Witajcie! Mam nadzieję, że spodoba Wam się nowy rozdział. Niestety następny ukaże się dopiero we wtorek lub w środę z powodu wyjazdu mojej współautorki - Akwareli. Przepraszamy za to opóźnienie, ale mamy nadzieję, że nam wybaczycie :) Tymczasem zapraszam do czytania:
Julia siedziała na kanapie w
głównej komnacie Akademii, udając, że czyta książkę. Pomieszczenie stanowiło
centrum całego zamku – wychodziły od niego liczne korytarze, które stopniowo
rozgałęziały się w coraz mniejsze i węższe. Blondynka uśmiechnęła się, gdy
przypomniała sobie swój powrót do Akademii wraz z Kylem. Użyli wtedy Portalu,
który przeniósł ich na tę samą kanapę, na której właśnie teraz siedziała.
Pamiętała pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na niej reprezentacyjna część zamku.
Wtedy wszystko wydawało jej się nudne, staroświeckie i bez gustu. Pokręciła
głową z rozbawieniem. Z perspektywy trzech tygodni łatwo było dostrzec dwie
strony Akademii. Pierwsza – jak się okazało, pozorna –odpychała swoim
średniowiecznym wyglądem, mentalnością ludzi i ich odrębnym podejściem do
życia. Druga natomiast – ta, która okazywała się tą prawdziwą – intrygowała i
przyciągała swoją odmiennością. Z czasem te rzeczy, które wydawały się dziwne i
niepojęte, nabierały uroku. Niepowtarzalny klimat Akademii, starannie
pielęgnowana kilkuwieczna tradycja, inne spojrzenie na świat – to chwyciło za jej
serce do tego stopnia, że nie wyobrażała sobie żyć inaczej.
Dziewczyna skarciła się w duchu
za brak skupienia. Uniosła wyżej książkę i udała, że próbuje rozczytać długie słowo.
Jednocześnie bacznie obserwowała całą komnatę. U wylotów każdego z korytarzy
ciągle pojawiali się uczniowie, by już po chwili zniknąć z pola widzenia. Sala
rozbrzmiewała różnymi odgłosami – głośnym szumem rozmów i śmiechów, tupotem butów
o kamienną podłogę i trzaskiem drzwi osadzonych po całym pomieszczeniu. Za
oknami szalała burza, wzbogacając panujący w Akademii hałas donośnymi grzmotami
i hukami piorunów. Również z tego samego powodu nikt nie miał najmniejszej
ochoty, by wyjść na zewnątrz. Julia zastanawiała się, jak Altharis może sobie
radzić w taką pogodę, mając za osłonę jedynie drewnianą chatę na szczycie góry.
Ponownie zalała ją fala
wspomnień, tym razem z wczorajszego dnia. Tajemniczy nieznajomy nasuwał
nieprzerwany strumień pytań. Co właściwie zaszło? Jak wybawcy udało się znaleźć
w jej pobliżu akurat, gdy potrzebowała pomocy? Czy był to tylko czysty
przypadek? Skąd wiedział o Kamieniu Magnasis? I dlaczego zamieszkał w
opuszczonych górach Esenthor? Najgorsze chyba było to, że dziewczyna bardzo
chciała znowu się tam wybrać. Poprzedniego wieczoru wypadła z domku Altharisa,
rzucając przez ramię „Do widzenia i dziękuję ci jeszcze raz”, a zaraz potem
utworzyła resztkami sił Portal i przeniosła się z Willym do swojego pokoju w
Akademii. Rona nawet się nie zorientowała, że Julia wyszła poza teren szkoły.
Pomimo tego było to naprawdę nierozważne. Nie mogła ryzykować kolejny raz. Co
sobie wtedy myślała? Jej zadaniem jest przecież zniszczyć Aris! Gdyby ktokolwiek
doniósł Ronie, dyrektorka na pewno nie udzieliłaby pozwolenia na kolejne
samotne wyjście z Akademii.
