JULIA
- Magnasis?
Julia z
powątpiewaniem wpatrywała się w popielaty klejnot. Takich kamieni było mnóstwo.
Nie mogła uwierzyć, że jest poszukiwany od siedemnastu lat – wyglądał zbyt
zwyczajnie. To tak jakby zachwycać się jednym ziarenkiem piasku na pustyni.
Wokoło jest milion identycznych. Niezwykłość Kamienia Magnasis zdradzała
jedynie wyszukana nazwa i nienaganny szlif.
Dziewczyna
przeniosła wzrok na Tristana. Wciąż oglądał klejnot niczym fachowiec. Ważył go
w dłoni i lekko pukał palcem.
- Skąd go masz? – zapytał,
pieszcząc Magnasis spojrzeniem pełnym pożądania.
- Z domu… - odpowiedziała cicho. –
Mama dała mi go dawno temu. Mówiła, że znalazła go nad morzem…nie wiedziałam,
że pochodzi z Aesii – nie czuła się dobrze okłamując go, ale wiedziała, że całą
prawdę powinna zatrzymać dla siebie.
- Jasne, nad morzem – szepnął
chłopak, jednak bez cienia ironii. - Jest cudowny.
Jego
oczy błyszczały z zachwytu. Nagle poderwał się, jakby o czymś sobie przypomniał
i spojrzał na Julię.
- Weź go – polecił.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Dziewczyna
podniosła brwi.
- Po co?
- Weź go – powtórzył, tym razem z
naciskiem i z niemal nabożną czcią podał jej klejnot.
Julię
zdziwiła nagła prośba Tristana, ale posłusznie wzięła przedmiot. Gdy dotknął
jej skóry, poczuła bijący od niego miły chłód. Wpasował się w zagłębienie dłoni
dziewczyny niczym puzzle. Nagle poczuła mrowienie w ręce, które stopniowo przerodziło
się w łaskotanie. Przez chwilę myślała, że jedynie jej się to wydaje, jednak
wibracje narastały. Miała dziwne przeczucie, że coś zaraz się wydarzy, zupełnie
jak w filmach grozy, gdy główny bohater słyszy ciche tajemnicze stukoty, zdradzające
obecność potwora gdzieś w pobliżu.
Zaskoczona,
ale również trochę przestraszona, spojrzała na Tristana. Uśmiechnął się w
odpowiedzi. Chyba spodziewał się takiej reakcji Kamienia Magnasis na jej dotyk.
W pewnej chwili, gdy wibrowanie było tak mocne, że jej dłoń zaczęła trząść się w
jego rytm, Julia doznała dziwnego uczucia. Choć wiedziała, że to niemożliwe,
niemal poczuła, jakby coś dotykało jej umysłu. Chłodna i przyjemna macka,
delikatne tchnienie morskiej bryzy. Doznanie jednocześnie obce, dziwne, jak i
przyjemne, hipnotyzujące. Podświadomie, trochę w odruchu obronnym, odgrodziła
swoje myśli od macki murem, jednak ta napierała; z początku lekko, jednak po
chwili z całych sił, aż bariera nie wytrzymała i rozsypała się w popiół,
zostawiając zionącą dziurę zapraszającą do wejścia.
I wtedy
to się stało. Matowa powierzchnia kamienia rozbłysła błękitnym oślepiającym
światłem, które zalało niemalże cały pokój. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła, jak
Magnasis staje się biały, prawie przezroczysty. Nawierzchnia kamienia zaczęła
mącić się niczym woda. Nie wiadomo skąd pojawiły się granatowe plamki. Zaczęły
pochłaniać szarość, tym samym łącząc się w jednolity kolor..
Julia nigdy
nie widziała podobnego odcienia niebieskiego. Był taki żywy, głęboki i czysty… Od
razu przywiódł jej na myśl nie odkrytą i tajemniczą głębię oceanu. Gdy
przechyliła go, udało jej się zauważyć szybko przemykający błękitno-zielony
połysk, wesołe mrugnięcie. Z czasem oślepiające światło zaczęło słabnąć, aż w
końcu całkiem zniknęło wraz z wibracjami. Po kredowym matowym minerale nie było
śladu. Teraz Julia trzymała w dłoni piękny skarb, mieniący się delikatną
zielonkawą poświatą.
- Co to było? – wydusiła wreszcie,
nie kryjąc swego zdumienia.
Podniosła
wzrok na Tristana i ujrzała, że nie jest zaskoczony. Na jego twarzy widniał
szeroki uśmiech.
