwość. – Kto to do cholery
jest?!
Gdy nie otrzymał odpowiedzi,
spróbował wyciągnąć od nich inną informację.
- Jest was więcej?
Tym razem wszyscy trzej zaczęli
się śmiać. Rozwścieczony, ale też zdezorientowany patrzył na nich spode łba.
Ręce zaczęły mu drętwieć.
- Tysiące, mój drogi, tysiące –
odparł rudy. – Za kilka tygodni rozpęta się tu istne piekło.
Za
kilka tygodni… nareszcie zaczynał rozumieć. Wszystko powoli ułożyło się w
całość. Nagle ogarnął go strach. Wiedział, kim są ci trzej mężczyźni i
wiedział, dlaczego związali mu ręce. Dopiero teraz dotarło do niego, jak głupio
postąpił, wyruszając na wyprawę pieszo, nie Portalem. Jak mógł być tak
nieostrożny? Całe miesiące przygotowań pójdą na marne, jeśli teraz da się tak
po prostu złapać. Nie może do tego opuścić. Musi przechytrzyć tych trzech
mężczyzn…tylko jak?
Łysy
zbir wyjął zza pasa płócienny worek. Rudowłosy pchnął Tristana na ziemię tak,
że uderzył kolanami o grunt. Spróbował dosięgnąć spętanymi rękoma pochwy z nożem,
jednak była za daleko. To koniec. Nie uda mu się uciec. Mężczyzna otworzył wór
i zaczął przybliżać się do związanego Strażnika. Torba była potrzebna zapewne
po to, by włożyć go na głowę Tristana, jednak nie trafiła w zamierzone miejsce,
gdyż nagle wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego.
Z mroku
wystrzeliły strzały. Chłopak odruchowo zamknął oczy, przygotowany na ból. Nic
jednak nie poczuł. Usłyszał jedynie świst nad głową i okrzyki zaskoczenia
trzech mężczyzn. Po chwili zapanowała cisza. Gdy otworzył oczy, spojrzał na oprawców.
Okazało się, że kilka strzał przygwoździło ich do ściany karczmy, nie robiąc im
przy tym najmniejszej krzywdy. Wyglądało to dosyć zabawnie, jednak Tristan był
zbyt zszokowany, by się zaśmiać.
- Co do… - zaczął stary mężczyzna,
umilkł jednak szybko.
Z
gęstwin po lewej stronie wyłoniła się nieznana postać. Był to wysoki chłopak,
niewiele wyższy od Tristana. Miał na sobie ciemnozieloną szatę, wysokie
skórzane buty, brudny i wytarty grafitowy płaszcz oraz pas z przytwierdzoną
pochwą, który oplatał jego wąskie biodra. Twarz była ukryta w cieniu kaptura. W
dłoni trzymał lśniący w ciemności łuk, przez pierś miał przewieszony kołczan
pełen strzał. Tristan próbował dojrzeć twarz nieznajomego, jednak bez skutku.
- Toż to Altharis, Duch Esenthor –
wychrypiał jeden z mężczyzn, na co reszta gwałtownie zaczerpnęła tchu.
- A więc on jednak istnieje… –
wyszeptał Tristan.
- Głupi knypek – warknął łysy zbir
do Strażnika.
- Jasne, że istnieje. Módl się,
abyś nie spotkał go już nigdy więcej – dodał jego wspólnik.
- Nie spotka mnie już żaden z was,
bo będzie to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie – rzekł Altharis. Jego głos
był tajemniczy, spokojny i dźwięczny. Tristan odniósł wrażenie, że już go
gdzieś słyszał.
- Panie, chyba nie zrobisz nam
krzywdy…? - odezwał się zdławionym tonem rudowłosy mężczyzna.
Wszyscy
trzej byli wyraźnie przestraszeni. Tristan był co prawda wstrząśnięty, jednak
nie zlękniony. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo bali się zwykłego
gościa z łukiem.
- Dlaczego spętaliście tego
młodzieńca? – zapytał Altharis. Ostatnie słowo wypowiedział niczym obelgę.
- Młodzieniec! – prychnął stary. – Szatański pomiot, nie młodzieniec! Rozpuszczony bachor! Opływa w
luksusy podczas gdy pół Aesii głoduje! Myśli, że jest wyjątkowy i jedyny w
swoim rodzaju! Żyje sobie w słodkiej niewiedzy z całą resztą, bo nawet nie chce
im się zwrócić uwagi na głód, biedę i nędzę kryjące się za oknem! – po tych
obelgach splunął na ziemię, wściekły. Jego wspólnicy mruknęli z uznaniem.