A ona bardzo chciała znowu wyjść
z Akademii.
No właśnie. To było powodem jej
wczorajszego wypadu. Góry Esenthor. Tym razem od samego rana unikała patrzenia
w ich stronę. Nie chciała, by znowu zawładnęły jej umysłem. Nadal czuła zapach
lasu, powiew chłodnego wiatru na twarzy. Nadal miała przed oczami piękny zachód
słońca, niebo w odcieniach złota, czerwieni i szarości. Nadal widziała pod
powiekami góry o białych wierzchołkach, potężnych tytanów emanujących siłą i
energią. Nadal słyszała przepiękną muzykę przyrody - szum wody w strumieniach,
gwizdy ptaków, odgłosy lasu.
Nadal to wszystko czuła. Nadal
tęskniła za górami. I to uczucie ją niepokoiło.
Czy kryła się za tym jakaś magia?
Może to właśnie ona przegania ludzi z północnych ziem? Ale czy to w ogóle jest
możliwe? Tego właśnie chciała się dowiedzieć. A najlepszym sposobem na zdobycie
informacji jest wizyta w gabinecie Rony, którego ściany zastawione są aż po
sufit półkami z książkami. Na pewno musiały się tam kryć odpowiedzi na
wszystkie jej pytania.
Był jednak pewien problem. Rona
nikomu nie pozwalała wchodzić do swojego gabinetu, chyba, że ktoś miał stawić
się na jej osobiste wezwanie. Na pytanie dziewczyny, skąd ma brać podręczniki potrzebne
do nauki, odpowiedziała, że znajdzie je w bibliotece akademickiej. Nie
natrafiła tam jednak na żadne książki o tytułach, które mogłyby nasuwać
przypuszczenia, iż zawierają one obszerniejsze treści o magii, zaklęciach czy
Darach. Jedynie księga „Historia powszechna
Erry” zawierała krótką wzmiankę o Czarownikach, którą Julia znała niemal na
pamięć:
Rasie tej dał początek Dya-Sę (jeden z
czterech Ealarów). Czarownicy charakteryzują się tym, że posiadają Moc oraz
Dary. W przeciwieństwie do Strażników, każdy Czarownik posiada Dar, czyli
charakterystyczną dla niego zdolność magiczną, może jednak rozwijać również
inne zdolności magiczne. Każdy Czarownik posiada dwa Znaki - Dża-Sę - znak Mocy
i indywidualny dla każdego Znak Daru.
To wszystko, co jak na razie
wiedziała o sobie, jako o Czarowniku. Z pewnością posiadała Dar, ale poza wskazówką
Tristana, iż powinna go odkryć stosunkowo szybko, nie miała pojęcia czego się
spodziewać. Dziwne, że nie mogła znaleźć żadnych informacji, legend czy
czegokolwiek o Czarownikach… Miała nadzieję, że gdy już zacznie trening na
Czarownika, ktoś, kto zna się na rzeczy, będzie w stanie nauczyć ją czegoś
więcej.
Jeśli chodzi o Strażników,
wiedziała o nich naprawdę dużo. Znała historie najbardziej znanych posiadaczy znaku
Ta-Mir oraz specyfikę tej rasy. Biblioteka Akademii posiadała setki książek o
tej tematyce. Julia uwielbiała czytać wieczorami legendy o Wojowniku Purpurowego Światła czy podania o Murradzie Dobrym Strażniku. Opowieści te przenosiły ją w odległe
krainy pełne magii, niepojętych zjawisk i fantastycznych istot. Nie mogła
uwierzyć, że każdy dzień spędza w tym samym świecie. Do tej pory nie udało jej
się zobaczyć żadnego smoka, gryfa ani chochlika. Z każdym dniem stopniowo traciła
nadzieję na to, że kiedykolwiek je spotka. Na lekcjach nauczyciele skupiali się
na historii Wojen Pierwszej Ery, rodzajach Portali, geografii Erry i ćwiczeniu
zdolności Strażników. Nigdy natomiast nie było zajęć na temat magii i fauny
Aesii. Przez to Julia w ogóle nie wiedziała, co tak naprawdę może kryć ten
dziwny świat. Ta myśl bardzo ją przygnębiała. Rona kładła zbyt duży nacisk na
wychowanie dziewczyny na Strażnika, jakby zapominała, że jest również
Czarownikiem. A Czarownik powinien chyba wiedzieć, czym jest magia i jak sobie
z nią radzić.
