Czarne oczy Willy’ego były odbiciem
rozgwieżdżonego nieba. Niesforne iskierki przypominały migoczące
ciała niebieskie, które tak często towarzyszyły Julii przy
nocnych rozmyślaniach. Zupełnie jak Gwiazda Polarna, ich blask
przyćmiewał wszystko inne. Były zwierciadłem duszy. Nic nie dało
się za nimi ukryć – ujawniały najbardziej skryte uczucia i
emocje. Wyrażały wszystko to, czego nie da się zawrzeć w słowach.
Gdy wszystko inne zawiodło, dawały nadzieję. Nie pozwalały poddać
się bez walki. Dodawały sił i otuchy, jakich nierzadko brakowało
każdemu.
Te same oczy miałyby okazać się
fałszywe? To, co czyniło je tak wyjątkowymi miałoby okazać się
jednym wielkim kłamstwem? Pod tą maską szczerości i niewinności
miałoby kryć się łgarstwo? Julia znała odpowiedź na te pytania.
Brzmiała ona: nie. Wiedziała, że Willy to tylko pies. Czuła to.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Tylko jak przekonać do
tego Beth?
- To niemożliwe – powiedziała
stanowczo.
- Jak inaczej to wytłumaczysz? –
spytała rudowłosa.
Dziewczyna zrobiła krok w przód i
spojrzała uważnie na psa. Zwierzę obrzuciło ją wystraszonym
wzrokiem i naprężyło mięśnie, gotowe do ucieczki. Beth podniosła
ręce w geście uspokojenia i rzekła miękkim głosem:
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy –
Willy trochę się rozluźnił. – Musimy jednak wiedzieć, kim
naprawdę jesteś. Obiecuję, że nikomu o tym nie powiemy. Pozwolimy
ci odejść, jeśli przyrzekniesz, że opuścisz okolice Akademii raz
na zawsze. A teraz ukaż nam swą rzeczywistą postać.
Julia wstrzymała oddech, niepewna, co
za chwilę zobaczy. Przygotowała się, by w razie czego móc
otworzyć Portal. Jeśli Beth miała rację, będą mogły uciec.
Miała nadzieję, że zdąży go zamknąć, zanim je dogoni.
Sekundy upływały, lecz nic się nie
działo. Willy spuścił głowę, wywiesił język i patrzył z
zainteresowaniem na dziewczyny. Najwyraźniej nie miał pojęcia, na
co czekają. Po długiej ciszy, przerywanej ich oddechami, blondynka
odezwała się jako pierwsza:
- Widzisz? Mówiłam, że to tylko
zwykły pies.
- Nie może być psem – powiedziała
zdezorientowana Beth. - To Zmiennokształtny. Zwierzęta nie
potrafią przechodzić przez Portale.
- Nie uważasz, że Zmiennokształtny
przemieniłby się z powrotem? - Julia rozluźniła mięśnie i
poczuła, jak uchodzi z niej cała adrenalina. - Po co miałby wciąż
udawać, skoro wie, że odkryłyśmy jego sekret?
- On chce, byśmy tak myślały!
Dziewczyna spojrzała pobłażliwie
na koleżankę.
- To tylko zwykły pies – powtórzyła.
- Mylisz się. To…coś jest
niebezpieczne. - w głosie Beth kryła się zaciętość, ale i
strach. - Pozbądź się tego jak najszybciej.
- To „coś” nazywa się Willy.
Zamierzam go przygarnąć. - rzekła dobitnie Julia. Gdy zobaczyła
niepewność Beth, westchnęła i dodała spokojniejszym tonem - Daj
mu szansę. I proszę cię, nie mów o nim nikomu.
Rudowłosa spiorunowała psa wzrokiem,
ale po chwili przytaknęła powoli.
- Nie powiem – przyrzekła
niechętnie. – Ale uważaj na niego. Nie można ufać faunie
północnej części Aesii. Zobaczysz, wynikną z tego same kłopoty.
Cztery następne dni minęły Julii
dosyć szybko. Przez ten czas zaprzyjaźniła się z nowym
współlokatorem. Kiedy wybierała się na poranne zajęcia, zamykała
Willy’ego w pokoju. Z początku obawiała się, że przysporzy to wielu problemów, wkrótce jednak jej troski zniknęły. Codziennie
przemycała ze stołówki kawałek kiełbasy, bądź kurczaka. Po
powrocie z zajęć pies witał ją niezwykle optymistycznie,
wyczuwając zapach mięsa. Do snu kładł się w łóżku tuż obok
niej.