- Magnasis jest kamieniem
Czarowników – odezwał się po kilku sekundach. – Wzmacnia działanie mocy i daje
niewielką ochronę. Kiedyś było ich piętnaście, ale dużo z nich zostało
zniszczonych albo zgubionych w czasie wojen. Ten, który trzymasz, jest ostatnim.
Jeśli kamień rozbłyśnie oznacza to, że osoba, która go trzyma, posiada Dar.
- Dar? – dziewczyna wytrzeszczyła
oczy. – Chcesz powiedzieć, że mam Dar?
- Na to wygląda – uśmiechnął się w
odpowiedzi. – Co drugi Czarownik ma Dar, więc to nic dziwnego.
- Mam Dar… – Julia spojrzała na
swoje dłonie. – Jak myślisz, jaki?
Czuła
się szczęśliwa i wyjątkowa. Nie mogła w to uwierzyć. Wydawało jej się, że to wszystko jest tylko szalonym snem, z
którego zaraz się obudzi. Miesiąc wcześniej za nic w świecie nie poszłaby do
wróżki, która przepowiadała przyszłość. Uważała, że to świetna okazja, by zbić
dużo pieniędzy na zdesperowanych naiwniakach. Zawsze można wymyślić coś na
poczekaniu, to nie wymaga wysiłku. Dziś natomiast okazało się, że sama posiada
magiczne zdolności. Jeśli poświęci dużo czasu na ćwiczenia, będzie mogła ich
używać w dowolnym miejscu i czasie. Czy to dzieje się naprawdę?
- Znając cię, obstawiałbym
superszybkie zadawanie pytań. Mogłabyś tym zabić niejednego przeciwnika – rzucił
z przekąsem, a gdy Julia spiorunowała go wzrokiem, zachichotał. – Dar trzeba
odkryć. Nie dowiesz się jaką masz moc z dnia na dzień. To może trochę potrwać. Natomiast
biorąc pod uwagę fakt, że masz Magnasis, zapewne odkryjesz go stosunkowo
szybko.
Dziewczyna
pokręciła w zamyśleniu głową i zacisnęła dłoń na klejnocie.
- Skąd ty to wszystko wiesz? –
zapytała, podnosząc wzrok na Tristana.
- Zajęcia z teorii – odpowiedział
chłopak, wzruszając ramionami, jednak jej uwadze nie umknął dziwny błysk w jego
brązowych oczach.
Tej
nocy Julia miała koszmary. Śnił jej się Tristan, który z krzykiem ciął nożem
pierś wielkiego lwa. Zraniona bestia wyła żałośnie, na twarz chłopaka tryskała
krew. Lew rzucił się na swojego oprawcę. Oboje zachwiali się i przewrócili na
ziemię, nie przerywając walki. Julia chciała odciągnąć Tristana od zwierzęcia,
ale nie mogła zrobić ani jednego kroku wprzód. Stała i patrzyła na krwawą rzeź,
niezdolna do wykonania choćby najmniejszego ruchu. Sen był przerażająco
realistyczny. Bestia przykryła chłopaka swoim ciałem, gryząc na oślep.
Kotłowanina była przerywana pomrukiwaniami, okrzykami i warkotem. Na ziemi
pojawiła się kałuża krwi. Wokół dziewczyny zacisnęły się sidła przerażenia, przenikającego jej kręgosłup niczym olbrzymi sopel lodu. Poczuła, jak narasta w
niej panika, potęgowana przez fakt, że nie wiedziała, z czyjej rany leje się
krew. Dopiero, gdy Tristan zrzucił z siebie ciało lwa przebite nożem,
odetchnęła z ulgą. Jednak spokój dziewczyny nie trwał długo. Kot resztkami sił
odwrócił głowę w jej stronę i napotkał jej wzrok.
To nie
były oczy zwierzęcia. To były oczy człowieka. Krył się w nich strach, ale i
determinacja. Z ust Julii wyrwał się zduszony okrzyk. Teraz nie była już pewna,
czy właśnie patrzyła na zwierzę, czy na człowieka. Chciała podbiec do niego,
pomóc, zatamować wypływającą z piersi posokę, jednak wciąż nie mogła się ruszyć.
Lew zadrżał i po chwili wyzionął ducha. Zamiast ulgi spowodowanej wygraną
Tristana, dziewczyna poczuła przeraźliwą pustkę, wszechogarniającą rozpacz,
jakby właśnie straciła kogoś bardzo bliskiego. Gdzieś w jej sercu zaczęły
narastać żal i uraza , choć sama nie wiedziała do kogo były one skierowane.