Julia miała nadzieję, że wraz z
zakończeniem treningu na Strażnika to się zmieni. Nie zamierzała jednak czekać
tyle czasu. W tym celu przyszła dziś pod gabinet dyrektorki z postanowieniem,
iż zaczeka na idealny moment, aby wejść do niego niepostrzeżenie.
I właśnie nadszedł ten moment.
Klamka drzwi, na których
tabliczka głosiła napis Gabinet Dyrektora,
zaczęła się przekręcać. Drzwi cicho szczęknęły i otworzyły się. Stała w nich
Rona. Na jej twarzy po raz pierwszy malowało się roztrzepanie i konsternacja. Pod
pachami trzymała dużą ilość zwojów pergaminu. Gdy odwróciła się, by zamknąć
drzwi, część z nich upadła na kamienną posadzkę.
Szelest papieru zadziałał na tłoczących się w pobliżu
uczniów jak światło na ćmy. Momentalnie otoczyli dyrektorkę, chętni do pomocy
przy zbieraniu. Julia przewróciła oczami na widok ich reakcji, ale w duchu
cieszyła się, że szczęście jej sprzyja. Wstała z kanapy i ruszyła w ich stronę,
udając, że również chce wyciągnąć pomocną dłoń. Ku jej zadowoleniu pergaminy
rozsypały się tak, że były w dużej odległości od siebie, dzięki czemu uczniowie
wciąż musieli chodzić w te i we w te. To tworzyło pewnego rodzaju zamieszanie.
- Dziękuję wam bardzo, moi drodzy – powiedziała Rona z
lekkim roztargnieniem. Widać było, że coś musiało ją wcześniej wyprowadzić z
równowagi. – Mam dzisiaj ciężki dzień.
Julia
zaczęła powoli, niby bez celu, przesuwać się w stronę drzwi gabinetu. Gdy
znajdowała się półtora metra od nich, nagle poczuła, że ktoś stoi bezpośrednio
za nią.
- Hej, ty – usłyszała żeński głos.
Gdy się odwróciła, ku jej uldze okazało
się, że należał on do pulchnej dziewczyny o ciemnych włosach upiętych wysoko w
koński ogon. W rękach trzymała stos pergaminów. Wskazała podbródkiem coś na
prawo od blondynki.
- Zaraz wszystkie mi wypadną.
Mogłabyś wziąć tamten? – spytała uprzejmie.
Julia pobiegła spojrzeniem we
wskazaną stronę. Chodziło o zwój znajdujący się nieopodal. Schyliła się, podniosła
go i położyła na pergaminach trzymanych przez dziewczynę. Ta uniosła brwi,
dziwiąc się, że sama nie oddała Ronie zguby, jednak po chwili odwróciła się i
poszła w stronę dyrektorki. Julia wykorzystała chwilę i dopadła klamkę. Lekko uchyliła
drzwi i przecisnęła się do środka. Następnie zamknęła je delikatnie, nie robiąc
przy tym najmniejszego hałasu. Odetchnęła z ulgą.
Akcja
była trudna, jednak nie mogła użyć Portalu, by dostać się do komnaty. Warunkiem
teleportacji była dokładna znajomość miejsca docelowego, a ona była tu może dwa
razy w życiu. To skomplikowało plan Julii, jednak nie na tyle, by się z niego
wycofać. Na szczęście najgorsze było już za nią.
Dziewczyna
musiała działać szybko, gdyż Rona w każdej chwili mogła wrócić. Podeszła do
jednej z półek z książkami i zaczęła szukać wzrokiem czegoś ciekawego.