To dziwne, ale
czasami Julia zapominała, że Willy jest tylko zwierzęciem.
Potrafił zarówno z uwagą i skupieniem słuchać jej zwierzeń i
opowieści, jak i być wiernym kompanem w trudnych chwilach.
Niekiedy jego oczy błyskały z zainteresowaniem, gdy opisywała swój
kolejny dzień w szkole. Dziewczyna wiedziała, że ich relacja nie
ogranicza się do okazjonalnego pogłaskania po brzuchu lub zabawy
na spacerze. Połączyła ich pewnego rodzaju więź. Co prawda
nigdy nie miała psa, ale domyślała się, że nie często zdarza
się tego rodzaju przyjaźń. Na przykład Kate, jej dawna
przyjaciółka z Ziemi, miała kiedyś małego spaniela. Gdy dostała
go na urodziny, była wniebowzięta. Nazwała go Ricky. Potrafiła
rozprawiać o nim godzinami. Zapewniała, że będzie o niego dbać,
czesać go, kąpać, karmić i wyprowadzać na spacery, zastanawiała
się również nad wzięciem udziału w wystawie psów. Jednak po
kilku miesiącach, gdy Ricky urósł i przestał być małym
rozkosznym szczeniaczkiem, jej ekscytacja wyraźnie zmalała niczym
dogasająca żarówka. Za każdym razem, gdy mama przypominała, że
czas na spacer z psem, Kate przeżywała wielkie katusze. To, co
kiedyś sprawiało jej przyjemność i napawało ją dumą wkrótce
stało się przykrym i niechcianym obowiązkiem. Nie można było w
tym przypadku mówić o przyjaźni, raczej o przymusowym życiu obok
siebie. Jednakże nie o to tak naprawdę chodzi, prawda? Liczy się
zrozumienie, lojalność i przywiązanie, a nie chwilowe zauroczenie.
Willy często
zaskakiwał Julię. Był pozbawiony dużej części psich nawyków:
nie szczekał, nie łasił się, nie gonił za własnym ogonem ani
nie warczał. Nie lubił także aportować. Gdy pewnego dnia
dziewczyna rzuciła mu patyk, ten usiadł przed nią dając jasno do
zrozumienia, że nie interesują go tak infantylne zabawy. Nigdy
również nie żebrał o jedzenie. Ponadto nie jadł prosto z ziemi.
Posiłki przyjmował tylko i wyłącznie z ręki bądź z talerza.
Beth z
poirytowaniem przyglądała się dziwnemu zachowaniu psa. Było one
dla niej niepodważalnym dowodem na to, iż Willy jest
Zmiennokształtnym albo nawet czymś gorszym. Dotrzymała co prawda
swojej obietnicy, że nie powie nikomu o współlokatorze Julii,
jednak wciąż nie darzyła go sympatią ani chociażby szacunkiem.
Otwarcie wyrażała względem niego swój brak tolerancji. Nie
ufała mu i przekonywała jego obecną właścicielkę, by czyniła
to samo. Jej podejrzliwość była jednak uzasadniona – pies
sprawiał wrażenie skrytego, poważnego i dumnego. I może właśnie
to Julia lubiła w nim najbardziej.
Tego dnia
dziewczyna obudziła się z uczuciem dziwnego ucisku w żołądku.
Gdy po obfitym śniadaniu nic się nie zmieniło, zaczęła się
niepokoić. Sądziła bowiem, iż powodem jest głód.
W czasie lekcji
każda minuta płynęła niemiłosiernie długo. Nie dość, że
skurcz żołądka dawał się we znaki, to jeszcze przed południem
zaczęła ją boleć głowa. Ból był podobny do tego przed Wizją,
jednak takowa się nie pojawiała. Z każdą chwilą było coraz
gorzej. Odrętwienie powoli rozprzestrzeniało się po jej ciele, a
ucisk żołądka nie zamierzał ustać.
Wszystko jednak
zmieniło się, gdy odwróciła głowę w stronę okna i ujrzała
Góry Esenthor, dumnie spoglądające na nią zza szyby...
