piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 25


            Julia spakowała do skórzanego worka marynarskiego ostatnią koszulę. Dzień wcześniej Rona przyniosła jej stertę ubrań na czas wyprawy. Dziewczyna nie mogła przecież pokazać się Aesii w swoich ziemskich trampkach, dżinsach i bawełnianej bluzce – zestawie, który nosiła przez ostatni miesiąc. W zbiorze przyniesionym przez dyrektorkę znajdowały się koszule podróżnicze, proste, lniane spodnie, wełniana narzutka o miłym, charakterystycznym zapachu owiec, długa do ziemi ciemna peleryna z kapturem, wysokie buty z twardej, garbowanej skóry i mocnymi podeszwami, chusty i damski regionalny kapelusz, jaki nosiły kobiety żyjące w esenthorskich wioskach. Ten ostatni podobał się Julii najbardziej z całej garderoby. Był sztywny, niski, ale stożkowaty, o niewielkim wklęśnięciu na środku. Podbity był miękkim jasnym futerkiem lisim, natomiast z zewnątrz wykonany był z delikatnej skóry cielęcej. Harmonijny beż przełamywały przyczepione z przodu złotą klamrą krótkie, połyskujące w świetle, szkarłatne piórka. Kształt i barwa czapki były jakby stworzone do owalu twarzy Julii. Gdy po raz pierwszy założyła ją i stanęła przed lustrem, uzmysłowiła sobie z niejakim smutkiem, że dziewczyn z Esenthor nie stać na tak bogato wykonane nakrycia głowy. Pomimo czerpania formy ze swoich regionalnych odpowiedniczek, czapka Julii emanowała przepychem. Nie podobało jej się to. Zdawała sobie sprawę z tego, że aby zrozumieć dobrze istotę cierpienia ludu Aesii, i tym samym być w stanie mu pomóc, powinna przede wszystkim poznać smak biedy, w jakiej przychodzi mu żyć. Tymczasem Rona, wraz z innymi, wysyłała ją pięknie ubraną, pachnącą i śliczną, niczym jakiś nieszczęsny prezent przewiązany wstążką. Zupełnie, jakby wizja bitwy życia czekającej u kresu wędrówki i świadomość możliwej śmierci w torturach w ogóle nie istniały. Dziewczyna czuła, że w mniemaniu całego zbuntowanego narodu, taki los był nie tyle jej obowiązkiem wobec państwa, co wręcz swoistym zaszczytem. Ludzie marzyli o niepodległości i nikt nie liczył się specjalnie z jej strachem, oraz poczuciem samotności. Bo gdyby miała jakiś wybór, dzięki któremu nie byłaby teraz prezentem czekającym na wysyłkę, już dawno by jej tu nie było.
            Po ściągnięciu rzemienia worka, wstała z łóżka i ogarnęła wzrokiem cały pokój. Przyzwyczaiła się do niego i myśl, że najprawdopodobniej już nigdy nie będzie jej dane w nim spać, smuciła ją. Przez cały czas, jaki spędziła w Akademii, tak wiele zmieniło się w jej życiu. Przede wszystkim czuła, że ona sama się zmieniła. Nie potrafiła sobie jednak odpowiedzieć na ważne pytanie – była to zmiana na lepsze, czy gorsze? Którą Julię wolała – radosną i pozytywną, czerpiącą życie pełnymi garściami, kochającą bawić się bez konsekwencji i tańczyć, niczym szalona, wygłupiać z paczką na lekcjach biologii w liceum, czy może tą, którą widziała od jakiegoś czasu w lustrze – o zagubionym, rozkojarzonym wzroku, zaciśniętych w pięści dłoniach, sprzecznych emocjach i tragicznych myślach?... Pokręciła głową. Życie doprowadziło ją swymi pokrętnymi ścieżkami w to miejsce, postawiło przed nią konkretny cel, kazało zaakceptować nowe warunki, nie dało jednak pozwolenia na odwrót. Dlaczego wszystko musiało być tak niesprawiedliwe?
            Marzyła o spotkaniu z Azolą. To o niej myślała codziennie przed zaśnięciem. Tęskniła za dotykiem dłoni matki na policzku, za jej ciepłym spojrzeniem, za pogodnym i spokojnym usposobieniem. Za chwilami, będącymi teraz odległymi wspomnieniami, w których matka siadała na tarasie w wiklinowym fotelu i popijając mocną zieloną herbatę, wpatrywała się w zachmurzone niebo. Może myślała wtedy o niebie, które rozpościerało się nad nią błękitnym płaszczem wiele lat wcześniej – w jej ojczyźnie, Aesii? Julia nie znała odpowiedzi na to pytanie, wiedziała jednak, że obserwowanie mamy, odciętej jakby niewidzialną barierą od szumu Chicago, sprawiało dziewczynie przyjemność. Nie ukrywała, że były ze sobą bardzo zżyte. Miały tylko siebie. Teraz Julia żałowała, że nie dowiedziała się o swoim pochodzeniu znacznie wcześniej. Matka mogła przekazać jej tyle wspomnień duszonych przez lata w sercu. Opowieści, które poznawała z ksiąg, w ustach matki nabrałyby znacznie głębszego i bardziej osobistego znaczenia. Opowiadałaby bowiem o ich wspólnych przodkach, o ich dziedzictwie i historii, od której nie sposób było się oderwać. Choć Julia usilnie próbowała ukryć przed samą sobą tego typu myśli, czuła podświadomie, że możliwe, iż już nigdy nie usłyszy głosu Azoli. To przeczucie napełniało ją niewiarygodną rozpaczą i poczuciem pustki. Najgorsza była jednak niepewność, wieczne oczekiwanie na jakiś sygnał i frustracja powodowana własną bezsilnością.  