Towarzyszyło jej uczucie ekscytacji i ucisk w żołądku, spowodowane
świadomością, że robi coś zabronionego. Z drugiej strony, nikomu nie dzieje się
krzywda, więc czym się przejmować? Myśl, że jest w zakazanym miejscu napawała
ją niezdrową dumą, jakby właśnie udowodniła samej sobie, że jest do tego zdolna.
Prędzej czy później Rona sama będzie musiała pokazać jej któreś z tych ksiąg.
Julia
przebiegała wzrokiem po grzbietach kolejnych tomów…„Encyklopedia roślin według Parlada Sędziwego”…„Specyfika Etniczna Południowo-zachodniej Aesii”…„Historia Trzech Pierwszych Er”… Nic o
Czarownikach. Dziesiątki tytułów zlewały się przed jej oczami w jedną plątaninę
słów. Czy uda jej się znaleźć księgę, w której mogłaby przeczytać o Altharisie,
Zmiennokształtnych, smokach, elfach, Czarownikach i magii? A może to wszystko
nie było dla niej przeznaczone? Może było zamknięte, nieosiągalne niczym słodycze
ukryte przez rodziców przed dzieckiem? Może nie zasłużyła na taką wiedzę? Westchnęła,
odganiając natrętne myśli. Od zawsze miała skłonności do popadania w paranoję.
Wyszukiwała wszystkie możliwe powody, przez które coś jej się nie udawało. A
przecież trzeba się skupić na tym tu i teraz.
Oparła
się o półkę z książkami i utkwiła wzrok w marmurowym popiersiu, stojącym obok
biurka. Przedstawiał nieznanego jej mężczyznę. Może zmarłego męża Rony? Zapamiętała
jego imię, gdy przy pewnej rozmowie dyrektorka przelotnie o nim wspominała.
Terral. Wyraz twarzy mężczyzny zdradzał powagę i skupienie. Puste oczy zdawały
się obserwować całe pomieszczenie, w tym również Julię. Orli nos rzucał cień na
ciemnoszary policzek. Na szyi wyrzeźbiony został łańcuszek. Dziewczyna przypatrzyła
się biżuterii. Żaden artysta nie skupiał się na takich detalach. Jednakże w
Aesii mogło być inaczej. Tutaj wszystko było odmienne i niepojęte. Zaintrygowana
podeszła do popiersia. Okazało się, że łańcuszek w rzeczywistości okazał się
linią biegnącą wokół szyi. Przejechała palcem po wgłębieniu.
Przypomniał
jej się pewien film, w którym pod głową rzeźby znajdował się guzik
uruchamiający tajemniczą maszynerię. Może tutaj też tak było? Czy to możliwe,
aby architekci zamku wykorzystali tak często używany motyw ziemskich horrorów?
Wprawdzie zamek był budowany kilkaset lat wcześniej, gdy na Ziemi nie istniała
jeszcze elektronika, a co za tym idzie, również filmy.
- Co to ma do rzeczy? – mruknęła
Julia, poirytowana swoimi rozważaniami.
Mimo
to ciekawość zwyciężyła i dziewczyna położyła dłonie na chłodnej głowie
marmurowego mężczyzny. Starała się nie zwracać uwagi na karcące spojrzenie
podobizny. Ścisnęła mocniej wyrzeźbioną czaszkę i pchnęła ją do przodu.
Nie
miała pojęcia, dlaczego nie była zaskoczona. Dokładnie tego się spodziewała.