Dziewczyna nigdy
nie doznała takiego uczucia. Pulsujący ból odszedł jak ręką
odjął, a jego miejsce zajął błogi spokój i energia płynąca z
zewnątrz. Utkwiła wzrok w górach hipnotyzujących jak nigdy.
Zdawały się coś do niej szeptać, jakieś bezgłośne mistyczne
słowa, swoiste zaproszenie. Odbijały się echem w jej głowie,
całkowicie odrywając ją od rzeczywistości. Powoli w jej serce
zaczęło wstępować pragnienie, tak nierealne, ale właśnie dzięki
swej nierealności doskonałe. Zapragnęła, by wyrosły jej
skrzydła. Mogłaby wtedy rozłożyć je na boki, uderzyć kilka razy
i wzbić się w powietrze. Przeciąć chłodną szarość nieba i
poszybować tuż nad iglastymi lasami, strumieniami oraz pagórkami.
A potem unieść się jeszcze wyżej i wyżej, aż na wysokość
niknących w chmurach szczytów gór, skąd mogłaby obserwować cały
świat.
Nagle
oprzytomniała. Zdała sobie sprawę, że ciągle siedzi w klasie.
Spojrzała na powoli zapisywaną przez nauczycielkę tablicę.
Próbowała skupić się na lekcji, jednak góry, które co chwila
przyciągały jej spojrzenie, skutecznie wypierały wszystkie inne
myśli.
Gdy wreszcie
zadzwonił tak bardzo upragniony dzwonek obwieszczający koniec
zajęć, dziewczyna jako pierwsza wypadła z sali. Przemierzyła
korytarze Akademii z niewiarygodną prędkością, by jak najprędzej
znaleźć się w swoim pokoju. Wpadła do niego pół minuty
później, co było absolutnym rekordem. Willy spojrzał na nią
zdziwiony i przeciągnął się na dywanie.
- Chcesz wyjść na spacer? –
zapytała Julia na przywitanie, na co pies zareagował energicznie.
– Świetnie.
Położyła torbę tuż przy biurku i
zaczęła szukać wzrokiem wygodnych spodni i kurtki. Weszła do
łazienki i szybko przebrała się z mundurka Akademii Strażników.
Przed wyjściem spojrzała jeszcze na swoje odbicie w lustrze
wiszącym nad umywalką. Jej oczy błyszczały z emocji. Nic dziwnego
- czuła olbrzymi wigor, chciała biec ile sił w nogach. Nieważne
gdzie, byle dalej, wyżej, przed siebie. W góry. Niebieskozielony
Magnasis zawieszony na szyi delikatnie jarzył się błękitnym
blaskiem, uwydatniając obojczyki dziewczyny. Jego obecność
wywołała uśmiech na jej twarzy. Gdy wyszła z łazienki, Willy
usiadł tuż przed nią z wyczekiwaniem.
- Dzisiaj pospacerujemy trochę dłużej
niż zwykle – powiedziała z wyrazem zadowolenia.
Wędrowali od
dwóch godzin. Rzeźba terenu była tak różnorodna, że już po
kilku kilometrach Julia poczuła, jak jej mięśnie sztywnieją. Nie zamierzała
jednak przerwać marszu. Nie czuła zmęczenia, jakby to jakaś
wewnętrzna siła zmuszała jej nogi do chodu. Willy truchtał
wiernie u jej boku, co jakiś czas odchodził nieco dalej, wiedziony
zapewne różnymi ciekawymi zapachami. Wznoszące się przed nimi
góry przyciągały ją jak magnes. Nie mogła nawet na chwilę
spuścić z nich wzroku. Czuła się wtedy dziwnie nieswojo.
Wiedziała, że
Rona zapewne udzieli jej reprymendy za to, że włóczy się tak
długo po okolicy bez jej zezwolenia. Zdawała sobie też sprawę z
tego, że taka wyprawa może okazać się bardzo niebezpieczna. Beth
mówiła, że północne ziemie nigdy nie zostały w pełni zbadane
pod kątem przyrodniczym. Nie zawracała sobie tym jednak głowy.
Była świadoma zagrożeń, jednak nie obchodziło ją to. Teraz
liczyły się tylko góry Esenthor oraz bijące z nich siła,
dostojność i dzikość.