Dopiero po chwili przeniosła wzrok na bruneta. Stał chwiejnie obok zabitego
kota, ciężko dysząc. Jego czarne włosy były zlepione potem i krwią. Czekoladowe
oczy stały się nienaturalnie czerwone, dawna inteligencja i czułość ustąpiły
miejsca szaleństwu. To nie lew był tu bestią.
Powoli
podniósł głowę i popatrzył dziewczynie w oczy.
- To dla twojego dobra…- powiedział, jakby chciał przekonać nie tylko
ją, ale i samego siebie.
Potem wszystko pochłonęła
ciemność.
Julia obudziła się z krzykiem i
gwałtownie usiadła na łóżku. Była zlana potem, włosy przykleiły jej się do
twarzy. Rozejrzała się po pokoju spodziewając się, że ujrzy w nim lwa, ale wokół
stały tylko znajome meble. Odetchnęła z ulgą, jednak wciąż drżała na samą myśl
o upiornym koszmarze. Bez zastanowienia otworzyła szufladę szafki nocnej. Ciemnoniebieski
Kamień Magnasis jarzył się delikatnym błękitnym blaskiem. Wzięła go w dłonie. W
tej samej chwili wizja Tristana i lwa odeszła w zapomnienie. Klejnot przywrócił
jej spokój. Uśmiechnęła się i delikatnie odłożyła go z powrotem do szuflady.
Kiedy na powrót położyła głowę na poduszce, czuła się o wiele lepiej, jednak melancholijna
i straszna atmosfera snu oraz ryk bólu drapieżnika zostały w jej umyśle aż do
rana.
Następnego dnia Julia wstała niewyspana. Po koszmarze z
lwem i Tristanem zaznała jedynie dwóch godzin niespokojnego snu. Walcząc z
sennością ubrała się, umyła zęby, parę razy przeczesała włosy szczotką i
przewiesiła torbę przez ramię. Wybiegła z pokoju ze świadomością, że jest już
spóźniona. Klucze były na samym dnie torby, więc wyjątkowo nie zamknęła drzwi.
Wszyscy uczniowie są teraz na zajęciach, więc może być spokojna. Z czystym sumieniem
popędziła przez korytarz, mając nadzieję, że nauczycielka nie będzie miała za
złe jej spóźnienia.
DIANA
Gdy
Julia zniknęła za rogiem korytarza, Diana wyszła z cienia. Rozejrzała się, by
upewnić się, że nikt jej nie obserwuje. Błyskawicznie podkradła się pod drzwi
pokoju Julii. Otworzyła je cicho i weszła do pomieszczenia. Od razu zauważyła,
że jest większy od pozostałych. Westchnęła poirytowana. „Wszyscy traktują ją
jak księżniczkę” - pomyślała. Nie rozwodząc się dłużej nad myślami o Julii,
zaczęła przetrząsać najbliższe półki i szuflady. Nie była pewna, czego
właściwie szuka, ale wiedziała, że to znajdzie. Każdy ma swoje sekrety, a
sekrety Julii muszą być bardzo kuszące. Aż same się proszą, by wyszły na
światło dzienne. A ona była gotowa z radością spełnić to życzenie.
Po
przeszukaniu wszystkich półek w szafie, podeszła do biurka. Starała się
odkładać wszystko na swoje miejsce, tak jak było przedtem. Nikt nie może
dowiedzieć się, że tu była. Jednocześnie musiała dbać o czas. Ona także ma
teraz zajęcia. Miała nadzieję, że uda jej się coś znaleźć, zanim minie pierwsza
lekcja. Kiedy przeszukała pierwszą szufladę i otworzyła drugą, poczuła
ściśnięcie w żołądku. Wyjęła z niej stos rysunków i z walącym sercem zaczęła je
przeglądać. Na wszystkich widniała twarz Kyle’a. Było ich mnóstwo. Dianie udało
się naliczyć piętnaście, póki nie upomniała się w myślach, że ma mało czasu. Gdy
odłożyła kartki na swoje miejsce, w jej głowie rozbrzmiał gniewny głos: „Jakim
prawem?!”. Ta mała smarkula jeszcze jej za to zapłaci. Nikt nie może odebrać
jej Kyle’a. Diana miała do czynienia z dziesiątkami dziewczyn takich, jak
Julia. Gdy tylko dowie się co ukrywa, dopilnuje, by już nigdy już nie weszła
jej w drogę.