Podświadomie wiedziała, że popiersie nie stoi tu przypadkowo. Głowa odchyliła
się w tył, jakby była przytwierdzona do szyi na zawiasach. Okazało się, że we
wnętrzu znajdowała się mała skrytka, z której wystawała czarno-złota korbka. Dziewczynie
wydało się to bardzo kiczowate i przewidywalne, jednak nie protestowała. Czuła
coraz większe podekscytowanie. Zacisnęła palce na korbce i pokręciła nią kilka
razy. W tym samym momencie obok niej rozległo się dudnienie. Gdy odwróciła się
w stronę, z której dochodził dźwięk, okazało się, że w rytm poruszanej przez
nią korbki opuszczał się fragment jednej ze ścian. Przypominało to trochę
ziemskie automatyczne drzwi, jakie nierzadko znajdują się w centrach
handlowych. Opuszczona część ściany pozostawiła po sobie zionącą prostokątną
dziurę w ścianie.
Julia
podeszła do wylotu tajemniczego wejścia. Panujący wewnątrz mrok był
nieprzenikniony. Nie była w stanie dostrzec niczego, choćby nikłego światła
padającego na ściany pomieszczenia. Zaintrygowana, wyciągnęła rękę w głąb, prosto
w niezbadaną złowieszczą przestrzeń. Starała się wyczuć jakikolwiek kształt
wśród panującej ciemności. Próbowała na różnych wysokościach, jednak na nic nie
natrafiła. Zrobiła krok w przód i powtórzyła czynność. Na niewiele się to
zdało.
Z
początku miała w planach jedynie wejść do gabinetu, poszukać jakiejś przydatnej
księgi i przenieść się do swojego pokoju. Nie przewidziała natomiast tego, że
może zastać tu coś takiego.
Rona
mogła lada chwila wrócić. Dziewczyna nie powinna ryzykować, że dyrektorka dowie
się o jej odkryciu, a co gorsza – o jej włamaniu. Pomimo tego, musiała
sprawdzić, dokąd prowadzi wejście. Postanowiła działać, póki ma czas. Zdjęła z
szyi Magnasis i wyciągnęła przed siebie, niczym latarkę. Kamień dawał nikłe
światło, zupełnie jakby mrok odbierał całą jego energię. Mimo to czuła się
lepiej, mając go przy sobie. Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie.
Szła
szerokim na dwa metry korytarzem. Poruszała się wolno, krok za krokiem,
stawiając stopy z uwagą. Magnasis rzucał niebieskawe cienie na ceglane ściany, powiewające
pajęczyny przy suficie i nierówną kamienną posadzkę. Nie było tu okien ani
prześwitów między cegłami, spomiędzy których mogłoby przedostać się choć trochę
światła. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały zaczepy na pochodnie, jednak nigdzie
takowe się nie znajdowały. Chłodne powietrze niosło zapach wilgoci, kamienia,
ziemi i stęchlizny. Po kilku metrach z ciemności wyłoniły się spiralne schody
prowadzące na dół. Bez zastanowienia zaczęła schodzić po pierwszych stopniach. Jej
kroki odbijały się głuchym echem od ścian. Oprócz nich wokoło panowała absolutna
cisza. Dziewczyna poczuła, jak jeżą jej się włoski na karku. Równocześnie rosła
w niej ekscytacja, która nie pozwalała zawrócić w połowie drogi. Udało jej się
naliczyć pięćdziesiąt cztery stopnie, nim schody się skończyły. Zmierzyła wzrokiem
kolejny korytarz i ruszyła za przewodnikiem w postaci Kamienia Magnasis. Zastanawiała
się, ile jeszcze zakamarków i tajemnic kryje zamek. Na pewno nie wszystkie jego
części są udostępnione uczniom.
Nagle
dziewczyna ujrzała w oddali ciepły blask. Z każdym kolejnym krokiem stawał się
coraz wyraźniejszy. Po kilkudziesięciu metrach okazało się, że jego źródło kryło
się za zakrętem. Zastygła, nasłuchując, jednak nie dotarły do niej żadne
dźwięki poza cichym kapaniem wody. Wolno podeszła do zakrętu i przylgnęła do
ściany. Po chwili delikatnie wychyliła się, ciekawa, co zaraz zobaczy.