Niedługo potem
po przebyciu wielu wzniesień znaleźli się kilkadziesiąt metrów
nad doliną. Julia nie wiedziała jak ani kiedy udało im się tyle
przejść, ale czuła, że chce więcej. Chce iść dalej, choćby na
sam szczyt.
Niebo z każdą
kolejną minutą stawało się coraz bardziej czerwone. Po kwadransie
opływało w całą paletę ciepłych barw, rozlewającą się wokół
wściekle ognistego słońca chylącego się ku horyzontowi. Julia
stanęła na chwilę i opierając się o najbliższy głaz, utkwiła
wzrok w ściółce leśnej. Willy także się zatrzymał. Chłodny
wietrzyk niosący leśny zapach owiał twarz dziewczyny,
momentalnie dodając jej świeżej energii. Miejsce, w którym stała,
byłoby idealnym punktem widokowym, gdyby nie kilka drzew
zasłaniających zbocze i tym samym widok na całą okolicę.
Dziewczyna wznowiła wędrówkę i minęła je w przeczuciu, że są
ostatnią przeszkodą do poczucia całkowitej wolności. Nie
zauważyła, że mocno otarła ręką o szorstką korę jednego z
nich. Zapewne zostawił na jej skórze ślad. Ale ona nawet nie
poczuła bólu. Szła niczym zahipnotyzowana, nie patrząc pod nogi,
byle bliżej nieba.
Gdy wreszcie
dotarła do krawędzi przepaści, zaparło jej dech w piersi.
Znajdowała się wysoko nad ziemią. U jej stóp rozciągał się
widok na całą dolinę. Była ogromna, ze wszystkich stron ciasno
otulona górami. Lasy rozlewały się po niej nierównomiernie,
niczym ciemne fale morza. Porośnięte drzewami pagórki wyglądały
jak wysokie fale. Akademia była jedynie małą ciemną kropką
znajdującą się w centrum niziny. Białe flagi łopoczące na
szczytach wież były ledwo zauważalne. Majestatyczne góry
Esenthor czuwały nad tym zaczarowanym miejscem, niby wielcy
strażnicy o białych hełmach i wiernych siwych rumakach – gołych
turniach. Przełęcze wyznaczały niewielkie przestrzenie między
ośnieżonymi wierzchołkami. A wszystko to umieszczone na tle powoli
wykrwawiającego się nieba, upstrzonego gdzieniegdzie długimi
mglistymi cirrusami. Co chwila przecinały je ptaki, z gwizdem lecące
w pogoni za swoimi sprawami, nigdy do końca niezrozumianymi przez
ludzi. W rześkim powietrzu unosił się zapach będący mieszanką
igieł sosnowych, wilgoci i jesieni. Zapach zwiastujący bliskie
nadejście wieczoru, porę, w której las powoli zaczyna
przygotowywać się do snu.
Julia wzięła
głęboki wdech, zdawało jej się, że najgłębszy w jej całym
dotychczasowym życiu. Ten wdech napełnił ją wonią gór, miłością
i tęsknotą za całkowitą, bezgraniczną wolnością. Ten wdech
przekonał ją, że jest sens w tym wszystkim, że jest sens w
ratowaniu Aesii. O ile wcześniej dużo myślała nad tym, czy da
radę sprostać zadaniu wyzwolenia tej przedziwnej krainy, czy uda
jej się wygrać z Aris i czy kiedyś pozna odpowiedzi na nurtujące
ją pytania, teraz wiedziała, że to wszystko to jedynie błahostki,
jakimi nie ma potrzeby zawracać sobie głowy. Teraz wiedziała, że
jest niepokonana, że góry napełnią ją w trudnych chwilach swą
niepojętą energią i dadzą siłę do działania. To dziwne, że
chwila taka jak ta może wpłynąć na cały światopogląd.
Dziewczyna czuła
mieszaninę ekscytacji i radości. Z oczu zaczęły płynąć łzy
szczęścia, na co roześmiała się głośno. Złapała się gałęzi
jednego z drzew i wychyliła nad przepaść. Poczuła się jak ptak.