            Julia westchnęła i przeszła powoli przez pomieszczenie. Oto właśnie minęły dwa miesiące pobytu tutaj. Miesiące przygotowań zarówno mentalnych, jak i fizycznych. Czas pełen wrażeń, emocji i na pewno niezapomniany. Odprowadziła wzrokiem każdy mebel z osobna. Otworzyła drzwi, ostatni raz obejrzała się i wyszła. Po prostu.

            Stojąc w korytarzu Akademii, dziewczyna nie wiedziała za bardzo, co ma robić. Czy może raczej wiedziała – jednakże nie była pewna, czy tego chce. Miała jeszcze trochę czasu przed ostatnią wizytą u Rony, więc po krótkiej wewnętrznej walce, na przekór swoim obiekcjom, skierowała się w stronę jednych z drzwi.
            Zapukała delikatnie kilka razy. Nikt jej nie odpowiedział. Nie spodziewała się jednak odpowiedzi. I bynajmniej nie grała tu roli wczesna pora. Pomimo to weszła do pokoju.
            Tristan już nie spał. Siedział tyłem do wejścia i wpatrywał się w widok za oknem. Niemrawe promienie powoli wschodzącego, wczesnozimowego słońca oświetlały całe pomieszczenie, łącznie z chłopakiem. Julia, nie wiedząc czemu, zwróciła uwagę w pierwszym momencie na światło prześwitujące zza jego potarganych włosów.
 - Czy to dziwne, że nie muszę się oglądać, aby wiedzieć, że to ty weszłaś, Julio? – zapytał nieoczekiwanie Tristan. Jego głos miał jakąś smutną, zduszoną barwę.
            Dziewczyna poczuła nagły przypływ wyrzutów sumienia. Jakby mało jej było na ten moment negatywnych emocji. Odchrząknęła i zamknęła za sobą drzwi. Przez długą chwilę panowała między nimi cisza. Pełna wyczekiwania i zbierania tak bardzo potrzebnych słów. Julia w tym czasie wyłapywała wzrokiem każdy szczegół postaci Tristana. Nie wiedziała, czemu. Zauważyła za to, że jego koszula była w wielu miejscach poplamiona, jakby chłopak nie dbał przez ostatnie dni o to, jak wygląda. Również jego fryzura o tym świadczyła. Ciemne włosy w falującym nieładzie sterczały na różne strony.
            Julia próbowała przełknąć gulę kurczowo trzymającą się jej gardła. Ta jednak nie chciała zniknąć. Swoją obecnością przypominała jednak dziewczynie o tym, jak podle potraktowała swojego przyjaciela. Każda kolejna zła myśl wpędzała ją coraz głębiej w ciemną dziurę pustki i samotności.
 - Wiele rozmyślałam nad moim życiem, Tristanie – wydukała bliska płaczu i kompletnej rozsypki. – Nad tym, jaka byłam i jaka jestem. Ale to normalne. Każdy człowiek, który spodziewa się rychłej śmierci, myśli o swoim dotychczasowym życiu.
            Tristan zwiesił głowę i pokręcił nią, jednak się nie odezwał. Julia wiedziała jednak, że bardzo chciał.
 - Dziś wyruszę, aby wypełnić moje przeznaczenie. – ciągnęła ciszej. – Ale zanim to zrobię,  chcę cię przeprosić. Wiem, że swoim zachowaniem sprawiłam ci ból. Okazałam się niegodna zaufania, wiem to. I nie oczekuję, że mi wybaczysz. Chciałabym jednak, abyś wspominając mnie nie myślał jedynie o zawodzie, jaki cię spotkał, ale również o tych szczęśliwych chwilach. – przy ostatnich słowach, głos załamał jej się, a z oczu popłynęły łzy goryczy.
            Tristan odwrócił się w jej stronę i wstał. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz. Uzmysłowiła sobie, że za nim również będzie bardzo tęsknić. Zostawi go tutaj, w tym małym, zamkowym świecie gór i marzeń. Nie było odwrotu. Ten etap w jej życiu, czy tego chciała czy nie, dobiegł końca. A wraz z nim, ku jej rozpaczy, odchodził również Tristan. Każda kolejna chwila coraz bardziej ich od siebie oddalała.
 - Nie potrafiłbym puścić w niepamięć tych szczęśliwych chwil – powiedział Tristan. – Byłbym kompletnym idiotą, gdybym to zrobił.
            Julia podniosła wzrok na jego oczy. Z brązowych tęczówek gdzieś uleciał znany jej zawadiacki błysk. Zastąpił go za to wewnętrzny ognisty upór. Dziewczyna przyjrzała się całej twarzy chłopaka i oniemiała. Pod oczami rysowały się od braku snu dwa sine cienie. Gęste włosy sterczały nieuporządkowane. Kości policzkowe stały się bardziej widoczne, jakby Tristan stracił na wadze. Najgorsze jednak było bijące z jego twarzy zmęczenie, wyczerpanie i zobojętnienie. Julii zrobiło się go bardzo szkoda, przez co poczuła się jeszcze gorzej. Miała wielką ochotę przytulić go i zapewnić, że zrobi wszystko, aby było między nimi jak dawniej i aby nie gasł z jej powodu.
 - Nieprawda, masz prawo to zrobić – wydukała, przytomniejąc. – To ja jestem idiotką. Nie łudzę się, że gdy umrę, ktoś będzie mnie wspominał z życzliwością.
 - Och, dlaczego wygadujesz takie bzdury? – jęknął Tristan.
 - Widzisz, czuję, że gdy zostanę pokonana, zamiast smutku, ten fakt wywoła wśród ludzi raczej zawód. – odparła, wzruszywszy ramionami. – Jestem narzędziem w rękach nieznanych mi ludzi. Czuję również, że już dawno straciłam kontrolę nad swoim losem. Przejęli ją natomiast właśnie ci ludzie.