Za
zakrętem korytarz kończył się wejściem do niewielkiej kwadratowej sali. Julia
nie zauważyła żadnego ruchu, więc cicho przemierzyła korytarz i weszła do
pokoju. Mieścił się tam drewniany stół otoczony krzesłami, na którym stało
źródło światła – duża świeca. Pod ścianą stało kilka samotnych siedzisk i dwie
duże komody. Na ścianach nie było pajęczyn ani kurzu, a stół wyglądał na
czysty, podobnie jak reszta mebli. Być może Rona czasami przychodzi do tego
miejsca? Dziewczyna wkroczyła do pomieszczenia i otworzyła jedną z komód, po
czym zaczęła ją przeszukiwać. Nie wiedziała, czego szuka ani czego się
spodziewać. Pomimo tego przerzucała kolejne stosy kartek, pergaminów, kopert i
innych szpargałów z nadzieją, że znajdzie coś ciekawego.
W
jednej z szuflad jej wzrok przykuły książki leżące w głębi. Sięgnęła po nie i
ostrożnie wyjęła z wnętrza komody. Gdy spojrzała na tytuły, zaparło jej dech w
piersi. Nie wiedziała, czy przyprowadziła ją tutaj intuicja, czy był to po
prostu czysty przypadek, jednak udało jej się znaleźć to, po co przyszła. Grzbiety
tomów głosiły kolejno: „Starożytne Runy”,
„Magia Przedmiotów i Materii”, „Księga Czarów i Zaklęć”…i ta jedna…„Góry Esenthor - Mistycyzm Pogranicza
Dzikich Ziem i Aesii”. Tego właśnie szukała. Nie była gruba, jak na starą
księgę; miała najwyżej dwieście stron. Okładka była niepozorna - oprawiona w
płótno i wytarta w rogach. Pomimo tego Julia nie mogła doczekać się, aż ją
otworzy i zacznie czytać.
Niespodziewanie
dziewczyna usłyszała przytłumione ludzkie głosy. W jednej chwili ugięły się pod
nią nogi, a żołądek zrobił fikołka. Przerażona rozejrzała się wokół, jednak
nikogo nie zobaczyła. Gdy już chciała sprawdzić, czy ktoś nie zmierza w jej kierunku
korytarzem, uzmysłowiła sobie, że odgłosy dochodzą z góry. Przez podziemną
wędrówkę zupełnie straciła orientację i nie wiedziała, w której części Akademii
znajduje się ona i ludzie w pomieszczeniu wyżej. Zastygła w bezruchu i zaczęła nasłuchiwać.
- …jeśli wejdziemy tylnim wejściem
– rozległ się niski męski głos, który poprzedzała seria stukotów, jakby ktoś
właśnie wszedł do pokoju.
- Nie możemy tak ryzykować –
odpowiedział mu gładki tenor. Należał zapewne do młodego mężczyzny. –
Poczekajmy jeszcze jakiś czas.
- On ma rację – tym razem była to
Rona. Jej miękki, wysoki, ale stanowczy głos był bardzo charakterystyczny. –
Zresztą powtarzam wam to od początku.
Przez
chwilę panowała cisza.
- Pokaż jeszcze raz tą mapę,
Segelu – mruknął pierwszy mężczyzna.
- Którą, o panie? – zadrwił drugi
głos.
- Nie rób sobie żartów, bo
porozmawiamy inaczej!
- Panowie, spokojnie – rzekła ze
znudzeniem Rona.
Julia
wyobrażała sobie scenę rozgrywającą się piętro wyżej.
- Nie robię sobie żartów, Egorze –
rzucił Segel z irytacją. – To ty nie dajesz sobie nic wytłumaczyć.
- Długo mam czekać na tą mapę? –
zniecierpliwił się Egor.
Rozległy
się przytłumione szelesty pergaminu. Gdzieś w podłodze na górze musiała kryć
się dziura, skoro Julia tak dobrze słyszała, co dzieje się w sąsiednim
pomieszczeniu.
- Kto to rysował? – zapytał Segel.