Wkrótce
przekonała się, że ani szafa, ani biurko nie skrywają żadnych większych
tajemnic rywalki. Została już tylko szafka nocna. Otworzyła ją. Jej spojrzenie od
razu przykuł kamień koloru morza, bijący delikatnym błękitnawym blaskiem. Momentalnie
gniew ulotnił się z niej, jak powietrze z balonu. Zaintrygowana, wzięła go do
ręki. Nie był ciężki, chociaż zajmował jedną czwartą jej dłoni. Obróciła
znalezisko w dłoniach. Jego barwa była urzekająca. Klejnot był oszlifowany i
wypolerowany z największą precyzją. Musiał być bardzo drogocenny i z jakiegoś
powodu niezwykle ważny dla Julii. Nikt nie trzyma zwykłego kamienia tuż przy
łóżku, na wyciągniecie ręki. Diana spojrzała na pozostałą zawartość szafki
nocnej. Książka, parę ołówków i długopisów. Nic więcej. Ponownie zerknęła na
trzymany w dłoni klejnot i uśmiechnęła się szeroko. Skoro sekrety Julii są jednak
niedostępne, będzie musiała trochę zmienić strategię.
TRISTAN
Chłopak wyjął z szafy kolejną bluzkę i starannie złożył ją
w kostkę, po czym położył na łóżku. Przez chwilę zastanowił się, o czym jeszcze
mógł zapomnieć, jednak przemyślenia przerwało mu pospieszne pukanie do drzwi.
Sekundę później do pomieszczenia wpadła Julia. Jej twarz wyrażała przerażenie. Tristan
wyprostował się, wiedząc, że to nie zwiastuje nic dobrego.
- Tristanie, stało się coś
strasznego… - zaczęła, dysząc ciężko. Widać było, że biegła.
- Mów – ponaglił ją brunet.
- Nie wiem jak to się mogło stać…
- Powiesz mi wreszcie co się
stało?
Julia
popatrzyła na niego wzrokiem winowajcy. Wzięła wdech i złapała się rękoma za
głowę.
- Magnasis zniknął. – wyszeptała
zdesperowanym głosem.
- Jak to zniknął?! – krzyknął
Tristan. Poczuł, że jego nogi słabną.
- Kiedy wróciłam z zajęć, już go
nie było.
- Zgubiłaś go?!
- To nie moja wina – dziewczyna
wyciągnęła do niego dłoń, jednak on się odsunął. Wbił wzrok w podłogę dysząc. –
Niemożliwe, bym go zgubiła. Całą noc leżał tuż obok mnie, w szafce nocnej. Ktoś
musiał go wziąć.
- Kto? Kto jeszcze wiedział o
Magnasis? – spytał ostro, nie podnosząc wzroku. Aż się w nim gotowało.
- Nikomu o nim nie mówiłam – Julia
starała się zachować spokój, jednak w jej głosie dało się usłyszeć nutę
rozpaczy.
- Może po prostu gdzieś spadł.
Chodź, poszukamy go.
Oboje
pobiegli do jej pokoju. Tristan otworzył szafkę nocną i przetrząsnął całą jej
zawartość. Następnie przeszukał pod poduszką, na biurku i w szafie. Bez
rezultatów.
- Też go szukałam – powiedziała
smutno Julia.
- Jak…jak mogłaś spuścić go z
oczu?! – krzyknął na dziewczynę, opierając się o drewnianą ramę łóżka.
- Był tutaj przez całą noc. Myślałeś,
że będę paradować po całej Akademii z najbardziej pożądanym klejnotem Aesii?! –
teraz również ona traciła nad sobą panowanie.
- Być może! Na pewno nie
zostawiałbym go na wierzchu w otwartym pokoju!
- Był w szufladzie, nie na
wierzchu. Nie zgubiłam go, ktoś musiał go wziąć…
- Kto?! Kto mógłby go wziąć?! Ja
nie mówiłem nikomu o Magnasis i ty też nie, więc kto mógłby to zrobić?!
- Nie wiem! Masz lepszą teorię?!
- Owszem, mam – rzucił ze złością
chłopak. – Zgubiłaś go i nie chcesz się przyznać.
- Przestań mnie oskarżać, nie masz
podstaw! Przysięgam, nie zgubiłam go. Ktoś musiał go stąd wziąć – powtórzyła
dobitnie Julia.
- Daj znać jak dowiesz się kto to
taki – odparł z ironią. – Mam dość twoich tłumaczeń.
Tristan
opuścił pomieszczenie. Julia pobiegła za nim. Kiedy wrócili do pokoju chłopaka,
powiedziała:
- Słuchaj, nie chcę się kłócić.