            Tristan słuchał jej uważnie, a jego obojętna mina zaczęła zdradzać narastające przejęcie. Nie potrafiła wiele odczytać z jego oczu, przeczuwała jednak, że zgadza się z nią i doskonale wie, o czym ona mówi. Ta myśl była jednak dosyć niedorzeczna. Skąd bowiem miałby wiedzieć takie rzeczy?...
 - Czy nie możesz uciec? Zerwać ze wszystkim, rzucić to i stać się wolną? – zapytał.
            Momentalnie przyszedł jej na myśl Mirah. Była to jakaś opcja, bardzo kusząca, jednak… nie wchodziła w grę. Zresztą kilka dni wcześniej, w jaskini, rozmawiała na ten temat z Kyle’m.
 - To nie takie proste… - szepnęła, a w oczach ponownie zebrały jej się łzy, ponieważ właśnie po raz kolejny poczuła, jak bezsilna jest wobec swego przeznaczenia. Ponownie spojrzała w oczy Tristana. – Przepraszam cię jeszcze raz.
            Przez jego twarz przez chwilę przemknął cień konsternacji i wahania, nic jednak nie powiedział, choć wyraźnie chciał to zrobić. Zamiast tego podszedł do niej, przyciągnął ją do swojej piersi i otoczył ramionami w czułym uścisku. Nie dała rady dalej się powstrzymywać i zaczęła płakać.
 - Spokojnie, mała – szepnął w jej ucho, mocniej ją przytulając. Poczuła, jak Magnasis wbił się w jego mostek. Chłopak najwyraźniej również, ponieważ lekko się odsunął i spojrzał na kamień. Po chwili przeniósł wyczekujący wzrok na jej oczy.
 - To była wina Diany. – odpowiedziała na nie zadane pytanie i z rezygnacją przetarła dłonią wilgotne policzki. – Jak mogłam w ciebie choć przez chwilę zwątpić? Ciągle cię zawodzę. Nie jestem ciebie warta.
            Zamyślony musnął palcami klejnot. Jego czekoladowe oczy przez chwilę się w niego wpatrywały. Zamknął je, jakby chciał zakończyć wewnętrznie toczoną od kilku minut zagadkową walkę.
 - To ja nie jestem ciebie wart, Czarodziejko – wyszeptał z bólem, którego powodu Julia w ogóle nie potrafiła zrozumieć.
            W jednej chwili wpatrywali się w siebie nawzajem, napawali się swoją obecnością, zapamiętując szczegóły swych twarzy i wypowiadając nieme słowa pożegnania, a w drugiej, całowali się. Nie z pożądaniem i namiętnością, tak jak kiedyś w mieszkaniu Julii, lecz czule, ze smutkiem. Oboje czuli, że jest to ich ostatni pocałunek w tym małym, zamkowym świecie gór i marzeń.

- Jego Królewska Wysokość, hrabia Urii, książę Miráh Amárië Genma'Aar, syn i dziedzic spuścizny Ar’heusa. – przeczytał Kyle. – Ar’heusa, w domyśle Arhea, jak mniemam. – pokręcił głową. – Stoję właśnie naprzeciwko księcia Genma’Aara, hrabiego samej Urii.
 - Tylko czysto teoretycznie – mruknął Mirah i podniósł na Kyle’a pełen rozżalenia wzrok. –
Wszystkie te tytuły… to już jedynie przeszłość. Nic nieznacząca przeszłość.
 - Ha, mimo wszystko!
Kyle odłożył z powrotem na prycz wcześniej zabrany zeń bez pytania krótki sztylet. Idealnie wypolerowana srebrna klinga odbijała wpadające przez okno poranne światło wschodzącego słońca, rażąc przy tym chłopaka w oczy. Między umieszczonymi w niej kamieniami szlachetnymi, pięknym pismem wygrawerowane były tytuły Miraha. Z broni emanowało bogactwo i choć mieniła się w promieniach słońca, można było z całą pewnością stwierdzić, że gdyby ich zabrakło, świeciłaby własnym blaskiem. Kyle zapatrzył się w góry widoczne za maleńkim okienkiem, świadomy, że są one stokroć bardziej dostojne niż wszystkie skarby świata. Wyglądały, jakby były jedynie uwiecznione na obrazku zawieszonym na ścianie.
Po chwili przeniósł wzrok na Miraha. Chłopak nerwowo, niemal ze złością, jednak kompletnie bez celu żłobił nożem w drewnianej podłodze. Przez cały czas miał zamyśloną i nieszczęśliwą minę, zdradzającą kwapiący go poważny problem. Kyle odchrząknął, czując się nagle dosyć nieswojo.
 - Zapewne zastanawiasz się, po co do ciebie przyszedłem… o piątej nad ranem. - zaczął dosyć niepewnie. Uczucie to pogłębiło milczenie rozmówcy, jednak ciągnął dalej: – Sam nie wiem. Chyba tylko dlatego, że jesteś jedyną osobą, z którą mogę teraz zwyczajnie porozmawiać. Po prostu desperacko potrzebuję kontaktu z innym człowiekiem. Julia przez ten cały Test na Strażnika kompletnie odleciała i do teraz nie wiem, co się tam tak właściwie stało. Rona nic nie chce mi powiedzieć, Julia od kilku dni ciągle siedzi zamknięta w swoim pokoju… Nie mam pojęcia, co się dzieje. Między nauczycielami panuje wrzawa, ponieważ dzisiaj, za kilka godzin, wyruszamy na tą cholerną wyprawę – przetarł twarz, czując nagłe zmęczenie życiem. Obrócił się na pięcie i uśmiechnął się do blondyna. – Wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, jednak mamy ze sobą dość dużo wspólnego. Sam zobaczysz, czas miło nam zleci i obaj na tym skorzystamy.
Mirah spojrzał na niego w zamyśleniu.