Zawiał silny wiatr. Duch Esenthor odwrócił
się w stronę Tristana.
- W to nie wątpię – syknął.
Tristan uniósł brwi.
- Nie jestem lubiany, jak widzę –
odparł.
Silił się na rozbawiony ton, ale
strach powoli udzielał się i jemu.
Altharis przez dłuższą chwilę
milczał. Przeniósł wzrok ze Strażnika na trzech mężczyzn, po czym w końcu
odwrócił się na pięcie i skoczył w mrok. Zniknął w nim bez najmniejszego
szelestu. Tristan stał z otwartymi ze zdziwienia ustami.
Altharis
był ponoć tajemniczym samotnym wojownikiem mieszkającym w górach, którego
widzieli tylko nieliczni. Za każdym razem, gdy gdzieś się pojawiał, działy się
dziwne rzeczy. Czasem kogoś ratował, czasem strzelał do rozbójników w obronie
kupców. Krążące o nim legendy dotarły do miejsc, o których istnieniu Aesijczycy
nie mieli pojęcia. Każde dziecko znało opowieści o Walecznym Duchu Esenthor. Ludzie zawdzięczający mu życie przekazywali wszystkim niestworzone historie, dzięki czemu przyjęło się, że
Altharis jest władcą gór i potrafi nimi rządzić. Jeśli jakiemuś wędrowcowi nie
sprzyjała pogoda, mówiono, że zapewne musiał obrazić Ducha Esenthor. Tristan
nie sądził, że pogłoski o nim są prawdziwe. Przynajmniej do tego momentu.
Odwrócił
się do trzech mężczyzn. Próbowali się wyswobodzić, ale strzały utkwiły tak głęboko
w drewnianej ścianie karczmy, że nie sposób było je wyciągnąć. Chłopak
postanowił skorzystać z okazji. Złapał swoją torbę niezdarnie z powodu
związanych rąk i puścił się biegiem przez gościniec, zostawiając za sobą
wrzeszczących oprawców. To, że jakimś cudem udało mu się teraz, nie oznacza, że
może się udać następnym razem. Z tego, co mówili ci mężczyźni, było więcej
takich jak ci trzej i na pewno nie odpuszczą mu tak łatwo ucieczki.
Przystanął
na chwilę, łapiąc oddech. Spróbował parę razy dosięgnąć do pochwy. W końcu
udało mu się wyciągnąć nóż i przeciąć liny wiążące mu dłonie. Przez kilka
sekund napawał się swobodą ruchów rąk, po czym schował broń. W tym samym
momencie usłyszał w oddali tupot końskich kopyt i męskie okrzyki. Skąd tak
szybko zdobyli wierzchowce?
Przerażony
rozejrzał się w poszukiwaniu najmniejszego krzaka, za którym mógłby się
schować, ale wokół były tylko gołe strome zbocza gór. Poczuł narastającą
panikę. Nie może uciekać pieszo, z łatwością złapie go konny pościg. Będąc w
świadomości, że to jego jedyna szansa, zebrał ostatki mocy i przeciął ręką
powietrze. Pojawiła się mała fioletowa iskra, ale po chwili zniknęła. Przeklął
pod nosem. Konie się zbliżały. Ponownie wyciągnął nóż, gotowy do walki. Marna
broń na kilku napakowanych zbirów, ale lepsza niż gołe pięści. Stał i czekał na
nieuniknione. Nagle usłyszał coś za plecami. Myśląc, że to przeciwnik, obrócił
się i uniósł ostrze. Nikogo tam nie było. Był jednak Portal. Odetchnął z ulgą i
wskoczył do niego w chwili, gdy zza zakrętu galopem wybiegły pierwsze konie z
pościgu.
Bardzo dobry rozdział :) Widzę, że zbliża się wojna. Jestem bardzo ciekawa, kiedy wróci Kyle.
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarz <3 Nie zdradzam żadnych szczegółów, żeby nie psuć niespodzianki :D
Usuńświetnie ;) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :*
UsuńHej kochana :) !