- Ktoś z ludzi Borsuka – odparła
Rona. – Dostałam je jakieś dwa miesiące temu. Mówiłam im, że lepiej by było,
jakby od razu trafiły do Kruka, ale nalegali, bym je wpierw sprawdziła.
- Nie zaznaczyli kilku ważnych
punktów… - wymamrotał Egor. Chwilę potem krzyknął. – Isen, ile mam jeszcze
czekać?!
- Daj mi chwilę – odpowiedział mu
przytłumiony damski głos.
Julia była kompletnie
zdezorientowana. O co im chodzi?
- Rono, czy otrzymałaś już jakieś
informacje od Kruka? – zapytał Segel.
- Niestety, jeszcze nie –
westchnęła kobieta. – Swoją drogą, nie wiecie, co się u nich dzieje? Nie miałam
z nimi kontaktu od kilku tygodni.
- Byliśmy przez miesiąc w Ur-Haar.
Słyszałem, że stacjonują teraz gdzieś na wschodzie, ale poza tym nie wiem nic
więcej.
- Znalazłam – powiedziała jakaś
kobieta, wkraczając do pokoju.
Z każdym jej krokiem rozlegał się
głośny stukot. Była to zapewne wspomniana Isen.
- Rozłóż je tutaj – polecił Egor.
Po chwili zarechotał głośno. – No i jesteśmy w domu, skarbie! O to mi chodziło!
- Nie ciesz się zbytnio – mruknęła
z rezygnacją Isen. – Połowa jest zniszczona.
- Ale przynajmniej nie stoimy w
punkcie startu – odparł Segel, a ton jego głosu ujawniał, że się uśmiecha.
- W takim razie teraz pozostaje
nam tylko czekać – westchnęła.
Kobieta miała czysty niski głos
zdradzający średni wiek. Była równie poważna jak jej towarzysze.
- O, nie, moja droga. Nie mamy
czasu na obijanie się – rzekł Egor. –
Teraz musimy odnaleźć kogoś z ludzi Kruka, żeby mu wszystko przekazać. Zajmie
nam to zapewne kilka tygodni. Poza tym trzeba by kogoś wysłać do Wilka. No nic
– westchnął. – Jakoś damy radę.
- Musimy – dopowiedział cicho
Segel.
Przez chwilę panowała cisza, którą
ponownie przerwał młody mężczyzna.
- Ile będzie trwać szkolenie
Joalenny?
Było to pytanie skierowane do
Rony. Julia poczuła ucisk w żołądku, słysząc swoje prawdziwe imię. A więc ona
również była w to zamieszana?
- Jeszcze ponad miesiąc – odpowiedziała
dyrektorka. – Nie skończyła jeszcze treningu na Strażnika.
- Jak jej idzie? – zapytała Isen.
Rona zawahała się. Julia czekała
na to, co powie. Kobieta nigdy zbytnio jej nie chwaliła.
- Dobrze – powiedziała po chwili.
– Bardzo dobrze. Po zaledwie trzech tygodniach nauczyła się tworzyć fioletowe Portale.
Widzę w niej ogromny potencjał. Ma talent. Zastanawiam się, jaki ma Dar. Sądząc
po jej dotychczasowych zdolnościach, musi on być naprawdę potężny.
Julia
wypuściła powietrze z płuc. Czuła, jak szczęście i duma wypełniają każdą
komórkę jej ciała. Nie sądziła, że Rona może być z niej aż tak zadowolona.
- Na pewno – przyznała Isen. – W
końcu Azola była bardzo silnym Czarownikiem – imię mamy Julii wypowiedziała z
nabożną niemal czcią.
- Nie zapominaj o Aris – rzucił
ostro Segel. – Ona również jest potężna.
- Prosiłem was, abyście w mojej
obecności nie wypowiadali imienia tej bestii – warknął Egor.
- Nie przesadzaj – zaśmiała się
gorzko Rona. – Musimy ci przecież przypominać, z kim masz do czynienia.