 - Co masz na myśli mówiąc, że coś się stało na Teście na Strażnika? – zapytał.
            Kyle lekko zbity z tropu zmarszczył brwi.
 - Nic szczególnego. – odparł po chwili. – Wydaje mi się jedynie, że coś jednak musiało tam zajść, skoro do tej pory nie widziałem Julii. Chyba, że ona nie chce się ze mną zobaczyć…
            Momentalnie przed oczami stanął mu wyraz jej twarzy, gdy przed kilkoma dniami rozpoznała w ciemnościach głos Tristana. Kretyn. Kyle był tak szczęśliwy, mając ją w ramionach. Wiedział też, że ona czuła to samo. Uśmiechała się w inny niż do tamtej pory sposób i patrzyła na niego z nieskrywaną czułością. Gdy zaglądała mu w oczy czuł się tak, jakby przeglądała na wylot wszystkie jego myśli. Oboje czekali na tamtą chwilę. I nagle musiał się pojawić Tristan. Momentalnie radość i rozczulenie na twarzy Julii zastąpione zostały szokiem i strachem. Rysujące się na niej emocje, sprawiały Kyle’owi ból. Nie chciał, by cierpiała. Dlatego właśnie od tamtej pory był wściekły na siebie, na Tristana i ogólnie na cały świat.
 - Nie sądzę. – głos Miraha wyrwał go z zamyślenia. Kyle jakoś nie chciał tłumaczyć blondynowi, dlaczego mimo wszystko to może być jeden z powodów.
            Przez długą chwilę Mirah nad czymś rozmyślał. W końcu powiedział:
 - Widzisz… W dniu Testu Julii przytrafiło mi się coś bardzo dziwnego.
 - Co takiego? – zaciekawił się Kyle.
            Mirah wziął wdech i pokręcił głową.
 - Najlepiej będzie, jeśli ci to pokażę.
            Kyle zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Mirah podszedł do niego i sięgnął do kieszeni płaszcza. Po chwili wyciągnął w stronę towarzysza zaciśniętą w pięść dłoń. Spojrzał na niego z lekkim wahaniem i otworzył ją. Oniemiałego Kyle’a zalało złote światło Magnasis.
 - Ty… jesteś Czarownikiem? – wydukał zaskoczony, wpatrując się w magiczny klejnot, świecący jasno na bursztynowo. Przeniósł wzrok na oczy Miraha, pobłyskujące tą samą barwą. – Jak to możliwe?...
 - Nie pytaj mnie, nie mam pojęcia – odparł. – Przez dziewiętnaście lat żyłem w przeświadczeniu, że nie ma we mnie krzty Mocy, a jednak… sam widzisz.
 - Przecież Aris ukryła Źródło Mocy – rzekł nadal zszokowany Kyle. – I przeprowadziła te wszystkie nieszczęsne fale antymagiczne, słowem – zrobiła wszystko, aby w Aesii nie narodził się już żaden Czarownik! Mirah, to jakiś cud!
 - Posłuchaj mnie… Czuję, że wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poznałem Julię. To chyba ona rozbudziła we mnie Moc.
            Kyle otworzył usta, aby dopytać się Miraha, co ma na myśli. Za odpowiedź jednak posłużyło mu zdecydowane i twarde spojrzenie chłopaka. Strażnik pokręcił głową, czując, że sfery magii i Mocy chyba jednak go przerastają i lepiej, by nie próbował tego zrozumieć.
 - Jeśli ma to jakiś związek z Julią, chyba powinieneś jak najszybciej jej o tym powiedzieć. – stwierdził z przekonaniem.

            Julia wzięła wdech. Długo myślała nad tym, co ma powiedzieć Ronie. Miała również świadomość, jak głupio będzie brzmieć. „Tak, Rono, siedziałam przez tydzień w zamku i ćwiczyłam swój Dar. Co z tego wynikło? Zupełnie nic. Dar jakoś mi zanikł”. Chciała po raz ostatni uporządkować to sobie w głowie. Nie mogła jednak się skupić. Nadal myślami była przy Tristanie. Nie potrafiła i nie chciała lekceważyć jego uczuć. Niestety czuła, że wobec zbliżającej się wojny, którą sama zapoczątkuje, będzie zmuszona to zrobić.
            Weszła do gabinetu. Nikogo nie było w środku. Rona najwidoczniej jeszcze była w swojej komnacie sypialnej. Dziewczyna zamknęła drzwi i poczłapała w stronę bogato zdobionej sofy. Usiadła na niej i odchyliła głowę w tył. Wpatrując się w wysoki, pochłonięty w ciemnościach strop, starała się uspokoić emocje. Odkąd się obudziła, nie chodziła, lecz przesuwała się niczym cień, a jej głowę zaprzątało tysiące melancholijnych myśli. Żałowała, że nie spała tej nocy dłużej. Trzy godziny to stanowczo za mało, aby następnego dnia obudzić się pozytywnym, zwartym i gotowym na wyprawę pod mury Ur-Haar. Przez chwilę rozważała nawet krótką drzemkę, ponieważ pozycja w jakiej spoczywała okazała się zaskakująco wygodna.
            Po kilku minutach spędzonych w absolutnej ciszy, coś zaniepokoiło młodą Strażniczkę. Choć nadeszła już pora ostatniego spotkania z dyrektorką, ta się nie pojawiła. Podobnie jak Kyle, choć było to zrozumiałe, ponieważ nie był aż tak punktualny jak Rona.
            Julia wstała i zmarszczyła brwi. Nieświadomie napięła wszystkie mięśnie. Coś jej nie pasowało. Cisza zamiast dawać ukojenie, zaczęła ją niepokoić, ciemność komnaty nagle stała się głębsza. Po jej karku przemknął zimny dreszcz emocji. Nie potrafiła sklasyfikować źródła jej nagłego strachu, czuła jednak podświadomie, że nie jest bezpieczna.