Wolny, nikomu nic winien ptak. Ona, góry Esenthor i…właśnie, do
pełni szczęścia brakowało jeszcze tylko osoby, z którą mogłaby
się dzielić tą bezgraniczną radością. Osoba, która mogłaby
razem z nią każdego dnia wpatrywać się w zachód słońca ze
szczytów gór. Jej myśli od razu pobiegły ku Kyle’owi, jednak
pokręciła głową, odganiając je. Po chwili jednak znowu się
roześmiała i zaczęła krzyczeć w przestrzeń:
- Co mi tam! Przyznaję się! Kyle mi
się podoba! – złapała się za usta, lecz gdy przypomniała
sobie, że jest z nią tylko Willy oraz zdała sobie sprawę z tego,
z jaką łatwością przyszły jej te słowa, ciągnęła dalej bez
próby ukrycia rozpierającej jej radości. – Podoba mi się Kyle,
chłopak o kasztanowych włosach i zabójczo pięknych błękitnych
oczach! Tęsknię i myślę o nim bez przerwy!
Gdy skończyła, zaczęła się śmiać
z własnej głupoty. Z boku musiała przecież wyglądać jak jakaś
obłąkana wariatka. Mimo to w ogóle się nie przejęła. To właśnie
jest najlepsze w byciu sam na sam z naturą – pośród niej
człowiek czuje się niczym nieskrępowany, nie podsłuchiwany.
Wolny.
Gdy już miała wracać,
niespodziewanie poślizgnęła się na wilgotnej skale. Z jej piersi
wyrwał się krzyk.
Czas jakby się zatrzymał, wszystko
działo się w zwolnionym tempie. Dziewczyna dokładnie czuła, jak
jej ciało przechyla się na bok, jak traci nad nim kontrolę.
Uderzyła o skraj przepaści. Gorączkowo zaczęła ryć paznokciami
glebę, w poszukiwaniu czegoś, czego mogłaby się złapać. Zaczęła
się obsuwać. Kiedy już myślała, że to koniec, wyczuła pod ręką
wystający korzeń. Dziękując Bogu, złapała go z całych sił. To
głupie, ale w tym kryzysowym momencie, wisząc nad urwiskiem z
cichym przeświadczeniem, że śmierć będzie przynajmniej szybka,
Julia zaczęła przeklinać w myślach nie co innego, jak śliskie
podeszwy swoich granatowych trampek.
Willy podbiegł do
drzew rosnących nad przepaścią. Pochylenie terenu nie pozwalało
mu wystarczająco zbliżyć się do dziewczyny. Próbował szczekać,
jednak zamiast tego z jego pyska jak zwykle wydobył się dźwięk
przypominający jednoczesne skomlenie i warczenie. Mimo tego robił
to głośno i donośnie, jakby spodziewał się przybycia wybawcy w
miejscu, które jest całkowicie opuszczone i odludne.
- Willy! – dziewczyna krzyknęła
rozpaczliwie.
Chciała powiedzieć, by sprowadził
pomoc, jednakże nie zdążyła nic więcej dodać, gdyż korzeń,
którego się trzymała, zaczął wyrywać się z ziemi. W tej samej
chwili dotarło do niej, że znajdują się kilkanaście kilometrów
od Akademii, jedynego zamieszkanego przez ludzi miejsca okolic gór
Esenthor. Tylko stamtąd mogłaby otrzymać pomoc.
Pies wciąż nie przestawał szczekać.
Rozejrzał się nawet w poszukiwaniu wybawcy, zupełnie jakby słyszał
jej myśli. Gdy po chwili uznał, że nie ma to sensu, spojrzał na
właścicielkę z ciężkim sumieniem. Wtem zrobił coś zupełnie
nieoczekiwanego. Stanął na tylnych łapach, co zupełnie zaskoczyło
Julię. Wydawało jej się, że Willy zdaje sobie sprawę z powagi
sytuacji. Dlaczego zatem zaczął nagle pokazywać popisowe sztuczki?
Nie miała czasu dłużej zastanawiać się nad jego dziwnym
zachowaniem, gdyż zaraz potem wiele rzeczy wydarzyło się w tym
samym czasie. Wszystko działo się tak szybko, że przywodziło na
myśl pędzącą rzekę, spływającą do potężnego wodospadu.
Korzeń urwał się
w połowie. Julia krzyknęła przerażona. Nagle zza drzew wyskoczył
jakiś ciemny kształt. Dziewczyna mimowolnie pomyślała, że to
nieubłagana śmierć. Postać z nadnaturalną szybkością zbliżyła
się do krańca przepaści i w ostatniej chwili zacisnęła swą
mackę na ręce dziewczyny.