Wiem, że nie powinnam zostawiać go w otwartym pokoju. Bardzo się spieszyłam na
zajęcia i pomyślałam, że nic się nie stanie, jeśli nie zamknę drzwi. Rozumiem,
że to mnie nie usprawiedliwia., ale…stało się. Nie potrafię cofnąć czasu.
Jestem pewna, że ktoś zakradł się do mojego pokoju i ukradł Magnasis.
Tristanowi
cisnęły się na usta oskarżenia i obelgi, jednak jedynie westchnął.
- W porządku. Wierzę ci. Po
prostu…Magnasis jest bezcenny. To, że zniknął to wielka strata. - po chwili
rzekł bardziej opanowanym tonem, a w myślach dopowiedział: „Jestem zrozpaczony, że do tego doszło.
Odkryliśmy, że kamień, który masz od dziecka jest kamieniem Czarowników, poszukiwanym
od ponad dekady, a my nie cieszyliśmy się nim nawet jeden dzień”.
Chłopak
opadł zdołowany na łóżko. Parę koszul spadło z wierzchu starannie ułożonych
stosów. Po chwili zorientował się, że Julia patrzy pytająco na rzeczy
przygotowane przez niego do spakowania. Gdy już miał coś powiedzieć, dziewczyna
niespodziewanie uklękła przy jego torbie podróżnej, otwierając szeroko oczy ze
zdziwienia. Sięgnęła ręką w głąb i zaczęła czegoś szukać. Tristan oparł się na
łokciu, nie wiedząc, co się dzieje. Wreszcie wyjęła z torby… Kamień Magnasis.
- Czy chcesz mi coś wyjaśnić? –
spytała oschle, ukazując mu błyszczący klejnot.
Brunet
poderwał się z łóżka.
- Co? – zdziwił się. – Był w mojej
torbie?
- Nie udawaj. Myślałeś, że uda ci
się go tak po prostu zabrać?
- O czym ty mówisz? Nie miałem
pojęcia, że jest u mnie.
- Z pewnością. Gdzie się
wybierasz? – spytała ostro.
- Ach, tak…- podrapał się w tył
głowy, tak jak zawsze, gdy się denerwował. – Zapomniałem ci powiedzieć…muszę
jechać do ciotki. Zaprosiła mnie do siebie na jakiś czas.
- Teraz? Tak nagle?
- Niegrzecznie byłoby odmawiać,
rozumiesz…mieszka sama w dużym domu…czasem potrzebuje kogoś do towarzystwa.
- Hmm…ciekawe. Nigdy mi o niej nie
wspominałeś. Jak się nazywa?
- Eilidh.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Za pół godziny.
- Kradniesz Magnasis wciskając mi
ściemnione imię ciotki?
- Nie ukradłem go, ani nie kłamię! - cierpliwość bruneta powoli się kończyła. - Musisz mi uwierzyć!
- Tak samo jak ty przed chwilą nie
chciałeś uwierzyć mi? – zaśmiała się Julia. – W takim razie co Magnasis robił w
twojej torbie?
- Nie mam pojęcia. Może ktoś go
podłożył.
- Teraz wierzysz w tajemniczego
złodzieja? To by się zgadzało. Ktoś ukradł z mojego pokoju kamień, by podłożyć
go tobie.
- Możliwe – odparł Tristan,
wiedząc, że ich kłótnia zmierza w złym kierunku. Musiał coś zrobić, jakoś jej
wszystko wytłumaczyć, a razem na pewno dojdą do tego, co naprawdę się stało…
- Ty jesteś złodziejem, Tristanie,
oboje dobrze to wiemy – powiedziała Julia, lustrując go zimnym spojrzeniem.
Zawsze, gdy na niego patrzyła, jej wzrok był ciepły i czuły, teraz jednak było
zupełnie inaczej. Cała chęć wytłumaczenia sytuacji i pogodzenia się z
dziewczyną nagle całkowicie z niego wyparowała. To było poważne oskarżenie.
- Naprawdę myślisz, że zrobiłbym
coś takiego?!
- A mam inne wyjście? – spytała. –
Przykro mi, ale nie mam już do ciebie zaufania. Jeszcze na nikim się tak nie zawiodłam,
jak na tobie.
- Nie, to ja zawiodłem się na
tobie. Nie mieści mi się w głowie, że naprawdę wierzysz, iż jestem zdolny do
takich rzeczy.
- Miłego pobytu u Eilidh. Pozdrów
ją ode mnie.
Po tych
słowach wstała, po czym wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.