            Wstała cicho i podeszła do wielkiego okna. Wczesne słońce schowało się za grubą warstwą chmur i przytłumionym blaskiem oświetlało gęstą, poranną mgłę. Pejzaż roztaczający się za szybą w żadnym calu nie zdradzał jakiegokolwiek zagrożenia. Julia westchnęła. Może to jej nerwy wprawiały ją w taką paranoję?...
            I nagle znowu jakiś dziwny impuls sprawił, że poczuła się dziwnie. Powietrze stało się jakby chłodniejsze. Dziewczyna zaczęła rozglądać się na wszystkie strony.
 - Gdzie jest Rona? – szepnęła w przestrzeń.
            Przez chwilę nic się nie działo. Ciemności nadal trzymały wystraszoną Julię w swoim uścisku. Przełknęła ślinę i czując narastający strach, przekroczyła komnatę i wyszła na korytarz. Zaciskając kurczowo dłonie na paskach skórzanej sakwy z ekwipunkiem, wychyliła się i rzuciła okiem w głąb tonącego w cieniu zamku. Wokół niej nie było żywej duszy.
 - Spokojnie – wyszepnęła, chcąc dodać sobie otuchy. – Wszyscy śpią. Rona pewnie siedzi w swojej komnacie. Stare zamki mają to do siebie, że lubią straszyć.
Nie wiedząc, co ma zrobić, ruszyła w stronę pokoju Kyle’a. Miała nadzieję, że razem coś wymyślą. Nie uszła jednak kilku kroków, gdyż nagle usłyszała jakiś szmer. Zaczęła nasłuchiwać.
Wtem przestrzeń przeciął kobiecy wrzask. Dobrze wiedziała, czyj to głos.
 - Rona… - wargi Julii wymówiły bezgłośnie imię dyrektorki.
 - Uciekaj!!! – kamienne ściany poniosły echem daleki histeryczny krzyk Rony. – Znaleźli cię, UCIEKAJ!!!
            Julia zzieleniała z przerażenia. Nie miała nawet chwili, by się zastanowić. Kątem oka dostrzegła w cieniu ruch. Nie minęła nawet sekunda, gdy nagle coś wystrzeliło w jej stronę i wbiło się w jej kostki u nóg, po czym pociągnęło do tyłu. Dziewczyna krzyknęła i runęła obezwładniona. Worek wiszący na jej plecach zamortyzował nieco upadek. Leżąc, desperacko starała się uwolnić, jednak była przytrzymywana. Przekręciła głowę i spojrzała na swoje nogi. Były mocno przewiązane jakimiś metalowymi sznurami.
            Z cienia nieopodal wybiegło czterech mężczyzn. Zszokowana dziewczyna nie miała pojęcia, skąd się tam wzięli i jakim cudem wcześniej ich nie dostrzegła. Mężczyźni byli ubrani jednakowo – na czarno. Powiewając ciemnymi togami, zaczęli mknąć bezgłośnie w jej stronę. Julia ponownie krzyknęła i machnęła ręką, by otworzyć Portal. Ku jej przerażeniu, nic jednak się nie stało. Zaczęła czołgać się z powrotem w stronę gabinetu dyrektorki. Zamaskowani mężczyźni błyskawicznie jednak ją dopadli. Trzech z nich gwałtownie ją podniosło. Dziewczyna kopnęła na ślepo i zaczęła się z całych sił wyrywać, wołając głośno o pomoc. Wiedziała jednak, że takowa nie nadejdzie. Oprawcy trzymali ją mocno, uniemożliwiając jakąkolwiek próbę ucieczki.
            Gdzieś obok rozbłysło fioletowe światło Portalu. To koniec, pomyślała Strażniczka. Wrzasnęła, wiedząc, że jej jedyną szansą jest atak. A jej jedyną bronią była wewnętrzna Moc.
            Nie wiedziała, jak to się stało. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw jej wnętrze zapłonęło, wszystkie części ciała zaczął trawić żywy ogień, Moc rozsadziła rozmiarami swej potęgi cały świat. Oponenci nie spodziewali się takiego wybuchu. Z przytrzymywanych rąk Julii buchnęły dwa olbrzymie, oślepiające płomienie. Wystrzeliły we wszystkie strony, połykając wszelką napotkaną materię, rażąc swą siłą ciemną zamkową przestrzeń. Powietrze przecięły męskie okrzyki bólu i zaskoczenia. Julia odepchnięta nagłą implozją energii, upadła w tył i zasłoniła głowę, by ochronić się przed własną potężną bronią.
            Po chwili płomienie rozpłynęły się w eterze. Dziewczyna nie chciała tracić ani sekundy. Wykorzystując moment szoku okaleczonych przeciwników, dopadła sznurów pętających jej nogi. Drżącymi dłońmi w mig uwolniła się z nich i niewiele myśląc wstała, po czym utworzyła Portal i do niego wskoczyła.


            Portal wyrzucił ją przy lesie, w miejscu, gdzie często siadała z Mirahem, gdy go odwiedzała. Świadomie przeniosła się w to miejsce. Czuła się tu najbezpieczniej.
            Ciężko dysząc, wyszarpała spod siebie worek i przetoczyła się na plecy. Momentalnie poczuła, jak zimna wilgoć gleby przedziera się przez jej ubranie. Nie potrafiła ogarnąć umysłem, co właśnie zaszło. Będąc w ciężkim szoku i nadal pod wpływem adrenaliny, postarała się poskładać w całość podstawowe fakty. Zamknęła oczy i zasłoniła dłońmi twarz.