- Tak właściwie, to współczuję
Joalennie – wtrąciła Isen zamyślonym tonem. – Wiadomo, że nie ma szans z Aris.
Zabijała wielu takich jak ta mała.
Julia
wydała z siebie zduszony okrzyk i szybko zakryła usta dłonią. Jednak
niedostatecznie szybko. W pokoju wyżej momentalnie zapanowała głucha cisza.
- Wy też to słyszeliście? – pierwszy
odezwał się Segel.
- Może to myszy?
- Gdzie, jak gdzie, Egorze, ale
nie w moim zamku – syknęła Rona. – Pójdę sprawdzić do gabinetu, zaczekajcie
tutaj. Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteście w Akademii.
Po
chwili rozległy się kroki dyrektorki i skrzypienie drzwi. Przerażona Julia
złapała książki i popędziła korytarzem, starając się nie robić hałasu. Serce
waliło jej jak oszalałe i była niemal pewna, że mogą je usłyszeć ci tajemniczy ludzie.
W jej głowie echem rozbrzmiewały głosy Isen, Segela i Egora. Kim mogli być i co
robili w zamku? Jeśli uda jej się stąd uciec zanim przyjdzie Rona, będzie musiała
wszystko dobrze przemyśleć, ułożyć fakty… Teraz jednak biegła do gabinetu, by
zamknąć wejście do podziemi.
Gdy
wreszcie dotarła do schodów, zaczęła przeskakiwać po parę stopni naraz. Przez
pośpiech kilka razy się potknęła, raz uderzyła w goleń. Rzuciła kilka
nieprzychylnych słów i pobiegła dalej. Musiała zdążyć. Wpadła do gabinetu i od
razu dopadła popiersia z korbką. Jej oczy nie przywykły do światła, jednak nie
mogła pozwolić, by to opóźniło jej ruchy. Błyskawicznie zaczęła kręcić
mechanizmem w przeciwną stronę, modląc się w duchu, by się nie zaciął. Na
szczęście ściana sprawnie i szybko wróciła na swoje pierwotne miejsce.
Dziewczyna
ścisnęła jedną ręką książki, a drugą przecięła powietrze. Portal pojawił się
natychmiast. Kolejna porcja światła jeszcze bardziej ją otępiła, jednak bez
ociągania się zrobiła krok wprzód. Po chwili poczuła wybawcze uczucie mrowienia
w całym ciele, towarzyszące każdej teleportacji.
Julia
wylądowała na łóżku w swoim pokoju. Księgi wypadły jej z rąk i upadły na
podłogę. Sięgnęła na pierś i z ulgą natrafiła na twardą powierzchnię Kamienia
Magnasis. Nie wierzyła, że udało jej się uciec na czas. Miała nadzieję, że Rona
niczego się nie domyśli.
Kiedy
była już bezpieczna, nasunęło jej się milion pytań bez odpowiedzi. Kim byli ci
ludzie? Dlaczego nie powinno ich być w Akademii? Czy rozmawiali o czymś, co
może dotyczyć jej przyszłości? Czy powinna się bać? Jak ma sobie poradzić z
Aris po tym, co usłyszała?
Właśnie
w chwili takiej, jak ta, pragnęła, by móc być blisko Kyle’a. W tym momencie
podwójnie odczuła brak jego obecności. Mogłaby mu wszystko opowiedzieć. Mogłaby
zdradzić mu wszystkie sekrety z czystym sumieniem, bo wiedziała, że nigdy ich
nie wyjawi. Mogłaby mu zaufać. A on wiedziałby, co zrobić i co o tym wszystkim
myśleć. Wtem poczuła ukłucie w sercu. Tęskniła za nim. Musiała przyznać, że z nim
czuła się bezpiecznie, nawet jeśli czasem działał jej na nerwy.
Willy
usiadł przed nią i przekrzywił łeb.
- Cześć piesku – mruknęła, drapiąc go za uchem.
– Co tam u ciebie? Bo ja przed chwilą prawie umarłam na zawał.