- O, nie! Nie myśl sobie, że tak
łatwo zabierzesz mnie na drugą stronę! – wrzasnęła Julia,
chociaż nie była do końca pewna, czy jakikolwiek dźwięk wydobył
się z jej ust.
- Uspokój się, wariatko! – syknęła
postać, ku jej zdziwieniu, ludzkim głosem.
To były ostatnie słowa, jakie
usłyszała przed omdleniem. Udało jej się jeszcze zarejestrować
potężny podmuch chłodnego wiatru, zatrwożone szczeknięcie
Willy’ego oraz oślepiający blask Magnasisa.
- Która godzina…?
Było to pierwsze, co udało jej się
z siebie wydobyć. Gdy otworzyła oczy, wszystkie kształty zlały
się w jedną całość. Musiała kilkakrotnie zamrugać, by wzrok
się wyostrzył. Po chwili podparła się na łokciu i rozejrzała
wokół. Leżała na łóżku przykrytym skórą dzika. Znajdowała
się w drewnianej chatce pogrążonej w półmroku i uszczelnionej
grubymi sznurami. W rogu pokoju w małej kozie wesoło tańczył
ogień, co dodało jej odrobinę otuchy. Poza drewnianym stołem
stojącym nieopodal, niewiele była w stanie zobaczyć ze względu na
spowijający resztę wnętrza mrok. W powietrzu unosił się zapach
mchu i palonego drewna. W pomieszczeniu były tylko dwa małe okna.
Zza szyb spoglądał na nią pogrążony w śnie księżyc. Julia nie
mogła uwierzyć, że jest już noc.
Pomyślała o Ronie. Na pewno bardzo
się o nią martwi! Na tę myśl wstała raptownie, jednak
momentalnie poczuła zawroty w głowie i wszechogarniające
osłabienie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i opadła bezwładnie
na łóżko, z którego przed chwilą się podniosła.
- Spokojnie, bo zrobisz sobie krzywdę
– niespodziewanie rozległ się czyjś głos.
Dziewczyna zamarła, nieświadoma
niczyjej obecności. Wtem z cienia wybiegł Willy i radośnie
wskoczył się na jej kolana. Julia zaśmiała się i mocno go
przytuliła. Poczuła przyjemnie miękką sierść zwierzęcia
ocierającą się o jej skórę. Przy nim nic jej nie groziło.
- Musisz wiedzieć, że masz
wspaniałego przyjaciela – dziewczyna dostrzegła zarys postaci
odcinający się na tle ciemnego wnętrza chaty. - Nie odstępował
cię na krok, gdy spałaś. Zdążyliśmy się już zapoznać.
- Kim jesteś? – zapytała.
- Z tego, co wiem, twoim
wybawcą - usłyszała po chwili.
- Dziękuję ci, kimkolwiek
jesteś - rzekła nieśmiało. - Uratowałeś mi życie.
Postać milczała. Julia była pewna,
że to mężczyzna, jednak nic poza tym. Jego twarz ginęła w
cieniu. W oczy rzucał się jedynie ciemny skórzany pas ze srebrną
klamrą. Reszta ubioru tajemniczego wybawcy była niewidoczna.
- Nie wiem jak udało ci się przybyć
nad urwisko akurat w tamtym momencie ani co skłoniło cię do
udzielenia mi pomocy, ale… - podjęła, jednak on jej przerwał.
- Wiem o wszystkim, co dzieje się w
Górach Esenthor. Wiatr halny niesie każdy
odgłos, a ja łapię go w locie. Ziemia przekazuje każde drganie, a
ja potrafię je wyczuć. Woda szepce mi, co widziała po drodze. Nic
nie umknie mej uwadze.
Barwa głosu mężczyzny zdradzała
jego młody wiek. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia lat. Julia
przełknęła ślinę zakłopotana i ścisnęła mocniej sierść Willy’ego.
„No nieźle – pomyślała – Przed chwilą prawie spadłam z
przepaści, a teraz trafiłam w ręce psychopatycznego mordercy”.
- Poza tym – ciągnął chłopak. –
Wiedziałem, że nie ratuję byle kogo.
- Co masz na myśli? – zapytała
zaniepokojona.
Z przerażeniem uświadomiła sobie,
że nieznajomy mógł jakoś poznać jej tożsamość. Zaczęła
obmyślać plan ucieczki. W myślach spekulowała, ile czasu mogłaby
zyskać, gdyby potraktowała psychopatę którymś ciosem pani Moon.