            W budzącym się ze snu lesie, usłyszała nieopodal czyjąś rozmowę. Usiadła i zaczęła się rozglądać. Leżała na środku dużej hali górskiej. Cała dolina, rozpościerająca się niżej u jej stóp, tonęła we mgle. Julia wstała, zabrała swój pakunek i zaczęła podążać w stronę usłyszanych w lesie głosów. Była czujna i jej uwadze nie umknął żaden szelest. Kryjąc się za wszelkimi drzewami i głazami, posuwała się głębiej w sosnowy bór. Przystanęła i zaczęła nasłuchiwać. W jej głowie nadal pulsowała szybko krew, przez co miała wrażenie, że cały świat wiruje. Serce wystraszone łomotało w jej piersi, utwierdzając dziewczynę w przekonaniu, że zdradzi tym swoją pozycję. Każdy cień widziany kątem oka, przybierał groźną postać szybkiego, czarnego wojownika. Bała się nie na żarty.
            Nagle wśród odległych głosów, rozróżniła znajomy śmiech Kyle’a. Odetchnęła głęboko uspokojona i ruszyła sprintem przed siebie. Przebiegła kilkadziesiąt metrów i z pośpiechu poślizgnąwszy się na stromiźnie, dotarła w miejsce, gdzie teren zaczynał spadać, tworząc niżej nieckę. Dostrzegła w oddali sylwetki schodzących w dół Kyle’a i Miraha. Szczęśliwa krzyknęła, by ich przywołać. Pierwszy odwrócił się Kyle. Choć był daleko, Julia zauważyła na jego twarzy zdziwienie. Czując, że, jak zwykle gdy go widziała, robi jej się cieplej, desperacko zapragnęła jak najszybciej przy nim się znaleźć. Zaczęła biec szybko w ich stronę. Czuła się, niczym goniona przez geparda gazela.
 - Skąd się tu wzięłaś? – usłyszała pytanie zdumionego Miraha, gdy była bliżej nich.
            Wpadła na Kyle’a i zarzuciła mu ręce na szyję.
 - Co się stało? – zapytał, otaczając ją niepewnie ramionami. Był przejęty, ale i rozpromieniony, bo zobaczył ją pierwszy raz od kilku dni.
 - W zamku zaatakowała mnie grupa zamaskowanych mężczyzn – wyrzuciła z siebie rozgorączkowana, próbując się uspokoić w ich towarzystwie.
 - Jak to?! – wykrzyknęli na raz chłopcy.
            Julia wzięła głęboki wdech i odsunęła się od Kyle’a.
 - Czekałam w gabinecie na ciebie i Ronę – zaczęła, ochłonąwszy. – Gdy z niego wyszłam, napadło na mnie w korytarzu kilku mężczyzn. Spętali mi czymś nogi. Przez to nie mogłam utworzyć Portalu…
 - Kajdany na Strażników – syknął Mirah. – Uniemożliwiają samoobronę i teleportację.
 - Jak się uwolniłaś? – zapytał wstrząśnięty Kyle.
 - Sparzyłam ich ogniem, który wystrzelił z moich dłoni. – rzekła, w tym momencie uświadamiając samej sobie ten niecodzienny fakt.
            Wyznanie wprawiło obu przyjaciół w istne osłupienie. Julia przeniosła wzrok z twarzy jednego na drugiego. Nigdy jeszcze nie widziała ich razem, obok siebie. Przez jej głowę przemknęło dosyć banalne spostrzeżenie, że byli niemal identycznego wzrostu.
Pierwszy odezwał się Mirah:
 - Nic ci nie jest? – spytał.
 - Mi nie, ale… - przygryzła wargę. – Ci ludzie chyba porwali Ronę. Słyszałam jej krzyk.
            Kyle zbladł. Przeczesał dłonią włosy i wypuścił ze świstem powietrze.
 - Kim oni mogli być? – rzekł, kręcąc głową.
 - Podejrzewam, że zostali przysłani przez moją matkę – westchnął Mirah. Kyle i Julia spojrzeli na niego pytająco. – Kajdany są charakterystycznym elementem uzbrojenia królewskich asasynów.
 - To znaczy, że Aris jakoś dowiedziała się o mojej obecności w Aesii – zauważyła Julia.
 - Cholera, w tym momencie cały plan rebeliantów nam się sypie! – oświadczył poruszony Kyle. – Jego istotą miała być nieświadomość i nieprzygotowanie Aris…
            Julia poczuła się bezsilna wobec nagłej zmiany losu. Po chwili milczenia spojrzała ze smutkiem na Kyle’a. Podniósł na nią bezradny wzrok.
 - Co powinniśmy teraz robić? – zapytała cicho.
            Chłopak odwrócił się i zamyślił.
 - Uważam, że powinniśmy, według planu, odszukać oddział rebeliantów i przekazać im tą wiadomość. – powiedział po namyśle. – Sami niczego nie wymyślimy, a ich niewiedza może tylko pogorszyć sytuację.
 - Faktycznie – dziewczyna kiwnęła wolno. – Skoro Aris dowiedziała się, że ukrywałam się w Akademii, musiała już dawno domyśleć się, że naród szykuje przeciw niej wojnę. Powinniśmy wyruszyć już teraz…
 - Nie radzę wam schodzić w dolinę. – wtrącił Mirah. – Oddziały na pewno patrolują teren i cię szukają, Julio.
 - Ale nie możemy przenieść się tam Portalem – Kyle pokręcił głową. – To się nie uda. Żadne z nas nigdy nie było w umówionym miejscu spotkania z rebeliantami.
 - Co proponujesz, Mirah? – zapytała Julia.
 - Możecie wyruszyć wieczorem, gdy będzie ciemno. Poprowadzę was w to miejsce na około, górami otaczającymi dolinę.
            Julia z Kyle’m wymienili spojrzenia, uzgadniając bezgłośnie decyzję.
 - Tak będzie chyba najlepiej. – przyznał Strażnik.