OdpowiedzUsuńJest to rozdział siedemnasty i niezbyt orientuje się w tej całej sytuacji,musiałabym się cofnąć do początku,co oczywiście zrobię w wolnych chwilach. Mam teraz ferie,wiec znajdę trochę czasu by nadrobić te szesnaście rozdziałów :)
Pierwsza reakcja po przeczytaniu to,to iż jest bardzo dużo opisów. Myślę, ze chyba troszkę ich za dużo,bo opowiadanie robi się monotonne. Spodobała mi się tematyka,jest zupełnie inna niż opowiadania, które czytałam dotychczas.Wyłapałam kilka powtórzeń,ale naprawdę niewielka ilość :)
+ w odpowiedzi na Twój komentarz przyjmuje Twoja ''ofertę''
Do usłyszenia kochana,buziaki :))
Dziękuję za uwagi, uwzględnimy je w następnych rozdziałach :) jednak jeśli chodzi o opisy, uważam, że są one niezbędne przy kreowaniu świata przedstawionego, a co za tym idzie, dobrego opowiadania. Rozumiem, jeśli przez nie akcja wydaje się monotonna, jednak zdradzę, że już niedługo nabierze tempa ;) cieszę się, że przyjęłaś moją "ofertę" ;) dziękuję bardzo za miły komentarz <3
Usuńzapraszam na nowy rozdział na: http://nieodkryta-kraina.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńCześć! Wpadłam tu przypadkiem, ale zamierzam przeczytać wszystkie zaległe rozdziały c; Mam ferie, to mi to zejdzie góra w dwa dni. Postaram się dodawać komentarze na bieżąco, więc będziesz znać moje zdanie i uwagi ^w^ *będziesz... będziecie? ;_;*
OdpowiedzUsuńO i nawiązując do komentarzy powyżej. Zdecydowanie też jestem za umieszczaniem opisów. Przecież historie to nie tylko akcja, ale opis miejsca. Bez niego zupełnie nie miałabym szkicu świata przedstawionego, a to przecież jest ważne! Oczywiście, opis z umiarem. Bo całego rozdziału opisów, to trochę trudno doczytać. :D
Dobra, nie plotę więcej. W najbliższym możliwym czasie biorę się za prolog c;
Zapraszam też Ciebie *Was? O.o* do mnie c;
Pozdrawiam!
~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
Dziękuję za komentarz i opinię :) Co do Twojej niepewności - bloga prowadzimy we dwie, ja - Akwarela i moja koleżanka - A.K.P :)
UsuńNa pewno zajrzę na Twojego bloga ;))
No dobra, wcale mi się nie wyjaśniło, czy ten piesek to zmiennokształtny kim jest i co u licha robi...
UsuńJednak teraz wiadomo co tam u Tristana! Gdyby nie Altharis to już byłoby po nim... nadal nie rozumiem po co tak właściwie wyruszył, przynajmniej wiadomo, że nie do ciotki...
I kto mu do cholery otworzył ten portal?! Zawsze jak czytam Wasze rozdziały to mam tryliard pytań i siedzę jak na szpilkach bez tchu :C no i na dodatek skończyły mi się zaległości do czytania! Co ja teraz będę robić?! :cc
Rozdział genialny... opowiadanie genialne! Wręcz je uwielbiam ;w;
Ale moment, hola, hola... dzisiaj jest poniedziałek! *w* to ja czekam na nowy rozdział :D whoa, nie było źle. Historia mnie tak pochłonęła, że przeczytałam w niecałe 4 godziny :D
Nadal mam brak słów po ostatnich wydarzeniach. Jak czytam wszystko mi się wydaje takie realne... genialne przedstawienie świata! Nie wiem aż co napisać... mogłabym tak słodzić i cukrzyć, ale lepiej nie, bo któraś jeszcze się cukrzycy nabawi! hahah :D
W niektórych momentach chichrałam się jak głupia, a w innych siedziałam z otwartą gębą i z zapartym tchem śledziłam tekst. Jesteście genialne! Tyle Wam powiem ;3
Pozdrawiam! Mam nadzieję, że 18 już tutaj leci ;3
~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
Ha ha ha ;D No cóż, musimy zasiać ziarno niepewności, żebyście chętniej czytali opowiadanie ;D Cieszę się, że tak bardzo Ci się podoba nasza powieść i nie martw się, możesz cukrzyć ile chcesz, to dla nas czysta przyjemność ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo za pozytywne komentarze i zastrzyk pozytywności <3 Rozdział 18 opublikuję późnym popołudniem. Jeszcze raz dziękujemy i zapraszamy do dalszego czytania i komentowania :)
Kocham twojego bloga <3 Mogłabyś wydać książke
OdpowiedzUsuńPolecam mojego bloga choć dopiero zaczynam
dont-worry-dont-cry.blogspot.com :)