- Nie byle kto nosi na szyi Kamień
Magnasis – odpowiedział rozbawiony.
Jej dłoń odruchowo powędrowała na
pierś. Między palcami poczuła chłodny gładki kształt.
Odetchnęła z ulgą. Klejnot pozostał na swoim miejscu.
- Skąd wiesz co to za kamień? –
spytała cicho, nie kryjąc zdumienia.
Przez chwilę, wydającą się być
nieskończonością, panowała cisza.
- Miałem już do czynienia z tego typu
sprawami.
- Kim jesteś? – powtórzyła swoje
niedawne pytanie. Próbowała dojrzeć w mroku twarz nieznajomego. Na
próżno. – Jak masz na imię?
- Mam wiele imion. Mógłbym powiedzieć
nawet, że każdy nazywa mnie po swojemu.
- Ale chyba musi być to jedno, którego
używają wszyscy, prawda?
Znowu cisza.
- Owszem – rozległo się po chwili.
– Jest jedno.
- Jakie?
- Altharis.
Ha! Od razu wiedziałam że to on :3
OdpowiedzUsuńEhh, Juls głupku, jakbyś zginęła, to by cię wszyscy zabili :/ *fuck logic..*
Hmm no i Willy się na coś przydał! Dobrze że nie posłuchała Beth i go nie wywaliła.. chociaż kto go tam wie. Nadal nie jestem pewna czy to normalny pies. Chociaż gdyby był zmiennokształtny to by chyba się zmienił, gdy zobaczył że Juls spada.. tak sądzę.
Raaaany, z każdym rozdziałem przybywa mi pytań, a odpowiedzi jak nie było tak nie ma :C
Poza tym, opisy w tym rozdziale mnie dosłownie zahipnotyzowały. Siedziałam i jak urzeczona wpatrywałam się w ekran. Czułam się tak jakbym tam była.. najgorsze jest zawsze wybudzenie się z transu by napisać komentarz :C
Yup, mogę zgodnie stwierdzić, że opowiadanie strzeliło mnie w serce i już tam zostało ;-; w takim wypadku poproszę rozdziały częściej bo zwariuje :C
A Willy strasznie mi przypomina mojego Bajka ♥
Pozdrawiam! Do następnego :3
Uwielbiam, jak opisujesz swoje emocje po przeczytaniu rozdziału :D Naprawdę się cieszę, że opowiadanie tak Ci się spodobało :* Niestety nie możemy pisać częściej... W sumie, to wstawianie co tydzień to i tak jest często (w porównaniu do innych blogów), wiec nie masz co narzekać ;)
UsuńDziękujemy za miły komentarz ;*
To się zgłoszę jak już oficjalnie zwariuję i znajdę się w psychiatryku c: będziecie mnie miały na sumieniu :D zacznę udawać Juls i bd trzymać się łóżka, wrzeszcząc żeby Willy mi pomógł, bo spadam z przepaści i trzymam się tylko korzonka :D
UsuńDobra, co ja plotę >< w takim razie poniedziałek jest moim ulubionym dniem tygodnia :3
Coraz ciekawiej, coraz więcej zwrotów akcji i coraz bardziej tęsknie za Kyle'em !<3 Willy jest świetny i ciekawi mnie co się z nim stanie, kim się okaże :o I Altharis mmm, już się nie mogę doczekać więcej wątków z nim *-*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
onecityintheworld.blogspot.com
Bardzo nas cieszy to, ze nasze opowiadanie trzyma w napięciu :)
UsuńDzięki za komentarz!
Zostałaś nominowana do Liebster Awards ===> http://nieodkryta-kraina.blogspot.com/p/liebster-awards.html
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam. :) Myślałam, że tym tajemniczym wybawcom będzie Kyle albo Tristan, a tu taki zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńMam trochę mieszane uczucia co do Willy`ego. Z jednej strony zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel człowieka, ale z drugiej jest trochę inny niż zwykły pies. Jednak mam nadzieję, że nie zagrozi Julii. :)
Pozdrawiam. :)
Nominowałam cię do Liebster Awards :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadania, zazdroszczę.
szczegóły o nominacji: http://wybrani-opowiadonia.blogspot.com/