 - Dziękujemy ci, Mirah. – Julia położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się, ale po chwili zmarkotniała. – Czy… jesteś pewien, że nie chcesz dalej iść z nami?
 - Mówiłem ci już. – Mirah odwzajemnił smutny uśmiech. – To nie jest moja wojna.


            Kilka godzin później zaczął zapadać zmierzch, a wraz z nim powietrze znacznie się ochłodziło. Trójka przyjaciół wyruszyła spod chaty Miraha. Zeszli w niższą partię góry, starając się jednak nie wkraczać w dolinę. Gdy rozpoczęli wędrówkę, było już zupełnie ciemno. Jedynie księżyc oświetlał im drogę. Mirah prowadził ich, poruszając się sprawnie i zwinnie w terenie, jakby znał jego niedoskonałości na pamięć. Cała trójka szła w ciszy, czujnie i niemal bezszelestnie, niczym trzy górskie mary, co jakiś czas wymieniając tylko między sobą kontrolne spojrzenia. Julii bardzo spodobało się przemierzanie dzikich obszarów z taką kompanią. Stanowili zgrany zespół.
            Godziny zlały się w jedność, aż wszyscy stracili poczucie czasu. Akademia już dawno została za ich plecami. Kilkanaście minut wcześniej postanowili iść obrzeżami doliny. Od tamtej chwili poruszali się znacznie szybciej i powoli zbliżali do końca swej wędrówki.
            Przez cały czas głowę Julii zaprzątało wiele pesymistycznych myśli. Przede wszystkim bała się, co wysłannicy Aris zrobili z Roną. Jeśli mieliby skrzywdzić kobietę, dziewczyna nigdy nie wybaczyłaby sobie, że nie próbowała znaleźć jej w zamku, tylko uciekła z tamtego miejsca. Strażniczce pozostało tylko modlić się w duchu, że dyrektorka przeżyła i kiedyś uda się ją odbić. Kolejną sprawą, która ją zastanawiała, była nieobecność wszystkich uczniów nad ranem w Akademii. Słysząc krzyki, na pewno ktoś przecież by się obudził. To jednak nie nastąpiło. Julia dużo nad tym myślała i w końcu doszła do wniosku, że najprawdopodobniej najeźdźcy przeprowadzili po cichu nocną akcję i wyprowadzili część osób, by przenieść je w inne miejsce. Być może podczas tej ewakuacji aresztowali podejrzanych o współpracę z rebeliantami. Beth… Czy zrobili jej krzywdę? Czy zdołała się obronić?... Julię przerażała świadomość, że jej koleżance mogło coś się stać. Podobnie jak z Tristanem. Skoro był w swoim pokoju, najwidoczniej napastnicy nie zdążyli w nocy wyprowadzić wszystkich uczniów. To zrozumiałe – w całej szkole było ich kilkuset. Wobec tego, po największym piekle, gdy kilku członków z całego oddziału próbowało pojmać Julię, musieli zająć się resztą Akademii. W tej chwili przyszła jej do głowy straszna myśl – a jeśli Aris wścieknie się tak bardzo za to, że jej straży nie udało się złapać siostrzenicy i rozkaże w akcie zemsty publicznie zabić przyjaciół Julii?... Tristan poniesie karę za swoją niewinność. Serce dziewczyny zabiło mocniej z emocji. Nie, to nie miało prawa nastąpić. Aris nie byłaby chyba  aż tak bezduszna…
            Odwróciła się i popatrzyła na Kyle’a. Chłopak szedł kilka stóp za nią. Wędrując starali się zachować między sobą dla bezpieczeństwa jak najmniejszy odstęp. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, Kyle posłał jej ciepły uśmiech. Odwzajemniła go. Obecność chłopaka zawsze działała na nią kojąco. Dorównał jej kroku i delikatnie ujął za dłoń. Gest ten dodał jej otuchy i siły. I tak jak doszła do tego już wiele razy, ponownie pomyślała, że jest z nim bezpieczna. Czując jego bliskość, uzmysłowiła sobie, że w najbliższym czasie będzie miała tylko jego. Mirah zostanie bezpieczny w górach, ale Kyle miał jej towarzyszyć przez całą długą i niebezpieczną podróż do Ur-Haar. Wcześniejsze przemyślenia i dołujące poczucie pustki po stracie tylu bliskich jej osób, utwierdziły ją w postanowieniu, że odtąd musi chronić Kyle’a za wszelką cenę. Nie mogła stracić i jego. Ta dojrzała decyzja ożywiła poniekąd Julię i postawiła przed nią konkretny, ważny cel. Uniosła wzrok i zapatrzyła się w jego zamyśloną twarz. Tak, taka strata przerosłaby ją i całkowicie pogrążyła. Kyle musiał przeżyć, choćby ona miała zostać pokonana.
Po jakimś czasie dotarli do niewielkiego wzniesienia, opadającego łagodnie do płytkiej rzeki. Mirah stanął i po chwili wolno odwrócił się w stronę pozostałej dwójki.
 - W tym miejscu muszę już was opuścić – rzekł cicho.
            Julia poczuła w sercu olbrzymi uścisk smutku. Nie chciała usłyszeć tych słów z jego ust. Nie była jeszcze gotowa na rozłąkę. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek by była. Podeszła do niego powoli i przygnębiona spojrzała mu w oczy. W nich również krył się żal. Przytuliła go mocno.
 - Musisz iść i nieść ludziom nadzieję, Joalenno – wyszeptał, a ona uśmiechnęła się. – Tak jak przyniosłaś ją mnie.
 - Dałam ci nadzieję? – zdziwiła się.
 - Tak. Na to, że jednak nie jestem pozostawiony sam sobie na świecie.
 - Och… - pokręciła głową. – Oczywiście, że nie jesteś. Tak bardzo będę za tobą tęskniła.
Odsunęli się od siebie. Chłopak spojrzał na wiszący na jej szyi Magnasis. Musnął go dłonią. W momencie, gdy dotknął jego powierzchni, klejnot na moment zmienił barwę na złotą.
 - Mirah! – wykrzyknęła rozradowana i oniemiała Julia. Mirah i stojący z tyłu Kyle z uśmiechem wymienili spojrzenia. – Masz jednak Moc?!
 - Odkryłem ją w dniu twojego Testu – przytaknął ucieszony.
 - Naprawdę? – uniosła brwi i zastanowiła się chwilę. – Ja również wtedy odkryłam swój Dar. Myślisz, że to coś oznacza?
 - Być może dane nam będzie kiedyś się o tym przekonać. – rzekł z powagą. – Od zawsze przecież łączyła nas dziwna więź.
 - To prawda… - przyznała. – Cieszę się, że odnalazłeś Moc.
 - Dzięki tobie. – uśmiechnął się ciepło. – Żegnaj.
 - Do widzenia, Mirah.
            Ostatni raz uścisnęła go, czując, że w jej gardle narasta wielka gula. Miała już dosyć pożegnań. Mirah podszedł do Kyle’a i uścisnął mu dłoń. Szepnął coś do niego, natomiast ten drugi kiwnął i uśmiechnął się. Julia usłyszała jedynie słowa „opiekuj się…”. Wytarła rękawem wilgotne od łez policzki. Tak bardzo chciała mieć pewność, że jeszcze kiedyś zobaczy tego chłopca o blond włosach i złotych oczach.
            Mirah spojrzał na nich i odwrócił się, by odejść. W ostatniej chwili Julia zatrzymała go:
 - Altharisie, jaką masz Moc? – zapytała.
            Chłopak zaśmiał się i spojrzał na nią. Podniósł szybko ręce do góry i w tym momencie leżące wokół nich jesienne liście poderwały się do góry i zatoczyły wokół nich okrąg wielką chmarą, niczym stado ptaków. Julia zakryła dłonią usta ze zdziwienia i roześmiała się. Poczuła na twarzy silny podmuch wiatru, we włosy wplątał jej się jeden liść. Kyle pokręcił głową z podziwem. W smutnych jak dotąd oczach Miraha, nareszcie zagościło szczęście.
 - Taką, która towarzyszyła mi od zawsze. – odpowiedział i rozpłynął się w gęstych  ciemnościach nocy, będącej od zarania dziejów najwierniejszym sprzymierzeńcem leśnych duchów. Zwłaszcza tych z Gór Esenthor.


***

Drodzy Czytelnicy! 
Przekazuję Wam dopiero co skończony przeze mnie rozdział. Umówmy się, że jest to prezent z okazji początku Nowego Roku.
Skoro już poruszyłam ten temat, chciałabym Wam wszystkim złożyć serdeczne życzenia (również w imieniu A.K.P.). 
Życzymy Wam samych sukcesów, spełnienia marzeń, osiągnięcia najwyższych szczytów i pomyślności w podjętych działaniach! 
Niech rok 2015 będzie dla Was przebojowy, szczęśliwy, pogodny i pod każdym względem niezapomniany.
Chciałabym również przekazać, że bardzo możliwe, iż do wakacji niestety nie będziemy zbyt często wstawiać rozdziałów. Stałych Czytelników proszę o uzbrojenie się w cierpliwość i nie frustrowanie się, a tych, którzy zaglądają do nas rzadziej, aby nie zniechęcali się całkowicie, jeśli długo nie damy znaku życia. Postaramy się w miarę możliwości zamieszczać części systematycznie, albo chociaż odpowiadać na komentarze pod najnowszymi postami.
 Niestety, tak jak wiele razy już mówiłyśmy, nasza szkoła strasznie nas terroryzuje i od początku roku musimy bardzo dużo się uczyć. Ja sama bardzo chciałabym więcej pisać, ponieważ jest to moją pasją, ale zaniedbanie nauki momentalnie odbiłoby się na moich ocenach, a na to nie powinnam sobie pozwalać pod koniec gimnazjum. A.K.P. jest chyba w podobnej sytuacji. Mam nadzieję, że nas rozumiecie...  

Zapraszam do oceny rozdziału w komentarzach. 

Ciao! Akwarela


6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział;* Omg jak mnie tutaj dawno nie było i przepraszam za to postaram się to nadrobić... Miałam pełno spraw na głowie, nawet nie dodawałam nic na moim blogu co także muszę nadrobić:) Pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejny rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny genialny rozdział... Już nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję bardzo :))!
    Cieszymy się, że ktoś nadal jeszcze zagląda na naszego bloga <3. To dla nas naprawdę wiele znaczy.
    Przepraszam, że nie wstawiłyśmy żadnego rozdziału od... jejku... kwartału?!
    Kawał czasu... Nie myślcie sobie jednak, że zapomniałyśmy o opowiadaniu. Ostatnio wiele o nim rozmawiałyśmy. Powoli kreują się w naszych głowach pewne nowe pomysły co do akcji, przedstawienia bohaterów, a nawet całego bloga. Z perspektywy czasu, ja sama inaczej postrzegam wykreowaną przez nas rzeczywistość i historię. Nie będę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale powiem tylko, że mamy z A.K.P. w planach wprowadzenie całkiem sporych zmian. Ale to wszystko dopiero za jakiś czas, teraz zwyczajnie nie mamy możliwości pisać.

    Jeśli macie jakieś pytania, śmiało piszcie w komentarzach :). Będę na nie odpowiadać systematycznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy jest jakakolwiek szansa, że ten blog odżyje?
    Bardzo mi się podobał i chciałabym poznać zakończenie tej historii;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy jest jakakolwiek szansa, że ten blog odżyje?
    Bardzo mi się podobał i chciałabym poznać zakończenie tej historii;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń